Właśnie wysłuchałem dramatycznego oświadczenia-apelu Millera w sprawie wyborów.
W zasadzie nikt nie powinien być treścią apelu zaskoczony.
Mówił wszak przedstawiciel lewicy inspirowanej radziecką nauką oraz estetyką i kulturą Moskwy porewolucyjnej ( w tym współczesnej), niedoszły poseł samoobrony w biało-czerwonym krawacie (a jakże!), niezłomny obrońca praw funkcjonariuszy byłego systemu, wliczając w to siepaczy różnych faz peerelu w lot chwytających moskiewskie rozkazy, wskazówki i ducha tej specyficznej odmiany lewicowości, nazywanej eufemistycznie 'demokracją socjalistyczną'.
To w stosunku do tych ostatnich i tylko do nich, deklaruje lojalność, w tak niezłomny sposób, że robi to wrażenie.
Wszystko powyższe, razem ze sromotną porażką w wyborach jego formacji, powoduje, że nie jestem zaskoczony millerowym żądaniem unieważnienia wyborów.
Dziwi mnie tylko, że odwołuje się wyłącznie do organów Unii Europejskiej i Rady Europy. Dziwi zwłaszcza dlatego, że bardziej dla niego naturalne byłoby zwrócenie się do Rosjan z ich zmodernizowanym wcieleniem genseka: nowym macho-liderem na miare XXI wieku - Putinem.
Nie jest tajemnicą, że wielu jego partyjnych kolegów z przybocznym Jońskim na czele bez wahania wcieliłoby się w rolę Babraka Karmala, Janosa Kadara czy wielu innych wzywających na pomoc Rosjan. Zawsze przeciwko współrodakom. Dlaczegóż więc tym razem powściąga język?
A może to po prostu gruntownie przemyślana taktyka?
Takie myśli przychodzą do głowy, jeśli weźmie się pod uwagę doświadczenia choćby sekretarza PKW oraz kilku innych sędziów z jej składu a także składy licznych komisji wyborczych niższych szczebli.
No i gdy się zwłaszcza zważy na "wymianę doświadczeń" w maju 2013 roku, polskich sędziów z PKW z rosyjską komisją wyborczą, podczas gościny u "czarodzieja Kremla" (nie tylko od wyborów) Władimira Czurowa .
W tej sytuacji ciekaw również jestem, o co więc chodzi, jak zwykle ponadnormatywnie infantylnemu Błaszczakowi razem z jego osobistym prezesem?
Inne tematy w dziale Polityka