Kaczyński, posługuje się dość ubogim słownictwem. Jakiż kolosalny dystans dzieli go od znienawidzonego (być może również dlatego) Tuska!
Braki słownikowe prezesa, wystawiają przy okazji, nie najlepsze świadectwo specyficznemu, 'żoliborskiemu salonowi', na który wielokrotnie przywódca pis się powoływał.
Język taki, wystarczy jednak by być prorokiem w gronie złożonym, m.in. z Błaszczaka, Suskiego, Sasina, Hofmana, Brudzińskiego i im podobnych 'tuzów' intelektu.
Z powodu braków w słownictwie, ma prezes ulubione słowa, których używa ponad miarę często. Dla rewolucyjnej 4tej rp. to słowa wytrychy.
Do takich słów należy np. 'niebywały'. Oto właśnie Kaczyński użył wyrażenia 'niebywały skandal', imputując prof. M.Fuszara poparcie dla kazirodczych związków. Nie trzeba jednak kończyć studiów wyższych – a prezes Kaczyński to przecież doktor(sic!) – by stwierdzić, że w wypowiedzi prof. M.Fuszary, takiego poparcia nie ma. Zrozumienie, że omawiana wypowiedź jest naukową relacją dotyczącą rzeczonej kwestii w różnych krajach i kulturach, nie nastręcza żadnych trudności odbiorcy, dysponującemu intelektem na przeciętnym poziomie. Ta prosta konstatacja przekracza jednak możliwości Kaczyńskiego i rozpulchnionego, nie tylko intelektualnie, Hofmana, a za nimi - mas, związanych z koncepcją 4tej rp.
W istocie język prezesa, prosty aż do obskurantyzmu, jest dowodem na – używając eufemizmu – niewysoki poziom proroka i przywódcy niejasnej rewolucji. Bliżej chyba Kaczyńskiemu do kręgów absolwentów wumli (kto jeszcze pamięta co znaczy ten skrót?) i zgrai doktorów wszechnauk, którzy tytuły swoje uzyskali na rozmaitych 'akademiach talentów' afiliowanych przy komitetach jedynej i 'słusznej' partii różnych szczebli.
Balansująca na skraju mentalnej normy Pawłowicz, to całkiem inna historia. Z wspomnianymi wyżej kolegami, poza partyjno-plemienną podległością prezesowi, łączy ją ilość, częstotliwość i zakres artykułowanych bzdur, nonsensów i obskurantyzmów. I szkoda tylko, że nieboraczka, nie ma już szans na rolę kaszalota, w ziemniakiewiczowskim sensie. Swoją drogą, to kwestia dotycząca wielu 'lwic' prawicy konserwatywnej związanej z 4tą rp. Ciekawe jakie są doświadczenia w zakresie ziemniakiewiczowskich ichtioistot Lichockiej albo Terlikowskiej?
Materia ta, jest jednak równie niesmaczna i odrażająca jak działalność gwiazdy tutejszego 'salonu' (byłażby to kolejna emanacja wspomnianego powyżej 'salonu żoliborskiego?), blogera o nicku Matka Kurka. Troglodyta ten, opluł był onegdaj J.Owsiaka (i pluje nadal, o ile wiem), tylko za to, że nie mieści się on w buraczanej normie, uważanej przez niego za jedyną dopuszczalną i słuszną.
I choć, ani matka ani kurka, nie ma szans ani chęci zebrania na jakikolwiek cel charytatywny, milionowej bodaj części kwoty jaką udało się zebrać na sprzęt medyczny Owsiakowi, to ma wysokie mniemanie o sobie. To niczym nie uzasadnione samopoczucie oraz wyznawane wartości pozwalają mu razem z pozostającą na pograniczu normy mentalnej Pawłowicz, deprecjonować osiągnięcia akcji Owsiaka.
Solą w oku, nie tylko tego indywiduum, są ewentualne zarobki fundacji Owsiaka i pracujących w niej ludzi. Gdyby jednak ludzie pokroju tego blogera i Pawłowicz wyściubili nos poza swoje, cokolwiek zatęchłe, przaśne
i nieświeżo pachnące gumno, mogliby np. zobaczyć, że jak Ziemia długa i szeroka, zwłaszcza w krajach cywilizowanego Zachodu, normą jest, że praca w fundacjach charytatywnych jest źródłem utrzymania dla jej pracowników. Vide - powszechny i wysoce efektywny system rozlicznych 'charities' w Wielkiej Brytanii. Zatrudniają one, płacąc pensję całkiem pokaźną liczbę ludzi. Inaczej, być może ci zatrudnieni, musieliby zostać podopiecznymi tych fundacji.
Matka Kurka, najwyraźniej chciałby takiego rozwiązania. A ponad wszystko, woli okadzać świat i okolice smrodkiem swojego nieróbstwa i inercji. Na dodatek w żenującym stylu i w zapyziałej estetyce. Jak nic, zasłużył się wielce dla prawicy zoologicznej. Tylko patrzeć jak zacznie pisać u Latkowskiego.
Musi się jednak pospieszyć, bo Wprost właśnie spada z rynku.
Inne tematy w dziale Polityka