Zaskakująco łatwo spadła z Dziedziczaka maska człowieka kulturalnego.
Przez wiele lat starał się sprawiać wrażenie, że jest jako krzewiciel kultury zaginionej za peerelu rycerzem bez skazy.
Że oto on, jest odnowicielem - najpierw z upoważnienia jedynie słusznych harcerzy a potem jako rzecznik śmiesznie 'szarmanckiego' prezesa Kaczyńskiego, którego próbował kreować na jedynego depozytariusza dawnych salonow ych zwyczajów - upadłych, w wyniku spisku klasowego, zasad świata kulturalnego.
I choć nikt z mających głowe na karku nie dał mu się oszukać - zbyt wyrażnie sprawiał wrażenie przyciężkiego, prowincjalnego hochsztaplera z przerostem wyobrażeń o sobie - to przyznaję, że niemało wkładał wysiłku by oddalić od siebie, dość oczywiste skojarzenia z barbarzyństwem.
I oto w jednej chwili maska spadła. Brak kindersztuby jeszcze można byłoby ścierpieć, ale troglodytyzmu jaki publicznie i ostentacyjnie zademonstrował nie toleruje się w Europie cywilizowanej.
Czegóż się jednak spodziwewać po osobniku, który chrześcijańskie miłosierdzie po polsku, ćwiczy od lat. Być może nawet w 'salonach żoliborskich', o których wiadomo, że ćwokowatość mylą tam z szarmanckością a arbitrem elegantiarum jest nuworysz i ćwierćinteligent Artur Górski. Na dodatek w pierwszym pokoleniu.
W tutejszym s24, też bryndza. Pióra strzępią dziś myśliciele tej miary co Kużmiuk czy Wojciechowski, którzy nawet bez Rysia Czarneckiego, niezawodnie zostawią posmak (absmak?) hucpy i barbarzyństwa.
Coś mi się zdaje, że czas nie jest łaskawy, dla wszystkich anachronicznych i antyintelektualnych salonów i nibysalonów niedoszłej 4tej rp.
Inne tematy w dziale Polityka