Czansi Ogrodnik Czansi Ogrodnik
54
BLOG

Dziki Zachód u Trumpa

Czansi Ogrodnik Czansi Ogrodnik Polityka Obserwuj notkę 1

Felieton satyryczny.

Trump w Białym Domu urządził sobie Park Yellowstone. Brakuje mu flinty, ale prostytutki na całym świecie donoszą, że nie musi jej mieć w rękach, bo ma w spodniach. Wszyscy mają słuchać Trumpa, jak szeryfa na Dzikim Zachodzie, tylko nie wiadomo czy coś sensownego ma do powiedzenia. Przeczytałem dziś, przemierzając kraj pociągiem, bodajże w Angorze we wstępniaku Martenki, że cytuję”ulało się europosłowi Jakiemu, cierpiącemu na umysłowy refluks, który poradził Sikorskiemu, że trzeba wierzyć w Amerykę, a Koalicja Obywatelska obraża Trumpa”, a parsknąłem przy cytacie z jegoż tekstu:”Gratulowała Muskowi europosłanka Sójka, która mogła być ozdobą każdej przychodni, a partyjną decyzją została lekarką przy Ozdobie”. Panowie, co wy tak gremialnie przez wszystkie gazecichy dobijacie prezesa Jarosława Kaczyńskiego? Przecież to nie on, a jego przystawki źle skonsumowane narobiły bigosu w świątecznej toalecie.

A już grubą przesadą było takie ułożenie przesłuchania i prokuratorów, że świadek zmarł i nie może potwierdzić przed sądem, tego co spisano w protokole przesłuchania. Bodajże w UK i USA nie bierze się pod uwagę zeznań w ten sposób zebranych, że świadek tuż po umiera i nie może ich potwierdzić przed sądem. Tłumaczenia prokuratora, że nie było obowiązku rejestracji dźwięku, że nie było potrzeby obecności adwokata przy kobiecie po 70-tce, na oko dobrze trzymającej się, (ale czy na pewno zdrowej jak umarła?), rodzą najwięcej podejrzeń, mimo podejrzeń. Kto tu i co chciał ugrać, a nie wyszło i zrobiła się prawie rewolucja? Tak żeście kochani urzędnicy potarli podogonie prezesa Kaczyńskiego terpentyną (lub chili), że takiego wku*wu dostał jakbyście mu na ordery napluli, gdyby był zasłużonym na polu walki jednostki Grom generałem (pozdrawiam wszystkich urodzonych 23 maja, chylę czoła przed cichymi i wiernymi). Toż Prezes teraz jak skrzydło swego wojska rozwinie choć jedno, to nie będzie żadnej reduty Ordona, choć porównanie kiepskie, będzie rewolucja na ulicach, sztandary, wiece i ludu pomruki konserwatywnego, gdy tylko jeszcze jedna kropla łzy u Prawicy spadnie, lub kropla krwi znamienitego się jakiego z nich przeleje. Ważyłbym słowa, ważył postępowania grubymi dowodami, a nie szył nićmi fastrygą byle co, nie drażnił lwa, bo paszcza wielka, a ludzie w badaniach sondażowych niezadowoleni, oj niezadowoleni.

Jedynym świętym w tym stadzie wydaje się Szymon Hołownia, który w jednej ręce trzymając Konstytucję wzrusza się patriotycznie, a w drugiej ręce trzymając biblię z płomykiem nadziei z niej bijącym słowem, podkreślam słowem: karci, słowem podkreśla, słowem rozdziela zwaśnionych na mównicy lub na jej obrzeżach, słowem rozśmiesza, słowem puentuje, słowem tnie jak biczem, nawet laską tupnie, gdy słów przez niego mieconych giętko chłopina jakiś z aspiracjami do bycia paniczem przy Marszałku Sejmu nie zrozumie, sensu nie złapie i dalej się wykłóca jakby o miedzę. Słowem ciachnie i zamiecie. Ale w zaułkach prowincji, gdzieś to ulatuje w niebyt i nie wraca poparciem niestety. Martenka chyba popełnił najlepszy do tej pory wstępniak, a czytam Angorę od czasów zamierzchłych z piętnaście lat, jak Rzeczpospolitą, czy to co po niej pozostało w Sieci, w Do Rzeczy, czy Gazecie Polskiej. Wyborczą brałem darmo z redakcji, z egzemplarzy wyłożonych dla ludu w liczbie dwóch (kiedyś był taki zwyczaj), widziałem więc na żywo w redakcji krzątających się dziennikarzy, młodziutkiego podówczas Żytnickiego, silnego Czuchnowskiego i paru innych tuzów ze szpalt poczytnych, a nawet swojego brata w redakcji sportowej kiedyś. A dziś, ledwie rzucę okiem, bo czyta się teksty jak do streszczenia doktoratu treścią najważniejszą, przydatną do cytatów, święta przeznaczając, bądź podróże na resztę okrojoną do najbardziej spójnej i tak robi większość Polaków.

Dlatego Trumpa będę bił słowem między oczy za każde potknięcie, za hucpę i słomiane obietnice. Toż przejechał się sromotnie z całymi USA na Putinie i zamiast rozejmu wyszła mu kapitulacja. Oż ja cię pie*dolę jak mawiał kiedyś mój kolega z branży wówczas menedżerskiej wysokiego kalibru krajowego, takiego błota rodem z zagród niektórych zwierzątek nie uznawanych do zjedzenia przez Żydów i muzułmanów w dyplomacji jeszcze nie było. Błoto dyplomatyczne rżnie spod kopyt kowbojów w wydaniu Rubio i Muska, na szczęście przystopował ich lassem na X-ie Sikorski, po nosie zadźwięczał i przebrzmiało świstem ostatniej pętli. Celnie nazwał doradcę Trumpa Claude Malhuret, było coś o cesarzach i błaznach na ketaminie u Martenki. Ja już nawet boję się pisać, że to Homelander w kontrze do ludzi, którzy go wybrali. Homelander to przy Trumpie tylko taki współczesny Nixon, Trump zawiesił poprzeczkę dyplomatycznego absurdu znacznie wyżej. Pauz i point jak w doborowym balecie ze znawstwem oglądanym nie uświadczysz, jakby Trump wlazł do drogowego walca, urwał drążek od biegów i kierownicę i poszeeeeedł „w pole na szagę”, i co ucieknie to przeżyje. Jakby mnie się gdzieś coś obiło o uszy, że do Putina nie jeździ się z propozycjami, dogadanymi ustępstwami na jego rzecz, a tylko z żądaniami. Wtedy on wybiera sobie żądanie najbardziej mu sprzyjające do spełnienia go i są tzw. negocjacje z Putinem zawierające się w dwóch słowach „tak”, „nie”, no może jeszcze „nie i koniec”.
Putin chce mieć całe Morze Azowskie i Morze Czarne dla siebie, od zarania dziejów, kiedy wybudował ten luksusowy kompleks dla siebie, tak było. Dlatego linia akcji wojennych posuwa się nadbrzeżem w kierunku Odessy i w głąb kraju nieznacznie, tak by nie było za dużego ukraińskiego wrzasku. Morze wewnętrzne to jest to, a Sewastopol rzut beretem dalej ze szkołą morską.

Poważnie rzecz biorąc jedyna szansa dla Zełeńskiego tkwi w Rijadzie i Abu Zabi, i może jeszcze incydentalnie w Chinach. Tam przed negocjacjami jedzie się z prezentami, a jeśli cokolwiek dotyczy wojny gdziekolwiek i działania w niej Arabów, którzy opływają w dostatki, by gdzieś powiedzieli po włosku: Basta! Cały skład delegacji musi być męski, nawet tłumacze biegle znający arabski i jego perską odmianę, klasyczną. Trzeba błysnąć skrzynią przyprawy szafran, bursztynowymi szachami (w całości artystycznie wykonanymi), bursztynowym tryktrakiem (dobrze, by ktoś z delegacji umiał w te gry grać na poziomie eksperckim i znał przy tym królewski arabski, bo się różni od wykładanego na uczelniach). Amerykanie mają całe zespoły profesorskie powoływane w szczególnie ciężkich i ważnych sprawach przy rozszyfrowywaniu i tłumaczeniu regionalizmów arabskich z działań terrorystycznych znacznych rozmiarów, wychwyconych przez ludzi i booty w Marylandzie w postaci powiązanych tekstów. Mają negocjatorów zajmujących się komunikacją niewerbalną, znających daną kulturę miejsca negocjacji lub narodowościową negocjatorów – szefów państw, czy doradców ds. bezpieczeństwa (patrz ostatnie spotkanie Rijadzie 18.02.2025) Jako forpoczta Ukrainy i Zełeńskiego mogą jechać Polacy z Sikorskim i premierem Tuskiem (propozycja) z prezentami.

Trzeba wsiąść na historycznego konika arabskiego, w rozmowach podkreślać z szacunkiem znawstwo książęcej i królewskiej genealogii, wyszukiwać europejskich żon kuzynostwa lub szczególnie lubianych europejskich kochanek, ukrywanych przed żonami i dziećmi. A potem wejść do ogródka politycznego jakim jest panowanie nad cieśniną przy Turcji i Morzami Czarnym i Azowskim. Arabom również zależy na swobodnym dostępie do imprez w pałacu Putina, ale nie chcieliby być na tych morzach przez niego kontrolowani każdym ruchem. Arabowie to tradycja matematyczna, architektoniczna i budownicza w ekstremalnych warunkach. I jeśli tylko EU i USA odpuściłyby sobie zakusy na „odbudowę” inwestycyjną obecnie zniszczonej Ukrainy, a mieli by tam do popisu pole szerokie lub węższe Arabowie z ZEA lub Saudi Arabii, to byłby to początek nacisków na Putina od strony Azji Mniejszej, może status rozejmu na rok. Arabowie nie prowadzą wojen w miejscach, gdzie mają swoje dochodowe biznesy i najlepsze świątynie. Przypomnę Iran dostarcza drony Rosjanom. A Iran to młodszy (mniejszy brat) dwóch pozostałych arabskich braci. Mogli się kiedyś dogadać na temat Wzgórza Świątynnego w Jerozolimie, były rozejmy, czy negocjacje w Szwajcarii zupełnie neutralne, przynoszące skutki, mogą być i dzisiaj w Rijadzie lub Abu Zabi powtórne. Wołodyjowski małym rycerzem polskim był, a wygrywał i pojedynki i małe wojny, przynajmniej u Sienkiewicza. Arabom, by wywarli presję na Putina trzeba dać coś, czego nie mają lub nie widzieli, albo mają, ale nie tak jak chcieli. O wartości poselstwa w Arabii w większości przypadków decydowały szczere intencje i sprawdzone wielokrotnie poczynania do kilkunastu lat wstecz wszystkich w delegacji. Nomadzi dziś wiodący osiadły tryb życia lubią gościnę, która zaczynała się od daktyli, słodkiej herbaty i rozmów, często prowadzonych w kucki rzadko po pańsku na poduchach. I pamiętać należy o ich świętach, o tym, że gdy słońce zachodzi i temperatura spada poselstwo nie może pić alkoholu i być nawet trochę rozwiązłe. By przyjaźń trwała w tym rejonie dla Polski i Ukrainy długo spędzony czas musi być owocny w zupełnie prywatne (na tyle, na ile to możliwe) rozmowy i pertraktacje, takie męskie wyjście w świat oblane kulturą i inteligencją. Wtedy skutek działań jest najlepszy. Arabom nie zależy na wojnie w Izraelu, ale złości ich wyganianie przez Trumpa Palestyńczyków z Gazy (do dziś nie mogę uwierzyć, że Trump sam zamieścił filmik o Eldorado, jakby mu się pomyliły kontynenty i wieki zupełnie zaprzeszłe). I tu jest pole do rozmów dla ewentualnego poselstwa z Polski w sprawie Ukrainy. Gaza i Morza, przemysł stoczniowy, współpraca szkutnicza przy jachtach (tyle mamy w Polsce dobrych firm produkujących), horyzonty marzeń arabskich książąt należy znać również.

Nie daruję jednak Trumpowi godzinnego czekania naszego prezydenta Dudy przed gabinetem owalnym, w pozycji na Adriana jak w Showmaxie w odcinkach „Ucha Prezesa”, bo co by o nim nie powiedzieć to jest naszym polskim Prezydentem i jakiś kowboy z USA bez Winchestera, czy sztucera Henry’ego nie będzie nam tu kijem Wisły zawracał. A na głupotę polityczną i narcyzm Mastalerka już zwracałem uwagę, więc więcej słów nie będę o nim pisał, „sałatki szkoda”.

Trumpowi mogę tym tekstem powiedzieć na odległość : Respect Mr. President USA Trump, respect for Poland! Mamy tam stan taki, jakby cała amerykańska dyplomacja uciekła gdzie pieprz rośnie, gdy tylko zobaczyła w Gabinecie Owalnym grzywkę à la Johny Bravo u aktualnego prezydenta. No wymiata, nawet nie wiadomo czym, najlepszych i najbardziej wykształconych ludzi. Zostali sami potakiwacze. Oby ta choroba zwana ostrym zespołem niedopchnięcia, objawiająca się ciągłym pochylaniem głowy i mówieniem: tak będzie panie prezydencie Trump, tak będzie jak sobie życzysz, nie przeniosła się na inne kraje w takim tempie jak w USA po salonach.

Putin świętuje, Ukraina płacze, a Trump robi miny, bo obietnice rozejmu i pokoju mu się sypnęły ostro. Johnowi Duttonowi, filmowemu władcy Yellowstone można przypisać o wiele więcej wzniosłych cech i przymiotów niż Trumpowi, i lepiej się go słucha, czy ogląda.

Czy możliwe jest by Trump był jeszcze kiedyś John’em Dutton’em swoich czasów? Wątpię.

Obym się mylił i rozejm na czas dłuższy zapanował w Ukrainie z godnością zachowania granic takich, jak po zmianach ustrojowych w ZSRR. Oby.

Do tego czasu Zełeński mógłby mieć mnóstwo dronów, małych dużych, zwiadowczych i z bronią, czy c4, aby codziennie chmarami straszyć rosyjskie miasta mające magazyny wojenne lub wojenną infrastrukturę, by się wreszcie obudzili i zaszemrali Putinowi o pokoju. Akcje Chodorkowskiego trzeba rozwinąć na całą Federację Rosyjską, tylko kto z Rosjan za granicą to mentalnie udźwignie i zostanie nowym jej prezydentem w tym kraju wódki i mafii?

Czytam, oglądam, wnioskuję. Lubię fakty, kieruję się zasadą słuszności. Being There.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka