Czansi Ogrodnik Czansi Ogrodnik
308
BLOG

Rozstawianie Hołowni po kątach

Czansi Ogrodnik Czansi Ogrodnik Polska 2050 Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Czyszczenie pola pod wybory prezydenckie.
Martenka w “Angorze” nr 50/2024 pisze, że polska polityka zawiera elementy burleski. Mniemam, że pismakowi chodziło nie o prezentację na zewnątrz narządów, ale o kiepską kondycję organów, tychże organów państwowych. I zapewne jakiś element prawdy obiektywnej jest w stwierdzeniach Marszałka Sejmu Szymona Hołowni, że w ograbianiu jego publicznego wizerunku z godności maczały ręce jakieś służby tuż przed rozpoczęciem kampanii do wyborów prezydenckich. Tylko czyje te służby, na pewno polskie? Wątpię chyba, że jakieś z PRL-u, do tej pory uśpione.
Zaznaczyć należy w tym miejscu, że w ciągu jednego tygodnia przed Bożym Narodzeniem tak jakby usunięto z wyścigu do najwyższego fotela w RP aż dwie kandydatury. nieujawnioną Wojciecha Olejniczaka (byłe SLD), który mógł liczyć się w stawce na poziomie 20%, aresztowało CBA, a Hołowni do pieca dołożyła pismaczka z Newsweeka łącząc go sprytnie z Collegium Tumanum. Jak zauważyli Państwo zapewne, w obu przypadkach “dziennikarskiej” pracy użyłem odpowiedniego określenia do poziomu nadawców komunikatów m.in. o Hołowni.

Hołownia może w wyborach prezydenckich odebrać głosy centroprawicy i prawicowych błądzących wyborców, którym nie spodobały się różne formy grabienia gotówki za poprzednich rządów. Olejniczak mógł odebrać głosy lewicujących wyborców Trzaskowskiemu. Teza Hołowni o sprytnym posunięciu jakiegoś gremium mającego środki materialne i chęć wywarcia wpływu na kształt wyborów prezydenckich w Polsce w 2025 roku, przy takim zestawieniu faktów zaczyna być bardziej prawdziwa.
Do tego jeszcze pojawił się wywiad z byłym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, który daje szansę Karolowi Nawrockiemu (szefowi IPN, kandydatowi popieranemu przez PIS) na wygraną w nich. Kwaśniewski rzadko mylił się w ocenie posunięć kacyków republik postradzieckich na Wschodzie, być może jego ocena szans Nawrockiego jest bliska prawdy.

Martenka we wstępniaku „Z życia sfer polskich” jedzie po Hołowni jak po narowistej kobyle. Sam jednak zapomniał, że inni mogliby się pośmiać z niego, że studia kończył na tajnych kompletach wojskowego Kaowca w głębokim socjalistycznym PRL-u, o czym obszernie pisał na łamach cytowanego tygodnika łódzkiego. Język tego tygodnika spowszedniał, nakład w zastraszającym tempie maleje, a wydawca wkleja do środka artykuły również o problematyce seksualnej z ładnymi obrazkami nagości, by przyciągnąć tych, którzy już Angory nie chcieli kupować w kioskach, bądź logować się do niej na urządzeniach elektronicznych. Na stronie wewnętrznej trzeciej okładki rysunki są powtarzane, jakby redakcji tygodnika i jego wydawcy kończyły się pieniądze dla rysowników i pomysły na historyjki odpowiednie do pory roku. Krzyżówki, jak narzekają na tygodnik czytelnicy z lubuskiego, również powtarzają się, gdy prenumeruje się gazetę od kilkunastu lat. Poziom cytowanych artykułów z innych gazet wydatnie się obniżył w preferencjach ich wyboru na łamy do przedruku, a Szpak i Martenka uprawiają dziennikarstwo brukowe sadząc sążniste epitety (zasłaniając się formą satyryczną felietonów) szczególnie wobec Prawicy. Ogórek natomiast pisze artykuły o niczym, jakby nieźle szaleju się opił przed spojrzeniem na ekran komputera, a program do sprawdzania pisowni zrobił mu w tekście własną korektę treści. Panie Martenka napisz Pan dwadzieścia książek o tematyce różnej, często naukowych, jak Hołownia, a potem wylewaj popłuczyny zasnutego czerwienią mózgu, w treści publikowane w internecie.

Przypomnij Pan sobie może czasy minione i osadź w nich swojego „kolegę” Sławomira Pietrasa, który w Poznaniu i Łodzi zwie się szumnie dyrektorem polskich teatrów operowych, a gdy przychodzi jubileusz zasiada w fotelu w pozie identycznej jak Augustyn Wierciszewski, „ekonomiczny” redaktor bezpłatnego, prawicowego miesięcznika „Echo Gorzowa”. Wielu mieszkańców miasta do tej pory sądzi, że został przywieziony w teczce służb z Łodzi, jak Stefan Niesiołowski. Podobieństwo Wierciszewskiego do Pietrasa jest nie tylko zauważalne w pozie podczas wysiadywania do fotografii w fotelu (zresztą zapożyczonej ze słynnego obrazu pokazującego jednego z historycznych europejskich władców), ale także w układzie żył na dłoniach, rozstawie oczu, czy pomiarów kości jarzmowych i szczęk w twarzoczaszce. I nic bym nie miał do takiego dictum życia na kilku życiorysach przez jednego osobnika gdyby nie to, że w jednym województwie jest socjalizującym czerwonym znawcą kultury operetkowej, a w innym byłym zaopatrzeniowcem dużego zakładu w PRL-u i jednocześnie strażnikiem Prawicy. Dychotomia godna pewnych starych służb. Zresztą w lubuskim wiele jest takich tworów. Bodajże w 2018 roku nabrali młodego Żytnickiego z Wyborczej na własny szloch w sprawie ustawy dezubekizacyjnej i utraty dużej części emerytur. W trzech (Augustyn Skitek, Krzysztof Kęski i Tadeusz Klimanowski (aktualnie pracujący na nowych nazwiskach w wojsku) posługując się niewiarygodnym dokumentem podpisanym przez nieżyjącego księdza(niemożliwa do zweryfikowania jego autentyczność), sobie nawzajem świadczyli, że mimo pracy w IV Departamencie SB ds. walki z Kościołem, byli zwolennikami prawicy, konserwatyzmu i działali w konspiracji. Nienapasieni służbiści, ciągle im mało.

Szkoda,że dziennikarz Wyborczej nie dotarł do informacji operacyjnych szefostwa SB z czasów 1986-92, którzy w sposób tajny między sobą ustalili, że tylko pozornie pracownicy IV Departamentu zmienią barwy i postarają się pracować dla starego ustroju i pracodawcy nadal, ale pod przykrywką prawicowych działaczy npSolidarności. Mieli po zmianach ustrojowych inwigilować konserwatystów i Prawicę, wcielać się w ich szeregi(np. do służby w nowych formacjach wywiadowczych), prowadzić agitację, ale jednocześnie szkodzić im, narażać na narastające koszty, uzależniać, zatrudniać pod przymusem posiadania jakichś teczek z obciążającymi dowodami. Jednego z nich, gdy za mocno zapędził się na Zachód od ruskiego wywiadu przejęło CIA, podobno trwale rozłączając go z macierzystym wywiadem, ale pozostawiając w statusie podwójnego agenta. Podobno na swoim biurku ma małpkę w złotym kolorze, która zasłania sobie oczy, podobno dostał ją w prezencie od oficera prowadzącego z amerykańskiego wywiadu w dowód zasług na polu dublowania niewygodnych figurantów. Podobne trzy małpki, ale z drewna stały na biurku E.Hoovera, szefa FBI w USA w XX wieku.

Różnie te małpki interpretowano, ale ogólnie ta, która miała zasłonięte oczy stanowiła komunikat – nie wierz w to, na co patrzysz, bo to manipulacja dublera z wywiadu (nazywanego też replikantem lub mutantem). Ta, która miała zasłonięte uszy – dla postronnych lokowała się w powiedzeniu „nie słyszę, nie widzę, nie mówię”, dla specjalistów stanowiła znak, żeby nie wierzyć w ani jedno usłyszane słowo, bo jest zmanipulowane przez nadawcę komunikatu. I tak dalej.
Biorąc pod uwagę zachowane w IPN zeszyty szkoleniowe SB, które nie trafiły do zbiorów zastrzeżonych, ogólnie formacje SB, aby zachować wysoki status socjalizmu w Polsce, stosowały np. wobec świadków swoich przestępstw różne formy zastraszania. Na przykład kobietom psuto opinię środowiskową posądzając je o prostytucję, alkoholizm, narkomanię lub choroby psychiczne formułując długotrwale sytuacje, które w końcu doprowadzały świadkinie do rozstroju zdrowia i eliminowały z postępowania przygotowawczego w sprawach karnych, albo z procesów w sądach, gdy przedkładali tam fałszywie skonstruowane dowody na w/w ułomności. Jednego świadka, gdy kaliber sprawy był duży (pedofilia biseksualna) dopadała trójka „starych” agentów na dublowanych lub legalizacyjnych nazwiskach i obrabiała świadka na te w/w cztery sposoby, by wyeliminować oskarżenie, jednocześnie pozbawiając delikwenta pracy i nowego zatrudnienia.

W tym momencie nasuwa mi się dygresja: Bartosz Kurek, były dziennikarz Polsatu, pisząc beletrystyczną książkę o tytule ”Brud”, delikatnie odnosił do obiektywnej rzeczywistości medialnej niektóre sytuacje i wątki z jej treści, pokazując możliwości wpływu bułgarskich starych służb na przetargi gruntów czy budynków w Warszawie, pozostawiając dla czytelnika margines wątpliwości, że mogłyby być to każde służby z Demoludów i zastrzegając jednocześnie brak podobieństwa tychże wątków do realnych zdarzeń. O przekrętach służb można pisać tylko w beletrystyce odpowiednio splatając sytuacje, bo inaczej autor narażałby się na stałą inwigilację i przeszkody w normalnym funkcjonowaniu w swoim życiu.
Dodam w tym miejscu,że wpływy SB nie zakończyły się w czasie Okrągłego Stołu w Polsce, o czym wie większość dziennikarzy śledczych. Snują się po różnych formacjach nadal i trzeba obiektywnie PIS-owi i prezesowi Kaczyńskiemu w tym aspekcie przyznać rację, że dopóki się tych wpływów z polskich służb, urzędów i polityki nie wyeliminuje, będą brudzić lub bruździć w tygle zdarzeń, zmieniając tożsamości, zaburzając rytm zdrowej demokracji i wyborów. Dorota Kania napisała kilka książek o tym, co Esbecy robią w Polsce.

Jakub Najmurek w Polityce nr 51/2024 w artykule „Rozliczanie rozliczeń” opisuje natomiast jakąż to drogę przez mękę odbywa Donald Tusk jako premier w poganianiu ministrów koalicyjnego rządu do wykonywania szybszych czynności w skazywaniu winnych postawionym zarzutom kryminalnym z PIS i „Suwerennej Polski Solidarnej”, wchłoniętej przez PIS. Na początek rzuca się w oczy treść o ukrytym kryzysie obecnej władzy, potem porządkowanie emocji, zapasy w błocie, lęk i wielka niewiadoma co do przyszłości spowodowana arogancją PIS, która wzrosła po wyborze D.Trumpa na prezydenta w USA. Zapewniam pana, panie Jakubie, że Donald Tusk sobie poradzi, nawet w wyborach prezydenckich ze swoim kolegą Trzaskowskim, niesiony wysoko na fali polskiej w UE prezydencji.

Pamiętać tylko należy, że kandydatura Karola Nawrockiego tężeje i jest bardzo mocno przemyślana przez genialnego stratega politycznego jakim również jest niewątpliwie Jarosław Kaczyński.(tak chciałem polecieć trochę mistrzem Młynarskim, jak to na wczasach).
Otóż Nawrocki będzie skupiał wokół siebie inteligencję konserwatywną związaną z IPN, PAN i różnej maści uczelniami, z wydziałów humanistycznych i katolickich, bo ma doktorat, co PIS w narracji uwypukla. Będzie też miał poparcie narodowców, kiboli i nazioli faszyzujących, przestępców (a więc ulicy) i tych na wolności, i tych w więzieniach. Dokooptuje też liberalnych i konserwatywnych sportowców, szczególnie związanych z KSW i MMA, bo  jego historia bokserska wpisuje się w etos Rocky'ego, a to chwyta za serca również niektórych żołnierzy zawodowych. Poza tym Nawrocki w narracji ma na twarzy spokój drapieżnika, gdy już dopadł swoją ofiarę i jej się przygląda, z której strony ją mocno dziobem skubnąć, jakby przy okazji tego pławił się w strachu kontrkandydatów. Od strony wskaźników behawioralnych w takim ułożeniu zachowania w miejscach publicznych podczas wypowiedzi ma większą siłę przebicia niż Trzaskowski. Taktyczne oddalenie Nawrockiego od członkostwa w PIS eliminuje oskarżenia o udział pośredni w aferach, które próbuje z różnym skutkiem rozliczać Donald Tusk. Nawrocki i czarna otchłań za jego plecami (PIS) - wbrew sądzeniom, daje mu dodatkową siłę medialną – jakby przełożyć to na literaturę – jak w książkach fantasy Sarah Maas o nieustraszonej bohaterce, która walczy ze złem dla obrony kraju. O dziwo jego narracja może podobać się mężczyznom głosującym w wyborach w kategoriach wiekowych 18-29 lat, 40-49 lat oraz 60+.

Rzucanie kłód pod nogi Hołowni daje czyste pole do przejęcia Nawrockiemu, który mógłby w drugiej turze wyborów prezydenckich w 2025 roku złapać cały elektorat głosujący na Mentzena z Konfederacji. Zablokowanie kandydatury Olejniczaka aresztowaniem zanim jeszcze Nowa Lewica nad nią się zastanowiła, a wystawienie Biejat jako „czarnego konia” czyści pole również Nawrockiemu, a w mniejszym stopniu Trzaskowskiemu. Mam nadzieję, że taka cicha eliminacja punktów zaczepienia się wysoko w rozgrywce przez Hołownię i Nową Lewicę, nie jest pochodną niesnasek Hołowni z jednym ze swoich współpracowników ze sztabu wyborczego Polski 2050 rodem z SB. Bo mówiły jaskółki, że trefne są takie spółki. To stan na dzisiaj.

Niewielu wyborców wie, że Trzaskowski tak jak Nawrocki również ma doktorat. Niewielu wyborców wie, że wywiady z nim w Polityce mają wysoki poziom merytoryczny wbrew wyglądowi bonvivanta. U Trzaskowskiego trzeba popracować nad wiedzą wyborcy o przydatnych punktach z życiorysu naukowego i zawodowego, nad widocznymi w tle za sylwetką burmistrzami, prezydentami dużych miast,którzy go popierają,a są znani lokalnie; nad świeżym trzypunktowym programem i hasłem tak chwytliwym jak hasło z czapeczek wyborczych Donalda Trumpa. Może mógłby nosić czapeczkę z daszkiem identyczną w kroju, jak ta Trumpa z napisem (hasłem handlowców) Teraz Polska, a kolory biały i czerwony czapeczki miałyby taki layout jak serduszko z Platformy z wyborów parlamentarnych w 2023 roku? Czapeczka biała z czerwoną lamówką na daszku i dole, z granatowym napisem „Teraz Polska!” byłaby mocnym akcentem wyróżniającym Trzaskowskiego na tle innych kandydatów i odbierałaby etos Trumpa Nawrockiemu.
Wielokrotnie pisałem na łamach salon24.pl o walce fair play w polityce. Zwracałem też uwagę na dużą wagę emocji przy wyborze kandydatów, w młodszym pokoleniu dochodzi jeszcze element mitycznego bohatera rodem osobowościowym z literatury typu Assasin, (w badanej grupie docelowej 18-29 lat mężczyźni - wizerunek bohatera z gier online przekłada się na cechy kandydata na prezydenta RP. W tych ramkach nie mieści mnie się jednak czarny PR jakichś stref wpływów rodem ze służb.

I pomijając fakt, zauważony przez dziennikarzy, że Szymon Hołownia nie potrafi sobie publicznie poradzić z oszczerstwami szczególnie wtedy, gdy kładą się czarnym cieniem na tle jego sylwetki i wizerunku, bo nie mieści mu się kłamstwo na jego temat w głowie i jest obrażony, stwierdzam, że nowy rok 2025 jawi się wobec wszystkich faktów, które miały miejsce w polskiej politycznej rzeczywistości, nad wyraz ciekawie.

Prezesa tylko żal, że tak medialnie rzadko się wypowiada, że oficjalnie i publicznie nie rozlicza członków PIS, którzy rozwalili system finansowań Funduszu Sprawiedliwości, że czerpali dużą chochlą z państwowych pieniędzy na zloty wyborcze pod innymi tytułami niż „wybory”. Szkoda, że Prezes tego towarzystwa wzajemnej adoracji nie wziął w obroty i za pysk, szkoda że tłustym kotom misek w porę nie zabrał, żeby się tak nie obżarli. Jeden tłusty kot prześlizgnął się nawet przez wąskie oka policyjnych sieci i zwiał na Węgry. Obecnie wygrzewa futro pod „wszystko co ruskie zasłaniającym” parasolem Orbana. Siłę gdzieś stracił Prezes od ogromu zdarzeń, ścichł tak jakoś za chętnie.

Powiem jak młodzi z badania socjologicznego: Ważne, by kandydat na prezydenta uaktualniał wizerunek. Bo ani Trzaskowski, ani Nawrocki nie rozwijają należycie swoich postaci…
A Hołownia, przez nie wiadomo kogo, rozstawiany jest po kątach koalicyjnej prasy jak pierwszoklasista karany za to, że jest za inteligentny i za grzeczny, więc do politycznej rzeczywistości nieprzystający za bardzo.

Jak wyborcom spowszednieje postać kandydata Trzaskowskiego albo postać kandydata Nawrockiego, to Hołownia może wejść na podium, podkręcając kampanię na finiszu smaczkami ustawowymi z laski marszałkowskiej z minionego roku.

Za wyciągnie uszu przez ucho igielne Collegium Tumanum i pranie niepełnych o sobie informacji w prasie Hołownia powinien podziękować dwóm członkom Komisji ds.Pedofilii różnych płci. Tym, których chciał wymienić na innych za bezruch i brak wyników w pracy oraz jednemu, który się w niej ostał.

Czytam, oglądam, wnioskuję. Lubię fakty, kieruję się zasadą słuszności. Being There.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka