Czansi Ogrodnik Czansi Ogrodnik
212
BLOG

Pan Filutek - Bank

Czansi Ogrodnik Czansi Ogrodnik Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Satyra na uwodziciela.
Stoję sobie raz grzecznie w banku w kolejce do okienka kasowego. Przychodzę do tego Banku, bo są tam takie śliczne laseczki, że na ich widok można mieć co chwilę piejące kukuryku. W moim wieku bez viagry to cenne. Otóż co najmniej sześć pań tam pracujących jest ślicznych jak marzenie, mądrych, profesjonalnych zawodowo, szybkich, wielozadaniowych. Obejrzeć jak się poruszają, mile łechce. Reszta tylko ździebko brzydsza, bo może starsza. Cztery z nich są rasowe podobnie, jak w filmie “Kotka na gorącym blaszanym dachu.”, pal licho wymowę filmu. Aż parzy, jak się na te okazy wdzięku patrzy.
I co widzę?
Jakiś mikrus nie dosięgający 1,60m w kapeluszu, chude nóżki bez widocznych mięśni, wystające chudziutkie kolana, twarz kaprawa, włos cienki, lichy długi zaczesany do tyłu w ulizaną lwią grzywę, mającą przykryć ewidentnie widoczną spod spodu księżą łysinkę od piuski, okutany w dżins od góry do dołu wypłowiały, odzywa się do damy w okienku (jednej z tych rasowych) w te słowa:
    - To co? Za piętnaście minut w tej lodziarni naprzeciwko? - Ni z gruszki, ni z pietruszki chciał zakończyć transakcję wyjęcia gotówki w kwocie 13tysi peelenów.
Pani w okienku, twarz anielska, włos czarny zadbany z refleksami, długi za pas, ewidentnie obie pary oczu bardzo duże, pęcina – w sensie kostka – idealna w szpilkach na wysokim obcasie czarnych (wiadomo gwóźdź kręci, szczególnie jak laseczka umie tak pięknie w szpilkach chodzić) uśmiecha się i mówi:
    - Ależ ja pracuję.
Na co absztyfikant, adonis z krótkim, może filuternym ogonkiem, w postaci osobnika odhamowanym, powtarza tę samą frazę jeszcze dwa razy i wskazuje pani palcem prawej ręki, o którą kawiarenkę mu chodzi. Na co niewiasta niespłoniona odpowiada mu, krótko:
    - Nie widzi pan, że pracuję? – Zupełnie spokojnie, pokornie, ze zdziwieniem.
Mikrusa z marzeniami poniosło ku wyjściu, a ja sobie tak pomyślałem: no ni chybi gej, albo biseks (skróty mam nadzieję nie obrażają osób niebinarnych, nieheteronormatywnych, innych). Zacząłem więc się rozglądać na boki, bo kolejka posuwała się wolno, wiadomo: urlopy. Może jakiś performance tu niskowzrosły uprawia, albo co? Ale nie, nie spostrzegłem, nikogo ze smartfonem w ręku skierowanym na okienko. No, jaja.

Odezwać się do rasowej kobiety, młodej w takie słowa może tylko parweniusz uwodzenia. Stwierdziłem, po namyśle. Albo to staruch na viagrze udający młodziaka, któremu w małej łepetynce urodził się pomysł poderwania niemożliwego na plik banknotów, skrzętnie zakręconych w rulonik w ręku. Albo bojący się kobiet mizogin, stąd szybkie zdanka pojedyncze, pełne obrazy i lekceważący ruch dłoni. Gostek przez ostatnie dwa tygodnie przychodził różnie ubrany, różnie wyglądający i wyciągał po 13 tysi chyba ze trzy, albo cztery razy. To zapewne miało utwierdzić damy z banku w przekonaniu, że śpi na forsie. Dziewczęta jednak po jakimś czasie skomentowały zdarzenie na papierosie na zewnątrz instytucji:
    - Nawet gdyby ten klient stał na portfelu tak wypchanym, że osiągnąłby z metr dziewięćdziesiąt w oczach jakiejś blachary, nie spotkałabym się z nim przecież prywatnie. Konflikt interesów.
    - Masz rację Klara, ewidentnie niewychowany. Podstawowe braki w kindersztubie. – Skomentowała druga o imieniu Klaudia, niepaląca, wysoka blondynka, bardziej rasowa niż Heidi Klum.
    - Trzeba na niego uważać.- Stwierdziła Kasia, przy której rozkrzyczana Doda mogłaby się ze wszystkim co w ciele, czy mózgu posiada, głęboko schować.- Może nasz AML zauważy go w komputerach w Wawie…
Panie były po pracy, rozglądały się dookoła, czy nikt nie podsłuchuje ich krótkiej wymiany zdań, bo klienta nie wolno im komentować. A ja siedziałem na ławeczce promenady skierowany do nich tyłem, z gazetą w rękach, zasłuchany w te słowicze wywody.
Bo piękna nigdy dosyć dla oczu wypłowiałego żonkosia. Do Luwru jechać mi się nigdy nie chciało, byłem tylko w Uffizi, które ze wszystkimi mazajami w ramach przy tych paniach ewidentnie przestawało być sztuką.

Ach, gdyby ta satyra na niewątpliwie skazanego za każdym razem na porażkę z kobietami o wysokim poziomie intelektualnej egzystencji, była dłuższa, bardziej bym w stylu Wojtka Młynarskiego: przeżywał. Albo “pucio-mucio” sobie bym z nimi wyobrażał “na wczasach, w tych góralskich lasach”. Albo wzdychał głęboko zapachy perfum, by płuca do niskich tonów rozmowy ożywić, z oziębłej.
Perora teraz do mężczyzn takiego pokroju, jak ten opisany:
Panie zblazowany, bez pokory i z zadęciem ważności, liczy się piękno słowa dla uszu tak kolczykami inkrustowanych. Wznieś się pan czasem ponad “piniondz” i “Miłość w Zakopanem” Sławomira, choć muzyczne wykonanie tego akurat utworu jest dobre i tekst wpadający w ucho. Wznieś się pan może ponad to całe w sobie uliczne disco polo, jak wchodzisz na salony. Już nawet Nikoś Dyzma w wykonaniu Cezarego Pazury w filmie (do dziś jestem odegraniem przez Niego tej roli zachwycony) przy Panu był firmamentem dźwiganym na ramionach Atlasa. Nawet, gdy frak miał z przemów pogrzebowych rozejrzał się był, popatrzył po ludziach i żabot zdjął, uznając go za nietaktownie niedopasowany.
Tak nie można, tak się nie godzi łabędzi do zagrody pańskiej wołać. Bo na czym miałyby oczęta swe oprzeć śliczne rusałki? Na wiechciach słomy z ust miotanych? Na ewidentnych bluzgach błota łacińskiego w banku powstrzymywanych przez koszulkę Lacoste wśród dżinsu? No nie. Ewidentnie nie.

Panie owe, być może z pewnym przekąsem i przekorą, oczęta znużone harówą w korpo byłyby zatrzymywały li tylko na niedopowiedzianym humorze. Może w stylu Ewy Błachnio z występu jej ostatniego w Mrągowie, gdzie zaznacza istnienie wśród populacji panów z cofającym się się lodowcem na głowie, hodujących Pigmejów z plantacjami bawełny w pępku? (Przezabawne)
Może zeszłyby w odmęty erotycznych wskrzeszeń i obejrzały Mariusza Kałamagę z Sopot Hit Festiwal nadawany przez Polsat w Dniu Matki, gdzie publiczność ze śmiechu kładła się pokotem na boki? O takięż “lodziarnię” Panu chodziło przy tej niewiaście? Słoń w składzie porcelany jest przy Panu, Panie zblazowany baletmistrzem, choć czasem coś strąci swym gabarytem nieopatrznie, bez uważności. Ale panie, jakąż on ma trąbę długą! Uważaj Pan, bo kiedyś w ZOO, jak będziesz przemykał od klatki tygrysa do wybiegu lwów, słoń cię w przelocie, zupełnie nagiego zapyta: (kierując wzrok między twe nogi) Ty, samiec, jak ty TYM jesz? Zdziwiony. Pozostawiony bez odpowiedzi, w szoku.

Z Żydami też Pan uważaj, żeby Panu spod rąk jakiejś dzierlatki nie wyrwali. Bo nic tak nie kręci niektórych kobiet jak spółkowanie, w łóżku dostojnie, z biblijnie przez Najwyższego “Narodem Wybranym”, między wszystkimi. Są ci mężczyźni obrzezani, penisem po spodniach błądzącym rozochoceni całkowicie inaczej, niż każdy z nas facetów średnio rano, gdy wstajemy na obrazoburcze siku sprawdzając, czy mamy jaja na miejscu grzebiąc we własnych majtach niespiesznie.
A zważ Panie nieprzystosowany do wysublimowanego flirtu z kobietą, nawet gdyby była niemożebnie puszysta, na zewnątrz nijaka, a w środku, duchowo w mądrości jak cudo niezauważone właściwie, mieniące się brylantem, że kobieta każda nieodgadnioną jest, dopóki się jej finezyjnie nie pozna. Może owa puszysta Pani, bezsprzecznie równie piękna jak te damy w banku, nie odtrąca panów tylko szczerze zakochanych, lecz mózgiem, a nie biodrami? W tym miejscu Panie zblazowany estetyką wysublimowaną i pięknem nie rzucaj, boś wieprzem w bagnie unurzał proste słowa.

Nie obrażaj się więc Pan na powyższą tyradę jak małe złośliwe dziecko, nie każ rodziny piszącego, karami nowotworowymi podczas snu zadanymi ze strzykawki, by cierpienie oglądać i porównywać z własnym. Do tegoś zdolny.
Może zajrzyj do książki Daniela Golemana “Inteligencja emocjonalna”, trochę poczytaj o rozwiązaniach, w własnej głębokiej frustracji? Może pójdź, a zaciągnij jakąś młódkę do kina panoramicznego na “Powodzenia, Leo Grande” z Emmą Thompson i uważnie po seansie w czasie rozmowy z ową (na poziomie rozmowy Holoubka z Tyrmandem, albo Konwickim przy Stoliku w “Czytelniku”) bacznie się przyglądaj jej reakcjom na wrażenia z filmu płynące. Ale broń Boże się Pan jej nie przyglądaj przez zhakowaną w telefonie lub laptopiku kamerce, to boli w sądzie zadośćuczynieniem każdego stalkera. Bo może wtedy twa namiastka duszy nieżywej wzruszenia jakiegoś nabędzie, refleksji łez potokiem wylewanej skrycie, acz w zrozumieniu płynących po uświadomieniu sobie własnej ułomności?
Panom zaś w oficerkach trzaskających z przytupem za biurkiem kontrwywiadu, jeśli opacznie natrafią na tę satyrę w natłoku trosk ludzkich, może zalecałbym skrycie, w uniesieniu weną,wejrzeć w głąb owego fircyka w zalotach, może on jakiś nie nasz, że tak nie umie z kobietami rozmawiać. Mając oczywiście na uwadze wszystkie teksty tegoż autora razem wzięte, niektórymi wątkami połączone, nawet niepublikowane.

Pozostałym pasterzom słowa przy kawie rodem z “Kawusi” kabaretu “Mumio” w dobie baskinek, alboż raglanów na klacie obfitych, zajrzeć proponuję w stand up polski, na przykład Antoniego Syrek-Dąbrowskiego (nie mylić z Tym Antonim, profesorem), gdzie śmiesznie opowiada o tym, jak z żoną starali się o dziecko. Z żoną świadomą w czasie ślubu, mającą pełną swobodę w wyrażeniu swojej woli, nie pasioną psychotropami jak gumą do żucia, czy cukierkami w słodziku, rozpętującymi “tsunami endokrynologicznego jestestwa”. To akurat z kabaretu Nowaki, też ślicznie dla hipokampów łaskotliwego. Ja natomiast muszę, tu na łamach salon24.pl, przyznać się uczciwie, że czasem jak mnie piorunem pycha strzeli, w absolutnym braku pokory (się zdarza największym pustelnikom z wyboru) pozwalam sobie na takież to występy w pociągu, gdy siadam na tzw. “czwórce siedzeń” samotnie:
    - Można?
    - Nie można, nie widać, że zajęte?!
    - No nie, nie widać.
Tłumaczę wtedy z pompą w słowach. Głosem cichym, szemrzącym słowiczo wśród kląskania żab:
- Zajęte wszystkie miejsca są! Bo proszę Pana/Pani ego moje się na jednym siedzeniu nie mieści. - Po czym parskając z odrazy owa osoba się oddala, a ja jak książę udzielny rozpieram swe olane tłuszczem ramiona i wzdycham: - Mała odrobina luksusu. (w tym tłumie krążących elit, opisywanym kiedyś przez Wilfredo Pareto w hierarchii dziobania).
Nie pytającym o pozwolenie głową kiwam radośnie wtedy. Taka to sprzeczność rozedrgana.
I sążnistość tych anegdot, bez liku, nieuchronnie dobiega końca.
Szarmanckie ukłony dla Panów/Pań na tutejszym salonie bywających po strawę duchową lub kulturalną, albo dla nerwów w gniewie - pożywki.
Carpe diem.

Czytam, oglądam, wnioskuję. Lubię fakty, kieruję się zasadą słuszności. Being There.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura