Nie miałem siły w Święto Zmarłych pisać o zamordowanym dziennikarzu Jarosławie Ziętarze. Znałem go z okresu studiów i wspólnego redagowania audycji radiowych w radiu studenckim, pisałem już o tym. Często rozmawialiśmy. Rzutki, uczciwy do bólu, skrupulatny, oczytany i elokwentny był. Introwertyk. Pomagał znajomym studentom w trudnych sytuacjach. Bardzo szkoda mi go i do dziś żałuję, że mało osób z naszego środowiska wiedziało, że mu grożono w 1992 roku latem, że zabierano mu filmy z aparatu fotograficznego, pobito zanim zamordowano. Taki był skryty w zakresie własnych dziennikarskich śledztw, nic nie mówił. Mielibyśmy możliwość zareagowania i uchronienia go przed śmiercią. Pan Ś. broni się, że on nie zlecał zabójstwa dziennikarza, że to G., który według wszystkich wiarygodnych świadków był prawą ręką Pana Ś. do „bolszych poruczeń”. Przypomnę, że A.G. był TW i to dawało mu niezbitą niczym świadomość, że nikt go nie może ruszyć. Do czasu pierwszej odsiadki w więzieniu.
W latach 90-tych świat SB odstawiony od koryta i wpływu na władzę, poza pozytywnie zweryfikowanymi obijającymi się do dziś po samej górze służb, szukał możliwości szybkiego wzbogacenia się i odzyskania wpływów. Sam Ś. nie jest w tym bez winy. Powinien zdawać sobie sprawę z tego, że dziś dziennikarze dysponują też dronami i programami biometrycznymi. Może się okazać, że to on, a nie jego ochroniarze, wywiózł dziennikarza, redagującego materiał o machlojkach, do lasu. Zresztą w to samo miejsce wywiózł Najsztuba z kolegą. Behawioralnie zauważyłbym tu powtarzalność zachowania, najpierw wywieziony i zatłuczony w lesie Ziętara, a potem inni. Waga tego spostrzeżenia jest taka, że Najsztuba i Gorzelińskiego nikt nie zabił, bo oni nie mieli wiedzy takiej, jaką posiadał Jarek Ziętara. Biurko Jarka w redakcji zostało przeszukane, ale nie zostało przeszukane radio studenckie, w którym miał audycje, dublerzy „policjantów” z Elektomisu nie dotarli do zeszytów, w których zapisywał tezy artykułów i porządkował dowody z nagrań, czy dokumentów. Ujawnienie tej dokumentacji spowodowałoby dziś wielkie gospodarcze tąpnięcie nie tylko na rynku polskim. W notesie/kalendarzu Jarek zaznaczał tylko terminy spotkań lub łącznik do spotkań ze świadkami. O tym Ś. i ochroniarze z Elektomisu, byli policjanci, nie wiedzieli.
Niektórzy dziennikarze domagają się wznowienia śledztwa w sprawie zamordowania mojego kolegi całkiem słusznie. Nie tylko G. powinien ponieść konsekwencje tej zbrodni. Natomiast ABW mogłoby zdecydować, które z materiałów dotyczących Elektomisu, wziąwszy pod uwagę dobro służby, powinno zostać ujawnione przy drzwiach zamkniętych na rozprawie przed sądem.
Elektomis był podejrzewany przez Jarka Ziętarę nie tylko o przemyt alkoholi wysokoprocentowych i ich eksport lub sprzedaż do miejsc o najwyższej marży, ale też o interes fakturowy spółki na zdarzenia gospodarcze, które nie miały miejsca. Proceder był w sensie obrotów o wiele ciekawszy dokumentacyjnie dla śledczych niż dzisiejsze machlojki fakturowe mafii paliwowych. Nie sprawdzałem w kodeksie, czy nastąpiło przedawnienie co do dat potencjalnego sprawstwa.
Ponieważ kiedyś wszedłem w kontakt z dziennikarzem z Głosu Wielkopolskiego w temacie zabójstwa Jarka Ziętary umówiliśmy się na spotkanie. Dziennikarz był zszokowany, że przed rozmową w redakcji, zażądałem jego legitymacji prasowej i dowodu osobistego w celu weryfikacji. Potem zaproponowałem, żebyśmy się przeszli, wychodząc z redakcji. Dziennikarz tak był zaaferowany tematem rozmowy, że nie zauważył, że przed redakcją zaparkował biały samochód dostawczy ze świeżo nałożonymi znakami firmowymi jednej z firm poznańskich. W środku było dwóch mężczyzn prowadzących nasłuch na redakcję do tego spotkania, niewidocznych z zewnątrz, ale widocznych później przy odjeździe auta. Do dziś nie wiem, czy to było ABW, czy jednak „przestraszony” były funkcjonariusz z Elektomisu, ten z samej góry. Wobec tego stanu rzeczy nie podzieliłem się z dziennikarzem moim całym stanem wiedzy, bojąc się o swój telefon, a założony przeze mnie mail w czytelni internetowej Wydziału Prawa UAM do kontaktów z Głosem Wielkopolskim, jest do dziś pod nadzorem choć z niego nie korzystam od tamtego czasu. Taka waga działań osób zamieszanych w zabójstwo Jarka wskazuje na wysoki stopień strachu przed ujawnieniem tajemnic Elektomisu z tamtego okresu i zaangażowania w jego przekręty starych pierdzieli z policji – tej pamiętającej wódki i koniaczki w każdym biurku, esbeckiej, wszystko mogącej za PRL.
Swoją drogą właściciele gazet i wydawcy mogliby przeszkalać nowych dziennikarzy z zakresu działania służb, szkolić w jakim zakresie można pozyskiwać od nich informacje, jak weryfikować słuszność zamieszczania na łamach niektórych z nich, szkolić jak szybko zorientować się, czy ktoś ich nie inwigiluje w czasie pracy lub prywatnie.
Dlatego ważne jest aby wszystkich byłych policjantów ukrywających fakty z zamordowania dziennikarza Jarka Ziętary skutecznie rozliczyć, szczególnie wtedy, gdy Elektomis mógł im płacić za milczenie fikcyjnie zatrudniając.
Dziś nie tak łatwo w bezpośredniej konfrontacji zabić człowieka. Metody zabijania ludzi niewygodnych wobec postępującej techniki kryminalistycznej są bardziej skomplikowane i nie są wprost do połączenia w skutkach. Dziś wielcy mafiosi tego świata najpierw przeprowadzają rasowe rozpoznanie, analizują miejsce pracy, a szczególnie kartoteki zdrowotne w podstawowej opiece u lekarza rodzinnego. Wiedząc, że ktoś ma nadciśnienie można mu w celu wyeliminowania z życia sprezentować udar, ktoś nie choruje na serce – ale można mu podać w busie krwiodawstwa chlorek wodoru, albo umrze, albo będzie można zwiększyć dawkę i umrze po drugim razie. Ktoś dużo jeździ rowerem – można go potrącić, żołnierz mafii z sieci gazowniczych, manager wychodzi wręcz na świętoszka przy zdarzeniu drogowym, dopóki ktoś nie zbada go po zdarzeniu na zawartość narkotyków w nosie i krwi. Można świeżaka po szkole, którego wskazuje różowy stary wojak mafii, napakować w nerki solami metali ciężkich i dopakować dopalaczami. W szpitalu wzięty na rezonans magnetyczny umiera, bo rezonans rozrywa mu wszystkie komórki zawierające metale ciężkie. W karcie zgonu lekarz pisze delikwentowi – dopalacze, choć przyczyna śmierci była inna i podle zaplanowana. Nikt nie zleca sekcji zwłok, pełnej toksykologii i badania na metale. Można żonie uczciwego żołnierza podać w zabójczej dawce środki przeciwbólowe, gdy leczy się na mięśniaki i cysty w macicy, a potem w szpitalu załatwić na śmierć jakimkolwiek, w standardowym stężeniu przed operacją, specyfikiem. Żołnierz wdowiec do dziś nie zorientowany w temacie. Dla słabych na serce kobiet mafia zaleca niedotlenienie. Pojawia się w postaci niebieskich prześwitów pod oczami, czasami na kościach policzkowych blisko oczu. Wystarczy przez wentylację ze strychu wtłoczyć czad z dwutlenkiem węgla. Do rana nie będzie śladu po wlocie, a badanie ścianek ciągu wentylacyjnego nie wykaże większych stężeń niż standardowe. Tak zmarła pielęgniarka z SOR-u dorabiająca w jednej ze znanych firm pożyczkowych. Zorientowała się, że lokalna mafia pierze pieniądze przez pożyczki na duże kwoty zwracane przez słupy po tygodniu do parabanku w pożyczonej kwocie, bez procentów i kosztów. Nad mieszkaniem pielęgniarki mieszkała panna z dzieckiem i facetem z Holandii (narkotyki). Miały wspólny ciąg wentylacyjny. Wątpię, żeby Holender był zdolny przekupić pracowników komunalki, czy kominiarzy. Pielęgniarka umarła „na serce”.
Artykuł poświęcam pamięci zabitego Jarka Ziętary. Pamiętam Jego ciche zaangażowanie w ważne sprawy. Brakuje mi go.
Niektóre literówki są właściwe.
Czytam, oglądam, wnioskuję. Lubię fakty, kieruję się zasadą słuszności.
Being There.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo