dziedziczna cytadela finansjery dziedziczna cytadela finansjery
126
BLOG

Jak daleko polskiemu zaściankowi do postępowego, cywilizowanego

dziedziczna cytadela finansjery dziedziczna cytadela finansjery Polityka Obserwuj notkę 7

Nieoceniona pod tymi względami warszawska wkładka do organu Agory postanowiła wyedukować ciemny lud, który uważa, że warszawka jest szczytem wielkomiejskosci i światowości. Otóż, ciemny ludzie, nie jest. I dlatego organ porozsyłał swoich dziennikarzy do róznych miejsc Europy, żeby zbadać najważniejsze aspekty, jakie ciągle oddzielają nas od stolic postępowego świata.

Reklama
"W cyklu "Mój kawałek Europy" przez dwa tygodnie będziemy porównywać Berlin z Warszawą." - zapowiada organ Blumsztajna. I rzeczywiście - jadą na bazie i po linii.

Kiedy Warszawa będzie tak nowoczesna jak Berlin? Czy poradzą sobie z tym wyzwaniem nasze władze? I my sami? Co trzeba w Warszawie zrobić, by zbliżyć się do poziomu Berlina? No więc popatrzmy - co w kolejnych artykułach nakazuje Gazeta Wyborcza:

(uwaga - jako że tekst jest długi, zwracam uwagę, za najlepsza część znajduje się na końcu - oddzielona grubą kreską )

Jak daleko Warszawie do Berlina

http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34889,4663656.html

Reklama
Obok takich drobiazgów, jak budowa lotniska, dworca kolejowego czy zabudowa pl.Defilad mamy zasygnalizowany problem najważniejszy - kwestia stosunków Warszawa-Berlin:

"Do niedawna stosunki były więcej niż chłodne. Prezydent Lech Kaczyński w 2004 r. odwołał wizytę u sąsiadów w ostatniej chwili. Wcześniej zakazał u nas Parady Równości, co zbulwersowało berlińską opinię publiczną. Demonstracyjnie z wizyty w Berlinie wycofał się też w sierpniu zeszłego roku komisarz Warszawy Kazimierz Marcinkiewicz."

W Berlinie studniówki nie mieliśmy

http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,4670322.html

Tu już trochę lepiej - rozmowa z Kacprem, którego, kiedy skończył 16 lat, nauczyciel w berlińskiej szkole zapytał, jak się do mnie zwracać: Kacper, panie Kacprze, czy panie Zakrzewski. A onwciąż pamiętał szkołę w Warszawie i hasło: Zakrzewski do tablicy.

Kacper ma dopiero 16 lat, ale doskolale zna się na systemach edukacyjnych i doskonale wie, który jest lepszy: - Już na samym początku zauważyłem, że tam w szkole nie ma bezsensownego wkuwania na pamięć - opowiada.- Na fizyce, chemii czy biologii większość materiału przerabia się w laboratorium, przy eksperymentach. Nie ma czegoś takiego, co pamiętam jeszcze z podstawówki w Warszawie, jak dyktowanie notatek przez nauczyciela. Przecież to nie ma sensu. To odmóżdżające - twierdzi. Chociaż przyznaje, że jesli chodzi o teoretyczną, ogólną wiedzę, to zdecydowanie Polacy są lepsi.

Reklama
Bardzo postępowym rozwiązaniem jest to, że w wieku 16 lat uczeń staje się odpowiedzialny za siebie. A rodzice, jak chcą spotkać się z nauczycielem, to mogą przyjść np. na dni otwarte szkoły.

Tak więc szkolnictwo do wymiany - ale nie tylko z powodów powyższych. Lećmy dalej:

Berlin: Klasa ocenia ucznia

http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,4670340.html

W polskim parafialnym zaścianku jak jest - wiemy doskonale. A jak jest w berlińskiej szkole i jak nam do niej daleko? Grupka uczniów przed szkołą pali papierosy. - Możemy, bo jesteśmy już dorośli. Schowajmy tylko butelki, jeśli masz robić zdjęcia - śmieją się, widząc aparat. To tylko sztubackie żarty. Uczniowie butelek nie mają. Ale palą z wyraźną przyjemnością. I z jakąś taką prowokującą pozą w stosunku do młodszych, którzy tego oficjalnie jeszcze robić nie mogą.

Zresztą mundurków w cywilizowanych krajach też nie znają, a jak dziewczyna przyjdzie z gołym brzuchemn, to w postępowym świecie robi się tak: Uczniowie wybierają to, co jest zgodne z modą. Jeśli dziewczyny mają zbyt gołe brzuchy, można z nimi o tym porozmawiać. A moda ma to do siebie, że przemija - pociesza się Ulrich Entz, 60-letni dyrektor gimnazjum. Dalej już tylko nieciekawe rozważania o nauce języków obcych - widać świat postępowy jeszcze od tego nie odchodzi.

Polak Niemiec dwa bratanki w szkole

Reklama
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,4670342.html

Wątek edukacyjny kontynuowany.

Polska i niemiecka młodzież dogaduje się szybko. Mimo że obowiązkowym punktem programu są obozy koncentracyjne i Powstanie Warszawskie - mówi dyrektorka bielańskiego liceum im. gen. Maczka, które współpracuje ze szkołą w Berlinie. Ale jak już osiągniemy poziom cywilizowanego świata, te "obowiązkowe punkty" się zniesie. Zresztą przecież to zrobili naziści i nieodpowiedzialni antysemici z AK, więc jaki problem? Stosunków polsko-niemieckich w zasadzie to w ogóle nie dotyczy.

Ale starczy tego dobrego. Jeszcze jakieś utyskiwania na opieszałość berlińskich urzędników, jakieś problemy z odbudową pałacu - i już pomału przechodzimy do sedna sprawy.

W Berlinie już jest, a w Warszawie niemożliwe

Reklama
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34889,4667116.html

Czyli krótki przegląd wszystkich zapóźnień cywilizowanych polskiego Ciemnogrodu. Ale i - uwaga - to, czego redaktorzy wkładki do organu nie chcieliby przenosićdo Warszawy. Oto "10 ciekawostek znad Szprewy", o których w Warszawie powie się "to niemożliwe".

1. Pasażer kolei niemieckich moze wypożyczyć za pomocą komórki rower i podjechać nim z dworca do pracy. Prawdę mówiąc jeżeli udałoby się zrobić tak, że wieczorem rowerów będzie tyle samo co rano oraz że ich pasażerowie będą łaskawi przestrzegać przepisów drogowych - także tych o niejeżdżeniu po choidnikach - to nawet bym się przychylał

2. Bazar przed ratuszem. U nas w zasadzie akurat przed ratuszem bazaru nie ma ale pod tym względem wszystkie inne mijesca w centrum biją Berlin na głowę. Mam nadzieję, że Gazeta Wyborcza tego akurat proponować nie chce.

Reklama
3. Schwules Museum. To jest ta rzecz, którą bezwzględnie należy przenieść do zacofanej Warszawy, zwłaszcza że na ścianach wisi kilka zdjęć pornograficznych ukazujących seks mężczyzn. I tam powinny być prowadzane wycieczki z Berlina, a nie po jakichś muzeach.

4. Plany zagospodarowania przestrzennego. U nas tego nie będzie, mordo ty moja, no bo jakże to tak z planami? Jak wtedy by się żyło lepiej wszystkim?

5. Pomnik Marksa i Engelsa. Cywilizowane narody (czyli b. enerdowcy) uznałyby próby ich usunięcia za zamach na swoją tożsamość, historię i kawał życia spędzonego w NRD. Nic dodać, nic ująć. Gdyby jeszcze ci enerdowcy swojego Kiszczaka mieli... Też by się ciemny polski naród mógł uczyć jak takich bohaterów traktować.

6. Komórki mają zasięg na całej długości metra. Niebywałe!

7. Odpady segregują! Nie to co u nas!

8. W Tiergarten przychodzą się opalać także nago. W Warszawie nie do pomyślenia! To skatoliczałe prostaki w tej Warszawie. Ale ja mam pomysł - warszawska wkładka do organu wdała się obenie w opartą na kłamstwie kampanię przeciwko budowie kościoła na trawniku obok parku na Ursynowie. Ale zamiast opierać kampanię na kłamstwie - niech wysuną ten pomysł: nago pod kopą Cwila zamiast kościoła! To będzie hit!

9. i 10. - no, tu nie będę się czepiał. Wspólne bilety mają, automaty biletowe. No a u nich z kolei płachty reklamowe zasłaniają kosciół, a u nas na kościele św.Anny płachta pokazywała wygląd elewacji. Wydaje mi się, zegdyby Bufetową wyeksportować do Berlina, Warszawa szybko by się poprawiła, no ale nie politykujmy.

------------------------------------------------------------------------

 

Jestem gejem i to jest ok

http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,4677180.html

Organ Agory nie byłby sobą, gdyby nie wytknął ciemnemu polactwu tego, że nie pała nadmiernym entuzjazmem do ekshibicjonistycznych ekscesów pederastów oraz ich żądań, które burzyłyby tradycyjny ład społeczny. I tu trzeba działać zdecydowanie.

P. Bączkowski, jeden z gejów zawodowych odpowiada na pytania redaktorki: "Czy wyobraża sobie pan, że prezydentem Warszawy zostaje homoseksualista?" I, o dziwo, odpowiedź aktywisty jest mądrzejsza od pytania.Bo ten mówi, że burmisrz Berlina (z którego powodu to pytanie) nie jest politykiem gejowskim, ale politykiem, który jest przy okazji gejem. Ale, żeby nie było za dobrze, to mówi, że jest coraz lepiej z "ujawnianiem się" - bo jest Tomasz Raczek i Jacek Poniedziałek.

Oczywiście jak najbardziej na miejscu jest pytanie o nasze zacofanie pod tym względem. A oto odpowiedź na pytanie czy Warszawa jest miastem tolerancyjnym:

Najbardziej tolerancyjnym w Polsce. Choć na pewno nie tak jak Berlin, o którym mówi się "mekka dla homoseksualistów". Wypełniając tam kiedyś podanie o pracę, miałem problem przy rubryce dotyczącej mojego stanu cywilnego. Jestem w związku partnerskim, a takiej opcji w formularzu nie było. Więc pytam 50-letniej sekretarki, co mam zrobić. A ona: "Jak to co? Niech pan dopisze nową rubrykę"

Okazuje się też, że w gejostwie zawodowym istnieje coś w rodzaju mesjanizmu: O to na pytanie dlaczego p. Bączkowski większość czasu spędza w Warszawie, a nie w Berlinie, ten odpowiada: Ze względu na Fundację Równości i jej działalność. To brzmi może trochę górnolotnie, ale jako Polak chcę działać w Polsce. Doprawdy, wzruszające. W 1920 "eksport rewolucji" zatrzymał się na Wiśle - po czym został wyparty. A jak będzie tym razem?

Okazuje się też, że upodobania erotyczne, a ściślej upodobania erotyczne damsko-damskie i męsko-męskie powinny wkroczyć nie tylko w przestrzeń publiczną, ale wręcz angażować władze publiczne: W berlińskiej policji funkcjonuje specjalna jednostka, która zwalcza przestępczość przeciwko gejom i lesbijkom. W senacie Berlina jest komórka do spraw zwalczania dyskryminacji w szkołach na tym tle. A jedyna pozarządowa warszawska organizacja, która oferuje homoseksualistom psychologa czy telefon zaufania, to Lambda. Pomoc ze strony miasta jest znikoma. Zapomina się, że geje i lesbijki to tacy sami obywatele i jeśli potrzebują pomocy, to trzeba im jej udzielić. O tym, jakiej to pomocy może domagać się ktoś, kogo pociągają osoby tej samej płci, a jakiej nie są mu w stanie udzielić instytucje publiczne nie pytające o to, z kim interesant spędza czas pod kołdrą - tego już p. Bączkowski nie wyjaśnia. A szkoda.

Kolejnym przejawem polskiego zacofania jest to, że w Warszawie nie ma np. gejowskich klubów szachowych czy klubów nauczycieli homoseksualistów (ciekawe, o czym ci nauczyciele rozmawiają. Bo rozumiem, że w klubach nauczycieli miłośników poezji rozmawiają o poezji, w klubie nauczycieli miłośników kotów rozmawiają o kotach). Poza tym w Berlinie gej wybiera adwokatageja, a w Polsce nikt się tak nie chce reklamować. Zgroza - ja myślę, że jak tylko zostaną w polskim prawie dopuszczone reklamy adwoaktów, to obowiązkowe powinno być podawanie orientacji seksualnej mecenasa lub mecenaski. Jak nie można wprowadzać "tolerancji" i "równości" po dobroci, to trzeba pałką (przepraszam, to przenośnia)!

Organ nie byłby teżś sobą, gdyby obok "gejów" nie zatrudnił też w swojej twórczości "Kaczyńskich". Czyni to p. aktywista Bączkowski: Idea Różowego Trójkąta narodziła się, gdy Kaczyńscy doszli do władzy i hurtowo zaczęli stawiać pomniki. Część z tych inicjatyw budziła kontrowersje, jak np. pomnik Dmowskiego. Pojawiło się pytanie, dlaczego nie uczcić kogoś, kto rzeczywiście był i jest dyskryminowany. Ja jako przedstawiciel ciemnej zacofanej masy nie potrafie sobie przypomnieć ani jednego pomnika, jaki postawili Kaczyńscy, a już na pewno żadnego hurtu sobie nie przypominam - a już sugerowanie, że Kaczyńscy akurat mieli szczególnie wiele wspólnego z Romanem Dmowskim świadczy tylko o tym, ze p. aktywista raczej na realia polskie patrzy głównie przez rozporek.

Warto też zauważyć, że w jednym ciągu p. aktywista wymienia pomnik homoseksualistów - ofiar "hitlerowców" - no bo przecież nie Niemców, nie? - i ... tzw. akcję Hiacynt - czyli kiedy ubecja (to jeden z korzeni LiD-u, w którym ,jak wiadomo, grupują się zwolennicy "tolerancji") załozyła kartoteki wszystkim homoseksualistom. Doprawdy, zbrodnie porównywalne.

O co w gruncie rzeczy chodzi zawodowym pederastom - o tym nieco dalej: Festiwale filmowe, koncerty, wystawy poświęcone tematyce mniejszości seksualnych są dotowane z pieniędzy publicznych tak jak wszystkie inne. Pod tym względem Warszawa ma na pewno jeszcze dużo do nadrobienia. Obecna pani prezydent, która jest o niebo bardziej demokratyczna niż jej poprzednik, na pewno cały czas ma obawy, żeby się nie wychylać. Żeby nie było wątpliwości, redaktorka dopytuje:

Nasze władze nie dotują tego typu imprez?

- Nie. W tym roku po raz pierwszy miasto współpracowało z nami przy organizacji Parady Równości. Nie w sensie finansowym, ale można się było przynajmniej normalnie dogadać. Stołeczne władze jeszcze nie zauważyły, że takie imprezy to doskonała promocja miasta jako nowoczesnego, tolerancyjnego. Warszawa zarabia na Paradzie. Przyjeżdżają ludzie z całej Polski. Niech każdy wyda dziennie 50 zł. W 2006 r. w przemarszu wzięło udział 7-10 tys. osób, w tym 3 tys. obcokrajowców. Dzień wcześniej szukałem dla kogoś hotelu i w całej Warszawie nie było żadnego wolnego miejsca. Miasto zarobiło wtedy mniej więcej milion złotych jednego dnia. Na paradzie gejów i lesbijek Berlin bogaci się o kilka milionów euro. W 2010 r. w Warszawie odbędzie się Euro Pride - europejska parada gejów i lesbijek. Wtedy będziemy się mogli wykazać. Dwa lata temu Euro Pride odbyła się w Londynie i zgromadziła półtora miliona ludzi. W tym roku w Madrycie uczestniczyły w niej 2 mln. Nie wierzę, że nam się uda zrobić taką imprezę, ale kilkadziesiąt tysięcy gości będzie na pewno. Od miasta zależy, na ile się w to włączy. Europejska parada może okazać się próbą generalną przed Euro 2012.

Zaiste szalenie interesujące credo - a ostatnie zdania już zaklepuję do rybryki po prawej stronie ;)

Ufff, ile to się musieli napracować, ile szkół poodwiedzać dzielni redaktorzy, żeby wreszcie pokazać, o co w tym wszystkim chodzi. A chodzi o to, że Warszawa nigdy nie zbliży się do "poziomu cywilizacyjnego" Berlina, jeżeli nie sypnie kasą na gejowskie imprezy. Swoją drogą trzeba przyznać, że organ Blumsztajna, czyli warszawska wkładka do organu Agory ma w dziedzinie promowania "prawdziwieeuropejskich wartości" niewątpliwie osiągnięcia imponujące.

 

Gdyby ktoś coś, to zapraszam serdecznie https://twitter.com/Cytadela_WN

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka