No i stało się: wczoraj trafiłam do szpitala. Ci co czytają bloga wiedzą, że od dłuższego czasu męczyły mnie powikłania po koronawirusie o których pisałam w dwóch postach: tutaj i tutaj.
W poniedziałek miałam wizytę u profesora - pulmunologa z centrum chorób płuc i gruźlicy i tego samego dnia zrobioną tomografię. We wtorek telefon: najpóźniej w czwartek proszę się zgłosić na izbę przyjęć i spakować się na co najmniej trzy tygodnie. Zrobiło mi się słabo, ale wiedziałam że tylko w szpitalu mogą mnie zdiagnozować i wyleczyć. No i jestem! Wczoraj pół dnia w izolatce, ze względu na covidowy standard, a popołudniu po negatywnym wyniku, zestaw badań: usg klatki piersiowej, jamy brzusznej, ekg, badania na pasożyty itp, itd.
Natomiast dzisiaj rano spirometria i znienawidzona przeze mnie bronchoskopia, po której do 19 nie byłam w stanie wstać z łóżka. W ciągu dwóch dni zrobiono mi więcej badań niż przez ostatnie 2 miesiące.
W tej chwili wiem, że mam płyn, który trzeba będzie odciągnąć, guzki na płucach i powiększający się stan zapalny. Żeby jednak wdrożyć leczenie trzeba wykluczyć gruźlice i przebadać wycinki i materiał po bronchoskopii (co potrwa pewnie tydzień).
A tymczasem przede mną weekend w szpitalu, bez odwiedzin i bez możliwości wyjścia, ale za to z telewizorem w pokoju, ładnym widokiem przez okno i profesjonalną opieką!
Blog powstał w maju 2020 r. w związku z 29-dniową kwarantanną spowodowaną zakażeniem koronawirusem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości