Nie udało się nam się rozwiązać postawionego tu wczoraj problemu. Nie mamy ani zapisków Kischa ani periodyku skąd pochodziła informacja na ich temat. No, ale minął dopiero jeden dzień. Może się jeszcze odnajdą. Komentarzy było wczoraj znacznie mniej, co daje do myślenia niestety. Dobrze byłoby gdyby choć przez jakiś czas utrzymały się one na podobnym, niskim poziomie.
Od kilku dni w sieci krąży skan z informacją, że niejaki Chlebicki i niejaki Facca będą meliorować księgozbiory na UW. Ja mam nadzieję, że to dobra informacja, a także, że nasz znajomy Pan Sławek już się ustawił w kolejce nad kanałem, którym te meliorowane książki będą spływać. Jeśli nie rozumiecie dlaczego się cieszę, już wyjaśniam. Te książki są im niepotrzebne, bo muszą zrobić miejsce dla nowej jakiejś produkcji, dla genderów i innych głupot. Wśród tych meliorowanych zaś mogą być rzeczy naprawdę cenne i ciekawe, może nawet te zapiski Kischa. Wszystko to powinno trafić teraz na rynek wtórny, do rąk ludzi, którzy książkę kochają naprawdę, a nie tylko o tym opowiadają. Informacje zaś pochodzące z tych dzieł z pewnością będą zaskakujące. Możecie mi wierzyć, pisząc Baśń socjalistyczną, miałem w ręku wyłącznie książki z nieporozcinanymi kartkami, a w środku były takie rewelacje, że głowa mogła rozboleć. Tak więc im prędzej oni te biblioteki wyczyszczą tym dla rynku antykwarycznego, czytelników i pośredników lepiej. Uważam, że za ich przykładem powinni iść inni.
Co jakiś czas pojawiają się tu różni macherzy od digitalizacji i pytają mnie kiedy jak wydam e-book. I ja nieodmiennie odpowiadam, że już jeden wydałem i zakończyło się to katastrofą. Nie ma sensu wydawać e-booków. To znaczy w moim przypadku nie ma, ale są miejsca, gdzie e-book powinien być podstawowym nośnikiem treści. Tymi miejscami są instytuty naukowe. Ja ostatnio przeglądałem ofertę różnych instytutów i coś nawet znalazłem ciekawego, rzecz pojawi się niebawem w naszym sklepie. No, ale na setki książek naukowych z dziedzin humanistycznych jedna nadaje się do sprzedaży? To jest skandal. Ktoś powie, że nie, bo prace naukowe nie muszą mieć wartości rynkowej. To w takim razie po co wydawać je w papierze? Mamy już dobrodziejstwo nośników elektronicznych, a biblioteki cierpią na brak miejsca w magazynach. Chlebicki i Facca chcą wyrzucać książki i wszyscy się tym podniecają. Logicznym by więc było, żeby książki naukowe, których i tak nikt nie czyta ukazywały się nie w papierze, ale wersji elektronicznej. O wiele łatwiej byłoby je przeglądać, jakość ilustracji byłaby lepsza, bibliotekarze by odetchnęli, a co najważniejsze, wszyscy humaniści mieliby czyste sumienie z powodu tego, że oszczędzają lasy. Nie trzeba byłoby wycinać tych tysięcy drzew, które przeznaczone są na produkcję luksusowego papieru na książki poważnych badaczy-humanistów.
Obejrzałem sobie te naukowe książki dokładnie. Okładki są takie, żeby czasem ktoś się tym nie zainteresował i nie wyciągnął po to ręki. Treść nie do czytania. Ale muszą być w papierze, bo to po pierwsze splendor i można taką książkę podarować cioci na imieninach, po drugie papierowe książki umożliwiają robienie przekrętów grantach. Jak tu wyrwać jakieś dodatkowe grosze na książkę elektroniczną? Nie da się. Zatrudnia się grafika i on wszystko układa, a potem rzecz idzie na czytniki. A z książką papierową jest inaczej. Można powiedzieć, że 300 egz. nakładu poważnej pracy drukować się będzie za 40 tysięcy złotych, choć to kłamstwo i można ten nakład w bardzo luksusowej edycji wydać za 4 tysiące. No, ale tego nikt głośno nie powie. Nikt także nie będzie płakał nad tymi biednymi drzewami, które zostały ścięte, żeby zrobić papier na druk dzieła zatytułowanego „O wpływie plam na słońcu na rozwój kolarstwa torowego w Mozambiku”. Bo to poważna praca i każdy z zainteresowaniem po nią sięgnie, na nią drzew nie szkoda, podobnie jak na Gazetę Wyborczą.
Kiedy książki, których nikt nie czyta odleżą trochę, zostaną wycofane z bibliotek i skierowane do papierni w Konstancinie, tam przerobi się je na tekturę, z której firma, gdzie zamawiam kartony, wyprodukuje swój elegancki choć nie tani produkt. I ja to potem zakupię, a wy dostaniecie to do rąk w postaci paczki. W środku będą nasze książki, w formie jak najbardziej papierowej.
Zwróćcie uwagę, że autorów z ośrodków naukowych nikt nie namawia na digitalizację ich dzieł. To rynek ma się digitalizować, bo wtedy będzie wygodniej korzystać z treści. Nie będzie wygodniej, bo digitalizacja rynku oznacza jego zwinięcie, totalny kolaps. Nikt niczego nie znajdzie i nikt nie będzie się mógł wypromować tak jak to my tutaj czynimy, albowiem ogromne budżety zostaną przeznaczone na promocję właściwych autorów, którzy produkują właściwe treści. I tych autorów już dziś znamy i mamy z nimi do czynienia: Bonda, Miłoszewski, Twardoch…
Książki, które dziś są wycofywane z bibliotek maja jeszcze swoją wartość i są tam z całą pewnością treści ważne. Książki, które wycofywać będą z bibliotek za 20 lat będą już tylko bełkotem niepotrzebnym nikomu. Nikt nie będzie po nich płakał, staną się pretekstem do całkowitego zakazu produkcji książek papierowych, któremu jako podstawowa motywacja posłuży oczywiście chęć ochrony lasów, naszego wspólnego dziedzictwa. I tak ludzkość, jako masa, stanie u progu totalnego analfabetyzmu. Czytanie znów będzie wtajemniczeniem, a liczenie magią. I nie łudźcie się, że dostęp do elektroniki będzie wówczas powszechny. Jeśli bowiem można będzie zwinąć rynek treści, to znaczy, że będzie można zwinąć każdy rynek. A z konsumentów zrobić bydło pracujące przy sadzeniu ryżu w rytm monotonnych pieśni. System pracuje nad tym usilnie promując różne rewelacyjne pomysły. Całe szczęście, powiem Wam, że na uniwersytetach, w różnych instytutach badawczych rozlokowała się ta banda złodziei, która musi drukować na papierze, żeby dorobić do pensji, bo już byśmy mieli ciepło. Już byśmy nie mogli zipnąć, na szczęście jeszcze, wszystkie ważne dzieła, w tym także dzieła Władysława Bartoszewskiego i Adama Michnika muszą być drukowane na papierze. I tu dochodzimy do największego paradoksu na całym rynku książki. Dopóki istnieje ten wymóg – druku w papierze książek naukowych - żyjemy. Jak przestanie obowiązywać będzie po nas. Widać już niestety pierwsze objawy katastrofy, ponoć Kazia Szczuka, pierwsza głosicielka nadejścia tej czarnej wiosny, powiedziała, że gender to ściema i że wszyscy już o tym wiedzą. Mam nadzieje, że środowiska akademickie zewrą szeregi i wychrzanią Kazię na bruk za gadanie takich herezji, po czym dalej będą uprawiać swój proceder grantowo-wydawniczy. Da nam to niezbędne 20 lat na umocnienie pozycji. Niezbędne powiadam, bo jak zaczną zwijać rynek dziś, nie przetrwamy.
Przypominam, że rozpoczęliśmy już sprzedaż kolejnego, czternastego numeru kwartalnika Szkoła nawigatorów, tym razem poświęconego Rosji.
Michał otworzył już ponoć swój sklep. Zapraszam więc do owej siedziby FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze, do księgarni Tarabuk, do antykwariatu Tradovium w Krakowie i do sklepu Gufuś w Bielsku Białej.
Inne tematy w dziale Kultura