coryllus coryllus
2706
BLOG

Przekręty na książkach i zmarłych

coryllus coryllus Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

 Mało dziś będzie finezji, bo też i sprawy, które chcę omówić domagają się komunikatów prostych i raczej kategorycznych. Oto wczoraj gruchnęła wieść, że profesor Szwagrzyk złożył podanie o dymisje. Sprawa jest tajemnicza, bo złożył je pod nieobecność prezesa IPN, który akurat był chory. W sieci od razu zaczął się ruch i we wszystkich wypowiedziach pojawiać się zaczęło słowo „przekręt”. Nie wiem w jaki sposób można robić przekręty na ekshumacjach, ale może wy wiecie i może ktoś będzie mógł rzec w tej sprawie coś ciekawego. Jestem pewien, że profesor Szwagrzyk z IPN nie odejdzie i będzie kontynuował swoją pracę, a nazwiska ludzi, którzy próbowali skłonić go do dymisji zostaną ujawnione. Ponoć sprawa dotyczy pieniędzy na badania genetyczne szczątek pochowanych tam osób, ktoś tych pieniędzy odmawia czy też może opóźnia ich transfer. Nie wiem i nie chcę zgadywać. Jednak jeśli jest tak jak przypuszczam i jeśli rację mają ludzie dyskutujący o tym na twitetrze, to sprawa jest bardziej niż poważna, albowiem ten oblepiający nas coraz bardziej dęty patriotyzm koszulkowy nie ma u spodu nic, ani powagi, ani wiary, ani sensu. Chodzi bowiem tylko o to, by młodzież mogła się ekscytować czymś nowym. To kolejna odsłona nowej sceny, na której skaczą różne „zbuntowane” zespoły. Kiedy zaś przychodzi do rzeczy poważnych, czyli do ocen postawy ludzi, którzy dziś ciągle jeszcze mają jakieś wpływy i chcą chronić pamięć swoich rodziców i dziadków pochowanych w alei zasłużonych, nie można zrobić kroku poza „koszulkową” formułę. Może więc jeszcze raz warto wyartykułować tę, jakże ważną kwestię – nie ma mowy o jakiejkolwiek Polsce, dopóki Bierut leży w alei zasłużonych. Ludzie zaś, którzy sprzeciwiają się jego usunięciu są zdrajcami i tego musimy się trzymać najsilniej jak możemy. Jeśli ktokolwiek z polityków PiS sądzi, że uda się tej organizacji utrzymać władzę nie zmieniając nic na Powązkach, a jedynie rozkręcając biznes koszulkowy, medialny, księgarski czy jakiś inny, bo to taka jest panie dziejski, zagrywka propagandowo polityczna, powinien się leczyć. I to nie na głowę, bo na to jest już zdecydowanie za późno. Utrzymywanie takiej formuły w imię zażegnania konfliktu pomiędzy grupą starych komuchów, a grupą niedzielnych patriotów w koszulkach z husarią, doprowadzi do katastrofy. Ta zaś będzie wyglądała w następujący sposób – połączone siły różnych grup wpływu zmontują w Polsce taką ideologię, popartą koszulkami i gadżetami, a także publikacjami, w której zmieści się i husaria i Bierut i nawet Helena Wolińska. Taką trochę moczarowską, ale jednak nieco bardziej dynamiczną, bo i do walk na noże może przyjść. Tylko dla tych z Łączki zabranie w tym bardaku miejsca. A wiecie dlaczego? Wczoraj próbowałem to tłumaczyć jednemu takiemu na fejsie. Napisał, że od czasu kiedy Kaczyński wszedł w koalicję z Giertychem i Lepperem zaczął być traktowany jak wróg publiczny nr 1. Ponoć dlatego, że związał się z ekstremistami. Wcześniej bowiem PO traktowała go jak partnera do dyskusji. To jest ocena bardzo powierzchowna, ale istotna dla wyjaśnienia tragedii naszego kraju. Dobrze dziś wiemy jaka była w roku 2005 rola Giertycha i Leppera. To były dwa wypchane siarką barany, z których żaden nie mówił ludzkim głosem. Kaczyński zaś został przymuszony do negocjacji z tymi baranami. W oczach Tuska, który był wtedy starszym pod celą został całkowicie zdegradowany i próbowano go degradować coraz bardziej. Poprzez Niesiołowskiego, poprzez Palikota i całą tę gromadę – użyję tu celowo eufemizmu – podejrzanych osób. Ostateczna degradacja nastąpiła w roku 2010, a wtedy ktoś w szeregach „naszych” wpadł na pomysł, by z tej degradacji zrobić narzędzie polityczne, za pomocą którego podniesie się nowa fala patriotyzmy, na której PiS wypłynie na szczyt. I udało się – ktoś zawoła. No, nie bardzo się udało, bo Bierut nadal jest tam gdzie jest, Szwagrzyk podaje się do dymisji, a wszyscy udają durniów i nikt nie wie o co chodzi. Ów szczyt zaś nie został osiągnięty dzięki „fali patriotyzmu” , ale przeciw niej i w porozumieniu z ludźmi, którzy przejmowali władzę w USA. To jest jasne. My jednak mamy wierzyć, że jest inaczej. Przepraszamy bardzo, ale nie uwierzymy. Profesor Szwagrzyk nas do tego przekonał wczoraj – żeby absolutnie w takie rzeczy nie wierzyć.

Teraz o książkach. Z niejakim zdumieniem zauważyłem wczoraj na portalu WP zdjęcie Pani Bogusławy Radziwon z wydawnictwa Trio, którą spotykam zawsze na targach książki pod zamkiem. Pani Radziwon, jak wynikało z tekstu, który krył się za zdjęciem, została właśnie ułaskawiona przez prezydenta Dudę, albowiem ciążył na niej wyrok za niezapłacone należności podatkowe. Prezydent ułaskawił ją wbrew decyzji sądu, a WP opisało to z właściwą sobie swadą, umieściło tekst w widocznym miejscu, a tekst ów zakończony był zdaniem – ona dalej nie poczuwa się do winy. Nie wiem co za łachudry siedzą w tym WP, ale musi to być jakiś pierwszy sort, bo trzeba być nie lada świnią, żeby zbankrutowanej kobiecie, która ma za sobą tyle lat praktyki wydawniczej, w dodatku w najtrudniejszej niszy, czyli w książkach akademickich, zrobić taką przykrość.

Wydawnictwo Trio to była spółka małżeńska, mąż Pani Radziwon zmarł jednak, a wydawnictwo spotkał los, który często jest udziałem ambitnych i dynamicznych wydawców. Hurtownicy zaczęli zwracać książki, bo akurat wprowadzono na nie VAT. Potem zamawiali je znowu, ale już w mniejszych ilościach. Nie chcę mi się opisywać całej tej historii, bo jest ona do odnalezienia w sieci. Istotne są dwie kwestie, fakt, że Pani Radziwon prowadziła skutecznie swoją działalność, oraz to, że istnieją osoby, którym to dziś najwyraźniej przeszkadza. Żeby tekst dotyczący wydawnictwa takiego jak Trio, zajmującego się książkami akademickimi w niskich nakładach, znalazł się na stronie głównej jakiegoś portalu, potrzeba decyzji. I ta decyzja została podjęta. Znalazły się w tym tekście informacje, które przeciętnego konsumenta newsów z WP i Onetu mogły przyprawić o palpitację serca. Oto za Panią Radziwon wstawiła się u prezydenta ta wstrętna Pawłowicz, a nie dość tego jeszcze to nawet „popularny w kręgach prawicowych” Józef Orzeł. Tu zrobię pauzę. To jest zawsze jakiś znak moim zdaniem, kiedy wymieniają nazwisko Józefa. On zdaje się jest postrzegany tam jako taki kardynał Richelieu, tyle, że o połowę krótszy. Umieszczenie go w tekście ma zdaje się sugerować, że cała sprawa ma charakter pół demoniczny.

Skupmy się teraz na książkach. Wydawnictwo Trio to jest kawał historii polskiego rynku książki. I ja nie mogę o nim tu nie wspomnieć, albowiem sam szykuję się do wydawania i sprzedawania książek poważnych, zwanych czasem akademickimi. Rodzi się do razu pytanie – po co? Po jaką cholerę to robić, skoro ci durnie z uniwersytetów umieszczają wiele publikacji w sieci, w formacie pdf. Nazywają to w dodatku dostępnością. Czy nikt z tych baranów nie rozumie, że książka w pdf, na jakiejś zapyziałej stronie, do której w dodatku mało kto ma dostęp, bo trzeba przejść tam przez sześć skomplikowanych procedur, jak w jakiejś ruskiej bajce o popie i jego pachołku jełopie, jest niedostępna? O tym, żeby przeczytał ją jakiś student nie może być nawet mowy. Oczywiście, że oni to rozumieją. Właśnie dlatego te książki tam umieszczają, właśnie dlatego, żeby już na samym początku wszystkim odechciało się z tego korzystać. Tak więc kłopot z książką akademicką jest taki, że sami zainteresowani, do których wydawca adresuje swoją ofertę mają tę ofertę w nosie. Ktoś powie, że digitalizacja publikacji to znaczna oszczędność miejsca. Ja w tym momencie dodałbym coś od siebie – a wypierniczenie na bruk pracowników wydziałów humanistycznych wszystkich uczelni, to jeszcze większa oszczędność miejsca. Można by zatrudnić informatyka do katalogowania publikacji, które ci nie wyrzuceni będą pisać w domu, korzystając z tych wcześniej zdigitalizowanych, studentów zaś egzaminować będą przez skype. Można im też oczywiście obciąć pensję, bo przecież nie muszą już przychodzić do pracy i mają komfort pracy w domu. Dlaczego tego nie zrobimy? To takie proste i uwodzicielskie w swojej prostocie. Nie zagospodarowaną powierzchnię zaś, wolną od pracowników naukowych i studentów można na przykład wynająć jakiejś sieci sklepów. Cóż to jest za problem?

No, ale odpowiedzmy sobie na pytanie - po co? Po co wydawać naukowe książki, kiedy same wydawnictwa akademickie sobie z nimi nie radzą? Może nie radzą sobie, bo te książki są po prostu jak śmieci? Widziałem te publikacje i w większości to jest po prostu edytorska żałość. Nie mają one startu do tego co wypuszczało na rynek wydawnictwo Trio. Do naszych też się nie umywają. No, ale jak wiecie ja te książki tu czasem umieszczam i sprzedaję. Dlaczego. Otóż dlatego, że w czasie kiedy akademia, poprzez swoją zidiociałą politykę wydawniczą zaprzecza swojej misji i ją unieważnia, wytwarza się niewielka, ale dość silna koniunktura. Ludzie bowiem domagają się prawdy i ciągle wierzą, że ona, może niepełna, może okrojona, może zaśmiecona propagandą, ale jednak jest w tych akademickich publikacjach. I ja na tym korzystam. Niebawem zaś zacznę twórczo ową niewielką koniunkturę rozwijać. Przed nami bowiem premierowy pokaz pierwszego tomu serii „Biblioteka historii gospodarczej Polski”. No, ale to jeszcze dwa tygodnie. Dziś tylko zostawię Wam ciekawą publikację wydaną przez Uniwersytet Łódzki, z którym współpracuje mi się najlepiej.


A tutaj proszę – zajawka nowej edycji Bytomskich Targów Książki „Rozetta”.

https://www.youtube.com/watch?v=W-ijzjo1XjE

Przypominam także, że w sprzedaży mamy już II tom wspomnień Hipolita Korwin Milewskiego

Teraz ogłoszenia

Nasze książki, prócz Tarabuka, księgarni Przy Agorze i sklepu FOTO MAG dostępne będą w księgarni przy ul. Wiejskiej 14 w Warszawie, a także w antykwariacie Tradovium w Krakowie przy ul. Nuszkiewicza 3 lok.3/III oraz w księgarni Odkrywcy w Łodzi przy ul. Narutowicza 46. Komiksy zaś są cały czas do kupienia w sklepie przy ul przy ul. Przybyszewskiego 71 , także w Krakowie. Zostawiam Wam także link do elektronicznego indeksu naszych publikacji, który stworzył dla nas Pan Marek Natusiewicz. Prace są już ukończone i w indeksie są wszystkie nazwiska z naszych publikacji. Oto link:

http://www.natusiewicz.pl/coryllus/

Wszystkim serdecznie dziękuję za wsparcie naszego projektu komiksowego, który mam nadzieję, zostanie wydany już jesienią tego roku. Będzie to wielki album poświęcony spaleniu Rzymu w roku 1527. Do tej pory udało się nam zebrać ponad połowę środków potrzebnych na produkcję. Dziękuję wszystkim jeszcze raz za poświęcenie i wsparcie naszej sprawy.

Mam nadzieję, że do marca uda nam się zebrać całość. Oto numer konta

41 1140 2004 0000 3202 7656 6218

i adres pay pala gabrielmaciejewski@wp.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka