Ostatnio ktoś podsunął mi wiadomość, że w Polsce mieszka jakiś sympatyczny pan z krajów Arabskich, który ledwie po dwóch latach pobytu u nas został wydawcą prasy w swoim ojczystym języku. Może nie jest to wysokonakładowa prasa, ale jednak jest to gazeta po arabsku. Zasięg też ma mały, bo tylko cztery osiedlowe kioski, ale jednak ją widać. Do kogo jest adresowany ten periodyk i jaka jest jego funkcja? Jasne jest, że nie do arabskich mieszkańców Polski, bo oni mają w nosie gazety, tak swoje, jak i obce, może tylko czasem poczytają coś o motoryzacji. Ta gazeta nie jest w ogóle do czytania. Ona jest po to, by zaznaczyć obecność kultury muzułmańskiej w Polsce i adresowana jest wyłącznie do Polaków. Pismo jest dwujęzyczne i w zasadzie można je czytać, ale przymusu nie ma. Chodzi tylko o to, by je zauważyć i o nim dyskutować, co też właśnie czynimy, idąc jak te barany za intencją sponsora tego periodyku.
Nasze jednak gadanie to jest nic w porównaniu z tym, co o gazecie napisze Wyborcza, kolorowe periodyki i co powiedzą o niej w telewizji. Nakład tej gazety może nie przekraczać 200 egzemplarzy, a i tak będzie on przedstawiany jako istotny wkład w dynamiczny rozwój kulturowej różnorodności w naszym kraju. Czy w inną jakąś bzdurę, to bez znaczenia. Skąd ja wiem, że taka jest funkcja tej gazety? Oto w jednym z numerów ukazał się artykuł o dywizjonie 303. Może chcecie mi powiedzieć, że melanżujących, arabskich studentów interesuje historia dywizjonu? Albo, że zaciekawi ona umordowanych, stojących cały dzień na nogach, sprzedawców kebabów? Darujcie sobie, bo nie uwierzę. To jest kokieteria wymierzona wprost w słabe umysły, a tych jak wiemy w Polsce nie brakuje, bo ludzie są tak nauczeni, że tylko by się bratali, albo godzili, albo układali i oczekiwali, że z samego tylko faktu przeprowadzenia tych czynności z udziałem alkoholu i muzyki wyniknie cokolwiek dobrego. Oni to wiedzą, bo mają, jak to najeźdźcy, wszystko już dawno dobrze rozpoznane i zachowują się stosownie do okoliczności. My zaś nie mamy w sobie żadnego odruchu sensownej obrony, poza idiotycznym zaciekawieniem, albo agresją. I to jest dramat prawdziwy. Gorzej jest tylko wtedy kiedy przed kamerą pokazuje się jakaś wariatka w tej chuście na głowie i opowiada o tym, jak fantastycznie jest być żoną muzułmanina. Dopiero bowiem w związku z wyznawcą tej religii poczuła się naprawdę kobietą i zrozumiała kim jest prawdziwy mężczyzna.
Znawcy kobiecej psychiki, a rozmawiałem tu ostatnio ze znajomymi, którzy na takich wyglądali, twierdzą, że to wszystko prawda, albowiem dziewczyny, jeśli idzie o emocje są zawsze bardzo serio i nigdy prawie nie żartują, gdy podejmują jakieś decyzje. Nawet mało poważne, jak kwestie dotyczące posunięć w grze planszowej, w której chcą wygrać. Ja nie jestem znawcą kobiecej psychiki, ale pomyślałem, że coś w tym musi być. Jak taki sympatyczny pan zacznie ustawiać swoje żonie życie w domu, zabraniać jej czegoś, a na coś innego pozwalać, wprowadzać własne reguły, a niechby były najbardziej idiotyczne i absurdalne, ona od razu czuje, że żyje. I do tego ma całą serię poważnych problemów do rozwiązania, o których może myśleć i rozmawiać z koleżankami, także żonami muzułmanów. Tworzy po prostu tkanka społeczna, tkanka myśli, emocji, decyzji, które splecione ze sobą układają się w nowe całkiem sekwencje, niezrozumiałe dla obcych, niepoważnych ludzi, których nie łączą żadne intensywne emocje. Bo o intensywność emocji jak sądzę tutaj chodzi. Ktoś zapyta co to może oznaczać w praktyce? No tyle, że tradycyjna polska formuła, którą tak lubią powtarzać wracający z pracy do domu mężowie – o co ona się przyp….li dzisiaj, znajduje w tej innej kulturze niespodziewane antidotum. Tam to faceci się przychrzaniają i to oni z racji pozycji, uprzykrzają życie swoim żonom. One zaś, jak ten osioł ciągnący wózek pod górkę, zaprą się w sobie i będą po cichu szeptać – i tak wciągnę, i tak wciągnę...I to jest właśnie istota tego szczęścia, do którego chcą nas, ludzi niepoważnych, żyjących lekko i na luzie, przekonać te panie.
Największym wyzwaniem cywilizacji było i jest znalezienie kobietom takiej formuły istnienia, by mogły spełniać się jako matki i mieć jeszcze do tego inne jakieś satysfakcje. Religie ortodoksyjne rozwiązały ten problem w sposób najprostszy i najbardziej brutalny – poprzez degradację. Tylko chrześcijanie próbują zmierzyć się z tym wyzwaniem inaczej i to się raz udaje, a raz nie. Ktoś powie, że jest jeszcze kultura świecka. Nie ma żadnej kultury świeckiej. Kultura świecka to jest przedpokój przychodni ginekologicznej, gdzie dziewczynom proponuje się różne atrakcje zanim pozwoli im się urodzić dziecko zgodnie z zasadami jakiejś monoteistycznej, albo animistycznej religii. Kultura świecka w swojej warstwie istotnej zajmuje się wyłącznie komentowaniem tego co dzieje się wśród chrześcijan, muzułmanów i żydów. Niczym więcej. Mamy więc te chrześcijanki, które są atakowane z różnych stron, a to przez tę rzekomą kulturę świecką, a to przez promocję islamu, a to przez gazetę wyborczą, która pisze, jakim to fantastycznym przeżyciem jest zamążpójście za ortodoksyjnego żyda. Na obecnym etapie kultura świecka w ogóle nie bierze pod uwagę, że można cieszyć się życiem w rodzinie chrześcijańskiej. To jest według komentarzy obowiązujących na dziś krańcowa opresja. Co innego islam, tam czeka na kobietę spełnienie emocjonalne. I rzeczywiście tak jest. Widziałem kiedyś taki film w sieci, jak jakiś śniady, brodaty pan tłukł swoją młodziutką żonę szerokim pasem po gołym tyłku. Rodzina tego pana próbowała go zmitygować, powstrzymać jakoś, przetłumaczyć, ale on ani myślał przestać. Patrzyłem na to i od razu przypomniała mi się proza Stefana, oraz jego pomysły na aplikowanie dziewczynom dużych dawek emocji związanym z budowaniem lepszego jutra w nowym socjalistycznym społeczeństwie. Zaczynało się tak samo, od gadania o spełnieniu, o życiu dla drugich, o misji wśród ludu, który powinien się nauczyć czytać i pisać, o szczęściu powszechnym i tym osobistym u boku poważnego, mającego właściwe podejście do życia mężczyzny. Skończyło się, jak pamiętamy na dekrecie bolszewickim o wspólnych żonach i ich używaniu według wyznaczonego przez partię grafiku. Czerwoni jednak szybko zorientowali się, że swoboda obyczajowa zniweczy ich właściwą misję, to znaczy rozwali dyscyplinę pracy w zakładach i nie będzie już mowy i darmowej prawie produkcji. Tak więc systemowa rozwiązłość była tylko wabikiem dla naiwnych. Wprowadzono więc moralność socjalistyczną, czyli moralność na pokaz. Bez możliwości ubierania się przez dziewczyny w ładne sukienki, za to z wyraźnie zaznaczoną możliwością realizowania się w związkach patologicznych, dostępną dla partyjnych kacyków.
W islamie jest podobnie. Póki co nikt ich nie pędzi do pracy w szwalniach, to znaczy w Europie nie pędzi, bo w Bangladeszu jest trochę inaczej, ale i do tego dojdziemy. Niech trochę jeszcze zdewastują tę znienawidzoną chrześcijańską i świecką cywilizację, niech zacznie brakować na zasiłki i ktoś im podsunie pomysł, żeby te cholerne baby wysłać do roboty przy krosnach. Taki jest, jak sądzę, plan.
Wróćmy teraz na chwilę do socjalizmu. Ta moja książka powinna mieć w zasadzie już trzy tomy, ale nie mogę Wam tego zrobić. Myślę, że niebawem to skończymy, bo już widać stację docelową pierwszego tomu. I kiedy tak czytam o tych dziewczynach, oszukanych, narażonych na cierpienia, śmierć i wygnanie, w imię jakichś oszukańczych haseł, nie mogę się nadziwić, jak to było możliwe. No, ale może nie mogę, bo jestem już stary po prostu, bo nic mnie nie porywa jak dawniej i nie jestem w stanie zrozumieć tych emocji. I przychodzą do mnie dziwne myśli – może ci ortodoksyjni żydzi i muzułmanie mają rację? Córki z rodzin ziemiańskich, dziewczyny wychowywane w prawdziwej, świadomej, nie zepsutej swobodzie bycia i obyczaju, kochane, wychuchane, zamożne i mające przed sobą perspektywę założenia rodziny, brały się nagle za rzucanie bombami. Do spółki z jakimiś wariatkami wywodzącymi się z krańcowej patologii. Tylko mi nie mówcie, że to dla dobra ojczyzny. Bo jasne jest, że nie o dobro ojczyzny tam chodziło. Całe to równouprawnienie, które im podsuwano na zachętę było takim samym równouprawnieniem, jak małżeństwo z muzułmaninem. Poczytajcie dokładnie Stefana jeśli nie wierzycie. Patrzę na to wszystko i myślę, że oszukiwanie kobiet to profesja, w dodatku uczona w sieciowych akademiach tworzących system działający na podbudowie religijnej. Przed nami kolejna odsłona tego przedstawienia….Szczęśliwi ci, którzy nie mają córek.
W sklepie FOTO MAG zostały następujące numery Szkoły nawigatorów
SN 2 – 22
SN 3 – 29
SN 4 – 17
SN 5 – 39
SN 6 – brak
SN 7 – 7
SN 8 – 17
SN 9 – 16
SN 10 – 13
SN 11 – 18
SN S – 6
A tutaj proszę – zajawka nowej edycji Bytomskich Targów Książki „Rozetta”.
https://www.youtube.com/watch?v=W-ijzjo1XjE
Przypominam także, że w sprzedaży mamy już II tom wspomnień Hipolita Korwin Milewskiego
Teraz ogłoszenia
Nasze książki, prócz Tarabuka, księgarni Przy Agorze i sklepu FOTO MAG dostępne będą w księgarni przy ul. Wiejskiej 14 w Warszawie, a także w antykwariacie Tradovium w Krakowie przy ul. Nuszkiewicza 3 lok.3/III oraz w księgarni Odkrywcy w Łodzi przy ul. Narutowicza 46. Komiksy zaś są cały czas do kupienia w sklepie przy ul przy ul. Przybyszewskiego 71 , także w Krakowie. Zostawiam Wam także link do elektronicznego indeksu naszych publikacji, który stworzył dla nas Pan Marek Natusiewicz. Prace są już ukończone i w indeksie są wszystkie nazwiska z naszych publikacji. Oto link:
http://www.natusiewicz.pl/coryllus/
Wszystkim serdecznie dziękuję za wsparcie naszego projektu komiksowego, który mam nadzieję, zostanie wydany już jesienią tego roku. Będzie to wielki album poświęcony spaleniu Rzymu w roku 1527. Do tej pory udało się nam zebrać ponad połowę środków potrzebnych na produkcję. Dziękuję wszystkim jeszcze raz za poświęcenie i wsparcie naszej sprawy.
Mam nadzieję, że do marca uda nam się zebrać całość. Oto numer konta
41 1140 2004 0000 3202 7656 6218
i adres pay pala gabrielmaciejewski@wp.pl
Wszystkich tradycyjnie zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Społeczeństwo