O tym jak ważne są dla naszej historii i kultury tereny Rusi Czerwonej przekonamy się dziś raz jeszcze, bo przecież każdy się łatwo domyśli, że Władysław Łoziński, autor książki „Prawem i lewem” nie wyczerpał wszystkich tematów związanych z tym obszarem, a wielu wręcz nawet nie dotknął. Nie miał o nich pojęcia po prostu. Ot, choćby taka pierwsza z brzegu historia….niezwykłe życie towarzysza Afrykana Kisłowa, silnie związane z ziemią Lwowską najpierw, a potem z Podkarpaciem.
Zacznijmy od początku. Towarzysz Afrykan Kisłow urodził się w miejscowości Wiatka w Rosji jeszcze carskiej. Był rok 1908. Szkołę średnią kończył już w odrodzonej naszej ojczyźnie, w Pińsku, a my odnotowując ten fakt możemy się tylko zdziwić, że w tym skleryczałym kraju, w ten znienawidzonej przez Jacka Żakowskiego II Rzeczpospolitej, gdzie prześladowano Żydów i mniejszości, znalazł sobie miejsce w szkole średniej ktoś taki jak Afrykan Kisłow. W dodatku, nie w Warszawie, gdzie można było, mimo ławkowego getta, zauważyć już początki owej sławnej tolerancji dla inności, która rozkwita tu dziś, ale w Pińsku, hen, hen na Polesiu….za Opiwardą, za siódmą rzeką, jak to pięknie ujął w tytule swojej książki towarzysz Newerly. Jak się zapewne domyślacie nie poprzestał towarzysz Kisłow na tym etapie edukacji i wybrał starannie ścieżkę swojej dalszej zawodowej kariery w dalekim mieście. Padło na Kraków i tamtejszą Akademię Górniczo Hutniczą, którą Afrykan Kisłow ukończył w roku 1934. Pracę w polskim przemyśle naftowym rozpoczął już w następnym roku, zatrudniając się w firmie „Pionier”, której siedziba mieściła się we Lwowie. Towarzysz Afrykan objął tam posadę kierownika polowych grup wiertniczych. Przyznam, że nie są mi znane warunki awansu w służbach geologicznych, ale trochę dziwne wydaje się to objęcie stanowiska kierownika polowych grup wiertniczych w rok ledwie po ukończeniu studiów. No, ale może towarzysz Kisłow był tak oddany sprawie i tak merytorycznie przygotowany do pracy, że nikt nie miał wątpliwości, że właśnie on powinien objąć tę funkcję. W roku 1938 był już Afrykan Kisłow kierownikiem Oddziału Geofizycznego w firmie „Pionier”. Nie poprzestał na tym, w 1938 firma w uznaniu zasług wysłała go do Strasburga, do Francji na 3 miesięczny kurs naukowy z zakresu radioaktywności. I tu się chwilę zatrzymajmy. Mamy rok 1938, mamy te wszystkie polityczne napięcia oraz zadawnioną wrogość pomiędzy Polską a ZSRR. Do tego jeszcze mamy to mocarstwowe pobrzękiwanie szabelką, tę całą Ligę Morską i Kolonialną, COP i podwaliny potęgi. Do Strasburga zaś na kurs radioaktywności jedna z najważniejszych firm w Polsce wysyła faceta nazwiskiem Afrykan Kisłow. Nie Mietka Kowalskiego, nie Abrama Rosenfelda, ale właśnie jego – Afrykana Kisłowa. Ja może przesadzam, ale w związku z tym faktem, a także innymi, które zaraz opiszę, powinniśmy się jeszcze raz zastanowić jak daleko sięgała wyobraźnia polityczna ludzi takich jak Józef Beck, Edward Śmigły-Rydz i Bolesław Wieniawa Długoszowski...czy oni w ogóle widzieli ten stolik, co to im się zdawało, że grają przy nim w pokera? Ja tu nieprzypadkowo przywołałem nazwisko towarzysza Newerlego, którego tak dobrze kiedyś udało nam się poznać, albowiem towarzysz Newerly, pół Czech, pół Rosjanin, w dwa lata po przybyciu do Polski, nie znając właściwie języka został sekretarzem zamachu majowego. Potem zaś, nie mając jednej nogi i chodząc na protezie, przeszedł przez cztery koncłagry w tym Oświęcim i powrócił do domu zdrów i cały. Z towarzyszem Kisłowem było podobnie, ale on miał widać inną misję, bo jego nigdzie nie wywożono. Jak sobie towarzysz Afrykan Kisłow usiadł na tej Rusi Czerwonej, jak się tak rozejrzał po pięknej ziemi lwowskiej, to powiedział sobie w duchu, że za jasną cholerę nie da się stąd usunąć. I patrzcie...nie dał! W roku 1939 przybyli na te ziemie towarzysze radzieccy i od razu zatrudnili Afrykana Kisłowa w firmie „Ukrnieftrazwiedka”. Nawet nie pomyśleli, żeby go zdegradować, pozostał on na stanowisku kierownika Oddziału Geofizycznego. Później towarzysze radzieccy gwałtownie zmienili plany i się wyprowadzili, a na ich miejsce przybyli towarzysze niemieccy. Oni z miejsca udali się do towarzysza Afrykana Kisłowa i zaproponowali mu, żeby pozostał z nimi na dobre i na złe oraz zajmował się nadal swoją pracą. Towarzysze niemieccy mieli i mają do dziś dość ograniczone zaufanie do obcych, a więc towarzysz Totd, w którego organizacji pracował towarzysz Kisłow, postawił nad nim jakiegoś zaufanego niemieckiego towarzysza, ale i tak wszystkie najważniejsze sznurki spoczywały w rękach towarzysza Kisłowa. Firma, która cały czas mieściła się w tym samym budynku nosiła teraz nazwę „Karpathenoel”. W lipcu 1944 towarzysz Kisłow przeniósł się do Jasła. Towarzysze niemieccy gdzieś zniknęli, a na ich miejscu znów pojawili się towarzysze radzieccy. To oni właśnie zaproponowali Afrykanowi Kisłowowi przeprowadzkę. On się zgodził, bo w sumie powietrze to samo, a do pracy miał bliżej, bo wkrótce został zatrudniony w Instytucie Naftowym w Krośnie.
Od 1946 roku Afrykan Kisłow pracował w firmie P.P. Poszukiwania Naftowe, gdzie, jak piszą uczeni mężowie, nie tylko był kierownikiem oddziału geofizycznego, ale także tworzył w odrodzonej ojczyźnie zaczątki geofizyki naftowej.
Dopiero w roku 1950 towarzysz Afrykan Kisłow wyjeżdża z Rusi Czerwonej. Przeprowadza się do Warszawy i zostaje kierownikiem oddziału sejsmicznego w Przedsiębiorstwie Poszukiwań Geofizycznych. Potem, wraz z kolejnym awansem przenosi się do Krakowa. Zostaje kierownikiem działu interpretacji w Przedsiębiorstwie Przemysłu Naftowego w Krakowie. Od 1959 roku znajduje się jednak znów w PP. Poszukiwania Naftowe jako starszy inżynier weryfikator. Ta dziwna nieco, dla człowieka niezorientowanego w realiach karier górniczo-geologiczych droga, wskazywać może, że nie można było tak po prostu oderwać towarzysza Kisłowa od pracy w terenie. On tam był potrzebny, bo – nie wiem tego na pewno, ale jego kariera na to wskazuje – wiedział coś, co inni tylko przeczuwali, albo nawet bali się o tym pomyśleć. Od 1962 roku towarzysz Kisłow pracował jako samodzielny pracownik naukowy w Instytucie Naftowym w Krakowie początkowo w Zakładzie Geofizyki, a potem w Zakładzie Geologii Instytutu Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. Na emerytuję przeszedł w roku 1978, a zmarł w roku 1989. Był autorem licznych prac naukowych, a także popularnej książki zatytułowanej „Wspomnienia geofizyka”, której rzecz jasna nie można nigdzie dostać.
Życie towarzysza Kisłowa, tak pełne sukcesów, życie spełnione, pokazuje nam, że najważniejsze co człowiek powinien mieć to pasja. Pokazuje nam też, że dobrzy fachowcy są potrzebni każdemu i nikt o zdrowych zmysłach nie będzie się ich pozbywał nierozsądnie wysyłając ich na przykład do Oświęcimia, jak to się przydarzyło towarzyszowi Newerlemu.
Skąd ja to wszystko wiem? Parę dni po naszej tutaj dyskusji o zasobach geologicznych Polski, zadzwonił do mnie pewien człowiek i powiedział, że mapy geologiczne Polski są fikcją. To są rzeczy podrzucane ludziom do zabawy, żeby się mieli czym podniecać. Rzeczywistość jest zupełnie inna, albo ujmując rzecz wprost – utajniona. Oto w przemądrej księdze zatytułowanej „Historia polskiego przemysłu naftowego” przeczytać możemy, że w krajach członkowskich RWPG ZSRR był jednym krajem, gdzie można było po korzystnych cenach nabywać pełny asortyment sprzętu i urządzeń do górnictwa i eksploatacji złóż. Chodzi o te wszystkie ciężarówki, świdry i całą resztę urządzeń, których nie można tak po prostu przenieść w góry na plecach, o cały ten hardware. Jeśli zaś idzie o software, czyli urządzenia do interpretacji wyników badań, to wszystkie one znajdowały się w ZSRR, a więc wszystkie wyniki badań, jakie wówczas przeprowadzono na wydobytym materiale znajdowały się w ZSRR, a częściowo w Budapeszcie, bo tam także mieli takie urządzenia. W Polsce ich nie było. W Polsce był tylko towarzysz Afrykan Kisłow. Sytuacja zmieniła się nieco, gdy krakowscy geofizycy zakupili centralę sejsmiczną GSC-1000 wyprodukowaną w USA. Tak się jednak składało, że największe odkrycia geologiczne na terenie powojennej Polski dokonane zostały w pierwszych latach po wojnie, mam tu na myśli miedź i siarkę. Później zaś karmieni byliśmy już tylko złudzeniami. Mój rozmówca twierdził, że umowa obejmująca współpracę z ZSRR uniemożliwiała jakiekolwiek skutecznie poszukiwania złóż, ze szczególnym wskazaniem na złoża ropy naftowej.
Dowiedziałem się też, że istnieje coś takiego, jak Strefa Teisseyre'a-Tornquista zwana też linią Teisseyre'a-Tornquista. Przebiega ona w poprzek terytorium dzisiejszej Polski. Ale ciągnie się też dalej. Na jednym jej końcu znajdują się złoża ropy w Morzu Północnym przy wybrzeżach Norwegii, a na drugim zagłębie Ploeszti. Podam tu, żeby Was jeszcze bardziej wkurzyć całą definicje tej strefy. Oto ona:
Strefa Teisseyre'a-Tornquista (t. strefa T-T, strefa Tornquista-Teisseyre'a) – ciąg uskoków tektonicznych stanowiący wschodnią granicę strefy szwu transeuropejskiego łączącego platformę wschodnioeuropejską ze strukturami geologicznymi Europy Zachodniej.
W strefie T-T następuje skokowa zmiany właściwości skał skorupy ziemskiej. Strefa T-T składa się z serii równoległych głębokich uskoków i rozłamów. Niektóre z nich sięgają powierzchni nieciągłości Mohorovičicia. Uskoki są głównie pionowe, niekiedy lekko nachylone na północny wschód.
Do niedawna strefą Teisseyre'a-Tornquista zwano cały szew transeuropejski, jednak badania ostatnich kilku lat doprowadziły do rozróżnienia między strefą T-T jako strukturą liniową – zachodnią krawędzią platformy wschodnioeuropejskiej a strefą szwu transeuropejskiego jako strukturą o charakterze pasmowym – połączeniem tej platformy z mniejszymi strukturami przyrosłymi do niej od zachodu.
Istnienie strefy odkrył polski geolog Wawrzyniec Teisseyre, a jego badania potwierdził Niemiec Alexander Tornquist. Od ich nazwisk pochodzi nazwa. Mimo nieporównywalnego wkładu w odkrycie i zbadanie strefy w zachodnich publikacja nazwisko Polaka stawia się na drugim miejscu lub pomija.
Trudno przypuścić powiedział mój rozmówca, by akurat na terenie Polski tej ropy nie było. Mnie też się tak wydaje, a w dodatku uważam, że przeczy tej nieobecności ropy na terenie Polski całe zawodowe życie towarzysza Afrykana Kisłowa. No, ale możemy się mylić. Ponoć jest tak, że aby tę ropę znaleźć trzeba wiercić głęboko, głęboko poniżej czwartego kilometra. Tego się w Polsce nie czyni, a jak raz kiedyś ktoś próbował to mu w trakcie tych wierceń bank cofnął kredyt. Jak zapewne wiecie wiercenia to sprawa droga, a do tego jeszcze trzeba później interpretować te wyniki, czyli obejrzeć rdzeń wiertniczy i go jakoś opisać. Mój rozmówca twierdził, że po wojnie nie gromadzono w Polsce rdzeni wiertniczych, że były one rozsypywane na polu, tam gdzie dokonywano odwiertów. Dziś mamy kilka magazynów tych rdzeni, rozsianych po kraju, a w nich ponad 500 tysięcy kilometrów rdzeni. To wszystko leży w drewnianych pudełkach i czeka na opisanie, a dane czekają na zdigitalizowanie. Być może już nie czekają, a są zdigitalizowane, bo mój rozmówca powoływał się na stan sprzed kilku lat. W tych magazynach leżą też rdzenie należące do firm prywatnych, które prowadzą wiercenia na terenie Polski, ale interpretacja ich jest utajniona i nie można publikować wyników tych badań. Centralny magazyn rdzeni wiertniczych dopiero się ponoć buduje.
Tak więc – twierdzi mój rozmówca – gawędy o złożach metali rzadkich, gazie łupkowym i innych cennych pokładach, to ściema, podawana po to, byśmy się nie zajmowali rzeczami ważnymi, czyli znajdującą się pod nami ropą naftową. Złoża te zapewne zostaną ujawnione w chwili kiedy cała gospodarka światowa przestawi się na inny niż ropopochodne paliwa napęd. No, ale zobaczymy. Na razie, póki co może ktoś odnajdzie te „Wspomnienia Geofizyka” napisane przez Afrykana Kisłowa, to sobie je tutaj wspólnie poczytamy. Prezydent i naród cały wraz z prezydentową będą czytać fragmenty „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego, czyli to całe – miałeś chamie złoty róg, a my tutaj, spokojnie, powoli, poczytamy o tym, jak to towarzysz Afrykan Kisłow rozpoczynał swoją karierę w lwowskiej firmie „Pionier” w roku 1934.
No dobrze – zapyta ktoś – a gdzie są te wyniki badań geologicznych dotyczących Polski, co je towarzysz Kisłow wysyłał do ZSRR w latach powojennych? Czy nadal są w Moskwie? Możliwe. Nie da się jednak wykluczyć, że ktoś, za opłatą, skopiował je sobie i teraz siedzi, gdzieś w kantorku, skryty przed wzrokiem profanów i interpretuje je, hej, interpretuje, aż wióry lecą….nam jednak o tym nic nie powie. My sobie mamy czytać głośno fragmenty „Wesela” i nie zajmować się sprawami, które do nas nie należą.
W sklepie FOTO MAG zostały następujące numery Szkoły nawigatorów
SN 2 – 22
SN 3 – 29
SN 4 – 17
SN 5 – 39
SN 6 – brak
SN 7 – 7
SN 8 – 17
SN 9 – 16
SN 10 – 13
SN 11 – 18
SN S – 6
A tutaj proszę – zajawka nowej edycji Bytomskich Targów Książki „Rozetta”.
https://www.youtube.com/watch?v=W-ijzjo1XjE
Przypominam także, że w sprzedaży mamy już II tom wspomnień Hipolita Korwin Milewskiego
Teraz ogłoszenia
Nasze książki, prócz Tarabuka, księgarni Przy Agorze i sklepu FOTO MAG dostępne będą w księgarni przy ul. Wiejskiej 14 w Warszawie, a także w antykwariacie Tradovium w Krakowie przy ul. Nuszkiewicza 3 lok.3/III oraz w księgarni Odkrywcy w Łodzi przy ul. Narutowicza 46. Komiksy zaś są cały czas do kupienia w sklepie przy ul przy ul. Przybyszewskiego 71 , także w Krakowie. Zostawiam Wam także link do elektronicznego indeksu naszych publikacji, który stworzył dla nas Pan Marek Natusiewicz. Prace są już ukończone i w indeksie są wszystkie nazwiska z naszych publikacji. Oto link:
http://www.natusiewicz.pl/coryllus/
Wszystkim serdecznie dziękuję za wsparcie naszego projektu komiksowego, który mam nadzieję, zostanie wydany już jesienią tego roku. Będzie to wielki album poświęcony spaleniu Rzymu w roku 1527. Do tej pory udało się nam zebrać ponad połowę środków potrzebnych na produkcję. Dziękuję wszystkim jeszcze raz za poświęcenie i wsparcie naszej sprawy.
Mam nadzieję, że do marca uda nam się zebrać całość. Oto numer konta
41 1140 2004 0000 3202 7656 6218
i adres pay pala gabrielmaciejewski@wp.pl
Wszystkich tradycyjnie zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Gospodarka