coryllus coryllus
1134
BLOG

Czym portale kresowe różnią się od Pawlickiego

coryllus coryllus Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

 Zacznę od wyjaśnienia. Wiele osób po wczorajszym wpisie zrozumiało, że kończymy definitywnie z rozrywką na naszym blogu i już nic śmiesznego nie można tam umieszczać. Nie można też prowadzić normalnych, a nie wzniosłych rozmów. To jest oczywiście nadinterpretacja, wszystko zostaje jak dawniej, proszę się nie martwić. Wczoraj był po prostu szczególny dzień.

No, a teraz do rzeczy. Jak wiecie moja sympatia do Macieja Pawlickiego jest mniej więcej na tym samym poziomie do sympatia dla portali kresowych. Obydwie zaś plasują się daleko, daleko za emocjami wpełzającymi mi do duszy na widok wielkiego, włochatego pająka. Dlaczego ach dlaczego – zawoła ktoś, wszak portale kresowe i media kresowe tak są potrzebne naszej tożsamości, bez niej zaś będziemy jak inwalidzi.

I tak jesteśmy jak inwalidzi, a portale i media kresowe nie mają tu nic do rzeczy. Wczoraj zadzwoniła do mnie znajoma i powiedziała mi, że przypadkiem zupełnie dowiedziała się o pewnej katastrofie, która miała miejsce w Krzemieńcu w roku 2003. Cóż tam się stało? Spłonęło miejscowe archiwum pełne ważnych dokumentów, utracono je bezpowrotnie. Zamyśliłem się nad tą informacją, a wieczorem kolega Jarosław, ten co składa nasze tomy wspomnień, przysłał mi link do audycji emitowanej w Polskim Radio, której bohaterem był nie kto inny jak Edward Woyniłłowicz. Ja sobie nie roszczę żadnych praw do Edwarda Woyniłłowicza, ale o tym, że trwa właśnie jego proces beatyfikacyjny to chyba można było wspomnieć, jeśli już ktoś się uparł, by nie mówić o dwóch tomach jego wspomnień wydanych przez Klinikę języka. No jak widać nie można http://www.polskieradio.pl/7/5103/Artykul/1720868,Historia-Czerwonego-Kosciola-i-Woynillowiczow

A co można? Można produkować pełne emocji oraz paranaukowych antropologiczych wygibasów książki, w których polityka ani lokalna ani globalna na Kresach nie występuje, a za wszystkimi czynami ludzi świadomych i wielkich stoją wyłącznie ich emocje. Tak to z grubsza wygląda. Chodzi o to, by usiąść i płakać. Nic więcej się nie liczy, archiwa niech płoną, książki niech przepadają i nie trafiają do rąk czytelników, niech wszystko trafi szlag, byle na tej kupie popiołu mogli potem usiąść antropolodzy kultury oraz dziennikarze i za wyrwane skądś pieniądze pierniczyć te swoje dyrdymały. To najważniejszy aspekt jeśli idzie o tak zwaną problematykę kresową. Kolejnym jest utrzymywanie w stanie podwyższonej gotowości różnych resentymentów, bez których Polak nie będzie Polakiem, a Polska Polską. I to jest moim zdaniem dziwne. Zamiast ratować stamtąd co się da, dochodząc do tego prawem i lewem, zamiast mnożyć publikacje, aranżować dyskusje polityczne i gospodarcze, zamiast działać i pokazywać się w mediach, także społecznościowych, tak, żeby ludzie mogli skojarzyć – aha, ten chudy w brylach, to gość od Kresów – mamy jakąś wstydliwą anonimowość plus newsy o relacjach polsko-ukraińskich i dyskusje na temat kto jest lepszy Bandera czy Chmielnicki, a także jak zastąpienie jednego drugim wpłynie na relacje pomiędzy Polską a Ukrainą.

To są w mojej ocenie rzeczy niepoważne, ale tylko one spotykają się z jakim takim zrozumieniem. Nie dość bowiem, że nasi mędrcy mogą się wyjęzyczyć i powiedzieć, jak bardzo tęsknią za Kresami, to jeszcze dadzą jakieś pięć minut Ukraińcom i oni też garść swoich niezwykle oryginalnych przemyśleń zaprezentują. I tak to jedzie. Na portalu kresy.pl można, nieustająco, kupić koszulkę z wizerunkiem Józefa Pilsudskiego i napisem „Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy”. I nikt nie zauważa, jakie to jest, cholera, ciągle aktualne.

Mnie, wydawcę wspomnień Woyniłłowicza i Milewskiego, a także innych ważnych książek, które już wkrótce zobaczycie, sytuacja ta po prostu zdumiewa. Nie ma nikogo, kto założyłby jakiś instytut wydawniczy? Nie ma nikogo, kto ratowałby te dokumenty? Nie ma nikogo, kto wydałby leżące w kraju i nie publikowane nigdy wspomnienia mieszkańców Kresów. Mamy za to sporą grupę beneficjentów kresowej nostalgii.

Nie wiem czy wiecie, ale jeśli ktoś, jakiś mieszkaniec zachodniej Polski, chce się czegoś dowiedzieć o historii miasteczka lub wioski, w której mieszka, może napisać do Niemców, nie pamiętam już do jakiej instytucji i oni mu, za opłatą, dostarczą pełną dokumentację. Widzą widocznie sens w jej gromadzeniu i przechowywaniu. Może nie dyskutują dziś za dużo o dawnych czasach, ale my nie możemy przecież we wszystkim naśladować Niemców. My możemy sobie wydać wszystko co nam się podoba, a jest napisane po polsku i pochodzi z tamtych terenów, ale póki zajmuje się tym wydawnictwo LTW z Łomianek, no i my tutaj, ale w znacznie mniejszym zakresie, bo nasza misja jest trochę inna.

Teraz trzeba wyjaśnić, co w tytule robi Maciej Pawlicki. Jak może wiecie, jego program został zdjęty z anteny po tym, jak Pawlicki ogłosił niby żartem, że Petru został aresztowany za szpiegostwo. Ten niby żart, rzucony w programie, którego formuła swoim idiotyzmem przebijała wszystko, co do tej pory puszczano w telewizji polskiej, słusznie został w ten sposób ukarany. Ja tylko przypomnę do czego służył program Pawlickiego, do tego, żeby tak zwani zwykli ludzie, czyli wyselekcjonowane przez prowadzących agresywne grupy nacisku, mogły eksponować swoje emocje na wizji. Jeszcze parę odcinków i Pawlicki zaprosiłby do studia redaktorów kresowych portali oraz ukraińskich historyków i wszyscy by darli tam mordy ile sił, ustalając, tym razem już ostatecznie, czy Bandera czy też może Chmielnicki jest najwłaściwszym bohaterem dla odrodzonego, ukraińskiego państwa. Naród zaś przed telewizorami podzieliłby się i słuchał tego wszystkiego jak świnia grzmotu, próbując potem, przy wódce ze szwagrem, przyjąć jakąś – według szwagra najwłaściwszą – postawę. Całe szczęście do tego nie dojdzie, bo Pawlicki przefajnował. Mam nadzieję, że jego usunięcie z anteny to oznaka znormalnienia tej dziwnej instytucji jaką jest telewizor. Jeśli zaś idzie o Kresy, to musimy sobie powiedzieć jasno – większość rzeczy wartościowych i cennych, z tego ułomka co tam został, przepadnie. I nie będzie nikogo kto by się o nie upomniał, tak mocno wszyscy są zajęci ustalaniem ostatecznej, zadowalającej każdego wersji historii.


Dziś na stronie pojawi się kolejny mini album z rysunkami Ryszarda Natusiewicza, będzie go jeszcze mniej niż tego wczorajszego. Kto jest zainteresowany musi uważać.



W sklepie FOTO MAG zostały następujące numery Szkoły nawigatorów

SN 2 – 22

SN 3 – 29

SN 4 – 17

SN 5 – 39

SN 6 –  brak

SN 7 –   7

SN 8 – 17

SN 9 – 16

SN 10 – 13

SN 11 – 18

SN S –   6

A tutaj proszę – zajawka nowej edycji Bytomskich Targów Książki „Rozetta”.

https://www.youtube.com/watch?v=W-ijzjo1XjE

Przypominam także, że w sprzedaży mamy już II tom wspomnień Hipolita Korwin Milewskiego

Teraz ogłoszenia

Nasze książki, prócz Tarabuka, księgarni Przy Agorze i sklepu FOTO MAG dostępne będą w księgarni przy ul. Wiejskiej 14 w Warszawie, a także w antykwariacie Tradovium w Krakowie przy ul. Nuszkiewicza 3 lok.3/III oraz w księgarni Odkrywcy w Łodzi przy ul. Narutowicza 46. Komiksy zaś są cały czas do kupienia w sklepie przy ul przy ul. Przybyszewskiego 71 , także w Krakowie. Zostawiam Wam także link do elektronicznego indeksu naszych publikacji, który stworzył dla nas Pan Marek Natusiewicz. Prace są już ukończone i w indeksie są wszystkie nazwiska z naszych publikacji. Oto link:

http://www.natusiewicz.pl/coryllus/

Wszystkim serdecznie dziękuję za wsparcie naszego projektu komiksowego, który mam nadzieję, zostanie wydany już jesienią tego roku. Będzie to wielki album poświęcony spaleniu Rzymu w roku 1527. Do tej pory udało się nam zebrać ponad połowę środków potrzebnych na produkcję. Dziękuję wszystkim jeszcze raz za poświęcenie i wsparcie naszej sprawy.

Mam nadzieję, że do marca uda nam się zebrać całość. Oto numer konta

41 1140 2004 0000 3202 7656 6218

i adres pay pala gabrielmaciejewski@wp.pl

 

Wszystkich tradycyjnie zapraszam na stronę www.coryllus.pl


coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Kultura