coryllus coryllus
3480
BLOG

Gazeta Wyborcza broni małych wydawnictw

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 49

 Kiedy myślę o wydawnictwach związanych z Gazetą Wyborczą, zawsze przypomina mi się śp. Mirosław Nahacz, biedny wariat, któremu wmówiono, że jest pisarzem, wydano dwie książki, a on się potem powiesił w piwnicy. Dokładnie pamiętam tekst w gazowni opowiadający o tym, jak to Łemko Nahacz zszedł z gór wprost do stasiukowej zagrody w Wołowcu, jak wypadł mu chlebak, jak się z tego chlebaka wysypały kartki, jak Stasiukowa je pozbierała i zaczęła czytać i jak się przy tym czytaniu wzruszyła. Pomyślcie! Takie numery latały kiedyś w gazowni, a my się dziś przejmujemy jakimiś prymitywnymi kłamstwami związanymi z bieżączką. Zrobić z licealisty pisarza, wstawić go do empiku, a potem, po jego śmierci płakać jeszcze, że nie zrozumiał wszystkiego, a taki był przecież wrażliwy! To były wyczyny, to były teksty…! Czas wrażliwców minął, teraz gwiazdą jest Szczepan Twardoch i nie ma nawet cienia szansy, że się ten Twardoch dobrowolnie powiesi i uwolni nas od swojej dręczącej obecności. On będzie żył sto lat i cały czas będzie pisał to samo. Nie do uwierzenia, a jednak….tak właśnie się stanie.

Piszę to wszystko, ponieważ tak jak inni wydawcy obecni na targach wrocławskich otrzymałem wczoraj list od Anny Morawieckiej. W liście tym Anna Morawiecka prosi nas – wydawców o pewne wyjaśnienia w związku z krytyką jaką organizowane przez nią targi zostały poddane przez lokalny oddział tejże gazety. Oto fragment listu, który otrzymałem drogą mailową, pochodzi on właśnie z lokalnego dodatku gazowni:

 

Jak odniesie się Pani do zarzutów wydawców  wielu spośród tych, z którymi rozmawialiśmy, było bardzo niezadowolonych  narzekali na organizację, na brak promocji wydarzenia, także na brak ludzi i oddalenie miejsca targów od centrum miasta. Rozczarowani byli zwłaszcza przedstawiciele niszowych wydawnictw, którzy stwierdzili, że będą musieli rozważyć, czy za rok w ogóle przyjeżdżać do Wrocławia .

 

A to jest moja odpowiedź na list Anny Morawieckiej:

 

To brednie. Ja jestem niszowym wydawnictwem, nazywam się Gabriel Maciejewski, prowadzę popularnego, politycznego bloga, w zeszłym roku zwiniętego za krytykę Pani brata, tak więc trudno mnie podejrzewać o stronniczość. Targi we Wrocławiu są jednymi z najlepszych w kraju, ciągle zmieniająca się lokalizacja powoduje pewne wahnięcia koniunktur, ale to nie zmienia faktu, że wydawcy zarabiają na tej imprezie. Marudzą tylko ci, którzy maja słaby towar, albo ci, którzy chcą tę imprezę przejąć i urządzić ją po swojemu dla swoich. Moim zdaniem, a mam duże doświadczenie handlowe i wydawnicze, najważniejsze to już nie biegać z tymi targami po mieście i poprawić promocję. Wrocław ma wielki potencjał, moim zdaniem większy niż Kraków, gdzie ludzie na targach gromadzą się wokół osób takich jak pani Młynarska. Wrocławianie czekają na te targi, lubią je i publiczność zawsze dopisuje. Każda lokalizacja ma swoje minusy, dworzec był z punktu widzenia handlowego najlepszy, ale nie było gdzie parkować. Hala, w zadanych warunkach jest moim zdaniem optymalna. Promocję zawsze można poprawić, ci którzy mówią, że nie przyjadą w przyszłym roku kłamią i ja to Pani mówię już dziś. Przyjadą z całą pewnością. Niech Pani nie zmienia lokalizacji. I niech się Pani nie poddaje naciskom, bo sądzę, że te targi zrobiły się za dobre po prostu i ktoś chce je zawłaszczyć. Pozdrawiam serdecznie.

Gabriel Maciejewski – coryllus

 

Ponieważ ja tam byłem i widziałem wszystko, a do tego posiadam absolutnie unikalną zdolność oceny obiektów targowych w kontekście przyszłych zysków, napiszę teraz o co naprawdę chodzi.

Gazeta Wyborcza nie broni żadnych małych wydawnictw, broni swojego stoiska i usiłuje jakoś zamaskować klęskę jaką poniosła na tych targach. Gazeta Wyborcza, podobnie jak związane z nią wydawnictwa, oraz wydawnictwa skupione w różnych związkach wydawnictw, czyli organizacjach zajmujących się wymuszeniami i grabieniem budżetów państwowych i fundacyjnych dostaje zawsze najlepsze miejsca na targach. Kłopot z tym, że ci biedni ludkowie żyjący w świecie handlowej fikcji i literackich fejków nigdy nie rozumieją co to znaczy „najlepsze miejsce”. W hali ludowej także zażyczyli sobie jak mniemam, takiego miejsca – stosownego do ich rangi i pozycji i otrzymali je, to znaczy stali najbliżej wejścia głównego. I to była właśnie przyczyna ich klęski, no ale czego wymagać od durniów? Żeby ocenili realia? Żarty jakieś….

Jak pamiętacie napisałem kiedyś tekst pod tytułem „O wyższości prawa lubeckiego nad magdeburskim”. Chodziło o to, że źle się handluje na obiektach z obejściem, to znaczy, że kwadratowy rynek miasta lokowanego na prawie magdeburskim od razu wymagał postawienia na nim jakichś sukiennic, bo to z miejsca zwiększało zysk. Ludzie szli najpierw w jedną stronę, potem w drugą i kupowali, kupowali, kupowali. Na długim targu – a takie były w miastach lokowanych na prawie lubeckim – nic nie trzeba było dodawać do przestrzeni handlowej, ona od razu spełniała właściwie swoją funkcję, to znaczy generowała zyski. Jeśli rzecz przeniesiemy w nasze realia, najgorzej – i tak wykazała praktyka – handluje się w Spodku katowickim i na Stadionie. Ja miałem swoje obawy także w stosunku do wrocławskiej hali, bo jest ona przecież obiektem z obejściem. Kiedy jednak wszedłem do środka od razu wiedziałem, że zarobimy. Nie wiedziałem jeszcze dlaczego, ale byłem pewien sukcesu. Wymienię teraz te elementy hali, które decydują, że ma ona przewagę nad innymi „okrągłymi” budynkami. Przede wszystkim w hali nie ma schodów. Jest ona posadowiona na poziomie ulicy. To znaczy, żeby się do niej dostać trzeba pokonać kilka stopni, ale to jest doprawdy nic w porównaniu ze stadionem narodowym czy Spodkiem. Skoro nie ma schodów, odwiedzający nie może spojrzeć z góry na cały targ i nie widzi tej paraliżującej nędzy, którą widział na płycie Spodka. Obejście jest stosunkowo wąskie, a przez to organizatorzy nie zdecydowali się na wykorzystanie go do handlu i nie załatwili w ten sposób wystawców stojących w środku, jak to się działo za każdym razem w Spodku, czy jak to się dzieje dziś na stadionie. Ci którzy stali przy głównym wejściu mieli najgorzej, bo zwiedzający, który wchodził do hali od razu, bez zatrzymywania się pędził do samego środka, gdzie był punkt informacyjny. Tam zasięgał porady i rozglądał się wokół. Widział alejki, normalnie jak na długim targu i chodził wzdłuż nich oglądając każdą z osobna. I z jednej i z drugiej strony miał stoiki kawiarniane i zawsze mógł odpocząć. Ci co stali przy głównym wejściu nie mieli żadnej szansy, a byli to sami najwięksi i sami najważniejsi. Chodziłem, oglądałem i było mi bardzo wesoło. Najweselej zaś zrobiło mi się, kiedy ogłosili, że przybędą gwiazdy, między innymi Wajrak. No i przybyły te gwiazdy, a czytelnicy z miasta Wrocławia solidarnie te gwiazdy olali. Przepraszam, za kolokwializm, ale tak właśnie było – gwiazdy zostały olane. Myślę, że to jest przyczyną wściekłości w jaką popadła gazownia. Żaden dziennikarz z lokalnego dodatku ze mną nie rozmawiał, a jestem przecież niszowym wydawcą, obok mnie stali inni niszowi wydawcy i oni także nie byli jakoś szczególnie zmartwieni sytuacją. Na targach był ruch, ludzie przychodzili, dojeżdżali z miasta wszystkimi środkami transportu. Pod halą jest olbrzymi parking, przez co załadunek i wyładunek towarów to bajka. Nie ma tej udręki, która jest na stadionie czy w hali krakowskiej. Rozładunek jest tak samo łatwy jak w Katowicach, a może nawet łatwiejszy. Hala, powtarzam, jest póki co najlepszym miejscem do handlu książką w całym Wrocławiu. I niech tak pozostanie.

Ja sobie doskonale zdaję sprawę, że to co napisałem nie obejdzie ani dziennikarzy z Gazowni, ani nawet organizatorów targów. Że ludziom, którzy uważają, iż mają konstytucyjnie zagwarantowane prawo do sławy i zysku, bo mieszkali w tym samym bloku co Kuroń, takie dyrdymały nie są potrzebne – z obejściem, bez obejścia cóż to jest? Ich interesuje, żeby każdy dowiedział się, że są najważniejsi i najlepsi, to są pragnienia każdego wioskowego buraka – postawta me przy dźwiach to se zarobie. Tak się jednak składa, że niemiecki geniusz architektoniczny, wyrażający się w tym niezwykłym obiekcie, nie przewidział istnienia takich jak oni, choć przecież dodatek wrocławski GW bezskutecznie usiłuje ten geniusz kokietować. Za każdym geniuszem, jak pamiętamy stoi Pan Bóg i to on decyduje, kulę nosi i takie tam różne rzeczy….

Podsumujmy więc – ludzie przyjadą do Wrocławia na targi, bo we Wrocławiu są czytelnicy. Czy to się gazowni podoba czy nie. Oni zaś sami, nawet jak im to stoisko postawią na środku, przy samym punkcie informacyjnym, ani na tym nie zarobią, ani nie zyskają niczyjej sympatii. Może być z nimi już tylko gorzej, czego sobie i Państwu życzę.

 

Przypominam, że Pan Marek,stworzył elektroniczny indeks osób występujących w publikacjach naszego wydawnictwa. Z tego niezwykłego narzędzia można korzystać za darmo pod adresem: http://www.natusiewicz.pl/coryllus/


 

Przypominam też, że musimy zgromadzić budżet na komiks pod tytułem Sacco di Roma, który powinien – jak będzie zobaczymy – ukazać się w roku 2017.

Środki zbieramy na konto 41 1140 2004 0000 3202 7656 6218


 

Na targach wrocławskich odwiedził nas też Kacper Gizbo, nagraliśmy trzy krótkie pogadanki. Oto one:

Coryllus o Chojeckim, Braunie i heretykach
Coryllus o blogosferze, Katarynie i Glińskim
Coryllus na Targach Dobrej Książki we Wrocławiu 03.12.2016


 

Wszystkich tradycyjnie zapraszam na stronę www.coryllus.pl i przypominam, że do 1 stycznia trwa duża promocja na niektóre tytuły. 



 

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (49)

Inne tematy w dziale Polityka