coryllus coryllus
4847
BLOG

Czy Kościół jest hierarchiczny?

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 142

 Kiedy się dobrze przyjrzymy deklaracjom lewicy, a także tym nowym – deklaracjom księdza Międlara – łatwo zauważymy, kto jest głównym wrogiem zarówno tamtych, jak i jego. To hierarchia kościelna, czyli biskupi. Tu moment przerwy i dygresja, ale odbiegająca niezbyt daleko. Oto w dawnych czasach pokazywali w telewizji taki kabaret, w którym Bogdan Smoleń mówił o rakietach, że z jednych każą się cieszyć, a przeciw drugim protestować. Dziś mamy sytuację analogiczną, tyle, że zamiast rakiet mamy gejów. Z jednych mamy się cieszyć, a także kibicować im jak maszerują w paradzie równości, a przeciw drugim protestować, tak jak czyni to ksiądz Międlar. Jeśli o mnie chodzi widzę pomiędzy tymi maszerującymi i wykrzykującymi hasła, a księdzem Międlarem bliskie podobieństwo. Łączy ich wspólny wróg. Pomyślałem więc, że warto się zastanowić jaka jest rzeczywista struktura tej ciemnej i podstępnej siły, czyli kościelnej hierarchii. Jeśli w swoim rozumowaniu popełnię jakiś błąd, bardzo przepraszam już z góry. Mamy seminaria duchowne i tam są klerycy. Każdy z nich ma jakiś potencjał i jest pilnie obserwowany przez cały czas studiów, zarówno przez księży wykładowców, jak i przez rektora, a także przez tak zwanego duchowego opiekuna. Byłem w seminarium kilka razy i to widziałem, znam także pewnego duchowego opiekuna i to jest człowiek i przypadek wręcz niezwykły, o czym za chwilę. Zdarza się, że klerycy mijają się z powołaniem i odchodzą z seminarium, ci zaś którzy zostają idą potem na jakieś dalsze studia, albo zostają wikariuszami. Po wieloletniej nieraz posłudze zostają proboszczami. Niektórzy z nich wracają do seminarium i piastują tam jakieś funkcje, ale z tego co zdążyłem się zorientować jest to praca ciężka i nawet jeśli satysfakcjonująca, to raczej z gatunku niewdzięcznych. Nikt dokładnie nie wie z jakiego klucza rozdawane są nominacje biskupie, ale rozumiem, że to jest przedmiotem poważnych namysłów i decyduje się w stolicy Kościoła. Na te nominacje nie ma więc wpływu żadne krajowe lobby. Przynajmniej teoretycznie, bo jak twierdzi ksiądz Międlar takie lobby istnieje i przynajmniej w trzech diecezjach ma ono głos decydujący. Decyzje odnośnie nominacji zapadają w sposób dla obserwatorów postronnych niejawny i przez to, jak sądzę, szalenie pewnych ludzi irytujący. To jest oczywiście sytuacja ułatwiająca, a wręcz skłaniająca do rzucania różnych oskarżeń, których nie sposób zweryfikować bez tego co Adam Michnik nazwał swego czasu polowaniem na czarownice. I teraz oto znajdujemy się w przeddzień takiego polowania. Ja czekam na nie, przyznaję się od razu, z utęsknieniem, bo wiem, że są to sprawy najpoważniejsze z poważnych i dotychczasowe doświadczenie uczy, że oskarżenia biskupów o homoseksualizm są prawie zawsze oskarżeniami o pedofilię, a kończą się często śmiercią oskarżonego, do której dochodzi w okolicznościach zwanych potocznie niejasnymi. Dziś zaś jestem po prostu ciekaw jak zakończy się zbiorowe oskarżenie wysuwane przez księdza Międlara. Myślę, że w ogóle do niego nie dojdzie, bo ksiądz Międlar nie zrozumiał jeszcze w czym uczestniczy, a jak się połapie grzecznie wróci do swojej mysiej dziury i w niej pozostanie.

My zaś przyjrzyjmy się piętrom hierarchii kościelnej. Mamy, idąc od samej góry: papieża, kardynałów, prymasów, arcybiskupów, kanoników i całą resztę. Jeśli się mylę i błądzę proszę mnie poprawić. Mam wrażenie, że większość tych funkcji mam charakter tytularny i nie wiąże się z niczym poza zewnętrznymi oznakami splendoru. Żeby wspiąć się na kolejne szczeble w hierarchii trzeba uzyskać święcenia. Nie zawsze tak było i w historii mamy wiele przykładów kardynałów uzyskujących nominacje bez święceń. Wiele się jednak w Kościele zmieniło i dziś każda nominacja jest solidnie obwarowana. To stanowi o spójności hierarchii i jest najbardziej atakowane przez jej wrogów. Bo daje siłę całej strukturze. W czasach kiedy te zasady nie obowiązywały Kościołowi zarzucano, nierzadko słusznie różnie nadużycia. Dziś próbuje się robić to samo, ale w związku z tym, że hierarchia jest zbyt sztywna. I to już jest obłąkanie poważne moim zdaniem. Z drugiej strony mamy takiego sytuacje w Kościele, że na rektora seminarium awansuje się wprost z probostwa i nie ma w tym żadnego wielkiego halo. Opiekunem duchownym seminarium, został niedawno nasz znajomy zakonnik, który przed nominacją zajmował się rąbaniem drewna gdzieś na jakimś zadupiu, do którego nikt poza osobami bardzo zdeterminowanymi nie docierał. Tak wygląda hierarchia w kościele. Porównajcie ją teraz sobie z hierarchią w dowolnym gangu, grupie rówieśniczej, czy jakiejś strukturze służbowej, w stronę masonerii nawet nie patrzcie, bo tam są te 33 stopnie wtajemniczenia, którymi zabawiają się zmanierowani idioci służący obcym mocarstwom i różnym nierozpoznanym siłom. Nie patrzcie też w stronę redakcji poczytnych tygodników, gdzie o awansie innym niż decydującym się w sposób tajny nie ma w ogóle mowy. W każdej strukturze pozakościelnej hierarchia jest rozbudowana bardziej, jest sztywniejsza i utajniona w sposób nieporównywalny ze strukturą Kościoła. To jednak kościół nazywamy hierarchicznym, a gangów nie określamy w ten sposób. Mówimy o tajemnicach Kościoła, a nie mówimy o tajemnicach redakcji New York Times, albo klasztorów buddyjskich. O tych ostatnich gadamy czasem, ale to tylko w kontekście lewitacji tego czy innego mnicha, a nie w kontekście ewentualnych przekrętów na materiałach budowlanych, przeznaczonych na wzniesienie nowej stupy, czy jak się tam nazywa ta ichnia świątynia. To hierarchia Kościoła jest zła, bo składa się z gejów, a hierarchie korporacyjne są dobre, bo umożliwiają rozwój zawodowy.

Hierarchia kościelna narażona jest, o czym wszyscy wiemy, na ciągłe i nieustające naciski ze strony sił znacznie poważniejszych niż ksiądz Międlar. W sprawy hierarchii ingerują wszystkie służby świata, albowiem ma ona dostęp do narzędzi wpływu, których żaden gang nigdy nie dostanie do ręki, no chyba że założy sobie własny kościół. Takie rzeczy są praktykowane, ale za każdym razem kończą się katastrofą albo komedią z elementami pastiszu, jak to widzimy na przykład w przypadku pastora Chojeckiego i jego organizacji.

Często bywa tak, że przeniewierstwom biskupów przeciwstawia się ożywczy spokój i chłód klasztorów. Dochodzi nawet do tego, że korporacje wykorzystują ten powierzchowny, malarski walor zabudowań klasztornych, by urządzać w nich różne sabaty. Taki sposób myślenia jest pułapką, albowiem zgromadzenia są narażone na takie same naciski jak hierarchia, jeśli nie na silniejsze. Im więcej majątku posiadają, im świetniejszą mają tradycję, tym silniejsze usiłowania, by się do tego podpiąć. Budowanie zaś jakiejś opozycji pomiędzy zgromadzeniem a hierarchami, to jest błąd strategiczny, który musi się zemścić. Tam oczywiście jest rozdźwięk, ale trzeba zrozumieć dobrze, jaka jest historia jednej i drugiej formy obecności Kościoła na ziemi. To nie jest trudne i mówiliśmy o tym wiele razy. Klasztory były odpowiedzią Kościoła na wzrost potęgi miejskich, korporacyjnych gangów, zarządzających całymi sektorami światowej gospodarki. Były odpowiedzią na ponawiane wciąż próby podporządkowania hierarchii kościelnej władzy świeckiej. No i miały swoją misję, to oczywiste, która wyrażała się w ścisłej regule. Łączyły kilka funkcji i odnosiły sukcesy, czym zasłużyły sobie na skrajną wrogość i nienawiść władzy świeckiej i jej apologetów, także tych pozostających w strukturach hierarchii kościelnej – patrz biskup Krasicki i jego poezja – kury gdaczą, świnie kwiczą, na ołtarzu jajca liczą….

Kopanie rowu pomiędzy klasztorem a hierarchią, to od dłuższego czasu ulubione zajęcie różnych naprawiaczy i reformatorów, których celem jest zniszczenie Kościoła. To trzeba dobrze zrozumieć, pamiętając przy tym, że zarówno hierarchowie jak i mnisi są tylko ludźmi i mają swoje ograniczenia.

U podstaw zaangażowania się różnych osób w naprawianie Kościoła leży głęboka niewiara w to, że wśród hierarchów jest choćby znikomy procent ludzi uczciwych. Jest w tych ludziach także głęboka wiara w to, że tak zwane oczyszczenie Kościoła może się dokonać za pomocą kilku arbitralnych decyzji. Wystarczy wskazać, który z biskupów jest gejem i gotowe. Poddany on będzie ostracyzmowi i to sprawę załatwi. Kłopot w tym, że nie mamy żadnej gwarancji, czy wskazujący ma uczciwe intencje, nie wiemy też jaką kieruje się motywacją. Jeśli przypomnimy sobie przypadek biskupa Paetza, który żyje i ma się dobrze (jemu akurat nic się nie stało) musimy się zastanowić czego tak naprawdę się domagamy od ludzi głoszących potrzebę oczyszczenia Kościoła. Paetz nie pełni już żadnych funkcji, jest na emeryturze i dożywa swoich dni. Wielu księży jest tym potwornie zirytowanych, sam słyszałem i widziałem takich księży, którzy patrzyli w stronę telewizora, gdzie tego Paetza pokazywali wzrokiem zwiastującym same najgorsze rzeczy. I teraz ważna rzecz – co będzie jeśli Międlar wskaże tych biskupów? Czy rozszarpiemy ich na kawałki i to co z nich zostanie wrzucimy do rzeki? Czy może wzruszymy ramionami i pozwolimy, by różne organizacje zagospodarowały tych ludzi we właściwy sposób? O tym co zrobi Kościół nikt na razie nie myśli, bo każdy wie lepiej, co się powinno stać. Ja nie wiem, dlatego pytam – jakie są plany księdza Międlara oraz ludzi, którzy go inspirują wobec tych, nieujawnionych jeszcze hierarchów gejów? Jestem po prostu ciekaw.

Jestem także ciekaw, co stanie się po takiej akcji z takim charyzmatem jak autorytet pasterza. Nie chodzi mi o pasterza-pedała, ale o takiego zwykłego księdza i biskupa.

Jak wiecie omówione dziś sprawy nie wchodzą w zakres moich zainteresowań stale, ale jedynie co jakiś czas, przy okazji wyjątkowego zaangażowania się w te kwestie mediów. O wiele ciekawsze są moim zdaniem pieniądze w Kościele. I tak, wzorem księdza Międlara, który chce sprzedać swoją, nienapisaną jeszcze książkę typu „wywiad rzeka”, mam Wam coś do zaproponowania. Oto praca, z której dowiemy się różnych szczegółów dotyczących przepływu pieniędzy w średniowiecznym Kościele. Nosi tytuł „Skarbowość papieska w Polsce w latach 1378-1421”. A na dokładkę, ponieważ zbliża się wydanie holenderskiego numery Szkoły Nawigatorów, mamy pozycję zatytułowaną „Niderlandzka myśl polityczna w drugiej połowie XVI wieku”. Nie mam tego zbyt wiele, więc jeśli ktoś jest zainteresowany powinien się spieszyć.

 

Teraz ważne ogłoszenie – nie odbieram telefonów. Jeśli mam skończyć książkę to po prostu nie odbieram telefonów i niech nikt nie ma do mnie pretensji.

 

Na tym kończę na dziś. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk. Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

Zapraszam też na stronęwww.rozetta.plgdzie znajdują się nagrania z targów bytomskich.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (142)

Inne tematy w dziale Polityka