coryllus coryllus
3430
BLOG

Podróż jako pułapka

coryllus coryllus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 54

 

Podobno wyprawa cara Aleksego a Polskę przygotowywana była 10 lat. To jest – z punktu oceny zdarzeń historycznych – informacja kluczowa i jedna z najważniejszych. My zaś na nią i inne podobne nie zwracamy w ogóle uwagi, koncentrując się na samych wypadkach. Dzieje się tak, ponieważ większość osób zajmujących się badaniem historii nie przygotowywało w życiu żadnej operacji bardziej skomplikowanej niż wyjazd na wakacje. Cała więc logistyka wypraw wojennych ich nie interesuje. No, a to jest, jak powiadam najważniejsze. Bo wtedy widać moment podjęcia decyzji, który związany jest z czymś innym zgoła niż okoliczności podjęcia samych działań wojennych.

Jeśli wyrysujemy sobie, na kartce, albo tylko przed oczyma duszy taką oś czasu i umieścimy na niej różne wydarzenia, głównie kampanie wojenne i bitwy, ale tak by było widać początek ich przygotowań, zobaczymy rzeczy straszne. Oto wyprawa cara Aleksego jest przedsięwzięciem postanowionym wcześniej niż tak zwane powstanie Chmielnickiego. I trudno tu nie zadać pytania czy obydwa wydarzenia nie były ze sobą ściśle połączone jedną ideą, a nie jak twierdzą autorzy podręczników, car skorzystał z okazji, że Polska pogrążona była w chaosie, szybko zebrał bandę i ruszył na Wilno. Do tego jeszcze mamy Szwedów, którzy – jak można wyczytać w podręcznikach – także skorzystali z okazji. Ja tutaj oszczędzę wszystkim zainteresowanym tymi sprawami poważnie szczegółów dotyczących budowy fabryk broni w Szwecji przez rodzinę de Geer pochodzącą ze Zjednoczonych Prowincji. Wszyscy wiemy o co chodzi. Jeśli jeszcze do tego dołożymy informacje dotyczące składu osobowego armii carskiej włos nam się zjeży na głowie. Większość oficerów to Francuzi i Anglicy, większość żołnierzy to Niemcy. Jeśli się pomyliłem i okaże się, że było na odwrót – większość oficerów to Niemcy, a żołnierzy to Francuzi i Irlandczycy, bo Anglików tam nie było wcale i tak nie ma to znaczenia. Chodzi o to, że wobec gołych faktów tak ulubione przez nas teorie dotyczące wyższości cywilizacyjnej Polski oraz jej stałego miejsce w rodzinie narodów cywilizowanych można wyrzucić na śmietnik. Ja tu jeszcze raz mówię o czymś bardzo konkretnym, a mianowicie o tym nieszczęsnym Konecznym. Nie można mówić, że Moskwa to cywilizacja turańska, cywilizacja wielkiego stepu, skoro czynne są tam kompanie angielskie i holenderskie, działają kantory, a płaci się srebrem i miedzią z wizerunkami władców obcych mocarstw z zachodu. Trudno mówić, że kozacy Chmielnickiego to cywilizacja turańska, skoro nie wiemy ile czasu werbował i przygotowywał swoje pułki do wojny pan Bohdan, a raczej wyznaczeni przezeń ludzie i gdzie werbowano oficerów. Rozumiem, że nie na wielkim stepie. Trudno mówić, że ten sam typ cywilizacji reprezentują Turcy, pozostający w stałym sojuszu z Paryżem i kupujący we Francji wielkie armaty. Z tych armat będą później strzelać do załogi Kamieńca Podolskiego, o czym my nie chcemy uporczywie pamiętać. To są ważne szczegóły, do których średnio zainteresowany historią Polak podchodzi z niechęcią, albowiem burzą mu one ustalony raz na zawsze landszaft i zmuszają do jakiegoś wysiłku. Mnie to wszystko szalenie interesuje, podobnie jak interesuje mnie dlaczego niektóre źródła się wydaje, a inne starannie omija.

Mam oto przed sobą „Diariusz drogi” Sebastiana Gawareckiego rodem z Mazowsza, który towarzyszył w wielkiej, życiowej podróży dwóm polskim magnatom – Markowi i Janowi Sobieskim. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że nie zachowały się ich własne zapiski. Pozostaje więc tylko relacja guwernera, czy może lepiej rzec opiekuna. To jest jedna z zadziwiających informacji, jakie podaje są w tej książce już na samym wstępie. Oto Jan Sobieski został królem, jednym z najbardziej rozpoznawalnych władców w historii Polski, a jego zapiski z podróży się nie zachowały. A w jakich okolicznościach zaginęły, że spytam? To samo z zapisami Marka, nieszczęśliwego starszego brata Jana. Co z jego papierami? Skoro ich nie ma, to może choć ustalmy jakie były okoliczności zniszczenia. Tak w przybliżeniu, nie mówię, że dokładnie….

Podróż Marka i Jana Sobieskich rozpoczęła się w roku 1646, wyprawa cara na Polskę była już w fazie intensywnych przygotowań. Prawdopodobnie w fazie przygotowań było także „powstanie Chmielnickiego”. Możemy o tym wnioskować z wypadków roku 1648, poprzedzających wojnę z kozakami. Oto Jakub Sobieski, ojciec naszych podróżników, umiera nagle na zawał serca w Żółkwi, a tłem tej śmierci jest jego spór z królem o wojnę turecką. Król Władysław chciał iść na wojnę, a stary Sobieski mu to odradzał. No i zmarł nagle, jak raz przed wizytą w Warszawie dwóch kozackich pułkowników – Chmielnickiego i Barabasza, którzy przyjechali tam po pieniądze na tę wojnę. Jasne jest, przynajmniej dla mnie, że jeśli wyprawa cara Aleksego przygotowywana była 10 lat, to przygotowywania do wojny Chmielnickiego z Polską nie mogły się zacząć wiosną 1648 roku. Te pułki już były na Siczy, kiedy Bohdan przywiózł pieniądze. W tym czasie Marek i Jan Sobiescy podróżowali po Europie, byli w Niemczech, Niderlandach, Francji i Anglii. Najwięcej miejsca w książce Gawareckiego zajmują opisy Francji i Niderlandów, czyli tych krajów, które zainwestowały duże sumy w rozwalanie Polski, wynajmując do tego celu pośredników – Szwedów i Moskwę. Ktoś powie, że to tak nie mogło działać, bo przecież nie było nawet poczty w dzisiejszym rozumieniu, a co dopiero mówić o internecie, informacje szły wolno i podawane były przez umyślnych. No, a dziś jak jest? Szpiedzy i agenci porozumiewają się za pomocą internetu, poczty czy może telefonów komórkowych? Dzwonią do siebie i mówią co i gdzie ma się wydarzyć? - Tu torreador...mówi X54...lecę tropem smoka….Czy tak?

Trzeba jeszcze powiedzieć kim był stary Sobieski w chwili śmierci. Otóż otrzymał właśnie urząd kasztelana krakowskiego, czyli mówiąc po dzisiejszemu, był dowódcą garnizonu jednej ze stolic. To ważna funkcja, ważna z kilku powodów, a najistotniejszy jest moim zdaniem ten, że ewentualne posiłki z zachodu na wojnę z Turkiem iść musiałyby przez Kraków, nad południową granicą Rzeczpospolitej. Tyle tylko, że takie posiłki nie mogły tamtędy przejść nigdy i stary Sobieski miał chyba tego świadomość. Piszą, że wysłał synów do Francji ponieważ był fraknofilem. To są głupstwa raczej, bo był on przede wszystkim człowiekiem przytomnym. Dał tym chłopakom wskazówki, bardzo wyraźne, co mają oglądać. Na liście nie było dzieł sztuki. Były za to fortyfikacje i inne urządzenia wojskowe. Schemat organizacji tej podróży ściągnął od nie byle kogo, bo od samego Francisa Bacona, tyle, że zubożył go o te dzieła sztuki, jakże słusznie. I tak młodzi Sobiescy ruszyli w świat, zaopatrzeni w instrukcje skopiowane wprost z tekstów ojca założyciela MI5. Towarzyszył im Sebastian Gawarecki, który był nikim i może dzięki temu jego zapiski ocalały. Ich notatki szlag trafił, a ja bym chciał wiedzieć jaki w tym interes mieli francuscy agenci czynni w Warszawie.

Jak pamiętamy z książki „Niedźwiedź i róża, czyli tajna historia Czech”, konkretnie zaś z rozdziału o Wallensteinie, werbunek żołnierzy i oficerów to sprawa nader poważna i nigdy nie zostawiano tego w gestii osób przypadkowych. Nie było tak, jak twierdzi biograf Wallensteina, pan Janacek, że „bębny jego werbowników warczały w wioskach Anglii i Irlandii”. Żadne bębny nigdzie nie warczały. Na dworze był specjalny komisarz, przysłany z innego dworu i przez jego ręce przechodziły listy z nazwiskami wojaków różnych stopni oraz stawkami wynagrodzeń, on te listy konsultował z zaufanymi ludźmi swojego króla i wydawał zgodę na werbunek, a także pobierał opłatę ryczałtową na rzecz swojego władcy. Tak samo musiało być z tymi oficerami i żołnierzami z Francji, których zwerbowano na wojnę z Polską. W czasie kiedy Marek i Jan Sobiescy byli nad Sekwaną, tamci zapewne już szykowali się do drogi, albo wręcz dawno mieszkali w Moskwie i szkolili pułki. Wszyscy ważni urzędnicy dworscy musieli o tym wiedzieć. Stawia to wizytę młodych Sobieskich w Paryżu, w nieco innym świetle, choć oczywiście może być łatwo zakwestionowane, albowiem nie zachowały się zapiski braci, pozostał tylko dziennik guwernera. Ktoś powie, że przesadzam, bo Sobiescy byli dziećmi prawie i nic nie rozumieli. No nie wiem...Marek Sobieski, doświadczony żołnierz, jeden z najważniejszych ludzi kampanii przeciwko Chmielnickiemu zginął zmordowany pod Batohem, na początku czerwca 1652 roku. Miał 27 lat. Wtedy dojrzewało się szybciej.

Równie istotne jak ten Dyariusz drogi Sebastiana Gawareckiego są inne zapiski – notatki starego Sobieskiego, który także odbył podróż po Europie, znacznie dłuższą niż jego synowie, którzy nie zdążyli zwiedzić ani Italii ani Hiszpanii. Śmierć ojca i wybuch „powstania Chmielnickiego” zawróciły ich do kraju. Niech mnie ktoś poprawi jeśli się mylę, ale ostatni raz zapiski Jakuba Sobieskiego zostały wydane w roku 1991. Najczęściej cytowane ich fragmenty dotyczą tego co Sobieski widział nad Sekwaną, czyli egzekucji pana Ravaillac, mordercy króla Henryka IV. Z upodobaniem cytuje te kawałki ów dureń, co napisał książkę o tym, że Polska rządziła światem. Nie chce mi się nawet szukać jego nazwiska. Sobieski bardzo krytycznie odnosił się do króla Henryka IV, którego uważał za osobistość podejrzaną, prostego złodzieja fiskalnego, co czyni zamach na wolności swojego ludu. Opis ten pozostaje w głębokiej niezgodzie z opisami króla Henryka funkcjonującymi w kulturze popularnej, gdzie występuje on jako jeden z najwybitniejszych władców Francji. Wypadki znad Sekwany cieszą się jednak u współczesnych największym wzięciem, a to z tego względu, że jest tam opis pewnego Francuza, który porwał strzęp ciała Ravaillaca i usmażył go sobie z jajecznicą, a następnie zjadł. Niestety fragmenty diariusza Jakuba Sobieskiego dotyczące jego peregrynacji po Hiszpanii i Italii nie są cytowane nigdzie, a ja nie zdążyłem jeszcze kupić sobie całości. Nie ma zresztą żadnej pewności co do zastosowania cenzury w tych zapiskach. Mamy więc taką sytuację – stary Sobieski, kiedy był jeszcze młody, z podręcznikiem Bacona pod pachą, jedzie oglądać Europę. Jest we wszystkich najważniejszych miejscach i na wszystkich najważniejszych dworach. My zaś dziś interesujemy się jedynie tą jajecznicą z kawałkami Ravaillaca. Kiedy Jakub wraca do kraju, zaczyna robić karierę, a jego głównym przeciwnikiem staje się wówczas król Władysław narzędzie w ręku francuskich agentów, człowiek chcący wepchnąć kraj w straszliwą wojnę z Turkiem. Wojna ta ma być końcem Polski, albowiem wyprawa cara Aleksego już jest przygotowana, przez tychże francuskich agentów, którzy manipulują królem. Kto sobie z tego zdaje sprawę, a kto nie? Oto wielkie pytanie. Moim zdaniem Jakub Sobieski miał pełną jasność sytuacji, ale tego z całą pewnością nie dowiemy się nigdy, bo nie ma notatek jego synów, są tylko zapiski guwernera. Tak więc Jakub Sobieski musiał umrzeć zanim rozpoczęto akcję. Przypominam, że podkanclerzym, a potem kanclerzem był wówczas Jerzy Ossoliński, powinowaty Sobieskich, brytyjski agent, człowiek sprzyjający nie Londynowi nawet, ale kompaniom czynnym na wschodzie. Uporczywy przeciwnik Wiśniowieckiego. Jego nikt nie otruł. Początkową fazę dewastacji kraju przebył ów pan w dobrym zdrowiu, zlikwidowano go później.

Najistotniejsze moim zdaniem kwestie w tej układance dotyczą wizyty Jakuba Sobieskiego w Hiszpanii i Italii. Z kim się spotykał, kto go gościł, jakie wrażenie wyniósł z tej podróży. Ważna jest też nie istniejąca zawartość pamiętników jego synów. Oczywiście, w każdym omówieniu podróży obydwu Sobieskich znajdziecie informację, że na wieść o śmierci ojca, urządzono w Paryżu uroczyste nabożeństwo, na którym stawili się ważni królewscy urzędnicy, by wyrazić żal po śmierci tak znakomitego obywatela, ojca znamienitych, młodych gości. No, a co mieli zrobić? Zamordować obydwu chłopaków? Toż to przecież Europa, Francja, kraj wysokiej kultury, który zalicza się w całości do kręgu cywilizacji łacińskiej i nikt tego nigdy nie kwestionował. No i nie zamierza kwestionować, nawet dziś, kiedy pełno tam muzułmanów.

Od dziś „Dyariusz drogi” Sebastiana Gawareckiego dostępny jest w naszym sklepie.

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do księgarni Przy Agorze, do sklepu FOTO MAG i do księgarni Tarabuk. Przypominam też, że w sklepie Bereźnicki w Krakowie przy ul. Przybyszewskiego 71 można kupić komiksy Tomka.

Zapraszam też na stronę www.rozetta.pl gdzie znajdują się nagrania z targów bytomskich.

 

 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (54)

Inne tematy w dziale Kultura