Pierwsza edycja targów Rozetta w Bytomiu to sukces. Organizacja bliska perfekcji, liczni goście, ciekawe wykłady, piękna pogoda i jak to czasem mawiają niektórzy – klimatyczne miasto. Zawsze jednak można coś poprawić i jeśli o mnie idzie stawiałbym na poprawę promocji. Czekam z utęsknieniem na nagrania z imprezy, bo one dopiero unaocznią wszystkim klasę wydarzenia. W przyszłym roku z całą pewnością jednak trzeba będzie zadbać o to, by informacja o imprezie trafiła bezpośrednio do skrzynek mailowych osób potencjalnie nią zainteresowanych. Co to znaczy? Nie wystarczy wysłać informacji do bibliotek, które realizują plan zakupów zatwierdzony nie wiadomo gdzie i przez nie wiadomo kogo. Nie wystarczy dotrzeć do instytucji kultury, które choć poinformowane o imprezie nie zjawiły się na niej wcale. Ciekawy pomysł podnieśli koledzy z wydawnictwa Rewasz, których odwiedziła pani z lokalnego oddziału PTTK. Pani ta przyszła na targi specjalnie dla nich i zasugerowała, że bezpośrednia informacja wysłana do lokalnych oddziałów tej organizacji na Śląsku byłaby skutecznym sposobem promocji targów. Nie wiem czy tak byłoby w rzeczywistości, ale warto by to sprawdzić. Dobrze bowiem wiadomo, że instytucje, które niejako z istoty powinny zainteresować się takim wydarzeniem, już to z lenistwa, już to poprzez bezwład decyzyjny, mogą taką imprezę zlekceważyć.
No dobrze, ale jest jeszcze za wcześnie na wyciąganie jakichś głębszych wniosków. Może więc trochę o wrażeniach. Było fajnie. Oczywiście prelekcje działały momentami jak czarne dziury zasysając całą targową publiczność, ale wtedy rozkwitało życie towarzyskie i można było pogadać. Oczywiście nie obyło się bez zgrzytów. Członkowie pewnej partii próbowali zbierać podpisy korzystając z tego, że w BCK zgromadziła się liczna publiczność. Czynili to mimo tego, że Valser wyraźnie im odmówił zgody na taką aktywność. Zostali poproszeni o opuszczenie terenu Bytomskiego Centrum Kultury, ale miast to zrobić wdali się w niepotrzebną dyskusję. Skończyło się na wezwaniu straży miejskiej i stanowczym wyproszeniu ich z terenu targów.
Jeśli idzie o czytelników bloga to przybyli prawie wszyscy, nawet pink panther, która, nie ma już chyba tego co ukrywać, jest dziewczyną. Siedziała z nami całą sobotę, choć przyjechała z bardzo daleka. Szkoda, że nie została na niedzielę, bo w ofercie antykwarycznej pojawiła się książka o De Gaulle'u napisana przez samego pułkownika Gerharda. Kupiłem ją oczywiście i pantera dostałaby ją ode mnie w prezencie, ale pojechała niestety.
Z niecierpliwością czekam na nagranie prelekcji ojca Wincentego Polka, która cieszyła się wielkim powodzeniem, a której nie wysłuchałem, bo musiałem pilnować interesu. Wszystko jednak jest nagrane, udokumentowane i będzie eksploatowane po obróbce przez najbliższe miesiące.
Na początku byliśmy trochę zdziwieni postawą obsługi BCK, ponieważ jedna pani powiedziała, że nie możemy wnosić do sal mieszczących się na piętrze dużej ilości książek. - Nie więcej jak dwa trzy egzemplarze jednego tytułu – rzekła sroga pani – bo strop może się zawalić, albowiem jest drewniany. Próby wyjaśniania, że na targi przyjdzie tłum ludzi, którzy będą kupować książki, a nie je oglądać, my zaś nie możemy kursować po schodach w tę i wewtę, bo się zwyczajnie zziajamy, nie dały rezultatu. Potem okazało się, że pani nieco zbyt dosłownie zrozumiała polecenia kierownictwa BCK. Książki udało się wnieść i udało się je sprzedać, a strop pozostał na swoim miejscu.
Kulminacyjny moment imprezy, czyli wręczenie nagród dla najpopularniejszego autora i najpopularniejszego wydawnictwa, był więcej niż podniosły. Przedstawiciel władz miasta wygłosił dłuższe, efektowne przemówienie i wszyscy poczuliśmy się jak na gali oskarowej. Koledzy z wydawnictwa Capitalbook zostali pierwszymi laureatami Rozetty. Najbardziej popularnym autorem zaś okazał się Leszek Żebrowski. Z mojego punktu widzenia i nie tylko mojego, jest to wielki sukces. Osiągnięto bowiem to, na czym mi osobiście bardzo zależało, to znaczy organizatorzy, poprzez targi i nagrodę Rozetta, stworzyli przestrzeń do dyskusji nad książką, która pozostaje poza kontrolą i wpływem tego co się zwykle określa słowem mainstream. Mam na myśli tych wszystkich frajerów, którzy sprzedają swoje debiutanckie bestsellery z rabatem 30 procent już na samym wstępie. Przestrzeń ta pozostaje także poza wpływami gazowni oraz „naszych” periodyków.
Mam nadzieję, że targi bytomskie rozrosną się i będzie przybywać na nich wystawców. Wiem, że niektórzy wystawcy nie byli usatysfakcjonowani ilością odwiedzających, rozkładem budynku i innymi jeszcze szczegółami. No cóż...pierwsze koty za płoty. Impreza zorganizowana przez prywatne osoby, dużym nakładem środków, impreza darmowa – za stoisko nie płaciliśmy ani grosza mogła zakończyć się całkowitą klapą. Wielu zresztą to wieszczyło, mam tu na myśli niektórych przedstawicieli lokalnych mediów. Stało się inaczej. Myślę, że na surowe oceny targów bytomskich mamy jeszcze czas. Poważne podsumowanie powinno nastąpić po trzecim sezonie moim zdaniem. Mam nadzieję, że organizatorom wystarczy cierpliwości i woli, by tę przygodę kontynuować.
Na koniec jeszcze tylko jedna informacja. Otóż zadzwonił do mnie w czasie targów człowiek podający się za Aleksandra Jabłonowskiego, ten wiecie, patriota w furażerce. Powiedział – cytuję z pamięci i urywkami – że da mi w ryja, przejedzie z bańki, wszystko publicznie przed kamerami. No i jeszcze – czy jestem mężczyzną i potrafię walczyć a także - „myślisz, że trafisz do mainstreamu nędzny pisarzyno, nigdy tam nie trafisz itp., itd. Mówią wprost człeczyna ów ogrywał podwórkowe standardy. Pretensję miał o to, że nazwałem go agentem, co nie jest prawdą, bo tego nie zrobiłem. Uczyniłem rzecz znacznie gorszą, ja go nazwałem statystą, a on się przecież czuje aktorem. Informuję go tutaj więc, że walczyć nie potrafię i nie zamierzam, do mainstreamu się nie wybieram. Po kolejnym takim wybryku jednak zawiadomię prokuraturę i zrobię z niego gwiazdę prawdziwą, gwiazdę mainstreamu, o którym marzy. W dodatku będzie miał okazję pierwszy raz w życiu chyba, odegrać coś dalekiego od groteski.
Aha, odwiedził mnie jeszcze pan Sebastian Pitoń z Kościeliska, pogadaliśmy, kupił książkę, ja się podpisałem i rozstaliśmy się w zgodzie.
Teraz garść ogłoszeń. W piątek i sobotę będę gościem Seminarium Duchownego w Świdnicy. W ramach tygodnia kultury chrześcijańskiej będę opowiadał o św. Stanisławie i humanistach bezbożnikach. Zaczynamy w piątek w muzeum w Dzierżoniowie o godzinie 11.00. Wieczorem, o 18.45 powtórzę ten wykład w Bielawie, w kościele Niepokalanego Poczęta NMP. Następnego dnia – w sobotę, ten sam wykład wygłoszę w seminarium w Świdnicy, także o 11.00.
W kolejnym tygodniu zaś będę miał spotkania we Wrocławiu i Brzegu Dolnym. Szczegóły wkrótce.
Mam jeszcze wielką prośbę, ponieważ straciłem prawie zupełnie głos, bardzo proszę wszystkich, by nie dzwonili do mnie przez kilka dni, muszę być w formie pod koniec tygodnia.
Zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze i do księgarni Tarabuk.
Inne tematy w dziale Polityka