coryllus coryllus
4976
BLOG

Czy rękopisy nie płoną?

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 122

Czasem przypominają mi się twarze koleżanek uwiedzionych prozą Michaiła Bułhakowa, szczególnie zaś „Mistrzem i Małgorzatą”, tym zbiorkiem fatalnych i miałkich przemyśleń na temat nie wiadomo czego, bo przecież nie wiary. Myślę, że ta książka to znakomity scenariusz na komiks, ale na nic więcej. Jedno z najważniejszych haseł, które tam zostało zanotowane i które bywa powtarzane często przez różnych szaleńców bez przyszłości, którym się zdaje, że zostaną pisarzami brzmi – rękopisy nie płoną. To nie jest niestety prawda i wszyscy o tym wiemy, Bułhakow zaś, jak wielu Rosjan, po prostu nas oszukiwał, żebyśmy poczuli w krzyżu trochę niesamowitości i dreszczy. I tak to rzeczywiście działało, ta cała książka, w szczególności na dziewczyny.

Pamiętam jak niedawno, czy to na blogu Sławomira Cenckiewicza czy gdzieś umieszczona została wypowiedź profesora Wieczorkiewicza, który wypowiadał się krytycznie na temat Powstania Warszawskiego. Szczególnie bolało profesora, że w czasie walk spłonęły cenne zabytki piśmiennictwa, archiwa i biblioteki i strata ta jest nie do odrobienia. Ja od siebie mogę dodać, że strata ta powoduje iż coraz więcej podstawionych przez obce służby zwane niekiedy uniwersytetami, osób pisze naszą historię w oparciu o brak źródeł pisanych, lub w oparciu o te 5 procent źródeł, które są dostępne. Nikomu to nie przeszkadza, bo w piśmiennictwie historycznym chodzi o to, by utrwalać wygodne kalki, a nie dociekać prawdy. Ustaliliśmy to już dawno. Zarówno Paweł Wieczorkiewicz, jak i Sławomir Cenckiewicz nie lubią Powstańców i Powstania, ze względu na te płonące rękopisy. Gdyby nie było powstania, rękopisy by nie spłonęły. Ja zaś mam na ten temat inne zdanie i zaraz je tu przedstawię. Oto w swoim Alfabecie wspomnień Antoni Słonimski opisuje Zenona Przesmyckiego-Miriama. Starego durnia biorącego propagandę za rzeczywistość, idiotę dewastującego powierzone mu urzędy i łasego na sławę grafomana. Tenże Przesmycki-Miriam, zabrał się za opracowywanie dzieł Norwida, które miały się ukazać kiedyś tam, rzecz jasna w edycji luksusowej, stosownej do wielkości poety, z mnóstwem komentarzy i przypisów. Miriam siedział nad tym całymi latami, a Słonimski z Tuwimem przychodzili doń co jakiś czas, by wyrwać parę kartek z wierszami Norwida. Przesmycki się bronił i wydać ich nie chciał. Wydawało się, staremu durniowi, że jest wieczny, a czas, który ma Polska wolna, jest czasem darowanym na wieczność. Ilu było takich Przesmyckich, którzy w latach dwudziestych i trzydziestych siedli do swoich edytorskich zatrudnień? Ilu było kretynów z tytułami profesorskimi, którzy już widzieli te swoje dzieła wydane za lat piętnaście, dwadzieścia, z odpowiednią pompą i oprawą, jak trafiają pod strzechy, w skórę oprawne, jak dziatwa szkolna z powagą i namaszczeniem otwiera je i czyta tytuł – Skąd nasz ród. Następnie zaś popada w zamyślenie i w tym stuporze pozostaje aż do egzaminów wstępnych na studia, które – zdane celująco – upoważniają ją do siedzenia u stóp pana profesora. Myślę, że było takich mnóstwo, całe tabuny idiotów, którym wydawało się, że mają przed sobą wieczność, a mieli niecałe dwadzieścia lat. I teraz proszę spojrzeć co się dzieje dzisiaj. Ja od pięciu lat przypominam Sławomirowi Cenckiewiczowi, że potrzebna jest biografia Matuszewskiego. Im bardziej mnie ten Matuszewski wkurza, a wiem już o nim tyle, że wkurza mnie bardzo, tym ta biografia jest bardziej potrzebna. I co? Czy Cenckiewicz o tym myśli? Nie. On myśli o Kieżunie, o kierowaniu IPN i o innych łatwopalnych sprawach, które nie ocalą ani jego ani jego dzieła. No, ale to jest jego sprawa. Są całe rzesze innych przyczynkarzy, opracowywaczy, detalistów, specjalistów od dzielenia włosa na czworo, którzy w nakładach liczących po 200, 300 maksymalnie egzemplarzy wydają te swoje dzieła, nie czytane potem przez nikogo. No chyba tylko przez nas tutaj na blogu. Jest jeszcze nasze kochane, ponownie odzyskane państwo, które zamierza prowadzić politykę historyczną w oparciu o metody ściągnięte z Hollywood. W oparciu o wysokie walory artystyczne filmów, kręconych przez zdeklarowanych alkoholików i szczerych wariatów. I Wy i ja wiemy doskonale jak się to zakończy. Tak jak zwykle. Katastrofą, kacem i płaczem, że znów się coś spaliło ważnego, a zostały same śmieci.

Nie wiem czy wiecie ile stron liczy wydany przez Bibliotekę Narodową katalog rękopisów? Pewnie nie wiecie. Powiem wam – ponad 500. Na ponad 500 stronach druku Biblioteka Narodowa chwali się posiadanymi rękopisami, z których większość to wspomnienia z XIX i XX wieku. Rzeczy te, co oczywiste wymagają natychmiastowego opracowania i wydania. Czy ktoś to zamierza zrobić? Czy istnieje jakiś program państwowy, który by te książki udostępnił publiczności? Oczywiście, że nie. A dlaczego? Bo państwo nasze, państwo socjalistyczne, wyrosłe wprost z idei, które opisałem tu wczoraj, ma swoich obywateli w najgłębszej pogardzie i niczego nie czyni dla nich. Wszystko zaś przeciwko nim. Jak bardzo jest to bolesne przekonamy się wkrótce, kiedy PiS będzie musiał zacząć rządzić naprawdę, czyli według tych samych zasad co PO. Polityka historyczna naszego państwa, polega na pozorowaniu działań, a nie na realizowaniu zadań ważnych. Gdyby było inaczej, profesor Nowak, nie pisałby nikomu niepotrzebnych syntez, o które co najwyżej można otworzyć butelkę wina, jak w domu nie ma akurat korkociągu, tylko wydawałby swoim studentom polecenie dotyczące przygotowania edytorskiego najważniejszych XX wiecznych pamiętników. On jednak tego nie czyni. Dlaczego? Bo on też nie rozumie po co miałby to robić. Przecież to nikogo nie interesuje, wokół są same głąby, ludzie płytcy, miałcy i żadni, dla kogo niby mielibyśmy wydawać te rękopisy? I to jest coś czego nie rozumiem. Pracownicy edukacji, szkolnictwa wyższego, ludzie, od których ponoć coś zależy, nie są w stanie niczego naprawić, więcej – nie są w stanie nawet zaprotestować przeciwko złu. Jedyne co mogą, to powtarzać po różnych Hartmanach i całej tej bandzie, że Polska to kraj ludzi dzikich, których trzeba cywilizować. Czym? Dyrdymałami historyczno-socjologicznymi a la Hartmann?! Milionem wydanym na badania prowadzone przez Środę?!

Opiszmy teraz tę katastrofę wypracowanym na tym blogu językiem. Kim oni są ci ludzie? Mam tu też na myśli ś.p. Wieczorkiewicza i Cenckiewicza. To są, jak pięknie ujmował to Marek Hłasko, stróże braci swoich. Ludzie wyznaczeni do pilnowania stada. Oni niczego nikogo nie nauczą, bo ich funkcja polega na kontrolowaniu obiegu informacji oraz na tym, by tych informacji było jak najmniej. Polega również ta funkcja na tym, by z tych śladowych informacji układać różne pełne emocji sekwencje, które służą do konstruowania grup zarządzanych potem w ramach jakiejś wewnętrznej polityki. Sami wiecie – Piłsudski-Dmowski, PO-PiS, średniowiecze-renesans, dżuma-cholera....

Po kolejnej dziejowej katastrofie, kiedy nie będzie źródeł do historii najnowszej, ludzie ci w telewizjach i gazetach opowiadać będą łamiącym się głosem, o tym do jak strasznej tragedii doprowadził kraj ten niezrównoważony naród, który znowu źle wybrał i wywołał jakieś powstanie zamiast siedzieć cicho...Siedzieć cicho i co? Czytać historię Polski prof. Nowaka? Czy oglądać filmy Zalewskiego? Czy co jeszcze?

Powtarzam jeszcze raz: katalog rękopisów BN liczy sobie 500 stron. Przy każdym zaś rękopisie jest adnotacja, czy wolno czy nie wolno zeń korzystać. Z jednych korzystać wolno, z innych tylko za zgodą rodziny, a jeszcze z innych za zgodą kierownika działu rękopisów, który może takiej zgody nie wydać. Kim jest ta osoba i kogo reprezentuje? To ważne pytanie, na które ja nie znam odpowiedzi, ale podejrzewam, że może to jest jakiś były seminarzysta Normana Davisa....

A to nie wszystko, bo jest jeszcze katalog rękopisów w zbiorach kościelnych i w zbiorach muzealnych. Ja oczywiście wydam z tego co będę mógł. A wiecie dlaczego? Bo chcę. I mam narzędzie, którego nie ma ani uniwersytet, ani Cenckiewicz, ani Nowak, ani nawet Jarosław Kaczyński. Dysponuję mianowicie mocno sfanatyzowanym, ostro wyprofilowanym i zasobnym rynkiem. Wszyscy ten rynek tworzymy i dzięki temu jesteśmy wolni. Tak właśnie, wolni.....

 

 

Przypominam wszystkim zainteresowanym zyskami wydawcom, że w dniach 4-5 czerwca odbywać się będą w Bytomskim Centrum Kultury targi książki, dla których okazją jest 1050 rocznica chrztu Polski. Uczestnicy nie płacą za stoisko, zgłaszać zaś swój udział w imprezie mogą pod adresem info@rozetta.pl

 

Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze oraz do antykwariatu Gryf przy ul. Dąbrowskiego.

 

Przypominam też, że 7 kwietnia rozpoczynają się pod Zamkiem Królewskim w Warszawie Targi Wydawców Katolickich, gdzie będziemy z Toyahem. Informuję również, że 28 kwietnia będę miał wieczór autorski w Opolu, w bibliotece miejskiej. Tym razem poświęcony on będzie rynkowi książki i dystrybucji różnych ważnych treści. Nareszcie udało mi się przekonać organizatorów do takiego tematu. Zapraszam wszystkich chętnych.

 

Na koniec jeszcze krótka pogadanka o targach książki w Bytomiu. Przepraszam wszystkich, za to machanie rękami, ale inaczej nie potrafię i do telewizji się jak widać nie nadaję.

 

http://rozetta.pl/slow-o-targach/

 

http://rozetta.pl/zaproszenie-na-targi/

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (122)

Inne tematy w dziale Polityka