Kwestia ta, postawiona dawno temu na posiedzeniu II Dumy państwowej załatwiła do czasu I wojny sprawę kupna ziemi przez Polaków na Kresach. Dokładnie brzmiało to tak: Polacy są Europejczykami, a Rosjanie Azjatami. Słowa te padły z ust jedynego wówczas akceptowanego przez rządy przedstawiciela myśli niepodległościowej Romana Dmowskiego. Ja przyznam nie mogę się po przeczytaniu tych słów, a stało się to już kilka dni temu, otrząsnąć. Nie mogę, bo skończyłem wreszcie ten fantastyczny tom wspomnień, który mnie tu ostatnio tak inspirował i mogę zadać też inne pytanie: dlaczego polscy urzędnicy zachowują się w Polsce tak, jakby byli w kraju okupowanym? A ma to tradycję sięgającą roku 1918. Otóż dlatego, że oni są w kraju okupowanym. To był nawyk i sposób myślenia wyniesiony ze szkół rosyjskich głównie, bo w Poznańskiem ludzie zdaje się myśleli inaczej i stąd tacy mieszkańcy Kresów jak Edward Woyniłłowicz przenosili się z resztkami swoich majątków albo do Wielkopolski albo na Pomorze. Żeby było czym oddychać po prostu. Polski urzędnik, który przeszedł przez szkołę urzędowania rosyjskiego zachowywał się – co łatwo sprawdzić w stosownych wspomnieniach – jak okupant. Tyle tylko, że nie reprezentował władzy świętej uosobionej przez cara, ale władzę tajną uosobioną przez kolegów naczelnika państwa.
Przykład do takich zachowań dawali rzecz jasna sami liderzy najważniejszych politycznych ugrupowań w Polsce. Żeby nie flekować tak bez przerwy pana Romana, przypomnę co powiedział Witos, kiedy bolszewicy szli na Warszawę – że Kresów nie będzie się bronić. Ciekawe co też Witos rozumiał pod tym pojęciem? Józef Piłsudski zaś wprost mówił, że naród nie dorósł do tego co on temu narodowi proponuje, mówił też wyraźnie o nienawiści do księży. Na tym tle ja osobiście dostrzegam tylko dwie postaci, które ratują honor i przyzwoitość tej odzyskanej dla nie wiadomo kogo Polski. Mam na myśli generałów Hallera i Dowobor-Muśnickiego.
Plan Piłsudskiego na Polskę polegał na tym, żeby głodomorów nakarmić tym co się zrabowało posiadającym, a zubożonym po wojnie ziemianom. Jeden z nich zapytany przez towarzysza Wiktora co takiego Polska mogłaby dać narodom na wschodzie, czy może wyższą kulturę (wszyscy mieli szmergla na punkcie tej kultury, jak to Europejczycy) czy może coś innego, odpowiedział, że sprawną administrację. Motywował to żywym przykładem Niemiec, otóż żołnierz niemiecki nie walczył za cesarza, bo kochał nad życie dynastię Hohenzollern, ale dlatego, że żył pod najlepiej i najsprawniej działającą administracją państwową, która nie dość, że działała to jeszcze go nie okradała. Jeśli Polska przyniosłaby na kresy sprawną, drożną administrację, wtedy nie trzeba by nikogo do Polski przekonywać. Piłsudski słysząc te słowa obruszył się. Śniło mu się mocarstwo i światowa polityka, a tu mu jakiś były dziedzic, co nigdy prochu nie wąchał coś o administracji gada. Toż od tego są urzędnicy. No właśnie, jak zachowywali się urzędnicy w Wilnie po pierwszym i drugim najeździe bolszewickim? Jak bolszewicy. Kradzieże, konfiskaty mieszkań i dzikie parcelacje były codziennością. Bolszewicy zająwszy miasto opodatkowali wszystkich mieszkańców na spore kwoty, zebrali dużą sumę na różne swoje potrzeby, ale wydali – jak to legaliści – kwity tym wszystkim obrabowanym. Zaskoczeni nagle przez „naszych” uciekli z miasta a forsa została. Ludzie przyszli z kwitami, żeby odzyskać swoje pieniądze, ale im powiedziano, że to dla Polski. No właśnie, dla Polski czyli dla kogo? W tamtym momencie dziejowym akurat dla aktualnego zarządcy Wilna i okolic, który później został szefem spółki zajmującej się parcelacją zrujnowanych majątków. Te zaś były niszczone nie tylko przez czerwonego, ale także przez „naszych”, którzy z polecenia towarzysza Ziuka zachowywali się jak w kraju okupowanym, albowiem to oni narażając życie i przelewając krew wywalczyli Polskę. Reszta zaś musiała się im podporządkować. Wiele się pisało o magnetyzmie Piłsudskiego, ale z tego co przeczytałem wynika, że żadnego magnetyzmu tam nie było. To był pan, który z wielkim sprytem potrafił narażać życie i zdrowie innych, chroniąc przy tym bardzo przebiegle własne.
Echa tych ponurych postępków, w których czynny udział brali późniejsi bohaterowie wojenni, ho, ho, tak, tak, pozostały z nami do dziś. To tylko echa, ale wrażenie jest dość wyraźne. Przez długi czas nie można było krytykować nikogo i niczego (no może tylko Kaczyńskiego) bo ludzie tacy jak Wałęsa i Frasyniuk odzyskali dla nas Polskę. Teraz z kolei nie można krytykować PiS bo oni odzyskali dla nas Polskę. I tak w koło Macieju. Jak sobie czytałem te wszystkie książki, dziwiąc się wybrykom urzędników i oficerów rabujących nie swoją przecież własność w imię proletariackiej rewolucji narodowej i koncepcji takiego Witosa, który powiedział, że dwór chłopa denerwuje, miałem przed oczami twarze Sakiewicza i Targalskiego. Nie inaczej. To jest ten sam sznyt. Jeden jest partyzantem wolnego słowa, a drugi strategikiem politycznym, którego koncepcji zwyczajny człowiek nie rozumie, musi mieć odpowiednie przygotowanie. Koniec ich zaś będzie taki sam dokładnie jak koniec bohaterów odzyskanego w roku 1918 śmietnika – zostaną załatwieni przez innych socjalistów, u których szukają pomocy, zrozumienia i akceptacji. Nie kumając, że socjalizm z ludzką twarzą nie istnieje, że to są mrzonki, a oni są po prostu wynajętymi ludźmi, którzy mają realizować pewien plan. Jeśli tego nie czynią odsuwa się ich i wyrzuca na śmietnik. I tyle.
Zadzwonił tu wczoraj kolega Jacek, ten wiecie – Wizzard of words – i zapytał mnie czy ja wiem, że ciągle nie ma podatku od hipermarketów. Nie myślałem o tym nawet więc odpowiedziałem, że nie wiem. Dlaczego nie ma? Bo komisja europejska się nie zgodziła, albowiem miał to być podatek progresywny, a taki podatek niszczy konkurencyjność i nie może być wprowadzony. I co? I pstro. Cisza. Podatek progresywny mogą płacić obywatele wolnej ojczyzny, a korporacje nie, bo one są solą ziemi. Czekamy więc co nam nasz światły rząd zaproponuje w tym zakresie, albo nawet nie to, czekamy jak brak tego podatku wytłumaczą nam Sakiewicz z Targalskim. Komitet Narodowy w Paryżu, w czasie trwania wojny, wysyłał do niepokornych Polaków, którzy mieli do pana Romana i jego kolegów jakieś uwagi, francuską policję polityczną. Między innymi Władysława Zamoyskiego, właściciela Zakopanego taka policja nawiedziła i powiedziała mu, żeby się nie rzucał, bo członkom Komitetu Narodowego się to nie podoba.
My nie możemy milczeć i słuchać bez przerwy tego samego czyli słów – dajmy PiS-owi szansę – bo już pewne sprawy zostały powiedziane i oczekujemy realizacji. Ktoś powie, żebym nie przesadzał, bo przecież znam życie i wiem jak jest. Żadnego podatku od hipermarketów nie będzie. Będą coraz dalej idące ustępstwa przykrywane patriotycznym bełkotem i tanimi, za pięć groszy robionymi produkcjami filmowymi. Jak ktoś zaś zapyta co z obietnicami, to mu odpowiedzą, że nie dorósł do nowych czasów i nie rozumie koncepcji, a polityka to poważna sprawa.
Przypomniało mi się co mi kiedyś opowiadał Wierzący sceptyk o swoim dziadku przedsiębiorcy, który prowadził różne biznesy za cara. Oto podatki zbierano w ten sposób, że do sklepu zachodził urzędnik z grubym kajetem, pobierał należną kwotę, zapisywał ją w kajecie przy nazwisku biznesmena i wychodził. W Galicji cysorz pobierał od swoich biznesmenów – mam nadzieję, że nie pokręciłem niczego – 12 procent podatku. I tak moglibyśmy długo, ale po co? Czy to znaczy, że mamy przestać popierać PiS. Nie. Mamy ich tylko przywrócić do przytomności i pozbyć się tej warstwy pośredników zalegających pomiędzy nami, a politykami. Będzie trudno, bo oni żyją w symbiozie, ale bez tego, bez usunięcia spomiędzy nas Sakiewicza i Targalskiego czeka nas klęska. Za, którą w dodatku wymienieni odpowiadać nie będą, znowu okaże się, że to naród nie dorósł do koncepcji wielkich myślicieli. Nie możemy tak po prostu porzucić PiS-u , bo jak zobaczymy kto kroczy ku władzy za ich plecami to nam się zrobi naprawdę nieswojo. Oto mamy takiego mędrca jak Robert Krasowski, były naczelny der Dziennika, a obecnie wydawca książek tak poważnych i ciężkich od znaczeń, że nawet taki strategik jak Targalski by sobie z nimi nie poradził. On już, dziś z rana na pudle, zaczyna opowiadać o tym co to będzie jak Kaczyński straci władzę. On się już dziś szykuje do karmienia nas tym swoim bełkotem, który parę lat temu wypuszczał jako dodatek do dziennika Fakt – miało to tytuł „Europa idei”. Ten facet – musicie zawsze o tym pamiętać – oraz jego najbliższe otoczenie, koledzy, koleżanki i współpracownicy to absolutna katastrofa. To jest Europejczyk pełną gębą, który nie przepuści ani jednej swobodnie unoszącej się nad wodami złotówce. Z tego też między innymi powodu zmuszeni jesteśmy popierać PiS. A jak ktoś myśli, że jeśli nie PiS to może na przykład Ruch Narodowy, niech lepiej ochłonie.
Nie mam niestety żadnej optymistycznej konkluzji na koniec, więc może żeby się trochę pośmiać przez łzy, przeczytajcie jak strasznie pierniczy ten Krasowski, ale go nie lekceważcie. http://kulturaliberalna.salon24.pl/703263,r-krasowski-kaczynski-kocha-slyszec-jeki-swoich-ofiar
Ja zaś zawołam tylko Alleluja! No i ogłoszę kilka dni przerwy, bo muszę odpocząć.
Przypominam wszystkim zainteresowanym zyskami wydawcom, że w dniach 4-5 czerwca odbywać się będą w Bytomskim Centrum Kultury targi książki, dla których okazją jest 1050 rocznica chrztu Polski. Uczestnicy nie płacą za stoisko, zgłaszać zaś swój udział w imprezie mogą pod adresem info@rozetta.pl
Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze oraz do antykwariatu Gryf przy ul. Dąbrowskiego.
Inne tematy w dziale Polityka