Nie będę dziś dawał żadnych adresów, bo zabieram się do nowej Baśni i zamierzam ją skończyć szybko. Chciałbym też, żeby nikt tu nie robił żadnych demaskacji i nie zgadywał skąd pochodzą poniższe myśli, bo nie ma co tego zdradzać profanom. Oto jak pamiętacie, gawędziliśmy sobie w Świdnicy z księżmi profesorami i księdzem biskupem Ignacym Decem o wpływie Kościoła na kulturę polską. Gawęda jak gawęda, szła raz lepiej, raz gorzej. Teraz trzeba sobie wprost powiedzieć, że jeśli idzie o początki niepodległości Polski, o lata dwudzieste i całe międzywojnie, to wpływ Kościoła na kulturę polską był żaden. Głównie z tego względu, że działacze polityczni jak ognia wystrzegali się tego, by Kościół miał wpływ na cokolwiek.
Najlepsze jest to, że wszyscy znani mi „specjaliści” od tamtych czasów podkreślają bezbożność Piłsudskiego i wskazują, że to Dmowski był tym, który traktował religię i hierarchię poważnie. To są głupstwa i rzecz jest łatwa do udowodnienia. Jedynym walorem, który Dmowski traktował poważnie był rosyjski rynek. Kościół zaś był dla niego organizacją, z którą można zawrzeć chwilowy sojusz, żeby tych głupich katolików trochę pokokietować, zanim zacznie się robić poważne interesy na wschodzie. Wiara w rynek rosyjski na parę lat przed rewolucją, w dodatku u człowieka, który bez przerwy prawi o żydowskim niebezpieczeństwie, to jest duża ekstrawagancja, sami przyznacie. Jak Dmowski mógł być tak naiwny, głosząc te swoje narodowe liberalizmy? Toż właśnie rynek rosyjski, jego wielkość i łatwość robienia na tym rynku karier były celem banków. I to zdaje się było jasne dla każdego pachciarza, co handlował starzyzną w Lubartowie, nie było tylko jasne dla przywódcy Narodowej Demokracji zapraszanego na paryskie salony.
O Piłsudskim bez przerwy piszą, że to dobry aktor i wielki spryciarz, o Dmowskim zaś, że to doktryner, któremu się zdawało, że jest realistą. Tak to jednak bywa z realistami, że doszukują się oni zgodności swoich poglądów z poglądami wielkich tego świata gdzieś w dziesiątym miejscu po przecinku, nie zauważając, że jedności się nie zgadzają. A niezgodności te urastają do wartości milionowych.
Żadna z inicjatyw kulturalnych w początkach państwa polskiego nie brała pod uwagę istnienia Kościoła, sztuki sakralnej i misji. Wszystkie zaś z przekonaniem i powagą traktowały misję państwa oraz misję samej sztuki. Jednym z pierwszych ministrów od sztuki został Zenon Przesmycki – Miriam, osobistość dziwaczna, zakochana w sobie, nie rozumiejąca absolutnie nic z tego co się na świecie dzieje. Potem ktoś próbował wrobić w to Fałata, ale Fałat to był zblazowany staruszek, co lubił dziewczyny i polowania, lubił sobie wypić i zakąsić, więc gdzie tam dla niego jakieś ministrowanie.
Przedziwnie wśród tych tendencji wygląda misja brata Alberta. Malarza, który nagle malarstwo porzucił i zajął się pomaganiem biednym. To jest dość niesamowite, zważywszy na fakt, że wszyscy uważali go za najzdolniejszego artystę w całym pokoleniu. I co? Nagle trzask i zostawiamy wszystko....a co na to hierarchia? Ponoć z niejakim trudem pogodzono się z misją Chmielowskiego. No, może i się pogodzono, ale jezuici się ponoć nie pogodzili i przez to Chełmoński przyjaciel Chmielowskiego bardzo ich nie lubił.
Jeśli uznamy malarstwo za obszar istotny z punktu widzenia propagandowego, a musimy tak uczynić, albowiem mam przed nosem fragment wypowiedzi pewnego francuskiego ministra, który wprost oznajmia, że te wszystkie nowinki, te impresjonizmy, postimpresjonizmy, pointylizmy i cała reszta to są rzeczy na sprzedaż dla anglosasów (w domyśle żydów), Francja zaś jest i pozostanie wierna sztuce akademickiej, musimy nieco inaczej spojrzeć na decyzję brata Alberta. Tym uważniej, że był on wielkim przyjacielem Władysława Zamoyskiego wielce zasłużonego dla kultury i państwowości polskiej dziwaka, który wypromował Józefa Hieronima Retingera.
Jeśli we Francji państwo kontroluje rynek sztuki do tego stopnia, że Van Gogh, rozmyślając o samobójstwie i obcinając sobie ucho gdzieś na zapadłym południu, jest jednocześnie typowany przez marchandów jako następca impresjonistów – on sam nic o tym nie wie – to znaczy, że mało jest przypadkowych decyzji na tym obszarze.
Uznajmy więc, że państwowość polska rodząca się w walce i wśród sporów jest od samego zarania zaplanowana jako świecka, ateistyczna i socjalistyczna, bez względu na to czy za jej tworzenie zabiera się Ziuk czy pan Roman. Jeden jest socjalistą, a drugi rynkowym liberałem, traktującym tradycję, jako jeden z instrumentów do pozyskiwania zwolenników. To są dwie strony tego samego medalu, tyle, że zwolennicy Piłsudskiego są świadomi jego ograniczeń, a zwolennicy Dmowskiego nie.
Czy mogło być inaczej? Nie wiem. To są czasy kiedy III Republika ostatecznie zatriumfowała nas Kościołem, tak jej się przynajmniej zdawało. Papież ucałował trójkolorowy sztandar, któż więc mógłby się przejmować tą anachroniczną i dziwną organizacją, tym bardziej, że wielu księży angażowało się politycznie, zachowując się przy tym cokolwiek swobodnie.
Teraz słów kilka o różnicach programowych i niechęciach oraz chęciach towarzyskich. Ktoś może mi wyjaśnić, jak to się stało, że członkini Wielkiego Proletaryatu, pani Maria, pierwsza żona Ziuka Piłsudskiego, była jednocześnie kochaną Dmowskiego? To znaczy, że ci ludzie spotykali się w jakichś silnie magnetyzujących okolicznościach. Nie jest łatwo bowiem uwieść kobietę, nawet socjalistkę, która ma na sobie te wszystkie, noszone w XIX wieku fatałaszki. To jest, można śmiało rzec, wyczyn. No więc, żeby do czegoś takiego doszło, muszą być silnie sprzyjające okoliczności towarzyskie. Magnetyzm osób działać musi z niezwykłą mocą, a przede wszystkim wszyscy muszą mieć o czym rozprawiać. No to o czym rozprawiał pan Roman ze zdeklarowaną komunistką, wierzącą w ruch robotniczy, koleżanką Waryńskiego? I kto oraz gdzie im te spotkania organizował? Czy aby nie Władysław Zamoyski w Zakopanem? Ja nie wiem, tak tylko pytam, bo wiem, że są tu znawcy i wielbiciele wszelkich opcji politycznych.
Na dziś to tyle.
Zostawiam nagrania z ostatnich gawęd
https://www.youtube.com/watch?v=r_dj_hdtBgM
https://www.youtube.com/watch?v=hjZgui_1GZs
Przypominam wszystkim zainteresowanym zyskami wydawcom, że w dniach 4-5 czerwca odbywać się będą w Bytomskim Centrum Kultury targi książki, dla których okazją jest 1050 rocznica chrztu Polski. Uczestnicy nie płacą za stoisko, zgłaszać zaś swój udział w imprezie mogą pod adresem info@rozetta.pl
Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze.
Inne tematy w dziale Polityka