Fatalnie się czuję, więc będzie raczej krótko. Pamiętacie fotografie tych gustownych znaczków z wizerunkami czołowych humanistów krakowskich złotego wieku Jagiellonów, które zamieściłem w II tomie Baśni? Na pewno pamiętacie. Znaczki te wydała III Rzesza, podpisując się dla niepoznaki, jako generalne gubernatorstwo, a na znaczkach byli między innymi Konrad Celtis i Jan Boner. Trudno doprawdy o lepszą demaskację humanizmu i jego istoty. Oto spadkobiercy tego prądu upamiętniają swoich antenatów w stołecznym mieście Krakowie, w czasie kiedy skoczogonki pożerają już akty erekcyjne Uniwersytetu Jagiellońskiego, a profesor Estreicher nic o tym jeszcze nie wie.
Takich demaskacji jest więcej, bo spadkobiercy władzy, która instaluje swoich agentów w różnych krajach nie mogą się powstrzymać przez umieszczaniem ich wizerunków na znaczkach. Dlaczego? A któż to może wiedzieć?
Do najciekawszych przypadków należy moim zdaniem seria radzieckich znaczków z wizerunkami Unkasa i Czingaczkuka z powieści Coopera zatytułowanej „Ostatni Mohikanin”. Ktoś powie, że Cooper nie był radzieckim, ani nawet rosyjskim agentem, więcej – on nawet nie był agentem brytyjskim – przeciwnie, napisał powieść „Szpieg” o agentach amerykańskich. Gdzie więc podobieństwo do serii z Bonerem i Celtisem? Myślę, że w tej samej duchowej formacji, którą reprezentował i pan Cooper, człowiek całkowicie pozbawiony talentu, a piszący książki i towarzysze radzieccy zawodowi kłamcy wydający dziennik „Prawda”.
W ostatnim numerze „Szkoły nawigatorów” mamy jeszcze jeden znaczek, także radziecki. Widoczny jest na nim człowiek, którego większość z nas pamięta, bo kiedy byliśmy dziećmi często pokazywali go w telewizji. To Olof Plame, szwedzki polityk, który próbował wyciągnąć dla Szwecji jak najwięcej korzyści ze światowego konfliktu mocarstw. Jak pamiętamy w roku 1986, w marcu (która to rocznica, która?) Olof Palme został zabity strzałami z pistoletu. Szedł sobie trotuarem z żoną, wracali z kina. W Szwecji powstał nawet swego rodzaju kult Olofa Palme, w miejscu gdzie zginął palono świeczki i składano kwiaty, zupełnie jakby Szwecja nie była krajem protestanckim, stroniącym od religijnej, szczególnie żałobnej ostentacji.
Ludzie radzieccy postanowili uczcić swojego szwedzkiego agenta znaczkiem pocztowym. Olof wygląda na nim wdzięcznie, młodzieńczo i zalotnie, zupełnie tak samo jak wyglądał w życiu. Ja nie będę zdradzał już żadnych szczegółów jeśli idzie o jego życie i rządy, ponieważ w nowym nawigatorze znajduje się potężny – jak zwykle – i wyczerpujący artykuł na temat Olofa. Myślę, że na podstawie tego tekstu można by nawet gdzieniegdzie obronić doktorat, a magisterium to już z całą pewnością. Autorką jest rzecz jasna Krystyna Murat.
Jak pamiętacie mordercy Olofa nigdy nie schwytano, a w świat poszły różne wersje dotyczące okoliczności jego zabójstwa. Była nawet taka, że Olof zadarł z rodziną Gandhi i Radżiw, ówczesny premier Indii kazał go wykończyć. Chodziło o jakieś interesy zbrojeniowe.
Jak było naprawdę nie wiadomo. Życie Olofa to jednak dobry przykład na to, jak zachowują się poważni politycy w poważnym, a słabym kraju, kiedy chcą uniknąć dziejowej katastrofy. Ktoś może powiedzieć, że to hańba, ruski agent na stołku premiera, a ja go chwalę. Po pierwsze nie wiadomo czy tylko ruski, po drugie Szwedzi leżą w takim miejscu, że trudno im doprawdy dokonywać jednoznacznych wyborów, no i jest ich 10 razy mniej niż nas. No i my wcale nie chwalimy Palmego, autorka opisała po prostu kawał historii Szwecji związany z tą rodziną, doprowadzając rzecz do wielce nieszczęśliwego finału. No i uzasadniając rzecz jasna hipotezę dotyczącą rzeczywistego zabójcy Olofa.
Kiedy zbierzemy do kupy te wszystkie szwedzkie postawy polityczne, które zarysowane zostały w nowym numerze nawigatora, przyjdzie nam wyciągnąć niewesołe wnioski. Otóż Szwedzi to członkowie protestanckiego gangu należący do wewnętrznego kręgu wtajemniczonych. Żeby ich zepchnąć na niekorzystne, zmuszające ich do dziwnych decyzji pozycje, trzeba mocy naprawdę potężnych. Takich jak car Piotr I albo towarzysz Stalin. Pozostawieni sami sobie z bronią w ręku, zdolni są do najgorszych potworności i najpodlejszego złodziejstwa. Po jakichś mniej więcej 300 latach przepraszają, ale jak wiemy, jest to trochę zbyt późno. Historia Szwecji, jak każda inna, nie kończy się, tak więc myślę, że szwedzka polityka i szweccy politycy zaskoczą nas jeszcze nie raz. W zasadzie ostatni numer nawigatora mógłbym dedykować tym, którzy uważają, że należy szukać porozumień politycznych ze Sztokholmem. To jest niemożliwe z istoty. Sztokholm to partner takich stolic jak Waszyngton, jak Moskwa, jak Delhi, a nie takich jak Warszawa, ani nawet takich jak Ottawa. Sprawy w Kanadzie Szwedzi załatwiają normalnie przez Londyn. Wszystko to ma swoje uzasadnienie historyczne, którego my, w większości polityczne dzieci Józefa Becka uporczywie nie chcemy zrozumieć.
Jeśli ktoś pamięta jeszcze jakieś ciekawe znaczki pocztowe z wizerunkami obcych agentów wydawane przez poczty mocarstw instalujących tychże agentów, niech je umieści pod tekstem. Idę się chorować.
Przypominam wszystkim zainteresowanym zyskami wydawcom, że w dniach 4-5 czerwca odbywać się będą w Bytomskim Centrum Kultury targi książki, dla których pretekstem jest 1050 chrztu Polski. Uczestnicy nie płacą za stoisko, zgłaszać zaś swój udział w imprezie mogą pod adresem info@rozetta.pl
Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze.
Inne tematy w dziale Polityka