coryllus coryllus
2709
BLOG

Nie ma żadnych wartości artystycznych

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 59

To znaczy nie ma ich tam, gdzie lokują je polscy reżyserzy i krytycy, broniący filmu „Ida”. Gadanie o autorskiej wizji historii, w przypadku nachalnej propagandy podrasowanej nowoczesną techniką i starym jak festiwale filmowe zabiegiem dającym się streścić w zdaniu – pokażmy czarno-białe to będzie wtedy szuka, jest, w przypadku tych osób próbą skokietowania środowiska amerykańskiego. Po co? No żeby mieć szansę na własnego Oskara. Można przecież za rok zrobić film o tym, jak Józef Kuraś mordował Żydów na Podhalu, później o tym, jak ziemianin polski przyjmował żydowskiego faktora w sieni, zamiast wpuścić go na salony. W kolejnym sezonie zaś skręcić obraz o faszyście Dmowskim, nie dopuszczającym do powstania Judeopolonii. Za każdym razem będzie szansa na Oskara. Tak to sobie wykombinowali wszyscy podpisani pod wiadomym protestem luminarze kultury. To nie są żadni luminarze, to jest banda leni i podstępnych chamów, łasych na pieniądze i zaszczyty. Najgorsze zaś co można z nimi zrobić to prowadzić dialog o tym, czy Ida posiada walory artystyczne czy ich nie posiada i dlaczego przewaga tychże wartości każe nam jednak puszczać przed filmem jakieś wyjaśnienia dotyczące naszej własnej historii. Taką postawę reprezentuje oczywiście Krzysztof Kłopotowski, któremu się wydaje, że do końca życia będzie się realizował w jakichś subtelnych dialogach. To się nie uda, bo w rozgrywce tej wszystko jest prowadzona na przysłowiowego chama, a prowokacja montowana jest nie gorzej niż w przypadku omawianej przeze mnie na pogadance we Wrocławiu afery Dreyfusa i afery fiszek.

Byłem jeszcze wczoraj w Świdnicy na sympozjum poświęconym wpływowi chrześcijaństwa na kulturę polską. Gawędziliśmy sobie miło i przed sympozjum i po, atmosfera była bardzo sympatyczna, a momentami nawet wzniosła. Jan Pospieszalski powiedział w pewnym momencie, jeszcze w refektarzu, że on nie rozumie, dlaczego gazownia prowadząc dialog z Kościołem, nie prowadzi go uczciwie. Dlaczego opisując ostatnie przygody pewnego księdza ze Śląska, który wyraził się niechętnie o imigrantach, zrobiła z niego hitlerowca, choć wcale nim nie był. Odpowiedziałem mu, że o żadnym dialogu nie może być mowy, bo w tym przypadku każdy dialog jest pułapką. Normalnie bowiem ludzie ci nie mają zamiaru rozmawiać. Przekonał się o tym ostatnio Toyah, który zagadał na twitterze do Wrońskiego, a tamten mu odpowiedział, żeby nasz kolega nie ważył się przemawiać do niego zawodowca i go pouczać, bo jest amatorem. To jest stan normalny i permanentny. Kiedy zaś oni zgłaszają chęć do prowadzenia jakiegoś dialogu, to znaczy, że szykują atak. Tyle. Nic więcej tam nie ma. Na wczorajszym sympozjum rozmowy toczyły się wokół różnych kwestii, na obiedzie, już po wszystkim, bo dyskusji prowadzonej przez Jana Pospieszalskiego, po mszy, rozmowy zeszły na prasę katolicką. Byłem bardzo grzeczny i nie opowiedziałem księdzu biskupowi Ignacemu Decowi o propozycji by kanonizować Tolkiena, nie opowiedziałem o festiwalu Unsound i postawie katolickiej prasy wobec tego festiwalu, bo nie chciałem psuć obecnym tam księżom, osobom starszym i godnym szacunku, a zasługującym przy tym na spokój, tego niezwykłego nastroju, który towarzyszył nam przez cały czas trwania sympozjum. Gawędziliśmy jedynie o potrzebie istnienia diecezjalnej prasy katolickiej. Wszyscy zgadzali się, że taka prasa jest potrzebna, ja zaś nie zdradziłem się ani słowem ze swoich wątpliwości dotyczących redaktorów prowadzących pisma katolickie. Nawet tych, którzy noszą sutanny.

Jasne jest bowiem, poprawcie mnie jeśli się mylę, że intencją i misją tychże pism, może nie wszystkich, ale większości, jest uzyskanie pozycji podobnej do tej jaką ma gazownia, a do tego jeszcze zyskanie statusu pisma opiniotwórczego. Jeden z księży powiedział mi, że dwa miesiące temu wysłał do różnych katolickich redakcji tekst poświęcony zakonnicom, które doświadczyły objawień Miłosierdzia Bożego. Okazało się bowiem, że nie tylko siostra Faustyna doświadczyła takich objawień. Tekst był duży i poważny, no i wyobraźcie sobie, że ksiądz ten do dziś nie otrzymał żadnej odpowiedzi w sprawie tego materiału. Okay, ktoś powie, że do redakcji przychodzi mnóstwo tekstów. Ja jednak mam wrażenie, że nie, że ten etap mamy już za sobą, że teksty zsyłane są tam okazyjnie. Jestem przy tym wręcz pewien, że w każdej takiej redakcji siedzi jakiś upiorny cerber, który ogląda nadsyłane materiały i segreguje je według systemu – Tolkien tak, siostry od Miłosierdzia Bożego nie.

Oczywiście zadeklarowałem, że jeśli redakcje nie odpowiedzą, puścimy tekst o objawieniach w „Szkole Nawigatorów”.

Zacząłem się też zastanawiać, dlaczego – wobec agresywnej postawy gazowni – żadne z katolickich pism nie bierze w obronę atakowanych przez GW księży. Dlaczego są oni osamotnieni i wystawieni na ataki nie tylko profesjonalistów takich jak Wroński, ale także na różne uwagi swoich, często niezrównoważonych parafian, którym się nudzi w domach przed telewizorem i przez to właśnie lezą do tej gazety, żeby tam coś opowiadać o księdzu proboszczu. Dlaczego nie ma pisma, które prowadziło by z gazownią rzeczywisty dialog, to znaczy takiego pisma, które podjęłoby publicystyczną ofensywę na terenie przeciwnika omawiając na przykład postawę różnych redaktorów, ich zaniechania, błędy warsztatowe i – w zasadzie dlaczego nie – prowadzenie się. To byłoby niezmiernie ciekawe. Nie można bowiem prowadzić dialogu z pozycji petenta zgiętego w pół, nie można go także prowadzić za pomocą konstrukcji – w zasadzie się zgadzam, ale....Dialog prowadzi się jedynie stojąc na pozycjach skrajnych, wtedy jest o czym rozmawiać. To jednak nie wszystko, musi być jakiś przedmiot tego dialogu, musi być coś na czym wszystkim zależy, to znaczy umysły i dusze czytelników. O tym zdaje się zapominają redaktorzy pism katolickich, którzy chcą być jak Gazeta Wyborcza, bo im się zdaje, że to jest splendor najwyższy. To katastrofa nie żaden splendor.

Pora rzec coś o tych wartościach artystycznych. Gdzie one są? W praktyce warsztatowej proszę Państwa, nie w dyskusji o du..pie Maryni i huzarach, którą bez przerwy prowadzi ze swoimi kolegami Krzysztof Kłopotowski. Jak ktoś zna się na właściwościach poszczególnych gatunków drewna i wie, które dłuto do czego służy, a ma do tego talent to będzie umiał wyrzeźbić Ukrzyżowanego. Jak ktoś nic nie umie, jest patentowanym głąbem i wykonuje jedynie polecenia to woła: jestem profesjonalistą, jestem profesjonalistą, nie ważcie się mnie tknąć! Zupełnie jak Ananiasz w książce o przygodach Mikołajka, kiedy bał się, że chłopaki go pobiją, wołał wtedy – ja mam okulary, ja mam okulary...

I na tym kończę. Wkrótce powinno być dostępne nagranie z sympozjum.

 

Przypominam wszystkim zainteresowanym zyskami wydawcom, że w dniach 4-5 czerwca odbywać się będą w Bytomskim Centrum Kultury targi książki, dla których pretekstem jest 1050 chrztu Polski. Uczestnicy nie płacą za stoisko, zgłaszać zaś swój udział w imprezie mogą pod adresem info@rozetta.pl

 

Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (59)

Inne tematy w dziale Polityka