Pisałem to sto razy, ale jeszcze powtórzę, musimy odwrócić się od różnych, nieistotnych już demaskacji, bo to jest proste narzędzie politycznej walki, za pomocą którego czyni się z nas stado tępych baranów. Ja znam dokładnie wszystkie reakcje anonimowych komentatorów na takie postawienie sprawy, czytałem je wielokrotnie. Dają się one streścić w zdaniu – panie Maciejewski, bądź pan mężczyzną, trzeba wreszcie stanąć w prawdzie, trzeba wyjść na ulicę i się policzyć. Wychodźcie więc i się liczcie.
Demaskacja, żeby być ważna, musi być dokonana w momencie kiedy osoba demaskowana zajmuje ważne miejsce i ma jeszcze poważne możliwości działania. Wtedy demaskacja służy pozbawieniu tej osoby takich możliwości i odsunięciu jej od władzy. Jeśli ktoś nie ma możliwości i siły, by w takich momentach dokonywać demaskacji, milczy. Jeśli zaś nie milczy skazuje się na klęskę, ostracyzm, szyderstwo i zapomnienie. Tak jak rząd premiera Olszewskiego w roku 1992. Demaskacja dokonywana po czasie jest jak padlina, ma taki sam zapach i kolor, no i zlatują się do niej sępy, które szarpią z tego truchła co lepsze kawałki, a potem wymoczywszy je w wodzie z saletrą potasową, żeby nabrały lepszego kolorku, sprzedają jako świeżutką rąbankę.
Tak jest z różnymi książkami dotyczącymi ciemnych sprawek peerelowskich dygnitarzy. Ja akurat czytam książkę Joanny Siedleckiej, o literatach współpracujących z SB. To jest rzecz niesłychanie wstrząsająca, która niestety wobec otaczających ją okoliczności i sposobu w jaki została napisana, nie będzie miała za dwa tygodnie żadnego znaczenia. Gra tu sporą rolę także zachowawcza polityka wydawcy, który chciałby zjeść ciastko i mieć ciastko, czyli wydać tę książkę, ale promować ją po cichu, żeby się ci co jeszcze żyją i ich rodziny nie zdenerwowali.
Większa część nowej książki Siedleckiej poświęcona jest Jerzemu Zawieyskiemu, postaci upiornej, którą ciągle jeszcze lansuje się jako głębokiego, katolickiego intelektualistę. Ta historia porusza wszystkich najbardziej, a to z tego względu, że Zawieyski był bliskim znajomym prymasa Wyszyńskiego. No i prezesem KIK, posłem na sejm, który coś tam w tym sejmie oprotestował. Był też Jerzy Zawieyski, współpracownikiem SB o ksywie „Teozof”, bo jakżeby inaczej. O jego życiu prywatnym nie będę pisał, bo jest ono głównym tematem rozważań Siedleckiej. Mnie ciekawi coś zgoła innego. Jak to się stało na przykład, że Zawieyski, żydowski chłopak o urodzie, powiedzmy, mocno przeciętnej, został żarliwym katolikiem i przez całą wojnę, nie niepokojony przez nikogo przemieszkał w ciepłym mieszkanku razem ze swoim przyjacielem Stasiem. Ja mam widocznie jakieś ciężkie braki w edukacji, albo może jestem przez kogoś systematycznie oszukiwany, ale nie umiem sobie wyobrazić tej sytuacji. Dwóch homoseksualistów, w tym jeden Żyd świeżo ochrzczony siedzą sobie w ciepełku, a za oknem okupacja, szmalcownicy, donosiciele, obozy koncentracyjne, gdzie tacy jak oni giną tysiącami. Tych kwestii Siedlecka nie omawia, bo jej książka dotyczy spraw powojennych. Okay, ale nie zmienia to faktu, że są to sprawy ciekawe.
Kolejna sprawa, oto pod koniec życia Zawieyski stracił głowę dla człowieka podsuniętego mu przez SB, który nazywał się Bogusław Wit Wyrostkiewicz. Pan ten penetrował środowisko homoseksualne Warszawy, co Siedlecką i jej wydawcę interesuje najbardziej, a jeśli idzie o inne zadania, to miał na przykład wkraść się w łaski Mazowieckiego, który wpuścić go miał, jako współpracownika do redakcji „Więzi”, gdzie tenże Bogusław Wit-Wyrostkiewicz, miał rysować plan rozmieszczenia biurek, a także ustalić kto przy jakim biurku siedzi. Tak to jest opisane, ale ja znowu mam wątpliwości. Rozumiem, że redakcja „Więzi” to był newsroom tak wielki, że nie wystarczyło wysłać tam fałszywego inkasenta, który rzuciwszy okiem na tych facetów i ich biurka, zapamięta jak to tam wygląda. Trzeba tam było posyłać jeden z najważniejszych kontaktów SB, zatrudniony w najbardziej drażliwym środowisku, po to by wkradł się w łaski Mazowieckiego. A po co miał się wkradać, skoro Mazowiecki był zaprzyjaźniony z Zawieyskim i w czasie kiedy wszyscy już tylko z tego starego durnia szydzili, on jeden pomagał mu i traktował poważnie? Mam nadzieję, że jestem dobrze rozumiany, bo w innym z kolei miejscu Siedlecka pisze wprost, że w klasztorze w Tyńcu księża udzielali ślubów homoseksualnych, które były „przykrywane” przez podstawione panny młode. To jest zarzut poważny i jak sądzę wyssany z palca. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych gangi czynne w Polsce nie zawracały sobie dupy takim folklorem rodem z jakichś pedalskich środowisk amerykańskiego środkowego zachodu. No, ale Siedlecka pisze o tym wprost i sprawę zamyka. Nie podaje żadnych szczegółów, ale przypuszczam, że to jest najbardziej śmierdzący kawał padliny, który nam podsuwa. I myślę, że wiele osób zechce go spróbować, tak ciekawie się prezentuje. Do czego zostanie użyty w przyszłości? Nie mam pojęcia, ale z pewnością zostanie użyty.
Idźmy dalej. Po śmierci Zawieyskiego, tenże Bogusław Wit-Wyrostkiewicz, zaczął żyć pełnią życia, omotał siostrę zmarłego, którą się rzekomo opiekował, ale pod pretekstem tej opieki przejął odziedziczone przez nią nieruchomości. Ani on bowiem, ani stały partner Zawieyskiego nie mogli przejąć tych aktywów, bo prawo nie przewidywało takiej możliwości. No właśnie, prawo PRL nie przewidywało możliwości dziedziczenia w związkach homoseksualnych, a prawo Kościelne naginane przez zdeprawowanych księży przewidywało według Siedleckiej śluby jednopłciowe. To bardzo ciekawe zagadnienie, bardzo...
Wyrostkiewcz umarł w roku 1984, a Siedlecka pisze, że był pierwszą polską ofiarą Aids, nie to jednak ciekawi nas najbardziej. Oto bowiem mamy w tej książce szalenie ekscytującą informację. Wyrostkiewicz donosił, pisze Siedlecka, na związanego z opozycją Andrzeja Seweryna. Z jaką opozycją związany był Seweryn? Z Mazowieckim? Kolegą Zawieyskiego? Po wczorajszych i przedwczorajszych demaskacjach widać dokładnie, kto gdzie stał i jaką miał funkcję. Do zadań osób takich jak Wyrostkiewicz nie należało bynajmniej donoszenie na bliźniego swego dotkniętego różnymi dysfunkcjami, ale pilnowanie, by tenże bliźni nie narobił zbyt wielu głupstw i szkód swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem. Tak to chyba trzeba interpretować, nikt bowiem nie płaci agentom za liczenie biurek w redakcjach.
W zasadzie mógłbym już więcej nic nie dodawać. Wczoraj fragment wywiadu z Żuławskim, synem attache kulturalnego ambasady w Paryżu prowadzonej przez Putramenta, który siedząc w redakcji gdzie naczelnym jest Sierakowski mówi o kolegach swojego ojca per „komuchy”, a dziś ten Seweryn związany z opozycją, który pisał listy do Kiszczaka.
Oczywiste jest, że kiedy podnosimy takie kwestie, to nas się wyzywa od komuchów, bo któż inny jak nie komuchy dyscyplinował tych ludzi, kiedy chcieli poszaleć troszeczkę? Oni właśnie!Gdyby nie pilnowali naszych milusińskich, gdyby naznaczony im pasterz nie wyrywał jednemu z drugim flaszki z ręki, nie zakazywał rozwodów szkodzących państwu, środowisku i całej tej misternej, zbudowanej przez odpowiedzialnych funkcjonariuszy konstrukcji zwanej kulturą, nie odbierał narkotyków lub nie szantażował nimi, oni by się tam nawzajem powykańczali gołymi rękami. Dlatego dziś im się te dawne czasy przypominają i kiedy ktoś woła, że te ich postawy to skandal, oni odpowiadają – precz z komuną, bo znowu ktoś chce ograniczać ich wybory życiowe i krępować wolność twórczą.
Siedlecka zaś dokonuje demaskacji i pełna oburzenia pisze o tym jak ciężko spenetrowane przez SB i gejów było środowisko księży. Nawet sam prymas był w to zamieszany, co prawda zabronił pokropić trumnę Zawieyskiego i do katedry jej nie wpuścił, ale przecież znał go osobiście, ho, ho, tak, tak....
Jakby tego było mało, w czwartek w Krakowie, w Klubie pod gruszką odbędzie się spotkanie z Joanną Siedlecką, które poprowadzi Witold Gadowski. Ciekawe czy ją zapyta o te śluby w Tyńcu. No, ale to także nie jest najważniejsze. Pan Witold, sam znany demaskator, autor książki o nie mających nigdy miejsca przygodach Sumlińskiego, będzie przepytywał Siedlecką, która napisała, że Wyrostkiewicz wkradł się w łaski Mazowieckiego, żeby odrysować schemat rozstawienia biurek w redakcji „Więzi”.
Na ulicach zaś miast Polski triumfujące pochody KOD, a dziś z rana wywiad w WP z rozradowanym i zwycięskim Wałęsą. I tak w koło Macieju....a do mnie przychodzą różne idiotki i zarzucają mi brak odwagi....niechęć do demaskacji, uciekanie od prawdy.....
Przypominam wszystkim zainteresowanym zyskami wydawcom, że w dniach 4-5 czerwca odbywać się będą w Bytomskim Centrum Kultury targi książki, dla których pretekstem jest 1050 chrztu Polski. Uczestnicy nie płacą za stoisko, zgłaszać zaś swój udział w imprezie mogą pod adresem info@rozetta.pl
Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze.
W najbliższy czwartek zaś będę gościem ojców Karmelitów we Wrocławiu, Ołbińska 1, początek pogadanki o 17.30
Inne tematy w dziale Polityka