coryllus coryllus
1590
BLOG

Duch rosyjski

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 10

Jadę na jarmark, kto zdecyduje się w ten mroźny dzień odwiedzić nas i kupić książkę dostanie indiańską zakładkę z tropami niedźwiedzia. Zapraszam. Nie mam czasu na pisanie tekstu, zostawiam Wam więc kolejny fragment książki księdza Mariana Tokarzewskiego "Straż przednia".

 

Jakże wyglądało to rosyjskie środowisko, w którem mieszkali, zagnani po chleb, lub ruble moi parafjanie?

Przytoczę kilka faktów, a Ty, łaskawy czytelniku, sam sobie wnioski wyprowadź.

Na drugi dzień po przybyciu do Jarosławla wziąłem dorożkę i pojechałem oglądać miasto. Proszę dorożkarza, żeby mi pokazał wszystko, co jest godne uwagi cudzoziemca.

Jedziemy i gawędzimy.

Oto, masz, mówi mój cicerone, sobór, zbudowany, w 16 stuleciu, przez włoskich budowniczych i malarzy; oto liceum Demidowa, oto pomnik postawiony jemu przez wdzięcznych ludzi, a oto, patrz prędko, na chodniku, po prawej stronie, widzisz tę panią wysoką, w czarnym kapeluszu?”.

Widzę”.

To poszła uczciwa kobieta”.

I jakby to było zupełnie naturalne, dalej tym samym tonem mówi: „A oto teatr, imienia Wołkowa” i t. d.

Kiedy opowiadałem o tem, jak sądziłem, dowcipie dorożkarza, memu parafjaninowi, nauczycielowi gimnazjum, który 35 lat mieszkał w Jarosławlu p. Z., od razu mi powiedział, kto to szedł, bo każdy dorożkarz, wie, że to jedyna kobieta uczciwa w mieście z pośród inteligencji miejscowej rosyjskiej.

Taką jest powszechna rozpusta, według jego zdania w środowisku rosyjskiem i takie trójkąty małżeńskie, że, jeśli która kobieta nie ma kochanka, to o tem wie i mówi całe miasto.

Tak się przedstawiała moralność Moskali.

A wiara?

Prześliczne, stylowe cerkwie, ze wspaniałemi malowidłami, piękną liturgiką wschodnią i prześlicznym śpiewem, stale świecą pustkami.

Jedne tylko „chramowyje prazdniki”, coś w rodzaju naszych świąt z odpustami, w dniu patrona kościoła, zgromadzają do cerkwi licznych pątników, ponieważ uroczystość całą, wieś święci zwykle trzydniową pijatyką.

Jakie jest jednak zrozumienie treści wiary najlepiej scharakteryzuje następny przykład.

Jechałem parostatkiem z Kostromy do Jarosławla. W jadalni przy stole siedział jakiś pan i pani.

On czytał gazetę „Russkoje Słowo” co chwila miotał się i najpotworniej przeklinał popów. Kiedy sąsiadka zwróciła jego uwagę, że tak kląć nie wypada, bo przecież tu siedzi kapłan, popatrzył na mnie i najspokojniej mówi: „to nie ten” i dalej jeszcze gorzej klnie i złorzeczy duchowieństwu.

Oburzona niewiasta zapytuje go wreszcie: „Czy ty w Boga nie wierzysz, że tak klniesz potwornie sługi Boże?”.

On wstał i mówi zły: „Ja, ja, ja w Boga, jakiego Boga, naturalnie, że nie wierzę, oto ci krzyż święty, że nie wierzę”, i na dowód, że w Boga nie wierzy, najpokorniej przeżegnał się.

Nie przeszło i 10 min., jak sygnały parostatku dały znać, że zatrzymujemy się koło przystani, przy słynnym daleko, w całej okolicy, klasztorze, we wsi – Babajewo.

Położony na górze u brzegów Wołgi, śliczny, na zewnątrz, bardzo schludnie i stylowo wyglądający, klasztor miał w murach swoich obraz św. Mikołaja, cieszący się wielką czcią ludu prawosławnego w kilku gubernjach.

Każdy parostatek zatrzymywał się koło klasztoru, mnisi wychodzili na przystań, wynosząc obraz, czy kopję, już tego dobrze nie wiem, i po odśpiewaniu modłów, bardzo krótkich, coś w rodzaju naszej modlitwy: „Pod Twoją obronę”, parostatek ruszał dalej.

Wszyscy podróżni i teraz zeszli na brzeg. Kupowali „świeczki-ofiarki” i „bili pokłony”.

Ja z parostatku przypatrywałem się temu, co się działo na brzegu w czasie nabożeństwa.

Jakżeż bytem zdziwiony, widząc tego, „nie wierzącego” towarzysza podróży, jak, z wyjątkową gorliwością „bił pokłony” i starał się jak najwięcej świec postawić.

Parostatek ruszył. Podchodzę do tego oryginała, przedstawiam się i proszę o wyjaśnienie, jak mam rozumieć to wszystko, co on mówił i robił.

A co księdza tak bardzo zdziwiło?”.

To, że pan mówiłeś, że nie wierzysz w Boga, a na dowód tego żegnałeś się, a teraz widziałem, jak bardzo gorliwie „biłeś pokłony” przed obrazem św. Mikołaja.”

Z niekłamaną szczerością roześmiał się: „A to pan dziwak jakiś jesteś, mówi mi, a cóż wspólnego ma Bóg ze św. Mikołajem? – Bóg co innego, a Mikołaj co innego. Naturalnie, że w Boga nie wierzę. Ale pewnie ksiądz obraził się, że tak kląłem duchowieństwo. To nie tyczyło się „was”, to nasi to robią”.

Pytam: „Co?”.

Proszę przeczytać artykuł Izmajłowa „Russju pachniet” (Russkoje słowo z 1914 r.)”.

Otóż pan Izmajłow opisuje poświęcenie „restoranszantanu z gabinetami”, właściwie domu rozpusty w Samarze, nad Wołgą.

Pop-kapelan z klasztoru żeńskiego odprawiał tam „molebien”, a chór... mniszek śpiewał. Artykuł zakończa autor wspomnieniami Gogola, który miał swój ulubiony domek rozpusty na przedmieściu w Połtawie i opisuje, jak pewnego razu zastał tam popa, odprawiającego nabożeństwo.

Kiedy wszystko się skończyło, Gogol oburzony zapytał właścicielki, co to za komedie ona wyprawia. Zdziwiona odpowiedziała mu: „Przecież wiesz, że jedziemy do Niżnego Nowgorodu na jarmark. Jakże jechać bez błogosławieństwa. Żadnego by zarobku nie było”. I Gogol dodaje, że widział, jak gorliwie i te nieszczęsne dziewczęta też biły pokłony!

Cóż dziwnego. że dziś w Rosji tak łatwo idzie robota żydowsko-bolszewicka! Wiara wszak była tylko w „dzwonach i pokłonach”, ale nie w duszach, nie w życiu i zasadach!

To samo było i gdzie indziej.

W Nr. 88. Kurjera Nowego Petrogradzkiego, z dnia 2.15. X. 1916 r., czytam taką perłę:

ODRODZENIE BAŁWOCHWALSTWA. Cerkown. Wiest. opowiada o wspaniałem odrodzeniu bałwochwalstwa wśród czeremisów, w gubernjach, Kazańskiej i Wiatskiej. Odbywają się modły publicznie i składane są krwawe ofiary. W roku ubiegłym zawrzało w 51 gminach wiejskich i w powiatach Kazańskim i Carewokokszajskim, gubernji Kazańskiej i w powiatach: Małmażskim, Jatańskim i Uczumskim, gubernji Wiatskiej.

Podczas nabożeństwa – zamierzano złożyć 69 ofiar, 3 konie, 10 byczków-roczniaków, 6 rocznych cieląt, 8 źrebiąt-jednolatek i konie przeznaczone były na ofiary „wielkim bogom”, źrebięta „puiriszom” bogom drugorzędnym, cieliczki matkom „wielkich bogów”, byczki „tambarom”, prorokom wielkich bogów, zaś gęsi i kaczki „suksom”, to jest aniołom. Potrzeba było dla złożenia wielkich ofiar 27 kurtów (kapłanów) i 27 ussów (pomocników kapłanów).

3 października należało wybrać kapłanów, zaś 8-go miało się odbyć uroczyste wyprowadzenie ofiar z Unzy i spotkanie ich w gaju z zapalonemi świecami i grą na gęślach.

Wieczorem tegoż dnia ofiary miały być zabite: od rana zaś należało rozpocząć modły, by bogowie raczyli przyjąć ofiary, a potem – jedzenie mięsa ofiarnego.

Projektowane uroczystości doszły do skutku, chociaż w mniejszym zakresie, dzięki przeszkodzie ze strony policji i misjonarzy”.

Lud wiejski, dobry. Kobieta to prawdziwa niewolnica męża, a wpierw ojca, który nie pytając córki, nieraz dopiero przy ołtarzu, pokazuje jej po raz pierwszy przyszłego męża. Może też i to jest powodem wielkiej rozpusty śród ludu. Mąż z domu ucieka do miasta do roboty i po kilka lat nie widzi żony, ale bardzo regularnie co roku przysyła żonie na chrzciny...

Sam byłem świadkiem, jak na letnisku, gdzie odwiedzałem moich parafjan, przyjechał na chrzciny, po kilku latach niebytności w domu, gospodarz, zastał 3 dzieci i... przywiózł żonie w prezencie futro, kalosze i chustkę ciepłą.

Było to w lipcu. Baba ubrała wszystko na siebie i chodziła kilka godzin po wiosce, chwaląc dobroć męża.

A patriotyzm, jak wygląda?

Wyjaśnię to przykładem.

Przy kościele w Jarosławlu pracował cieśla, bardzo dobry robotnik i bardzo dobry cieśla. Lubił mnie i kościół. Uwagi moje zawsze przyjmował z wielkim szacunkiem i najchętniej poprawiał to, co było zepsutem w robocie.

Ale, pewnego razu, robota mu się nie udała. Rozgniewałem się więc na niego i mówię mu: „Ach ty, Jarosławiec, Jarosławiec, jak mogłeś tak robotę popsuć!”.

Poczciwy posiniał! Porwał siekierę i omal nie rzucił się na mnie. Ale opamiętał się i z wyrzutem, i z żalem zaczął prosić o zwolnienie go od robót natychmiast, bo powiada: „po co mnie łajesz (!) jaki ja ci jarosławiec, ja – kostromicz!”.

Dlatego rząd rosyjski umiał wyzyskać patrjotyzm lokalny i dla stłumienia rozruchów w jednej gubernji używał wojska z innej, które z najwyższem zadowoleniem szło i strzelało do ludu, bo to „nie naszi to ludi”.

W czasie wojny japońskiej, a potem z Niemcami nieraz słyszałem zdanie nawet inteligentów, „do nas jeszcze daleko, co to nas obchodzi, co tam robi się na Syberji, na kresach i t. d.!”.

Spostrzeżenia moje osobiste przy zetknięciu się z inteligencją rosyjską przekonały mnie, że ten naród nie ma ani wiary, ani miłości ojczyzny.

Dlatego też na pierwszym zjeździe towarzystw pomocy uchodźcom w Moskwie, kiedy Lednicki, jako delegat Moskwy, a Żukowski – Piotrogrodu, zaczęli dużo mówić „o sercu Rosji, które przygarnęło (?) czule uchodźców”, ja, jako delegat oddziałów z prowincji, zapytałem w mojej mowie: o jakiem sercu mówili, człowieka żyjącego, czy trupa. Bo naród bez wiary i miłości ojczyzny to trup chodzący!

Duszę rosyjską najlepiej charakteryzuje przysłowie, wytwór ich własny, na określenie godności osobistej Moskali: „Pluj jemu w głaza, goworit Bożja rosa”.

Cały przebieg rewolucji, mordowanie oficerów, niszczenie cerkwi, panowanie kliki żydowskiej nad 100 miljonami Moskali, najzupełniej potwierdza słuszność tego przysłowia.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka