Kiedy serio zajmiemy się badaniem tradycji, do których odwoływały się kolejne polskie rządy i kolejne Rzeczpospolite przed naszymi oczami stanie prawda. Nie będzie ona zgodna z deklaracjami polityków usiłujących rządzić, ale będzie to najprawdziwsza prawda. Jej oznaki zaś będą najsilniej widoczne w propagandzie państwowej, która dawniej realizowana była w uroczystościach państwowych, filmie i kolorowych plakatach, a dziś realizuje się w telewizji i czasem w kinie. Czy jesteście gotowi na poznanie prawdy? Myślę, że tak, bo przygotowywaliśmy się tu do tego już długo.
Oto II RP, państwo socjalistów utopistów, którego działalność wymierzona była wprost we własnych obywateli różnych narodowości. Także w Polaków, a może przede wszystkim w Polaków, szczególnie tych którzy coś mieli. Państwo wszechwładzy urzędów podatkowych i urzędników władz lokalnych, którzy bez mrugnięcia okiem potrafili doprowadzić do bankructwa zamożnych obywateli, przez co ci popełniali potem samobójstwa. II RP w nadziejach Polaków miała być kontynuacją Rzeczpospolitej Obojga Narodów, Korony i Litwy, a w rzeczywistości stała się niespełnioną utopią oszalałych socjalistów-syndykalistów, którym zdawało się, że przyszłość świata należy do urzędników redystrybuujących podstawowe dobra w myśl zaleceń Marksa – żeby było sprawiedliwie. Ponieważ jednak większość urzędników, ze szczególnym wskazaniem na tych bardzo ideowych, to złodzieje, tak więc utopia pozostała do ostatniego dnia budowlą niedokończoną.
O tym, że II RP nie będzie żadną kontynuacją prawdziwej Polski wiadomo było już wtedy kiedy oddano sowietom Mińszczyznę. Potem zaś było jeszcze gorzej. Zniesiono herby, które i tak nie miały już znaczenia, żeby pokazać najgorszym chamom którędy wiedzie droga do sukcesu. I pokazano z wiadomym skutkiem. Litwa nie zniosła herbów uznając, że Litwini, naród mały, zależny od Niemców, zostanie jednak depozytariuszem tradycji królewskiej, magnackiej i prawdziwie demokratycznej na wschodzie Europy.
Do jakiej tradycji w takim razie odwołała się II RP budując niedoszły raj na ziemi. Do socjalistycznej, czyli do takiej co ją wymyślono dawno temu w Londynie, żeby za jej pomocą dewastować kontynentalne gospodarki i przebudowywać strukturę społeczną tak, by w koloniach i na Wyspie nigdy nie zabrakło taniej siły roboczej praz świrów gotowych do rzucania bomb. Polscy politycy z Józefem Piłsudskim na czele, ale także z endekami, żeby mi nie zarzucono jakichś uprzedzeń, traktowali to wszystko serio. Uważali ponadto, że preferowanie pewnych grup społecznych może im zapewnić sukces. Od dawien dawna wiadomo, że kokieteria, szczególnie finansowa nikomu nigdy nie zapewniła sukcesu. No, ale żeby to wiedzieć potrzebna jest znajomość prawdziwej historii, a nie historii, w której zapisano, że motorem dziejów jest postęp.
W PRL-u, który był ponoć państwem komunistycznym nakręcono taką ilość filmów historycznych legitymujących władzę, że w zasadzie uznać trzeba iż PRL legitymizował ruską bandyterkę poprzez królewską przeszłość. Do głowy towarzyszom z KC nie przyszło, żeby kokietować naród opowieściami o ciężkim życiu robotnika. Jakby tego było mało najlepszy zaś film tamtej doby – Ziemia obiecana, Andrzeja Wajdy jest wręcz peanem na cześć przedsiębiorczości i dzikiego kapitalizmu. Robotnicy w tym filmie zaś to albo przegrani idealiści, albo bezradni nieszczęśnicy, albo durnie. Nikt im nie współczuje i nikt się z nimi nie utożsamia. Władza ludowa lansowała takie filmy i dokładała do nich ochoczo pieniądze. Ktoś może powiedzieć, że wynikało to wprost ze strachu przed buntem miejscowych plemion. Diabła tam buntem, organizacja była sztywna i represyjna, a bunty, szczególnie te indywidualne karano srodze. PRL chciał i celowo odwoływał się do najświetniejszych fragmentów historii, żeby wszyscy wiedzieli, że choć w sklepach mięsa brakuje to jednak państwo jest poważne i ma poważną tradycję.
Prócz filmów historycznych, w PRL pokazywano także filmy współczesne, w których rzadko kiedy gościła jakaś realna patologia, a jeśli nawet to na końcu obrywała po uszach. Ludzie byli szlachetni, ich postawy życiowe napawały optymizmem albo wzruszały do łez. I pilnowano tego z całą surowością, nie można było pokazywać filmów, które choć na moment odsłaniałyby prawdę, wszystko musiało być zagrane, odpicowane i takie jak trzeba. Tak zwani zdolni reżyserzy emigrowali lub umierali ze stresu na zawał serca. Sukces osiągali ci jedynie, którzy dobrze orientowali się, jakie są życzenia szefów gangu zwanego PZPR-em. One zaś nie były oczywiste i na ich zrozumieniu, bez słów i zbędnych wyjaśnień polegał sukces twórcy żyjącego w PRL.
Do czego odwoływała się III RP szkoda nawet mówić, do najtańszych występów stripitizerek, gdzieś na jakimś bliskim Murzynowie pod Londynem. No, ale mamy teraz kolejną RP i ona też poszukuje różnych wątków, które osadziłby ją w tradycji państwowej. Oczywiście, herbów nie przywrócą, Mińszczyzny nie odzyskają to jasne, ale może zrobiliby jednak coś sensownego w tej propagandzie? Nic z tego. Wczorajsze zapowiedzi dotyczące ramówki telewizyjnej wyjaśniają wszystko. Tomasz Rożek, który w salonie24 pokazywał kiedyś jak smaży jajko na masce samochodu i jak kroi parówkę, będzie prowadził program Sonda, sztandarowy program telewizji Macieja Szczepańskiego, który miał przekonać Polaków żyjących bez samochodów w ciemnych latach osiemdziesiątych, że Polska jest krajem innowacyjności i dynamicznie rozwijającej się nauki, która służy przemysłowi. Nie wiem co Rożek będzie pokazywał w tej nowej Sondzie, ale mam nadzieję, że tradycja państwowa w propagandzie jest tu dobrze widoczna. Prócz tego pokazywać będą idiotyczny format teleturniejowy, sprzedawany na nie wiadomo czyjej licencji, zatytułowany 'Kocham cię Polsko”, gdzie trzeba odgadywać jakie piosenki śpiewał w roku 86 Markowski z Hołdysem. Do tego niejakaMarita Albán Juárezpoprowadzi program zatytułowany „Śniadanie na trawie”, ponoć pani ta jest z wykształcenia szopenolożką, lub jak chce wiki – chopinolożką. Nie chcę zgadywać co się będzie działo na tej trawie, ale zapewne nic zdumiewającego.
Na koniec ma być jeszcze coś co się nazywa „Ostry z natury”, to ponoć pogram przyrodniczy, pokazujący dzikie zakątki świata. Znając możliwości budżetowe TVP skończy się na wycieczce do Soliny i pokazaniu tamtejszej zapory. A jak będzie całkiem źle z budżetem to pojadą do Białowieży, bo to bliżej.
Sprawa jest więc dość klarowna. 'Nasi” nie umieją zrobić nic oryginalnego, nie potrafią nawet zrealizować hasła, które można uznać za najważniejsze hasło całej tej pop-popeliny, jaką się nas karmi od 30 lat – nie potrafią wyrazić siebie. Mogą tylko naśladować PRL, kupować nędzne formaty, albo udawać Davida Attenborough w rodzimym krajobrazie. Tak się póki co realizuje w propagandzie IV RP, takie są zapowiedzi na najbliższe miesiące. I nie widać póki co, by ktoś myślał o zmianie.
Uprzedzając zarzuty, które tu za chwilę padną, że ja sam tylko krytykuję, a nie mam żadnych pomysłów, paruję ten nie zadany jeszcze cios. Oto pomysł. Zajrzałem sobie do wiki, bo chciałem sprawdzić co się ważnego wydarzyło w Polsce w roku 1811. Patrzę, a tam na pierwszym miejscu informacja, że Paschalis Jakubowicz przekazał dobra w Lipkowie swojemu synowi Feliksowi. Kto to był ten Paschalis zapytałem sam siebie i od razu sprawdziłem. Otóż był to jeden z większych w kraju producentów pasów słuckich. Produkował te pasy i produkował, aż w końcu przyszedł rok 1795 i fabrykę Paschalisa zamknięto. Wiki podaje, że z powodu zmiany mody. I to jest piękna oraz bezpretensjonalna informacja, w roku 1795 zmieniła się moda i przestano już tłuc te pasy, bo Polacy wreszcie dogonili Europę. No zaraz – spyta ktoś – a gdzie się podziała Polska, w czasie kiedy Polacy przebrali się w tużurki i szapoklaki? Zniknęła. A gdzie? Myślę, że pod stosem bawełnianych odpadów z nowych fabryk tekstylnych zalewających upadły polski rynek różnym badziewiem. No, ale to moje opinie i nie trzeba się z nimi zgadzać. Pomysł jednak na program dokumentalny jest i myślę, że byłby to program ciekawy. Niestety nie zobaczycie go nigdy.
Przypominam wszystkim zainteresowanym zyskami wydawcom, że w dniach 4-5 czerwca odbywać się będą w Bytomskim Centrum Kultury targi książki, dla których pretekstem jest 1050 chrztu Polski. Uczestnicy nie płacą za stoisko, zgłaszać zaś swój udział w imprezie mogą pod adresem info@rozetta.pl
Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze. Informuję także, że w dniu 27 lutego będę najprawdopodobniej na jarmarku Radia Wnet, który odbywa się w starym budynku liceum im. Hofmanowej przy ul. Emilii Plater, na tyłach Marriota w Warszawie. Tak się dobrze składa, że 27 lutego to moje urodziny, w związku z tym każdy kto zdecyduje się zakupić jakąś książkę dostanie ode mnie prezent. Prawdziwą indiańską zakładkę do książki z autografem Sat Okha. Takie urodziny to także znakomita okazja, by kogoś, nie mnie rzecz jasna, obdarować książką księdza Mariana Tokarzewskiego zatytułowaną „Straż przednia”. Zapraszam serdecznie.
Inne tematy w dziale Polityka