W chwilach klęski dobrze jest przycichnąć i odczekać trochę, aż wszystko się uspokoi, potem zaś przeanalizować sytuację i spróbować ją odwrócić nie obawiając się ryzyka. Mam w tym spore doświadczenie i myślę, że innej drogi nie ma. No, ale wiem też, że wiele osób myśli inaczej, wielu ludziom zdaje się, że po katastrofie należy od razu podskoczyć najwyżej jak się da i wymachując pięściami wrzeszczeć, że teraz to dopiero damy popalić tym gnojkom. To jest zła droga i ona w najlepszym razie może zakończyć się kolejną, jeszcze gorszą katastrofą, a w najgorszym całkowitym unicestwieniem. Choć, jak uczy przykład prezydenta Wałęsy, są byty niezniszczalne. Nie należą do nich jednak z całą pewnością dziennikarze telewizyjni, którzy prowadzili do tej pory swoje programy w całkowitej i hermetycznej osłonie, bez konsekwencji właściwie i bez stresu, poza tym, który sami wywoływali swoimi patologicznymi nawykami. To się jednak skończyło i garnitur cały tych dziwnych istot przypominających kosmitów z planety Spektra wylądował na bruku. Żeby to był choć bruk paryski, ale gdzie tam, ani on paryski, ani malowniczy, to są zwyczajne kocie łby, po których łażą teraz w tę i wewtę Lis z Młodkowskim i kopią co jakiś czas porzucone przez lumpów puszki po piwie. No, ale okazało się dziś, że nadchodzi ratunek. Oto Onet, najważniejsze niemieckie medium w Polsce, postanowił wyciągnąć pomocną dłoń do Lisa i jego kumpli. Swoją drogą nie wiedziałem, że pan Tomasz się tak okropnie posunął w leciech, a twarz jego przywiędła, fuj, co za widok....Od zaraz on i jego koledzy będą mieli całą nową, medialną przestrzeń w sieci, taką niby telewizję, gdzie czekać będą jak obcy w inkubatorach, żeby po klęsce PiS rzucić się na nas strzykając tym kwasem z zębów na lewo i prawo.
Jeśli nie wierzycie sami zobaczcie. http://wiadomosci.onet.pl/kraj/grupa-onet-zaprezentowala-wiosenna-ramowke-nowe-programy-i-znane-twarze-w-onecie/ygjv2h
Widzimy oczywiście jakie to wszystko jest biedne i jak chybione, bardziej chyba niż start Wałęsy w wyborach prezydenckich w roku 2000. Onet próbuje zorganizować dla swoich widzów wielkie widowisko i jakiś taki wielki świat. Trzeba teraz koniecznie zapytać czy oni mają pojęcie kto jest ich odbiorcą? Kto czyta ten dziwny, będący własnością Niemców portal? Mam wrażenie, że ani redaktor naczelna, ani nikt inny nie jest w tej kwestii zorientowany. Oto bowiem mianowano w tym Onecie dyrektorem programowym Bartosza Węglarczyka, który w zamieszczonej w powyższym nagraniu, krótkiej wypowiedzi plecie coś trzy po trzy, mając najwyraźniej nadzieję, że gadanie to przyciągnie do Onetu tak zwane „jak najszersze spektrum widzów”. Będzie, panie tego, lewica, będzie prawica, będzie środek, a na koniec zaś przyjdzie kur...ca i wszyscy wyłączą komputery. Przepraszam najmocniej, ale jest mi ich trochę żal. Ten nieszczęsny Raczek udający kreatora gwiazd i trendów, ten zabiedzony Młodkowski i tych dwóch młodzieńców, wszystko to razem wygląda jak armia półnagich i bosych wojaków pchanych jakimś szalonym rozkazem pod kule faszystów. No, ale sami tego chcieli. Do tego Młynarska, prowadząca program pod tytułem „gwiazdy bez makijażu” czy jakoś podobnie. Gwiazdy bez makijażu?! Toż one już dawno są bez makijażu, teraz program ten winien nosić nazwę „Gwiazdy z wypiętymi ochoczo gołymi tyłkami”. Może to by odmieniło nieco trendy w publicystyce telewizyjnej. Największą gwiazdą jest rzecz jasna pan Tomasz i wokół niego kręcić się będą tam wszystkie korowody. On sam oświadcza, że będzie wreszcie mówił to, co chce. To dość dziwna deklaracje, bo mnie się zdawało, że on już od ładnych paru lat mówi to, co chce i przyzwyczajenie to jest jego największym problemem, który zakończyć się musi na odwyku. Nie może być inaczej, wystarczy zerknąć raz w głębie ócz pana Tomka. Jego najświeższa deklaracja oznaczać zaś może tylko jedno – on teraz zacznie przeklinać na wizji, tak jak do tej pory czynił to w newsroomie. Będzie wyklinał Kaczyńskiego i cały PiS, aż w końcu ktoś zwróci mu uwagę, że panowie z kaftanem czekają za oszklonymi drzwiami, że nie ma się doprawdy co denerwować, bo w końcu każdy ma jakieś, mniejsze lub większe problemy.
Jakby mało było tej żenady, okazało się, że Newsweek usiłuje ratować sprzedaż dołączając do numerów tygodnika komiks o wiedźminie Geralcie. Ja już dawno wyartykułowałem swoją opinię na temat tego produktu i nie zmienię jej, choćbyście mi tu nie wiem jak przekonująco tłumaczyli, że to najważniejszy eksportowy produkt polskiej kultury. Nie zmienię tego zdania, bo wiem, że z produktami kultury sprawy mają się dokładnie tak samo, jak z innymi produktami, albo centrami dystrybucji produktów. Moim ulubionym przykładem jest tutaj sklep zwany warzywniakiem. Jeśli w miasteczku mamy jeden warzywniak, to znaczy, że jest tam miejsce jeszcze przynajmniej dla dwóch podobnych sklepów. U nas zaś od 30 lat tłucze się tego Wiedźmina, który jest sztandarowym produktem polskiej kultury pop i mowy nie ma, żeby coś się poza tym wiedźminem wydarzyło. Nie ma mowy, bo nie ma woli, by to coś promować. Produktów lepszych od Wiedźmina znalazłoby się całkiem sporo. Czołowi luminarze niszy zwanej fantastyką chcą się jednak ogrzewać w promieniach sukcesu jaki odniósł Sapkowski i za nic na świecie nie da im się wytłumaczyć, że jeśli coś odnosi sukces, trzeba natychmiast uruchomić całą fabrykę produktów odnoszących sukces oraz całą trakcję linii dystrybucyjnych, które te produkty wypychać będą na zewnątrz. To jest myślenie obce polskim twórcom i redaktorom pism wszelakich, bo oni przede wszystkim marzą o tym, by do emeryturki panie doczekać na posadce i co jakiś czas promować coraz młodsze autorki coraz głupszych opowiadań. I to właśnie nazywam brakiem profesjonalizmu. W Polsce każdy, od ministra do naczelnego najnędzniejszego portalu chce być popularnym pisarzem, bo wiadomo, że do aktorstwa nadają się nieliczni, trzeba mieć twarz i prezencję, no i w ogóle „to coś”. Pisarzem zaś może zostać nawet posiadacz pryszczatej gęby i pałąkowatych nóg. Nie ujawni się to w procesie twórczym, no chyba, że ktoś jest mocno sfrustrowany i będzie kreował bohaterów takich jak wiedźmin właśnie. Siwowłosych, ale młodzieńczych, aktywnych fizycznie, ale także głębokich duchowo, posiadających wiele zalet i kilka nieszkodliwych dziwactw, które tylko ktoś bardzo złośliwy i podły ośmieliłby się nazwać wadami.
No, ale wracajmy do tego Newsweeka. Jak można było wpaść na pomysł, że produkt tak nędzny pod względem graficznym podniesie sprzedaż politycznego tygodnika? http://kultura.newsweek.pl/-wiedzmin-kultowy-komiks-do-kupienia-z-newsweekiem-,artykuly,380139,1.html
Nie mam pojęcia, ale z dużym zaskoczeniem przeczytałem w powyższym tekście, że wiedźmin miał „uśmiech jak pęknięta rana”. Nie wiem co pił Sapkowski pisząc tego wiedźmina, ale trudno mi uwierzyć, w to co w rozmowie o nim mówi Parowski, że Sapkowski ma pewnie ze 140 IQ. To nie jest w żaden sposób możliwe, bo posiadacz takiego wysokiego IQ nigdy nie napisałby czegoś tak okropnego. Może Sapkowski rozwiązywał jakieś testy inteligencji dla osób dotkniętych przyrodzonymi dysfunkcjami? Sam nie wiem.
Nie chce mi się wracać do rozważań dotyczących karier tych wszystkich ludzi od fantastyki. Rozmawialiśmy już o tym wielokrotnie, o tych debiutach w „Młodym techniku”. Polecam jednak uwadze wszystkich to co Parowski mówi na koniec. Oto on się całe życie zajmował sprawami niepoważnymi, aż tu nagle okazywało się, że są one poważne. Ja się trochę dziwię niedojrzałości pana Parowskiego, który ma już przecież siedem dych na karku. W czasach kiedy miał on trzydzieści parę lat zmieniły się narzędzia jakimi propaganda państwowa posługiwała się demolując mózgi młodych obywateli. On zaś był jednym z wychowanków tej nowej szkoły. Cały istotny przekaz jest w sferze pop, wszyscy na zachodzie to wiedzieli, a w Polsce ponoć wiedział o tym tylko Polch, który narysował tego wiedźmina, a potem Funky Kovala. Parowski udaje, że nie wie tego do dziś i zasłania się niewinnością dziecięcia, które ma różne pasje lekko wyszydzane przez dorosłych. Na koniec zaś zawsze okazuje się, że dziecko miało jednak rację.
I tu wrócę do najważniejszej kwestii – to jest brak profesjonalizmu, przez który żaden polski produkt nigdy nie osiągnie sukcesu. I nie tłumaczcie mi, że komiks Polcha o kosmitach sprzedał się kiedyś dobrze w Niemczech. Sprzedał się, bo jak sami przyznają wydawca był niemiecki. A skoro tak, to miał do dyspozycji własne kanały dystrybucji. A co mają nasi twórcy i mistrzowie dziś? Po 30 latach działania na tym rynku kultury pop, zwanym nie wiedzieć czemu wolnym? Na tym rynku chamskiej, wrogiej nam wszystkim propagandy? Newsweeka? Onet? I co chcą z tym zrobić? Podbić Chiny?
Przypominam wszystkim zainteresowanym zyskami wydawcom, że w dniach 4-5 czerwca odbywać się będą w Bytomskim Centrum Kultury targi książki, dla których pretekstem jest 1050 chrztu Polski. Uczestnicy nie płacą za stoisko, zgłaszać zaś swój udział w imprezie mogą pod adresem info@rozetta.pl
Ja zaś zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Tarabuk i do księgarni Przy Agorze. Informuję także, że w dniu 27 lutego będę najprawdopodobniej na jarmarku Radia Wnet, który odbywa się w starym budynku liceum im. Hofmanowej przy ul. Emilii Plater, na tyłach Marriota w Warszawie. Tak się dobrze składa, że 27 lutego to moje urodziny, w związku z tym każdy kto zdecyduje się zakupić jakąś książkę dostanie ode mnie prezent. Prawdziwą indiańską zakładkę do książki z autografem Sat Okha. Takie urodziny to także znakomita okazja, by kogoś, nie mnie rzecz jasna, obdarować książką księdza Mariana Tokarzewskiego zatytułowaną „Straż przednia”. Zapraszam serdecznie.
Inne tematy w dziale Polityka