coryllus coryllus
2854
BLOG

Wampiryzm literacki

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 47

Kontynuujemy dziś wątki z wczorajszego tekstu. Powtórzmy więc jeszcze raz – dopóki nie zablokuje się finansowania humanistów z akademii z państwowego budżetu, nie ma mowy, żeby cokolwiek dobrego powstało w Polsce na rynku treści. Jeśli ktoś chce tę sytuację i mój jej opis porównać z kwestią finansowania partii politycznych z budżetu państwa, niech się lepiej wstrzyma. Finansowaniu partii bowiem towarzyszy zawsze lęk, że staną się agenturami państw obcych. I to finansowanie z budżetu ma być zaworem bezpieczeństwa. Wszyscy jednak wiemy, że nie ma takich pieniędzy, których partie by nie przeżarły. Tak więc zabezpieczenie jest czysto teoretyczne. Z humanistami jest jeszcze gorzej, bo oni są wprost ludźmi do wynajęcia, a wynika to z funkcji i misji akademii. W państwie bez doktryny, a nawet w takim, które ma doktrynę, ale powiedzmy, że funkcjonującą jedynie w wymiarze praktycznym, jak USA na przykład, akademia służy temu jedynie, by ludzie aspirujący i myślący mieli się gdzie podziać. Żeby nie przeszkadzali dynastiom, bandyterce międzynarodowej i innym gangom, w robieniu interesów. W Polsce mechanizm ten został zdefasonowany całkiem, bo ci myślący, którzy trafiają na akademię (mam nadzieję, że wszyscy rozumieją moje uogólnienie) po kilku latach emigrują. Chcą czym prędzej znaleźć się w innych akademiach, które gwarantują im bezpieczeństwo i docenienie ich pracy.
Teraz dygresja, za każdym razem, kiedy ja się wścieknę na jakiś akademicki program, żona Tomka Bereźnickiego irytuje się tym co napisałem, bo jest pracownikiem naukowym. Bardzo Cię przepraszam Małgosiu, wiesz, że nie piszę tego do Ciebie, ale do kogo innego. Zresztą, kwestie te z istoty nie dotyczą Twojej dziedziny, odległej od produkcji propagandy historycznej i obyczajowej.

Teraz możemy już kontynuować.

Ilość uczelni wyższych i ilość karier akademickich spowodowała, że w zasadzie każdy może dziś uchodzić za autorytet w różnych powymyślanych dziedzinach. Musi jedynie za pomocą kilku prostych chwytów podkreślać swoją wyjątkowość. Żelaznym punktem programu jest tutaj pisanie powieści. Każdy akademicki gwiazdor, czy to z uczelni w Gdański, czy w Działdowie, czy w samym Pułtusku, nie może pozostać jedynie przy swoich zainteresowaniach badawczych, które są mu wydzierane z rąk i dzielone na mniejsze jakieś utopie, żeby inni też mogli się pożywić. On musi mieć inne charyzmaty, potwierdzające jego pozycję. Zwykle są to książki do czytania, jakaś beletrystyka pomieszana z filozofią dla ubogich duchem. Zauważyłem to wczoraj przy okazji lektury biogramu jakiegoś mędrca z uniwersytetu gdańskiego.

Działania takie oceniam jako bezskuteczne i jasne jest chyba dlaczego. Wobec całkowitej umowności kryteriów oceny, nie strzeżonych przez nikogo, rozciągliwych i kruchych, każdy, nawet profesor uniwersytetu może zostać dziś pisarzem. Ja już w zasadzie czekam tylko kiedy moi koledzy ze studiów zajmą się pisaniem powieści, czas ten zbliża się nieuchronnie, bo też i starość zbliża się nieuchronnie, a konkurencji coraz więcej i żadne uczestnictwo w sztywnych, jawnych czy tajnych strukturach nic tu nie pomoże. Uprzedzam ich więc już dziś lojalnie, że litości nie będzie.

Dlaczego ja się tak okropnie zirytowałem? Ktoś może zapytać co mnie to wszystko obchodzi i dlaczego się wtrącam i zabieram głos? A dlaczego Środa ze Szczuką wtrącają się do gospodarki lasów państwowych? Ktoś może to wie? Czy jest jakiś inny powód poza robieniem dymu na Podlasiu przed planowaną zmianą charakteru tego regionu z zadupia na obszar tranzytu towarów? Chyba nie ma. Środa, choćby ją bić batem, nie nauczy się nigdy rozróżniać kornika drukarza od cetyńca większego, a żeby odróżnić tego ostatniego od cetyńca mniejszego, to musiałaby chyba wezwać Belzebuba na pomoc. Dobrą zaś książkę od kłamliwej i oszukanej odróżni każdy, kto posiada elementarną wrażliwość. I to jest właśnie moja i nasza w ogóle przewaga nad Środą i jej bandą. Otóż ja parę razy w życiu znalazłem się na obszarach wiedzy hermetycznej, niedostępnej Środzie i Szczuce, niedostępnej w sposób totalny. I z tego właśnie czerpię trochę siły. Środa na przykład nie odróżni kawałka drewna wiązu od kawałka drewna lipy, nawet jeśli obydwa są w korze, a ja to ciągle jeszcze potrafię zrobić, nawet jeśli obydwa kawałki są okorowane. Wot kakaja sztuka, jak mawiał poeta. I do tego piszę książki. Dlatego właśnie będę tutaj przemawiał w taki sposób jak do tej pory. Idźmy więc dalej.

Przyczyną mojej dzisiejszej irytacji jest to:
http://allegro.pl/zygmunt-iii-waza-das-leben-am-hof-konig-sigismun-i5978984578.html

Oto na allegro sprzedają książkę niemieckiego autora, która opisuje życie i panowania króla Polski i wielkiego księcia Litwy Zygmunta III Wazy. Ciekaw jestem ile autor dostał pieniędzy od państwa niemieckiego na stworzenie tego dzieła? Ciekaw jestem także dlaczego wśród tych finansowanych grubymi milionami projektów naukowych, nie ma biografii tego władcy, nie ma też biografii hetmanów i innych ważnych osobistości. Ktoś powie, że niektóre z tych biografii już zostały napisane. Nie rozumiemy się. To co napisał niejaki Anusik o Władysławie IV nie zasługuje nawet na miano chałtury. To jest hańba. Wszystkie biografie Jana Zamoyskiego można wrzucić do kosza. Biografii zaś króla Zygmunta III po prostu nie ma. Niemcy ją napisali, a my nie możemy. Ktoś może mi wyjaśnić dlaczego?

Powtórzę jeszcze raz – w Polsce ukazały się, przetłumaczone ze szwedzkiego biografie Gustawa Wazy, Eryka XIV, Jana III i królowej Krystyny. Zapłacił za to prywatny wydawca. Dlaczego akademia nie może zadbać o to, by biografie władców Polski ukazywały się regularnie, by wokół nich toczyła się jakaś dyskusja? Ja mogę zasugerować odpowiedź, bo wtedy cała nędza akademii widoczna byłaby w świetle dnia. Bo wtedy każdy władający językami czytelnik zainteresowany treściami historycznymi, a istnienie tego bloga świadczy, że jest tych ludzi sporo, mógłby się krytycznie odnieść do zawartych w takiej książce treści. Są jeszcze inne aspekty, propagandowe mówiąc wprost, nie można napisać książki o kulminacyjnym momencie potęgi królestwa, bo inne trendy dziś rządzą. Tematów tych zaś, jak sądzę, strzegą jacyś badacze tak zasłużeni, że nawet ś.p. Henryk Jabłoński, badacz ruchu robotniczego musiałby przed nimi pochylić czoła.

Akademia więc nadal będzie się zajmować tworzeniem różnych przyczynków, a żeby podnieść sobie samoocenę lansować się będzie jeszcze na rynku literackim. Tyle, że wydawcy nie dadzą im poszaleć, to jest jasne już dziś. Lepiej bowiem i taniej kupować licencje i drukować książki Szwedów niż tych naszych mędrców. Jedyne więc co pozostaje akademii to zamykać się w różnych grupkach i kupkach i tam czekać na lepsze czasy odnosząc się z maksymalną i nieskrywaną pogardą do tych, którzy nie mają dostępu do środków publicznych. Ciekawe czym to się skończy? Wyjaśnijmy jeszcze skąd się bierze u tych ludzi przekonanie, że rynek książki popularnej jest rynkiem łatwym. Sądzę, że z obserwacji półek w księgarniach i kioskach Wielkiej Brytanii. No tak, ale tam państwo jest zainteresowane propagowaniem treści propaństwowych, a nawet czasami treści krytycznych wobec tego państwa. U nas zaś treści te nie mogą ujrzeć światła dziennego. Pozostaje więc filozofowanie i pisanie romansów albo kryminałów. No tak, ale te gatunki także są zwykle wprzęgnięte w państwową propagandę, swoboda twórcza ich autorów jest złudzeniem. W Polsce siły wrogie państwu, wynajmują do takich zadań Krajewskiego, Twardocha, Bondę i Miłoszewskiego. I co? Jakiś biedny i zahukany profesor od historii nowoczesnej chce konkurować z takimi oszustami? Opłacanymi z kasy Mercedesa? Żarty.

Akademia jako instytucja państwowa siłą rzeczy będzie trzymać z tym, kto więcej płaci. To wynika ze słabości państwa, które nie może w żaden sposób akademii zdyscyplinować, może ją tylko kokietować. No, ale to nie ma sensu, bo – co zostało powiedziane na początku – nie ma takiego budżetu, którego nie dałoby się przeważyć innym budżetem, na inne zadania.

I tak to się kręci.

 

Przypominam, że cały czas sprzedajemy książkę księdza Mariana Tokarzewskiego „Straż przednia”, a sprzedajmy ją po to, by wydawać kolejne pamiętniki Polaków, uczestników wielkiej historii, obserwujących tę historię i ją opisujących. Nikt tego za nas nie zrobi. Nie ma się co łudzić, nawet biografii tego faceta z kolumny co stoi pośrodku Warszawy nie potrafią napisać, będzie więc jak do tej pory. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze i do księgarni Tarabuk, a także do antykwariatu Gryf przy ul. Dąbrowskiego w Warszawie.

 

A propos zaś frazy „Wot kakaja sztuka” proponuję Wam wysłuchanie jednej z naszych ulubionych pieśni, tym razem w wykonaniu rosyjskiego chóru Tureckiego - nieźle brzmi – rosyjski chór Tureckiego. W składzie chóru zaś ani jednego Turka, sami Etruskowie.

 

<iframe width="420" height="315" src="https://www.youtube.com/embed/XkhRO2i1wqk" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (47)

Inne tematy w dziale Polityka