Powtórzmy jeszcze raz: cały istotny przekaz jest w sferze pop. Władza jest albo święta albo tajna, innej nie ma. Wojna propagandowa zaczyna się od podmiany symboli. A teraz do rzeczy.
Uważam, że Borys Akunin jest największym hochsztaplerem na rynku literackim. Jest oszustem aktywnym, opartym o władzę na kremlu, agresywnym i podstępnym. On się zdecydowanie różni od naszej krajowej czeredki, która składa się popychadeł, kretynów jawnych oraz lekko zmitygowanych kamerami, którzy podenerwowani jedynie co jakiś czas ujawniają jak wielki potencjał idiotyzmu w sobie noszą.
Przedwczoraj przeczytałem wywiad z tym Akuninem, który tu streszczę w kilku słowach. Borys Akunin, głosi pochwałę konwencji i w realizowaniu konwencji literackiej widzi misję. To jest baza, z której wyrastają jego kuglarskie sztuczki. Borys Akunin przyznaje, że konwencja oszczędza autorowi czasu i sprawia, że jest on łatwiej przyswajalny przez czytelnika. Ja wiem, że tak jest dlatego właśnie nie korzystam z konwencji tylko tworzę własne. Projekt „Baśń jak niedźwiedź” jest nową konwencją. Akunin zaś realizuje się w kryminałach i czytelnika, który te kryminały pochłania określa mianem „wytrawnego”. Chodzi o to, że ludzie przyzwyczajeni do łykania tych samych obłych sekwencji, łatwo mogą sobie przyswoić napisaną na chybcika książkę Akunina i ogłosić ją rzeczą wybitną. Demaskacje w tym wywiadzie idą dalej. Mówi nam Borys Akunin, że kryminał szwedzki nie sprzedaje się zupełnie w Rosji i to jest efekt tego, że w Rosji za dużo się dzieje, nikt nie może się więc przejmować tym szwindlem lansowanym jako skończona doskonałość. Otóż to jest jedynie pół prawdy. Kryminał szwedzki nie sprzedaje się w Rosji, bo on jest przeznaczony na rynek wewnętrzny, skandynawski, a także na rynki wyjałowione i bierne, takie jak nasz. Rosja zaś realizuje politykę imperialną, no, dziś może para-imperialną i kryminał jako gatunek jest jej do tego bardzo potrzebny. I z tej potrzeby właśnie powstał Borys Akunin – król rosyjskiej powieści stylizowanej. Jemu należy się więc miejsce na rynku wewnętrznym, a nie jakimś Szwedom.
Każdy kryminał, z obszaru tak zwanej klasyki jest elementem inwazji kulturowej. Akunin nie jest tu żadnym wyjątkiem. On tylko, jak głupek się do tego przyznaje. Mówi, że konwencja ułatwia mu pracę. Jasne, że ułatwia. Bierzemy Szerloka Holmsa, zamieniamy go na siostrę Pelagię, zamiast centrum Londynu opisujemy stary, pamiętający Iwana IV monastyr i sze kręci, jak mawiają wydawcy szwedzkich kryminałów. I tak można w nieskończoność. Jest tylko jeden problem, trzeba za to dostawać regularne wynagrodzenia z budżetu. Inaczej się nie da, bo każdy wolny, myślący i poważny autor porzyga się bez tego przy pisaniu tych rewelacji. Nie da rady dociągnąć do końca, a jeśli da, okaże się, że wyszła mu parodia, lepsza niż wszystkie Monthy Pytony razem wzięte.
Na koniec tego wywiadu Akunin zwierza się dziennikarzowi ze swojej miłości do Polski i Polaków, twierdzi też, że Rosjanie kochają Polskę i Polaków, bo kojarzyliśmy się im zawsze z wolnością i zachodem. Ileż razy jak to już słyszałem. A będzie ze czterdzieści. Jak widzę Rosjanina deklarującego miłość do Polski sięgam po szpadę, którą się się trochę nauczyłem posługiwać. Wsadźże więc Pan sobie swoją miłość szanowny panie Akunin w szwedzki kryminał i wyślij to ciupasem na Islandię, okay....
Na koniec jest najlepsze. Akunin mówi, że jest rozczarowany swoimi rodakami, którzy nie protestują przeciwko władzy (tej samej, co zapewnia Akuninowi pozycję na rynku, wysoką sprzedaż i sukces zagraniczny). I na to dziennikarz mówi, że w Polsce ludzie od miesiąca protestują przeciwko władzy. Akunin zaś odpowiada, że wie i że to jest właśnie w Polakach najcudowniejsze, ta odwaga i bezkompromisowość. W dwóch zdaniach, na oczach zdumionego czytelnika Kaczyński zostaje zrównany z Putinem, przez pismaka z WP oraz putinowskiego poputczika. I wszyscy klaszczą, bo są wszak wytrawnymi czytelnikami, rozpoznającymi kody kulturowe oraz konwencje literackie.
Ja wiem, że nikogo nie przekonam do swoich racji, ale mam nadzieję, że nie pojawi się tu nikt, kto będzie kwestionował moje prawo do ich wygłaszania. Jakiś obrońca szwedzkich kryminałów i klasycznych konwencji literackich na przykład. A zresztą, jak się pojawi, wyleci zaraz za drzwi.
Wczoraj toyah przesłał mi fragment wywiadu z Tomaszem Karolakiem, który ukazał się na łamach „Dużego formatu”. Ja się w najśmielszych snach nie spodziewałem, że gazownia zajmie się kiedykolwiek lansowanie parodystów. No, ale wyobraźnia ludzka jest ułomna i rzeczywistość potrafi zakpić z niej w sposób bardzo wyrafinowany. Oto Tomasz Karolak, człowiek wychowany w środowisku wojskowych służb specjalnych, pupil poprzedniej władzy, pobierający pieniądze z budżetu na działalność propagandową, którą realizował, a jakże w klasycznych, komediowych konwencjach teatralnych, pisze prace o św. Stanisławie. Nic nie zmyślam, sami możecie sprawdzić. Kolejny hochsztapler zabiera się za biskupa ze Szczepanowa i zaczyna łgać, łgać i jeszcze raz łgać gorzej niż Łysiak nawet.
Przypomnijmy więc jak to było po kolei. Atak na św. Stanisława rozpoczął się wraz z ustanowieniem w Polsce porządków oświeceniowych. Wcześniej święty nikomu nie przeszkadzał Czacki w liście o Adama Czartoryskiego napisał, że odkrył jakiś dokument, w którym są jawne dowody zdrady świętego. Nikt poza nim tego dokumentu nie widział, ale od tej chwili cała rzesza popularyzatorów historii, agentów, propagandystów realizujących się w klasycznych konwencjach literackich, zaczęła grzebać w żywocie świętego i za każdym razem wychodziło im to samo – zdrajca. Najwięcej na ten temat napisał profesor Wojciechowski, były powstaniec styczniowy przerobiony w austriackim więzieniu na cesarskiego propagandystę. - Łapaj złodzieja – do tego sprowadza się dysertacja Wojciechowskiego zatytułowana „Szklice z XI wieku”. Oto człowiek wynajęty przez Wiedeń do nadania polskiej historii odpowiedniej konwencji i wymiaru, zarzuca biskupowi Stanisławowi współpracę z cesarstwem. Ja się teraz nie będę odnosił do szczegółów tego wywodu, tym bardziej, że 7 stycznia u karmelitów we Wrocławiu mam poświęconą temu zagadnieniu pogadankę, pozostańmy stwierdzeniu faktu. Po Wojciechowskim byli inni, a prawdziwy wysyp paszkwili miał miejsce za komuny. To było jak rytualny pocałunek w sam środek du...py. Każdy, kto chciał zrobić karierę popularyzatora historii musiał napisać, że św. Stanisław to zdrajca. Napisał o tym Bunsch, napisał Łysiak i paru innych. Teraz do tego powracamy, bo stosowną dysertację smaży Karolak. On tego nie czyni sam. Bo wszyscy wiemy, że Karolak to bałwan. Jemu ktoś te koncepty podsuwa i go nakręca. Karolak nie dość, że pisze o biskupie ze Szczepanowa, to jeszcze opowiada, że św. Wojciech chciał się żenić, z jakąś panną w Prusach, ale mu odmówili, on się upierał i przez to zginął. To nie jest, powiadam, wymysł Karolaka, ktoś stoi tam i mu te rewelacje podsuwa. Ja nigdy nie słyszałem tej wersji żywota św. Wojciecha, ale jeśli ktoś ją zna, niech napisze skąd pochodzi.
Karolak wpisuje się w prowadzoną w Polsce walkę z Kościołem, mamy oto przed oczami kolejną jej odsłonę, kolejną próbę oderwania polskiej historii od Rzymu i przyklejenia jej do cesarstwa. Bo za tym stoją Niemcy, jak zwykle zresztą. Nie można mieć co do tego żadnych wątpliwości. Jedyne co uderza w tej próbie, to fakt, że wybrali sobie do tego Karolaka. Oni chyba rzeczywiście uwierzyli w to, ze ten gość jest popularny, ma charyzmat i przez to znakomicie się nadaje do propagowania takich treści.
Karolaka można zlekceważyć, ale przypuszczam, że on będzie z tą swoją gawędą pompowany silnie przez najbliższe miesiące. Warto więc byśmy to obserwowali i wyciągali wnioski.
Konkluzja rozważań Karolaka dotyczących związków Kościoła z Polską jest następująca: musimy sobie jasno powiedzieć, że należymy do małego, podrzędnego narodu. Już Gombrowicz o tym pisał. Położeni jesteśmy bowiem między dwoma wielkimi narodami – Niemcami, a Rosją.
A co jeśli sobie tego nie powiemy? Druty, tortury, obozy, jak napisał poeta. Prawda? O to chodzi? I wysyłają z tym komunikatem durnia, bo na nikogo innego ich nie stać. Niestety będzie tak, że wiele osób mu uwierzy i posłucha co ten gość mówi. Będzie tak, bo cały istotny przekaz jest w sferze pop, a akademia z jej powagą i stuporem służy jedynie temu, by ludzie lepsi niż Karolak siedzieli cicho.
Jak wiecie jestem ostatnio aktywny na fejsbuku i twitterze. Wnioski z mojej tam obecności są ponure. Wszyscy wygodnie żyjący, korzystający z przywilejów i benefitów ludzie, chcą koniecznie dostać palmę męczeńską w związku z tym, że PiS doszedł do władzy. Z kolei „nasi”, komunikują się na tak prymitywnym poziomie, że patrząc na nich sam Karolak by się zawstydził. Tymczasem dopóki nie stworzymy obszaru, na którym będzie się odbywać komunikacja jawna, obszaru, do którego dostęp będzie miał każdy i każdy będzie mógł tam zdobyć pozycję. Obszaru gdzie memy i konwencje propagandowe będą rozbrajane od razu, tamci załatwią nas Akuninem i Karolakiem. A my będziemy mówić: no wiesz, ale to w końcu nie jest takie złe, proza, jak proza, przeczytałem z zainteresowaniem. Karolak zaś może mieć rację, w końcu już profesor Wojciechowski, w swoich szkicach z XI wieku pisał, że św. Stanisław to zdrajca.
Na Akunina szkoda słów. Jeśli idzie o biskupa Stanisława zawsze możemy popatrzeć na mapę. Ona nas nie okłamie. To Bolesław Krzywousty, dziedzic i spadkobierca swojego imiennika, który rozkazał zabić św. Stanisława, podzielił i unieważnił królestwo. I swoją misję przy okazji. Kościół zaś to królestwo odbudował i wzmocnił. To tyle, jeśli idzie o przewagę władzy świeckiej nad duchowną. Ta pierwsza jest jawną fikcją, zza jej pleców bowiem zawsze wygląda krzywa gęba władzy tajnej. To się nie zmienia nigdy.
Zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Polityka