Zdarzyło się ostatnimi czasy, że obaj z toyahem napisaliśmy kilka krytycznych uwag pod adresem Matki Kurki. On się oczywiście odwinął z charakterystycznym dla siebie wdziękiem. I tak to pozostało. Jeden zaś pan na twitterze, próbował przekonać mnie, że ja i Kurka walczymy po tej samej stronie barykady. Nie dało rady wytłumaczyć mu, że w tym akurat miejscu żadnej barykady nie ma, a o tym byśmy stali po tej samej stronie też mowy być nie może. To jest mam nadzieję dla każdego z czytelników tego bloga jasne. Kurka to modelowy przykład kreacji autorskiej ze wspomaganiem, który – już wylansowany – ma przed oczyma zdumionych czytelników przechodzić różne duchowe przemiany i eksponować swoje rozterki oraz deficyty. Co jakiś czas powinien też złożyć jakąś ważną deklarację – na przykład, że rodzina jest dla niego wszystkim. Mechanizm ten działa na wielu obszarach i różne misie są nim napędzane. Od gwiazd popu począwszy na takich lyteratach jak kurak kończąc. Nad tym czy traktować kurkę poważnie, czy nie zastanawiał się będę po jego piątej 300 stronicowej książce, nie wcześniej. Póki co napisał on jedną książkę, sprofilowaną tak, by zarobić parę złotych na najgorszych i najtańszych resentymentach. I dalej, jak się zdaje, nie ruszy.
W czasie wczorajszej dyskusji na naszym blogu w salonie24 ktoś przypomniał jak zwarte i zmotywowane było środowisko krakowskie lat osiemdziesiątych, z którego wyszli ludzie tacy jak Michalski, Gretkowska, Tekieli, ale także Róża Woźniakowska i Bogdan Klich. Myślę, że Kurka wprasowany jest w tę samą tradycję. Ona ma kilka stałych cech, które tu przy wigilii warto opisać, żebyśmy wiedzieli dokładnie co mamy wybaczyć bliźniemu swemu w ten niezwykły i uroczysty wieczór.
Wszyscy tu wymienieni, a także niewymienieni, których możecie sobie odnaleźć w komentarzu, zdaje się pink panthera, odznaczają się niechęcią do regularnej i systematycznej pracy. Nie mają, co widać gołym okiem, żadnych istotnych przemyśleń związanych z zadaniami do jakich ich przeznaczono, a przy tym liczą, że uda im się bez podanych wyżej cech osiągnąć sukces i go utrzymać. To jest myślenie idioty, ale oczywiście dlatego, że byli oni pysznymi i agresywnymi idiotami wytypowano ich na stanowiska literatów młodego pokolenia. Nie można się więc w tym miejscu dziwić. Jest jednak jeden moment, w którym możemy sobie pozwolić na przerywnik w postaci pełnego egzaltacji – O! Ludzie ci, wyjąwszy tych, co jak Klich, poszli do polityki, utożsamiali swój sukces z posadą w telewizorze lub innych mediach. I to jest niezwykłe. Widząc co się dzieje wokół, a przecież widzieli, patrząc na te tabuny aspirujących i brutalnych szczeniaków gotowych na wszystko, byle tylko pokazali ich w telewizji, osoby takie jak Michalski i reszta liczyły na to, że po tej całkiem sfingowanej i oszukanej młodości uda im się utrzymać pozycję. To są rzeczy niemożliwe do wyobrażenia. Co widać gołym okiem. Kto inny jest dziś gwiazdą i inne gangi okazały się dominujące w tym biznesie. Pani Róża Woźniakowska zaś, która kompromituje się za każdym razem kiedy wychodzi przed kamerę, nie liczyłaby się wcale gdyby nie drugi człon jej nazwiska. Patrząc na nią człowiek uwierzyć wprost nie może, że to chamstwo ulęgło się w królewskim mieście Krakowie, w domu historyka sztuki Jacka Woźniakowskiego. Jak to możliwe? Bez wychowywania dziecka w totalnej pogardzie dla innych? Ja nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Awantura wokół ustawy o trybunale jest – co dokładnie widać – demaskująca. I nie musimy już nawet zgadywać w kogo w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych zainwestowali Niemcy, żeby reprezentował tu ich interesy. Widzimy też jakie mechanizmy zostały przygotowane, by uniemożliwić przejęcie władzy w Polsce samym Polakom.
Mechanizm umieszczono w Krakowie, żeby cała sfrustrowana i aspirująca szczurownia z korporacji bała się odezwać, z obawy przed zrobieniem z siebie głupka. Połączono w zgraną grupę aspirujących literatów i agentów, przystrajając ich znanymi nazwiskami, które podpompowywano w gazowni. I cały ten zestaw puszczono na wodę. I co? I pstro. Żarło, żarło i zdechło, a dziś może tylko jojczyć i wzywać lud na barykady. Tyle, że Róża Woźniakowska ma tyle z Dolores Ibarruri, co Klich z generała Pattona. A lud, nie jest tym, za co go uważano. No i zrobił się kłopot. Z tego ambarasu moim zdaniem wychynęła potrzeba wykreowania nowej jakości, takiej bliższej trochę ludziom, takiej trochę bardziej swojskiej. No i wtedy Sargon stworzył Matkę Kurkę.
Zbliża się jak wiecie termin festiwalu Owsiaka, smoka, z którym walczył kurak i którego pokonanie ogłosił. Nic nie zapowiada, by impreza została odwołana, z całą pewnością nie zostanie ona unieważniona decyzją administracyjną nowej władzy, nie będzie też przez tę władzą krytykowana. I to będzie też test na wiarygodność kuraka. Gdzie sukces, skoro Owsiak nadal działa? Kto jest winien temu, że działa? Czy aby nie zdradziecki rząd PiS? Poczekajmy i popatrzmy uważnie, co się wydarzy. Osobiście uważam, że im mniej uwagi zwracać będziemy na pana Jurka tym lepiej. Nie jesteśmy tu bowiem po to, by się lansować w mediach i nie kojarzymy medialnej aktywności z sukcesem. Przeciwnie, kojarzymy ją z pułapką bez wyjścia. Co w takim razie jest dla nas tutaj sukcesem? Stworzenie autonomicznego rynku treści, który nie będzie możliwy do zawłaszczenia, nawet wtedy kiedy Sargon pozabija wszystkich czynnych na nim autorów.
Wymienionym zaś z nazwiska osobom, a także tym, których wskazałem jedynie pośrednio, bądź poprzez ich blogerski nick, życzę wesołych świąt, a przede wszystkim opamiętania.
Mam jeszcze ogłoszenie. Od wczoraj na stronie www.coryllus.pl panuje troszkę większy porządek niż wcześniej. Nasze oferta została podzielona na kategorie, a poszczególne produkty eksponowane są w kolejności ukazywania się w ofercie, a nie alfabetycznie jak wcześniej. Klikamy więc na zakładkę „księgarnia coryllusa”, pokazują nam się kategorie: książki, płyty, komiksy, memiksy, czasopisma i gadżety i możemy wybierać. Zapraszam.
Inne tematy w dziale Polityka