coryllus coryllus
2013
BLOG

O koniunkturach napędzanych przez rytuał

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 43

W zasadzie to co mi przyszło do głowy dziś z rana jest jedynie konsekwecnją naszych tutaj wspólnych przemyśleń na temat produkcji tekstyliów i ich związków z Kościołem i herezją. Nie wiem na ile uda mi się rozciągnąć ten tekst, ale za bardzo się starał nie będę. Może się więc zdarzyć, że pozostaniemy przy krótkiej formule. Otóż sprawy mają się tak: jeśli jakiś rytuał napędza koniunktury gospodarcze, nie można go zlikwidować bez przejęcia tych obszarów, w których dominuje. Kościół katolicki dominował w kilku gałęziach gospodarki, ale my skupimy się dziś na dwóch, na tekstyliach i na rynku wizerunków sakralnych, który czasem nazywany jest rynkiem sztuki. Jak wiecie sukces w biznesie nie polega na wyprodukowaniu dobrych i poszukiwanych produktów, ale na stworzeniu zdyscyplinowanego, hierachicznego, pod względem zasobności finansowej rynku. Dopiero taki sukces się liczy i ma szansę przetrwać, wszystkie inne to są sprawy sezonowe i przemijające. Sukces Kościoła, rynkowy suksce polegał na tym, że każdy widział jak wielką potęgą jest papież. Wystarczyło popatrzeć na świątynie i ich wyposażenie. Oczywiście, papież miał konkurecję na polu gospodarczym i finansowym, ale wszelkie próby przyćmienia potęgi Kościoła polegały na mniej lub bardziej udanym naśladownictwie wzorów przez Kościół propagowanych. Dotyczyło to świeckich rytuałów, świeckich wizerunków i przepychu świeckich strojów. Kościoły budowane przez gminy miejskie nadal były świątyniami katolickimi, wizerunki królów przedstawianych w towarzystwie świętych, nadal należały do tradycji katolickiej, rytuały zaś koronacyjne nie mogły się obyć bez obecności biskupów.

Sukces gospodarczy Kościoła był gwałtowny, nagły i wiązał się ze ścisłym sojuszem pomiędzy tronem a ołtarzem. Próba zanegowania tego sojuszu, została nazwana przez papieża Bonifacego herezją manichejską, a dla nas tutaj maluczkich jest ona po prostu próbą podporządkowania władzy jawnej i świętej wielkiej finansjerze. Ta zaś z istoty jest tajna i lansuje się w sposób niemożliwy do prawidłowej interpretacji przez osoby prostoduszne. Takie jak profesorowie uniwersytetów na przykład.

Jeśli ktoś wzywa do życia w ubóstwie i podziału majątku kościelnego, to jest to na 100 procent przedsatwiciel handlowy organizacji finansowej o charakterze tajnym, choćby nawet wyglądał jak św. Franciszek z Asyżu i tak samo się nazywał. Nie może być inaczej, bo jeśli idzie o kwestie dóbr doczesnych, pieniędzy i dziedziczenia, wszystko jest na tym świecie upakowane na ścisło i od lat każde działania w wyżej wymienionych obszarach poddawane są jedynie zabiegom maskującym.

Żeby zlikwidować Kościół trzeba więc pozbawić go siły i wyrwać spod jego wpływu kluczowe obszary związane z wymianą. Jeśli idzie o tekstylia odbywa się to zawsze w ten sam sposób – poprzez herezję połączoną z doktryną głoszącą ubóstwo i sprawiedliwy podział dóbr. To się w zasadzie nie zmienia, nie ma w tej kwestii postępu i ewolucji. Raz się zdarzy, że kwestie doktrynalne nie będą eksponowana, jak dziś w szwalniach w Bangladeszu, a raz, że będą, jak w XII wieku w Langwedocji.

Jeśli zaś idzie o rynek sztuki, to przejmuje się go poprzez wymianę pośredników lub po prostu wstawienie pośrdników w miejsce, gdzie ich wcześniej nie było. Wszystko zaczęło się, jak łatwo możemy ocenić, u zarania doby nowożytnej, kiedy artysta domagał się emancypacji i wyzwolenia swojej pracy spod wpływu gangów zwanych cechami. Nie chciał być rzemieślnikiem, ale kimś lepszym. To była oczywiście pułapka. Póki ludzie pracujący dla Kościoła mieli bezpośredni kontakt z mecenasami, wszystko grało. Póki sztuka była przedmiotem jawnych dyskusji, można było sobie pisać przed nazwiskiem wyraz „divino”. To się jednak skończyło, bo rynek się rozszerzał i do akcji weszli pośrednicy. Jak wiemy pośrednicy to mafia, nie zatrzymują się nigdy i jeśli uda im się przejąć choć kawałek rynku, w krótkim czasie opanują całość i będą dyktować warunki wszystkim, nawet papieżowi. Myślę, że trzeba będzie kiedyś zbadać, a być może po prostu przetłumaczyć jakąś książkę oświetlającą cały system dystrybucji dzieł sztuki na dwór Rudolfa II, bo tam ten numer z poramidą pośredników był najbardziej widoczny.

Kiedy już pośrednicy przejmą kontrolę nad obiegiem produktów i aktywów, można przygotwać zamach na to co najważniejsze, czyli na treść obrazów, rzeźb i dekoracji. Kwestie można prowadzić równolegle i po prostu stwarzać rynki alternatywne, które w konsekwencji unieważnią rynek treści promowanych przez Kościół. Nazywają to czasem wolnością artystyczną. Dziś w ogóle nie zdajemy sobie z tych rzeczy sprawy, bo jesteśmy przyzwyczajeni do obrazów świeckich. Musimy jednak pamiętać, że to jest pomysł stosunkowo nowy, bo dawno, dawno temu, próby wyrwania spod wpływu Kościoła rynku sztuki odbywały się przede wszystkim za pomocą herezji i ikonoklazmu. Były to działania nieskuteczne i doktryna unieważniała je po jakimś czasie. Podmiana treści spowodowała, że sztuka kościelna już się nie podniosła z upadku i dziś króluje na odpustach. Jedyny zaś wizerunek religijny jaki jest nam dostępny w masowym wydaniu, to święta rodzina, drukowana przed świętami we wszystkich gazetach.

Ponieważ Kościół nie kontroluje już ani rynku sztuki, ani rynku tekstyliów, trzeba wyrwać mu to co zostało, czyli symbole. To się powoli dokonuje, ale łatwo nie będzie. Jeśli ktoś myśli, że uda się to zrobić wprost, ten jest w błędzie. Zostanie tu zastosowany podstęp, póki co nie wiemy jaki, bo te proponowane na razie są bardzo naiwne, ale warto się z nimi zapoznać. Proszę bardzo.

 

https://www.youtube.com/watch?v=RF9G-U5xjEs

 

To są póki co dziecinne wprawki, ale i tak są one gorsze niż chamski ikonoklazm i gawęda o oddawaniu czci bożkom. Poczekajmy co będzie dalej i uważajmy, na różne, nieistotne z pozoru szczegóły. Wesołych świąt.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (43)

Inne tematy w dziale Polityka