coryllus coryllus
5433
BLOG

Kłopotowski niefruwak

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 85

 Jedna z moich ulubionych współczesnych bajek nosi tytuł „Niefruwak piechotny”. To krótka, prosta i dobrze ilustrowana książeczka o istocie, której ktoś przy narodzinach powiedział, że nazywa się niefruwak piechotny i jedyne co potrafi to chodzić na długie dystansy. I on biedny idzie i idzie i idzie, bez świadomości kim jest naprawdę. W końcu spotyka różę, która pyta go dlaczego nie lata jak inne istoty jego gatunku. On zaś nie rozumie o czym róża mówi. No, a ona wprost oznajmia mu, że nie jest żadnym niefruwakiem, ale po prostu motylem i może latać gdzie chce, bo ma skrzydła. I on, były już niefruwak piechotny, wzbija się w powietrze i wreszcie odnajduje sens życia. My też odnajdujemy sens, głęboki sens tej bajeczki, bo ona pasuje do sytuacji każdego z nas indywidualnie i do całej naszej zbiorowości. Tak właśnie jest - ktoś dawno temu powiedział każdemu z nas i wszystkim z osobna, że jesteśmy niefruwakami piechotnymi. I my idziemy, a powinniśmy frunąć. I ja wiem kto to zrobił. I robi nadal. Wiem, kto jest w tej drugiej bandzie, która dołuje ludzi już na samym początku i nie pozwala im wzbić się w powietrze. To Kłopotowski.

Każdy tekst Kłopotowskiego, a ostatnio także jeden z tekstów młodego Wildsteina jest o tym, że powinniśmy się uczyć. Tylko nauka wchodzi w grę, nic więcej. Wykorzystanie naszych przyrodzonych talentów i umiejętności nie jest brane pod uwagę, bo Kłopotowski z Wildsteinem zakładają, że jesteśmy nieudacznikami i sami z siebie nic nie potrafimy. W dodatku jeszcze wszyscy nas oszukują i jedyne czego naprawdę nam potrzeba to oświeceni nauczyciele i przewodnicy. I oni w tej roli obsadzają oczywiście siebie. Wildstein napisał ostatnio, że powinniśmy się uczyć od Żydów, którzy ukarali wszystkich nazistowskich zbrodniarzy, a my Kiszczaka ukarać nie potrafimy. Ja nie wiem jakim rodzajem aberracji dotknięty jest pan Dawid, ale musi to być coś poważnego i najlepiej byłoby, gdyby ojciec wytłumaczył mu co i jak, żeby się młody nie kompromitował wygłaszając takie kwestie publicznie.

Kłopotowski zaś, przywołując dziś najgłupszy chyba wiersz Tuwima, uważa, że nie umiemy sobie poradzić z agenturą w mediach i powołując się na książkę jakiegoś Mońki rozdziera szaty i woła: dlaczego, dlaczego, dlaczego tylu esbeków siedzi w telewizji!!!!

To jest komedia prawdziwa, bo przecież w tej samej, pełnej esbeków telewizji nie raz można było obejrzeć Kłopotowskiego jak się wymądrzał na różne tematy. I co? Nie przeszkadzało mu to? Nie miał absmaku wchodząc do budynku przy Woronicza?

Najlepsze jest to, że w książce tego Mońki, która jest ponoć demaskatorska nazwiska agentów nie są wymienione. Mońka posługuje się jedynie inicjałami, czy pseudonimami. Proszę Państwa, w życiu jest tak, że gdy chcemy coś wygrać to mamy jak w słynnym kawale dwie drogi: albo ujawniamy agentów i czekamy spokojnie za granicą, uzbrojeni w legalny w tamtych okolicach rewolwer, co się stanie, albo się nimi nie zajmujemy i budujemy coś, co całą ich strukturę unieważni. Innej drogi nie ma. Jeśli ktoś pisze książkę o szpiegach, którzy mają wpływ na media i nie wymienia ich z nazwiska, jest po prostu głupi albo wynajęty do zrobienia tym ludziom reklamy. No i co to za dziennikarze, którzy tak Mońce przeszkadzają? Otóż są to ludzie pracujący na Woronicza od czasów Jaruzelskiego. Tak właśnie, od czasów Jaruzelskiego. Rozumiem, że to oni właśnie mają największy wpływ na kształt programów telewizyjnych? To oni nadal rządzą i są największym problemem dla widzów telewizji państwowej? Może Kłopotowski napisze od kogo tym razem powinniśmy się uczyć, żeby jakoś pozbyć się tych facetów z telewizji. I może jeszcze napisze kogo należałoby wstawić na ich miejsce. Czytając fragmenty książki pana Mońki mam wrażenie, że lista kandydatów jest już kompletna. Zajrzyjcie na portal „Wpolityce” i sami przekonajcie się jak fascynująca jest ta pełna inicjałów książka. Przez całe miesiące będziecie mogli zastanawiać się kto był kim w stanie wojennym i co robi w telewizji dzisiaj. Coś fascynującego. Na pewno od razu zapomnicie, że potraficie latać. I będziecie iść, iść i iść, za Kłopotowskim i młodym Wildsteinem.

Problemem Polaków nie jest obsadzenie wszystkich stacji telewizyjnych kolegami Kłopotowskiego i Wildsteina, ale przekonanie jak największej ilości ludzi, że można fruwać, w dodatku bez niczyjej pomocy.

Ponieważ Kłopotowski przywołuje wiersz Tuwima „Bal w operze” i uważa, że atmosfera tego utworu koresponduje z dzisiejszymi czasami, chciałbym wyprowadzić go z błędu. Ludzie, którzy pojawiają się w tym wierszu, nie dlatego są przez poetę znienawidzeni, że są serwilistami i włażą w tyłek potężnym mocarstwom zza jednej i drugiej granicy, ale właśnie na odwrót, oni nie zamierzają tego robić. Mają swoje państwo, niedoskonałe jak inne państwa, mają swoją operę i swój bal. I swoje dziewczyny, które chcą się rozerwać. I to właśnie najbardziej przeszkadza poecie Tuwimowi. I trudno doprawdy znaleźć większego hipokrytę niż Julian Tuwim w tym wierszu, a może i w każdym wierszu. Kłopotowski nie ma z nim szans. - Wszelka dziwka majtki pierze i na kredyt kiecki bierze? A g...no was panowie Tuwim i Kłopotowski to obchodzi. Chce, niech bierze. Stróże moralności się odezwali...

Dzisiaj nikt nie zorganizuje prawdziwego balu w operze, dziś można sobie zorganizować wielkie święto niefruwaków piechotnych z czekoladowym orłem, w czasie którego ogłupieni do końca ludzie będą szli, szli, szli i szli i nikt im nie powie, że mogą frunąć.

Jedynym zaś zmartwieniem Kłopotowskiego i jego bandy będzie oderwania tych ludzi od kolumny idącej za niefruwakiem z czekolady i skierowanie ich tam gdzie wznoszą się transparenty z napisami: uczmy się od Żydów, uczmy się od Niemców, uczmy się od kosmitów jak prowadzić politykę zagraniczną. I nie daj Boże, by nam przyszło do głowy, że potrafimy fruwać.

Kłopotowski napisał jeszcze jedno. To jest wprost niesamowite, otóż on napisał, że dziennikarze powinni bić na alarm w związku z tymi nieujawnionymi współpracownikami Jaruzelskiego z Woronicza, ale czyni to tylko słabsza część środowiska dziennikarskiego. I to jest coś co w Kłopotowskim fascynuje mnie najbardziej. - Słabsza część środowiska – to są ci, którzy uczą nas jak żyć. Wokół nich powinniśmy się jednoczyć, z nimi powinniśmy się utożsamiać i z nimi popadać w tę przyrodzoną słabość. Bo to są nasi dziennikarze i oni posiedli prawdę. Nie potrafią ujawnić ani jednego nazwiska, bo się boją, ale biją na alarm. A poza biciem na alarm coś jeszcze potrafią? Nie ma chyba na Woronicza tylu etatów dla Kassandr. Ona była tylko jedna.

Ok, ja rozumiem, że Kłopotowski chciał zareklamować książkę swojego kolegi, ale funkcja tej książki jest inna niż się Kłopotowskiemu zdaje. Ona nam nie pomoże, ona nas jeszcze bardziej zdołuje, a wielu przekona, że nic się nie da zrobić. Skoro dziennikarz, autor demaskatorskiej książki nie potrafi wymienić ani jednego nazwiska, to można już tylko iść, iść, iść, i iść....

 

Przypominam, że 9 czerwca w pubie „Zachcianek” przy Miedzianej w Warszawie odbędzie się mój wieczór autorski. Książki zaś i płyty można kupić na reaktywowanej stronie www.coryllus.pl. W sklepie www.multibook.pl, w księgarni www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl oraz w księgarni Tarabuk w Warszawie przy Browarnej 6, w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, oraz w księgarni Wojskowej w Łodzi przy Tuwima 34. Zapraszam.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (85)

Inne tematy w dziale Polityka