O Tadeuszu Rolke usłyszałem po raz pierwszy na studiach. Opowiadała mi o nim pewna koleżanka, z którą się przespał i naobiecywał jej różnych rzeczy, głównie dotyczących pracy i kariery. To jest sytuacja standardowa i takich przypadków wokoło znaleźć możemy mnóstwo. Troszkę zdziwienia może wywołać jedynie fakt, że w tamtym czasie Tadeusz Rolke dobijał do siedemdziesiątki, a ta moja koleżanka miała lat dwadzieścia. Nie wydawała się jakoś szczególnie głupia, ale może miała jakieś deficyty, które Tadeusz Rolke rozegrał w korzystny dla siebie sposób. Dziewczę opowiadało o sławnym warszawskim fotografie tak, jakby mówiło o przyjacielu domu, który uwiódł ją u rodziców po wielkim przyjęciu, co oczywiście nie było prawdą. Chodziło o to, by słuchacz odnalazł w jej narracji znany z jakichś fragmentów literatury i filmu przekaz i odebrał go dobrze, ciepło oraz bez negatywnych emocji. Gdyby opowiedziała jak było naprawdę okazałoby się, że jak głupia dała się spić staremu dziadowi, z którym wylądowała potem w brudnej pościeli, nie bardzo kojarząc z rana co między nimi zaszło. On coś tam pobełkotał, zrobił jej kawę i odesłał tramwajem do domu, na odchodnym obiecując, że załatwi jej pracę w redakcji. Tak te rzeczy wyglądają naprawdę i trzeba wielkiego talentu oraz wyrobienia aktorskiego, żeby wygrzebać się jakoś z tych absmaków i móc spojrzeć na siebie w lustrze.
Ja nie chcę bynajmniej pisać o tym z kim przesypiały się moje koleżanki ze studiów, bo raz, że nie wiem, a dwa obowiązuje jakaś dyskrecja. O tym fotografie wspominam, ponieważ tydzień temu ukazał się wywiad w tygodniku „Newsweek”, którego bohaterem jest Tadeusz Rolke. I to jest moim zdaniem dobry powód by porozmawiać o tym, jakże charakterystycznym lokowaniu narracji. Lokowaniu w kulturze, jak powiedziałby pewnie jakiś uniwersytecki mędrzec. Czynność owa jest nagminna i zwykle służy temu by rozmówca nasz zyskał w naszych oczach dużą, lub choćby tylko śladową wiarygodność. Ja się już na to uodporniłem dawno temu i słucham tych rzeczy ze znudzeniem, ale zakładam się, że niektórzy z Was wierzą jeszcze w te wszystkie historie.
Wywiad z najsłynniejszym warszawskim fotografem pełen jest takich lokowań i ja się postaram niektóre z nich omówić, a wy odgadniecie co Tadeusz Rolke chce nam powiedzieć naprawdę, a co chce przed nami ukryć. Zaczynamy.
Mówi nam Tadeusz Rolke, że nigdy nie miał własnego studia, ponieważ nie było go na nie stać, a jednocześnie dodaje, że był fotoreporterem pism „Stolica” i „Polska”. Ja może coś pokręciłem, ale pisma te to była szczera propaganda sukcesu, w której różni ludzie dorabiali sobie na etatach, bądź na zlecenie pisząc i fotografując piękno i potęgę kraju w czasach późnego Gomułki i wczesnego Gierka. Nie wiem ile zarabiało się w tych periodykach, ale pewnie nie mało, bo w gazetach za komuny zarabiało się raczej dobrze.
W latach siedemdziesiątych Tadeusz Rolke wyjechał do Niemiec, jak sam pisze pieniądze się go nie trzymały i wolał raczej robić dokumentację tak zwanego prawdziwego życia. Mieszkał w Hamburgu i przez dwa lata fotografował o świcie tamtejszy targ rybny. Przez dwa lata!!!!! Gdzie jest ten targ i co było obok niego? To jest ciekawa kwestia do rozstrzygnięcia.
Ja znałem kiedyś pewnego człowieka, który również wyjechał w latach siedemdziesiątych do Niemiec, również mieszkał w Hamburgu, ale nie fotografował tylko zawierał interesujące znajomości. Poznał na przykład Klausa Kinsky'ego. Ciekawe, prawda? A nie był to aktor, ani nawet inspicjent z teatru czy taki facet co trzyma na planie filmowym deseczkę z klapsem w ręku i woła „akcja!”. Ot, zwykły koleś z osiedla.
Tadeusz Rolke zaś zrobił w Niemczech zdjęcia, z których miał powstać album korespondujący z książką Ericha Fromma „Sztuka miłości”. Miało to być to samo, tylko ze zdjęciami. Wydawca się jednak rozmyślił, choć Rolke uważa, że to mógłby być hit. No sam nie wiem. To zależy co było na tych zdjęciach. Mnie Erich Fromm jakoś nie uwodzi.
Do Polski wrócił nasz bohater w latach osiemdziesiątych i jak sam mówi „zobaczył tu klimat beznadziei”. Ja przyznam się nigdy w życiu żadnego klimatu nie widziałem, ale pewnie dlatego, że jestem autorem a nie fotografem i mam po prostu inny rodzaj wrażliwości. Mówi nam pan Tadeusz, że ostatnie marki wydawał w Pewexie na wino i papierosy, żeby się jakoś pocieszyć. Marki te skończyły się latem roku 1982 o co sprytnie podpytał go prowadzący wywiad dziennikarz. Latem 1982, czyli rozumieć należy, że Tadeusz Rolke powrócił do Polski z emigracji przed rokiem 1982. Najpewniej w roku 1981. Skoro zaś „zobaczył klimat beznadziei” to znaczy, że było już po 13 grudnia. Kurcze, ale trzeba mieć odwagę i charakter, żeby wracać z Niemiec, z bezpiecznego raju do Polski walczącej o wolność z Jaruzelskim. To jest niesamowita odwaga. I jeszcze ten Pewex i papierosy. Coś niesamowitego.
W dalszej części wywiadu mówi nam Tadeusz Rolke o tym, jak to w tychże latach osiemdziesiątych przyjeżdżali do Polski dziennikarze z Niemiec, z których jeden był jego znajomym, a inny nie. Ten pierwszy chciał robić materiał o pielgrzymce do Częstochowy i od razu po przybyciu do Warszawy pomyślał o Tadeuszu Rolke, który mógłby mu w tym pomóc. A on wziął jedynie 500 marek zaliczki i pomógł. Kolejny dziennikarz zaś umówiwszy się z naszym fotografem w „Victorii” zapytał go o tego zabitego księdza, jakże się on nazywał? O! Popiełuszko. No i Tadeusz Rolke słysząc to nazwisko pobiegł do budki telefonicznej – jak sam opowiada – i nie zważając na dobywający się ze słuchawki głos „rozmowa kontrolowana, rozmowa kontrolowana” wykręcił numer mecenasa Wende, który powiedział mu co i jak było z tym Popiełuszką. Potem umówili się wszyscy trzej i Rolke tłumaczył co Wende mówi temu Niemcowi. No i w ten sposób zarobił Tadeusz Rolke kolejne pieniądze. Musicie pamiętać bowiem, że nie było łatwo żyć w PRL i trafić od czasu do czasu parę groszy.
A jeszcze wcześniej, przed emigracją, dzwonili do pana Tadeusza z Paryża, bo gdzieś tam na szybie Matka Boska się pojawiła i on chciał to sfotografować, ale naczelny się nie zgodził. Co za świat. I nie zarobił Pan Tadeusz wtedy ani franka.
Mówi nam Tadeusz Rolke, że poznał w życiu nie tylko sukces, ale także biedę. Po maturze pracował w Centrali Przemysłu Drzewnego, pracował tam „za koszmarnie małe pieniądze”, co nie jest bez znaczenia.
Nie chcę żebyście odnieśli wrażenie, że cały ten wywiad jest o pieniądzach. Tadeusz Rolke wspomina także o innych przyjemnościach, które czerpie z życia, o tym na przykład, że lubi muzykę i ona daje mu szczęście. Kiedy jedzie samochodem włącza sobie „Don Giovanniego” i jest dobrze, wtedy naprawdę czuje, że żyje.
Najciekawsze lokowania narracyjne znajdują się w drugiej części wywiadu. Oto w latach 50-tych był Tadeusz Rolke aresztowany i osadzony w więzieniu. Powodem aresztowania były kontakty z – jak sam mówi – członkami rzekomego ruchu Uniwersalistów. Ci uniwersaliści to chyba ta sekta nawiązująca do siedemnastowiecznych arian? Tak sądzę. Dlaczego jednak Tadeusz Rolke używa słowa „rzekomy” w odniesieniu do ich ruchu oraz jego przywódcy Władysława Jaworskiego? Nie mam pojęcia. Może ten rzekomy ruchu uniwersalistów nie zajmował się ekonomią, jak mówi Rolke, ale czymś innym? No i Rolke został przez to aresztowany, groziło mu od 5 lat do KS włącznie, ale dostał w końcu siedem lat, a odsiedział rok. Po wyjściu z więzienia nie mógł wrócić na studia, ale poszedł do pracy. Zatrudniono go w zakładach optycznych na Grochowie i musiał tam fotografować proces produkcji wódki oraz płatków owsianych. Po co!!!!? Ja nie mogę! Facet z zakładów optycznych ma za zadanie fotografować produkcję wódki i płatków owsianych. Robi dokumentację jednym słowem. To szalenie ważna rzecz proszę Państwa, jak każda dokumentacja i Tadeusz Rolke musiał tam być nie byle kim. Wprost z tych zakładów optycznych od tej taśmy z przesuwającymi się flaszkami monopolki i paczkami płatków owsianych trafia Tadeusz Rolke do redakcji „Stolicy” i „Polski”. Ho, ho, tak, tak, jak mawiał dziadek Britty i Anny w sławnej książce „Dzieci z Bullerbyn”, którą dawno temu napisała Astrid Lindgren.
Najlepsze lokowania są jednak w tej części wywiadu, w której Tadeusz Rolke opowiada o okupacji. Oto wywieziono go do Niemiec na roboty i on tam doznał szoku cywilizacyjnego. W Polsce widział ordynarnych chłopów i brud, a mieszkał przecież w Warszawie, a tam betonowe podłogi w oborze, czysto i mili oraz uczynni ludzie. Aż się nie chciało z tego Reichu wracać. Opowiada też nam nasz bohater o niechęci jaka ogarniała go przed wojną kiedy słyszał te wszystkie patriotyczne piosenki, o tym jak źle znosił kult wodza czyli marszałka Rydza Śmigłego, jak fatalnie było z tymi ułanami, którzy nie obronili Polski. I dziwić się tylko wypada, że 10 latek, bo Tadeusz Rolke to rocznik 1929 miał aż tak dojrzałe przemyślenia we wrześniu 1939 roku. I jeszcze do tego czytał niemieckie pisma wojskowe i fascynował się niemiecką armią. Nie wiem czy ogłuchł na chwilę i nie słyszał jak wojsko śpiewa „Di Strasse frei” oraz to drugie o wbijaniu bagnetu w brudne ciało Żyda, ale pewnie tak, bo cóż by innego? Może ogłuchł od warkotu silników latających nad Warszawą samolotów? Sam nie wiem.
Z niechęcią do Żydów zetknął się Tadeusz Rolke po raz pierwszy w Szarych Szeregach, do których wstąpił pewnego dnia, ale niestety nie zdradził nam z czyjej inspiracji. Mówi nam Pan Tadeusz, że oni tam bez przerwy śpiewali te głupie patriotyczne piosenki i wcale nie myśleli o gettcie i Treblince. Nie współczuli Żydom. Nie czytali nawet niemieckich pism wojskowych, tylko śpiewali i malowali te głupie znaki na murach, albo jakieś kretyńskie napisy.
Kiedy wywożono ludzi z getta, harcerze z Szarych Szeregów nie zrobili nic by im pomóc, po prostu nic. Czy to nie straszne? Tadeusz Rolke ocenia tę postawę bardzo, bardzo krytycznie. No i jak można było milczeć na temat Treblinki? Niemieckie gazety, które pan Tadeusz prenumerował w tym czasie nic o tym obozie co prawda nie wspominały, ale to nie jest żadne usprawiedliwienie, czyż nie?
W dalszej części wywiadu wraca Tadeusz Rolke do swoich wspomnień powojennych. Do Niemiec wyjechał w 1970 roku, bo nie mógł żyć w kraju rządzonym przez faszyzujących nacjonalistów. Po prostu, nie dało się wytrzymać. Kiedy zaś wreszcie Wojciech Jaruzelski odsunął od władzy faszyzujących nacjonalistów mógł nasz bohater bezpiecznie powrócić do kraju i zobaczyć ten „klimat beznadziei” co to już o nim pisałem. Potem minęło jeszcze kilkanaście lat i moja koleżanka poszła z nim do łóżka i dzięki temu ja o nim usłyszałem, bo tak to się właśnie wszystko w życiu plecie.
Zachęcam was do przeczytania tego wywiadu w całości, bo warto, oraz do napisania tu pod tekstem alternatywnych życiorysów Tadeusza Rolke w oparciu o zdobyte u źródła czyli u samego bohatera informacje. To może być niezłe ćwiczenie na pamięć operacyjną.
Zapraszam oczywiście na stronę www.coryllus.pl, która już działa, a także zachęcam do wysłuchania gawędy na temat III tomu Baśni, którą nagrałem wczoraj dla radia Wnet.
http://www.radiownet.pl/publikacje/kolonizacja-odkrycja-geograficzne-handel
Przypominam też, że 9 czerwca odbędzie się w pubie Zachcianek przy Miedzianej w Warszawie mój wieczór autorski.
Inne tematy w dziale Polityka