Wyjechałem dziś rano, z pustym bakiem, wprost na stację benzynową, bo stamtąd śmignąć do miasta Puławy, oddalonego o 150 km. Mam tam coś do załatwienia w sądzie. Śpieszyłem się, bo wiedziałem, że muszę wrócić do Grodziska przed wieczorem, mam bowiem o 18.00 spotkanie w Błoniu, w willi Poniatówka. Ujechałem może ze dwa kilometry i jeszcze u nas na wsi zabrałem autostopowicza. - Dokąd pan jedzie - spytałem. Wymienił nazwę firmy. - A to jest przed wiaduktem czy za – dopytywałem, się, bo wiadukt właśnie jest w remoncie i będzie remontowany przez rok. Informacja taka więc, dotycząca położenia obiektu przed lub za wiaduktem jest kluczowa dla sprawy. - Chyba przed – powiedział. Dodał jeszcze, że zaspał do pracy, nie wie co będzie i boi się, że go wyrzucą. Kiedy dojechaliśmy do wiaduktu okazało się, że firma jest jednak za nim. - Długo pan tu mieszka – dopytywałem się dalej. - Dwa tygodnie – on na to. Jasne. Pusty bak, przede mną droga do sądu w odległym mieście, a ja szukam firmy jakiegoś chłopaka, który przyjechał tu, jak się okazało przed dwoma tygodniami z Dolnego Śląska i chce dojechać do pracy, do której już się spóźnił. Pojechaliśmy przez Milanówek i on sobie w końcu przypomniał gdzie jest ta jego praca, zostawiłem go przed bramą, zatankowałem i wio – w kierunku Piaseczna.
Filip ma 5 lat, właśnie wczoraj miał urodziny. Ma wczesnodziecięcy autyzm, tak to przynajmniej zostało rozpoznane w jakimś ośrodku wczesnej interwencji. Chodzi do przedszkola wraz z innymi dziećmi i jakoś sobie radzi. Nieskromnie powiem, że dzięki terapii, którą prowadzi moja żona radzi sobie lepiej niż inne dzieci, nie mające autyzmu. Jako jedyny w grupie, na przykład, potrafi czytać. Zacznę jednak od początku czyli od urodzin Filipa. Jego mama długo nie mogła zajść w ciążę, a że jest osobą głęboko wierzącą i praktykującą, poszła z tym problemem do sióstr Dominikanek, które mają tu niedaleko w Radoniach zgromadzenie i dom. I one jej podarowały coś co się chyba nazywa pas św. Dominika czy jakiś inny super wytrzymały artefakt, co daje niezwykłą moc i chroni przed niebezpieczeństwami, a także powoduje, że kobiety chcące mieć dzieci mają je raz dwa. No i od chwili kiedy mama Filipa stała się posiadaczką tego pasa wszystko poszło dobrze. Filip jest na świecie, ale ma ten cholerny autyzm. To się przejawia różnymi niespotykanymi u dzieci zwyczajnych nawykami. Ponieważ oni chodzą do tego Kościoła często i ciągną tam ze sobą dzieci, Filip jest mistrzem wszechświata w odwzorowywaniu różnych nabożeństw na rozmaite okazje. Wystarczy jeden akord jakiejś kościelnej pieśni, dosłownie jeden akord, który przypomni Filipowi jego ulubione otoczenie i środowisko, które kocha, czyli mszę w Kościele i on natychmiast rzuca wszystko i zamienia się w celebransa. Wygląda to niesamowicie. Pięciolatek w czapce z daszkiem, nie z tego ni z owego przerywa zabawę i zaczyna odprawiać mszę. I nie zatrzyma się póki nie skończy. Dzieci patrzą z szeroko otwartymi oczami, niektóre nie przygotowane na ten widok kobiety płaczą, a on celebruje nabożeństwo i już. Jak skończy wraca do zabawy, albo do zajęć, albo do czego tam chce. Kłopot z tym Filipem jest też taki, że on nie rozumie dlaczego nie dają mu komunii w czasie mszy. Podchodzi normalnie jak wszyscy i otwiera usta, ale ksiądz go omija, a mama odciąga i stawia przy filarze. Nie jest do dobre dla jego rozwoju emocjonalnego, ale przecież nie można mu dać tej komunii, bo ma 5 lat, fakt, że umie odprawić nabożeństwo lepiej niż niejeden kleryk nie ma znaczenia.
Tak jak mówiłem moja żona nauczyła go czytać i Filip jest jedynym pięciolatkiem w tym przedszkolu, który radzi sobie z tekstem. No, ale autyzm jest. On się rozwija bardzo dobrze i jakoś tam sobie z tym jego autyzmem wszyscy radzą, ale teraz są wakacje i będzie przerwa w terapii. Rodzice są raczej niezamożni, mama pracowała w bibliotece, ale po urlopie wychowawczym wyrzucili ją stamtąd. Trzeba tego Filipa wysłać na specjalny turnus, żeby miał przez ten miesiąc kiedy przedszkole jest nieczynne jakieś zajęcia. Bo tak, to codziennie będzie odprawiał w domu po pięć mszy, a tak to tylko jedną i w dodatku gdzieś nad morzem czy w górach. Póki co rodzice uzbierali na tej wyjazd 3 tysiące złotych, brakuje im jeszcze 2 tysięcy. Gdybyście mogli wspomóc tego małego w czapce, byłoby dobrze. Na stronę www.coryllus na razie nie wchodźcie, bo jest rozwalona, ale zobaczcie jak wygląda Filip i może zechcecie mu pomóc.
15 1060 0076 0000 3310 0018 2615
A tu co trzeba wpisać w rubryce „tytułem”:
18023 - Kucharski Filip - darowizna na pomoc i ochronę zdrowia
A tu link do strony z Filipem http://dzieciom.pl/podopieczni/18023
I link do strony fundacji: http://dzieciom.pl/
Pozdrawiam i dziękuję.
Gabriel Maciejewski Coryllus
Komentarze
Pokaż komentarze (14)