coryllus coryllus
4609
BLOG

O organizacjach hermetycznych i rodzinnych

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 35

 Wczoraj na moim blogu w niezależnej doszło do zupełnie kuriozalnej dyskusji. Pod tekstem, dotyczącym współpracy pomiędzy prawicowymi dziennikarzami a szkalującym ich Śmiłowiczem, pojawiła się cała masa komentarzy napisanych przez ewidentnie zaburzonych troli, którzy nie zrozumiawszy ani słowa z tego tekstu zaatakowali mnie ponieważ ja według nich zaatakowałem Sakiewicza i Wildsteina. Kochani jak tylko zadałem pytanie: dlaczego Śmiłowicz może szkalować prawicowych dziennikarzy, a blogerzy za swoją dociekliwość są krytykowani? To jest moim zdaniem pytanie kluczowe, czego aktywne na moim blogu trole zdają się domyślać, ale istota tego pytania im umyka. Na swoje nieszczęście z różnymi wątpliwościami zgłosiła się tam również Teresa Bochwic, dając tym samym dowód, że nic, ale to nic nie rozumie z tego co jest napisane w tekście.

Kiedy zajrzymy do podlinkowanych w komentarzach filmów przedstawiających różne nagrania z udziałem Śmiłowicza, Sakiewicz i innych prawicowych dziennikarzy, uderzy nas to, że ten cały Śmiłowicz, który lokuje się gdzieś na poziomie Osieckiego, o ile nie niżej, po prostu wymiata. Jest kierownikiem, szefem, ma najwięcej do powiedzenia, a reszta z uwagą przysłuchuje się temu co pan Śmiłowicz przygotował na dziś. Czy to nie dziwne? Oczywiście, że dziwne i potwierdza wszystkie moje najgorsze obawy. Do tego jeszcze jakby mało było ambarasu, jeden z aktywnych wczoraj troli napisał, że ludzie tacy jak Żakowski są zapraszani do TV Republika po to, by „chłopcy” - takiego słowa użył – mogli ich zneutralizować. By mogli ich rozbroić jak ten granat. I siedzi sobie taki Żakowski w TV Republika, niby rozmawia spokojnie i nawet się nie spodziewa, że go tu rozbrajają, że mu zawleczkę wyciągają i czynią go bezwolną kukłą, której głowa obwiśnie już niedługo, podobnie jak ręce. Przyznam, że uwiodła mnie ta wizja, głównie ze względu na tę wyciąganą z Żakowskiego zawleczkę. Bardzo bym się chciał dowiedzieć z którego konkretnie miejsca na ciele Jacka Żakowskiego „chłopcy” ją wyciągają.

Zachęcam wszystkich do przeczytania tych komentarzy, bo warto. W czasie przeglądanie treści w portalu niezależna.pl zainspirowało mnie jeszcze coś innego, oto wręczać będą jakieś nagrody dla ludzi, którzy zasłużyli się w walce z systemem, czy też dla tych, którzy zrobili coś dobrego dla wolnych mediów. Wśród nominowanych jest tam Tomasz Łysiak, syn Waldemara Łysiaka, pisarz i publicysta GP. Nie wiem jaki to odruch kazał Tomaszowi Łysiakowi sięgnąć po pióro, ale zostawmy to, bo Duch wieje kędy chce i jeśli zechciał, to mógł przecież dwóch Łysiaków smykałką do książek obdarzyć. Nie o Łysiaku chciałem pisać, ale o pewnej zasadzie, której działanie wydaje się ludziom zbawienne, a która w istocie prowadzi wprost do zguby. Dzieje się tak, ponieważ ludzie nie planują w skali dłuższej niż własne życie, w najlepszym razie dłuższej niż życie swoich dzieci. To jest stara prawda, którą ja odkryłem niedawno czytając o organizacjach czynnych w miastach nad Bałtykiem, w XV i XVI wieku. Mam tu oczywiście na myśli organizacje hermetyczne i tajne. Organizacje takie, żeby istnieć muszą zachować szereg pozorów, oraz tak przeprowadzać rekrutację, by ustrzec się pomyłek. I to im się udaje najdłużej przez 30 lat. Dla wielu ludzi to jest satysfakcja wystarczająca, ale myślę, że nie dla wszystkich, bo niepokój o przyszłość jest czymś straszliwym i zawsze kiedy się pojawia, przychodzą do człowieka chęci, by tę przyszłość zabezpieczyć na dłużej jeszcze. I za każdym razem, choćby nie wiem jak się starał, człowiek popełnia ten sam błąd. Już zaraz wszystko opiszę dokładnie.

Posłużę się przy tym przykładem współczesnym, żeby nie mieszać za bardzo czytelnikom w głowach. Mamy oto organizację opartą o Kościół, której nazwy nie wymienię, a która rekrutuje swoich członków poprzez bardzo staranną kooptację. Tak się dzieje w świecie, bo ponoć w Polsce jest trochę inaczej.

To jest dobry sposób, pod kilkoma warunkami jednakowoż, które muszą być spełnione bezwzględnie. Otóż organizacja musi mieć jasno i bardzo wyraźnie sprecyzowaną i skodyfikowaną misję, a ponadto misja ta musi być traktowana serio i realizowana stale. Jeśli ktoś lubi słowo „napięcie”, dodać możemy, że musi być ona realizowana w ciągłym napięciu. Jeśli warunki te nie są spełnione organizacja natychmiast się degeneruje, ale jej członkowie nie mają tej świadomości. Im się zdaje, że ich organizacja rozkwita i idzie do sukcesu. I to jest, według mnie moment, w którym Tenktórynigdynieomijażadnychokazji święci triumfy największe. Ja celowo nie wymieniam nazwy tej organizacji, bo wiem, że wiele osób wierzy w nią samą i jej misję. Poza tym to co za chwilę opiszę może być tylko lokalną gangreną, która dotknęła tę organizację w Polsce. W świecie – a tak mnie zapewniają znawcy tematu – jest normalnie, tak jak ma być. Organizacja działa zgodnie z celami statutowymi. U nas jednak jest inaczej. Otóż są miejsca w Polsce, gdzie organizacja owa buduje strzeżone osiedla dla swoich członków. Do tego jeszcze dzieci tych członków chodzą do osobnych klas w szkole i mają tam specjalny program nauczania, który ma z nich uczynić liderów. Organizacja ta ponoć przestała dobierać sobie członków przez kooptację, a zamiast tego każe sobie płacić za wstęp. Fakt ten z miejsca stawia ją w rzędzie struktur antyludzkich, bo oznacza fakt ów tyle, że struktura jednolita rozpada się na dwie kasty. Na tych którzy pieniądze dają i na tych którzy pieniądze biorą, czyli na wybranych lub jak kto woli Los Perfectos. Ci drudzy tworzą zamknięty krąg, do którego wejść można jedynie wskutek koligacji rodzinnych, a być może jeszcze jakichś innych, których natury nie znamy. Nie można tam się jednak dostać za pieniądze. Ci bowiem, którzy płacą to po prostu frajerzy, którzy kupują sobie pewne złudzenia, jak choćby te dotyczące kształcenia ich dzieci na liderów. Dla ludzi z kręgu najwyższego organizacja jawi się jako coś celowego i bliskiego doskonałości, jako coś co da im i ich dzieciom gwarancję bezpiecznej przyszłości. Otóż nie kochani. Ta organizacja to prosiak wypchany jabłkami, który za jakiś czas zostanie upieczony na rożnie. Pozostaje tylko jeszcze pytanie: przez kogo? Ja tego teraz nie wiem, ale mam jeszcze inne pytanie: czy prosiak ten zostanie upieczony razem z całym Kościołem i jego hierarchią, czy może osobno w charakterze ofiary. Zobaczymy. Z organizacjami związanymi z Kościołem sprawa ma się tak, że są one niezwykle łatwym łupem, ponieważ nie mają możliwości obrony przez atakiem, a pycha w którą wciąga ich członków Tenktórynieomijażadnychokazji jest najwyższej jakości. Członkowie organizacji czynnych w dawnych czasach, w miastach Hanzy, kiedy przychodzili do nich inni ludzie z innymi pieniędzmi oraz bronią i domagali się udziału w poważnych zyskach, mieli możliwość targowania się, posunięcia się o pół metra na ławie stojącej w ratuszu, albo w ostateczności wezwania pachołków i siłowej weryfikacji potencjałów, do czego dochodziło niezwykle rzadko. Z organizacjami związanymi z Kościołem jest inaczej. One ślepną w pewnej chwili całkowicie i nie widzą już nic. Po prostu nic. Czekamy więc.

W zapomnianym, ale w pewien sposób wzorcowym cyklu książek dotyczącym herezji na południu Francji, którego poszczególne części zatytułowane są „Templariusz z Jeruzalem”, „Grosz ubogich”, „I my dojdziemy na kraniec świata”, opisana jest dwustopniowa degeneracja Templariuszy. Dwustopniowa, bo pierwsze tąpnięcie nastąpiło po bitwie tyberiadzkiej, Saladyn wymordował wszystkich Templariuszy, jacy dostali się w jego ręce, czyli prawie wszystkich znajdujących się na Bliskim Wschodzie. Dokonał tego, bo wcześniej ustawił na czele zakonu swojego człowieka Gerarda de Riteford, Flamanda, związanego z czynnymi w Brugii i Gandawie mafiami tekstylnymi. Potem była pieredyszka, trwająca około 100 lat, będąca w istocie powolną degeneracją i reszty dokończył Filip IV. W pewnym momencie czynni we Francji Templariusze nie zajmują się już niczym więcej ponad sprawy doczesne. I nie chodzi tu o banki i pieniądze, ale o wielkoobszarowe rolnictwo, o handel końmi i hodowlę rasowych wierzchowców oraz inne zatrudnienia pochodzące „z tego świata”. Autorzy tych książek z wielkim wyczuciem budują napięcie wokół Templariuszy, całkowicie oczywiście maskując i fałszując sprawę herezji katarskiej.

Wracajmy jednak do naszych rozważań. Mamy oto struktury rozwijające się na naszych oczach, które stwarzają dla człowieka słabego dużą pokusę. Któż bowiem nie chciałby być członkiem hermetycznej organizacji, werbującej członków przez kooptację po starannej selekcji i obserwacji? Komu nie zadrżałoby serce, gdyby okazało się, że jest wybrany? Organizacje te, jeśli ich charakter jest świecki, lub łatwy do zeświecczenia, są skazane na klęskę lub na coś jeszcze gorszego. Mianowicie na odwrócenie swojej misji. Kiedy bowiem mamy do czynienia z tajnością, czy nawet półtajnością, Tenktórynigdynieomijażadnychokazji, wyciąga zza pazuchy swój mały sepecik z wytrychami i zaczyna otwierać najtajniejsze skrytki w sercach. Nikt mu nie przeszkadza, bo wszystko jest tajne lub prawie tajne, a po kilku lub kilkunastu latach pracy, okazuje się, że to co było misją, jest nią nadal, ale efekty tej misji są całkowicie odwrotne od tych, zapisanych w statucie. Myślę, że to są bardzo poważne sprawy. Sądzę również, że organizacje oparte o bardzo surową regułę są także na to niebezpieczeństwo narażone, jeśli zaś się bronią za pomocą jakichś autoimmunologicznych szczepionek stają się z miejsca celem najbardziej wściekłych i perfidnych ataków. Mamy tu oczywiście na myśli organizacje klasztorne, których misja opiera się na poświęceniu pojedynczych ludzi. One zawsze były celem ataków Złego i to się nie zmieni do końca świata. Władza bowiem, wpływy i moc to organizacje. I to o nie toczy się najcięższa walka.

Wróćmy jednak do organizacji świeckich, dla odmiany takich które nie są związane z Kościołem. Dla Tegoktórynigdynieomija, one nie są nawet warte splunięcia, on do ich rozbrojenia i zawłaszczenia wysyła jakichś podrzędnych magików, nie bardzo wiedzących co czynią naprawdę, jakichś Śmiłowiczów czy Osieckich. To nie jest w ogóle dla niego problem, ani żadna trudność. Tam bowiem nie ma nic. Oni nawet nie biorą pieniędzy za wstęp. Oni się zamknęli raz na zawsze i z tej swojej kapsuły usiłują wygłaszać kazania. Jedno tylko zgadza się w tej metodzie z opisanymi wyżej działaniami organizacji świeckich związanych z Kościołem: oni są przygotowywani do likwidacji. Tak to właśnie wygląda. Nie do sukcesu ale do likwidacji. Nie wierzycie? Przekonacie się wkrótce.

Jak wobec tego działają organizacje, którym nie można przypisać cech antyludzkich. Otóż one działają przede wszystkim ze świadomością kruchości i przemijania. Działają na rzecz pojedynczych ludzi, a także bez widoków na sukces, bo świat, który dziś im sprzyja jutro może stać się skrajnie wrogi. One nie oczekują nagrody na tym świecie i nawet o tej nagrodzie nikt w tych strukturach nie rozmawia. No i najważniejsze: są to organizacje otwarte, jeśli zaś powiększają się przez kooptację do od nowych członków wymaga się tam przede wszystkim poświęcenia. Ludzie z takich organizacji wiedzą jak kruchy jest sukces i jak łatwo ich praca może pójść na marne, a jednak nie rezygnują, bo w tych uporczywych działaniach widzą sens. Popatrzcie choćby na taki przykład. Oto dawno temu w Meksyku żył pewien indiański chłopiec, pasał kozy na wzgórzach, był niski, obdarty, brudny i nie potrafił ani czytać, ani pisać. Kiedy razu pewnego znalazł się przypadkiem w mieście przygarnęli go zakonnicy. Nauczyli pisać, czytać i jak to się mówi – wykierowali go na ludzi. Chłopiec ten nazywał się Benito Juarez, a jego misja na tej ziemi odeszła bardzo daleko od celów, które stawiali sobie jego preceptorzy w habitach. No, ale tak to właśnie jest. Duch wieje kędy chce.

 

Ponieważ tak się złożyło, że w najbliższych tygodniach będę miał kilka wieczorów autorskich chciałem niniejszym podać ich plan, gdyby ktoś miał ochotę wziąć udział w takim spotkaniu. Plan ten nie będzie dokładny, bo sam jeszcze nie znam wszystkich szczegółów. Powiem więc to co wiem/

Spotkanie w Łodzi odbędzie się 23 maja, a nie 22 maja jak błędnie podałem rano, ulica Tuwima 28, niedaleko Księgarni Wojskowej, która mieści się przy Tuwima 34

24 maja spotkanie w Hajnówce, w bibliotece miejskiej, prawdopodobnie o 17.00

27 maja spotkanie w Błoniu, o 18, w willi „Poniatówka”

9 czerwca spotkanie w Warszawie, w pubie Zachcianek przy ul. Miedzianej

14 czerwca spotkanie w Kielcach, zostało przeze mnie odwołane, a szczegóły dotyczące tego wydarzenia wyjaśnię w osobnej notce.

21 czerwca spotkanie w Zielonej Górze, w kawiarni „Pod aniołami” o godzinie 18.00

22 czerwca spotkanie we Wschowie, nie znam miejsca i godziny

Gdzieś pomiędzy 7 a 12 lipca będę miał prawdopodobnie spotkanie we Wrocławiu, a 12 lipca w Nysie. I to na razie tyle. Wszystkich zainteresowanych zapraszam także na stronę

Www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (35)

Inne tematy w dziale Polityka