coryllus coryllus
3999
BLOG

Pierdzący w skałę

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 47

 Ja bardzo rzadko zaglądam na stronę GW, a kiedy już mi się to zdarzy wychodzę stamtąd najszybciej jak mogę, bo mam wrażenie, że coś wyskoczy z ekranu i obliże mnie swoim wstrętnym, lepkim językiem. No i wczoraj się doigrałem, bo zacząłem czytać umieszczony tam tekst dotyczący poglądów ludzi podających się za pisarzy, na temat Polski, Polaków, a w szczególności Smoleńska. Ja w tej ostatniej sprawie jestem jak wiecie wyjątkowo wprost dyskretny, ale po przeczytaniu tego tekstu miałem ochotę iść pod Pałac i stać tam z flagą i śpiewać pieśni, aż do chwili kiedy mnie zwiną do nyski, czy do czego oni tam teraz zwijają.

Reklama
GW zebrała w jednym miejscu kilka osób, które coś tam napisały i coś tam wydały. Osoby te uchodzą w mniemaniu autorów z GW za pisarzy. O nich właśnie jakaś pani napisała specjalną książkę, która jest – co za niespodzianka – kolejną demaskacją Polski i jej prawdziwego oblicza. Ja tu celowo nie przytaczam nazwisk, bo uważam to za zbędne, nie chcę też robić im reklamy, a mam również na względzie wasze dobre samopoczucie. Nie mam również zamiaru wymieniać z nazwisk tego pomniejszego literackiego płazu, pozostanę przy najbardziej znanych. Zanim jednak omówię to co oni tam w tej książce i na portalu GW umieścili, muszę koniecznie zdefiniować tych ludzi, co już poniekąd zrobiłem dając ten jakże oryginalny tytuł.

Oto, jak mi kiedyś powiedział znajomy, dawnymi czasy, w komunie, był taki prikaz, żeby w każdym wojewódzkim mieście mieszkał pisarz. To było jeszcze za tych dawniejszych, dużych województw. Każda stolica regionu miała swojego literata, który opiewał uroki okolicy i dzielił się z czytelnikami swoimi przemyśleniami na różne tematy. Ludzie w większości tych nieszczęśników nie kojarzyli, bo też i nie o to chodziło. A o co? O wypełnienie niszy. Jest duże państwo w środku Europy i ono musi mieć pisarzy, których pokazywać się będzie na różnych sympozjach, gdzie przyjeżdżają inni pisarze, z innych krajów, których w rodzinnych stronach także nikt nie kojarzy z niczym, no chyba że najstarsi ludzie z jakimiś egzekucjami zbiorowymi i kopaniem mogił w czasie wojny.

Ludzie ci potrzebni są także po to, by w razie jakiegoś międzynarodowego kongresu propagandystów, dało się kogoś tam pokazać i żeby on bałaknął coś na temat pokoju, spokoju i wzrostu pogłowia tuczników na Podlasiu w III kwartale bieżącego roku.

Państwo nasze nie ma doktryny, a to oznacza, że de facto nie istnieje, zaś cała odpowiedzialność za jego medialny i PR-owy kształt spoczywa jak w XIX wieku na barkach obywateli społeczników, którzy są bezwzględnie zwalczani przez propagandystów wynajętych za obce pieniądze. Ludzie ci przyswoili sobie doktrynę i sposób prowadzenia kampanii medialnych właściwe komunistom i powielają to dziś w oparciu o takie kadry jak Karpowicz z Białegostoku, Twarodch ze Śląska, Varga z Żoliborza i inni jeszcze, z innych regionów Polski. Oni nie tworzą dokładnie siatki pokrywającej kraj, ale też inne są trochę ich zadania, a te najnowsze ujawniły się właśnie w tej nowej książce, która się chyba nazywa „Polska na polu minowym”, albo „Patriota na polu minowym”, albo jakoś podobnie. W każdym razie chodzi o to, że piszący ją ludzie, są pokrzywdzeni i szykanowani. Pisarz zawsze musi być pokrzywdzony i szykanowany inaczej nie jest wiarygodny, tak to widzieli komuniści i tak to widzą dziś ludzie z GW. O co im chodzi? Konkretnie powiem i nic nie będę owijał w bawełnę. Chodzi im o przejęcie tego co niektórzy nazywają biznesem smoleńskim. Po prostu. Oni doskonale zorientowali się jak nakręcone są spirale emocji, jak mocno ludzie przeżywają tę tragedię i postanowili, jeśli już nie można jej wyszydzi, ją przejąć. Zaczyna się więc od lamentów jakiegoś durnia nazwiskiem Piontek, a może Piątek, który uważa, że ludzie na Krakowskim Przedmieściu zawłaszczyli patriotyzm i nie dzielą się tym zawłaszczonym patriotyzmem z Piątkiem czy też Piontkiem. Prócz Smoleńska pisarze związani z GW chcą także położyć łapę na żołnierzach wyklętych, bo zauważyli, że zainteresowanie ludzi jest tak duże, iż można nieźle na tym zarobić. Oni sami zaś: Piontek, Tulli, Stasiuk, Rylski, Twardoch, Karpowicz i reszta zostali wraz ze swoimi treściami w tak zwanym lesie. Ta książka jest dowodem na to, że oni się wreszcie zorientowali gdzie są i w jakim kierunku zmierza ta ich śmieszna lokomotywka. Połapali się, że zrobiono ich w beżowego. Teraz zaczął się płacz, że prawica zawłaszcza, a dlaczego zawłaszcza? Im przecież też się coś należy.

Reklama
Ja już od dawna podejrzewałem, że na rynku propagandowym zwanym czasem rynkiem literackim dojdzie kiedyś do sytuacji takiej jak na działkach złotonośnych w Kalifornii w XIX wieku. Ludzie będą sobie podkradać narzędzia, fałszować akty własności, a czasem nawet może dojść do zabójstwa. I właśnie doszliśmy do tego punktu. No, bo co może zrobić ze swoim życiem pisarz nazwiskiem Rylski, autor kilku nędznych i niepoważnych szkiców grubości komiksu o kapitanie Żbiku, które dla szyderstwa wprost nazwał mnipowieściami? Co może zrobić taki nieudacznik i leń? Może tylko iść do kogoś na skargę, że nie czytają jego książek i może zażądać, by partia specjalnym dekretem wyznaczyła jego właśnie do pisania o żołnierzach wyklętych, Smoleńsku, albo o czymś innym, co akurat przynosi profity.

Jakie to szczęście kochani, że moja działka złotonośna leży wysoko w górach i takie dziady jak Rylski nigdy tam nie dojdą. O Stasiuku i Vardze nie ma nawet co wspominać, bo jeden z drugim nie zrozumie przecież z tych moich biednych książek ani słowa.

Mamy jednak wyraźny sygnał dotyczący ich planów i chętek – chcą zredagować obszar zwany „treściami patriotycznymi” po swojemu i wyznaczyć tam swoich bohaterów, zmienić granicę działek złotonośnych i wyrzucić z terenu kopalni wszystkich, którzy im się nie podobają. Ja się tu celowo nie odnoszę do chamstwa, które ludzie ci uprawiają wobec naszych zmarłych i poległych, bo to łatwo jest zmieść jednym chuchnięciem. Wystarczy wziąć tekst jednego czy drugiego, wyrzucić stamtąd słowo „Polacy” i wpisać słowo „Żydzi”, a następnie wrzucić w sieć w tłumaczeniu na różne języki z nazwiskiem autora pod spodem. I po zawodach. Uważam bowiem, że przeciwnika należy zwalczać aktywnie, tym aktywniej im jest on głupszy, wolniejszy, im szerzej ziewa i im mniej rozumie. W przypadku zaś wymienionych osób mamy do czynienia z prawdziwym festiwalem zidiocenia, który powinien wziąć na warsztat nie świętej pamięci Jarosław Haszek. To jest po prostu szkoła liderów Partii Umiarkowanego Postępu w Granicach Prawa a rebours. To jest wręcz nie do uwierzenia.

Ciekawa jest w tym wszystkim reakcja naszych, to znaczy brak jakiejkolwiek reakcji na takie rzeczy. A ona powinna być, uważam, bardzo gwałtowna. No, ale jaka może być reakcja naszych skoro, tak słyszałem, Gociek, który wraz z Cezarym Gmyzem był ostatnio na spotkaniu w Zielonej Górze, powiedział, że jednym z ich celów jest przekonanie ludzi do prawicy. Rozumiecie? Chodzi o to, że ta prawica nie jest wcale taka smutna, taka martyrologiczna, że zabawić się potrafi i pośmiać jak inni. Czy już widzicie jak wygląda makieta tej bitwy? Ja widzę. A tutaj macie link

Reklama
 

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,13826561,_Prawdziwemu_Polakowi_najbardziej_stoi_w_okolicach.html#BoxSlotIIMT

 

W zeszłym tygodniu nagraliśmy z Grzegorzem Braunem spory materiał dotyczący III tomu Baśni jak niedźwiedź. Jeśli ktoś ma ochotę go wysłuchać, proszę bardzo, oto link. http://www.pch24.pl/grzegorz-braun-i-gabriel-maciejewski-o-ksiazkach-z-cyklu--basn-jak-niedzwiedz--,14338,i.html

 

Zapraszam oczywiście na stronę www.coryllus.pl, do księgarni multibook.pl, do sklepu FOTO MAG przy metrze Stokłosy oraz do księgarni Tarabuk w Warszawie przy Browarnej 6.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (47)

Inne tematy w dziale Polityka