coryllus coryllus
5626
BLOG

Zarażanie strachem

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 74

 Opowiedziano mi wczoraj o filmie „Apocalypto” Mela Gibsona, o filmie którego nie oglądałem, bo przeraziła mnie sama jego zajawka. W filmie tym jest ponoć scena kiedy to główny bohater poluje wraz z ojcem w dżungli. Nagle przed nimi wyrastają obcy ludzie, przybywający z dalekiej wioski, która uległa zagładzie wskutek ataku Indian z miasta czyli Majów. Jeden z tych ocalonych pyta ojca głównego bohatera, czy chce usłyszeć co tam się stało. Stary jednak kręci głową. Nie ma zamiaru słuchać. - Dlaczego – pyta go potem syn. - Żeby się nie zarazić strachem.

Wczoraj na blogu Toyaha Ekwidystanta wrzuciła fragment programu, który puszczano w telewizji w latach osiemdziesiątych, znanego i lubianego programu, który nosił nazwę „Właśnie leci kabarecik” ale zwykle mówiono o nim „Kabaret Olgi Lipińskiej”.

Piszę o tych dwóch realizacjach z tego powodu, że obydwie one są związane ze strachem, a także z naszą dzisiejszą sytuacją i naszymi wyborami.

W latach osiemdziesiątych, kiedy zasiadałem przed telewizorem, żeby oglądać ten kabarecik Lipińskiej, nie rozumiałem z niego nic a nic, ale podobał mi się Pan Turecki i te śmieszne piosenki, które oni tam śpiewali. Szczególnie zaś wbił mi się w pamięć fragment jednej z nich, który leciał jakoś tak: leci pies przez pole, zachodź że słoneczko, biją się na noże dwaj panowie z teczką. Ten rodzaj humoru zawsze mnie mocno uwodził i myślę, że nie tylko mnie, ale także większość ludzi w Polsce, ludzi młodych i niezorientowanych w tym co się naprawdę na świecie dzieje. W latach osiemdziesiątych jak pamiętamy było się czego bać. Władza jednak robiła wszystko, żeby obywatela przekonać, że jest inaczej, świat wokoło się śmieje, ludzie są weseli i pogodni, a będzie jeszcze lepiej. I na nic nie zdawały się późniejsze wyjaśnienia różnych artystów, że teksty piosenek były ironiczne. Może i były, ale wobec okoliczności, biedy i przymusu, z jakim się wtedy stykaliśmy, ironia wyparowywała z nich natychmiast. Telewizja w latach osiemdziesiątych nie straszyła, telewizja uspokajała i to jest znamienne bardzo dla różnych technik manipulacji, bo jak powtarzam, w tamtych czasach było się akurat czego bać.

Ponieważ do manipulacji tłumami nie są konieczne media, choć one znacznie te manipulację ułatwiają, możemy łatwo sobie wyobrazić sytuację w której różne paraliżujące jady wsącza się w duże grupy ludzi za pomocą technik tak starych jak plotka. Kiedy zaś mamy do dyspozycji internet, a przed monitorami dużą grupę niezadowolonych ludzi możemy popisać się techniką, której w latach osiemdziesiątych nikt nie mógł zastosować. Możemy podzielić media na dwie części: oficjalne służące propagandzie sukcesu i nieoficjalne służące paraliżowaniu niezadowolonych. To jest bardzo tani sposób, bo on nie wymaga właściwie żadnych nakładów. Nie trzeba nawet wynajmować autorów, który będą pisać coś na zamówienie, wystarczy pozwolić ludziom snuć przypuszczenia i już, gotowe. Od razu pojawia się szereg mniej lub bardziej dramatycznych wizji, które odbierają wszystkim razem i każdemu z osobna chęć do działania. Od razu pojawiają się sekty czarnowidzów, którzy jak to się ładnie mówi „rozkminiają” najczarniejsze prognozy i lansują się na produkowanych przez siebie przepisach na przetrwanie rosyjskiej inwazji, wielkiego krachu giełdowego, czy czegoś jeszcze gorszego.

Sytuacja ta jest jak powiedziałem wygodna, ale działa na krótką metę. Każdy kto przesiadywał w dzieciństwie na trzepaku, w piaskownicy, albo w jakimś innym kultowym miejscu wie jak to się kończy. Temu co najwięcej gada kończą się pomysły i albo traci autorytet bo zaczyna się powtarzać, albo plecie już takie bzdury, że nie da się go słuchać i całe towarzystwo rusza gdzieś w nieznane, dwie ulice dalej w poszukiwaniu świeżych wrażeń. Tak samo jest w internecie, dobrze o tym wiemy. Żeby jednak utrzymać ten stan napięcia i niepokoju wymyślono coś wyjątkowego i fantastycznego, wymyślono „naszych”. Nasi jak pamiętamy wrócili, bo przez chwilę ponoć ich nie było. My, blogerzy i komentatorzy, wiemy, że to kłamstwo, bo kiedy ich nie było w rzeczywistości realnej, siedzieli na naszym trzepaku, tu na blogach. Nasi wrócili, bo nie ma zgody na milczenie i nie jest im wszystko jedno, a także z jeszcze jednego powodu, którego niestety nie zapamiętałem. Nasi wrócili i od razu ukazała się cała seria książek przez nich napisanych. Są to książki mniej lub bardziej uczciwe, ale zawsze mające jeden cel: przekonać czytelnika o wyjątkowej roli „naszych”. Najuczciwiej z tych wszystkich publikacji wygląda książka Cezarego Gmyza, bądź też o Cezarym Gmyzie, bo do końca nie potrafię się zorientować jak to jest. Jej rzetelność polega na tym, że Gmyz opowiada tam po prostu o sobie i swojej pracy, czyli o czymś na czym się naprawdę zna. O innych publikacjach pisałem wczoraj, nie ma więc powodu, bym się powtarzał. Naszych nie da się spędzić z trzepaka, bo oni są elementem stałym, są jak napis na ścianie kamienicy w podwórku studni, który brzmi „Uprasza się o ciszę i kulturalne zachowanie”, pod którym ktoś wielkimi literami dopisał „Dupa”.

Nasi wrócili, by obronić nas przed złem. Przede wszystkim zaś po to, by przekonać nas, że zło naprawdę szkaradne i groźne. Bez naszych nie poradzimy sobie z pewnością. Na pewno nie poradzi sobie bez nich Grzegorz Braun, który już 5 rok procesuje się z policją. On szczególnie potrzebuje ich obecności. Bez naszych nie poradzą sobie w polityce, taki na przykład kongres PWP nie ma szans bez naszych. Eska wczoraj puściła jakiś fragment z tej imprezy, niezwykle fascynujący, przez 4 minuty Jan Filip Staniłko rozplątywał z kabelków jakichś państwa, żeby mogli oni do nas przemówić głosem ciepłym i pełnym nadziei. I kiedy już mieli zamiar to zrobić głośniki się zepsuły, potem rozdzwoniła się komórka jednej pani, była naprawdę fantastycznie. Wśród siedzących przy stole, skrępowanych ludzi znajdował się również pan Kostrzewa-Zorbas, który kilka dni wcześniej pytał Warzechę na twitterze: a kto to jest Goryllus? Wyglądał wśród tych drucików powleczonych igielitem bardzo ujmująco i wdzięcznie. Nawet te krzywo poustawiane tablice z tyłu nie przeszkadzały, naprawdę, wszystko było w porządku.

Ja teraz oczywiście szydzę, bo po tym i innych nagraniach z kongresu PWP jasno widzimy, że czasy kabaretu Olgi Lipińskiej powróciły i robi się naprawdę groźnie. Wniosek stąd płynie następujący: nasi zostaną niedługo zwinięci, jako garnitur niepotrzebnych, a wręcz szkodliwych bytów, a całą scenę polityczną zajmie Górski i Pakosińska. Żeby ludzie nie przeszli na inny trzepak co trzy miesiące pokazywać będą w niezależnych mediach pracę zespołów roboczych PWP, która zostanie zaaranżowana tak, że grupa Laaokona wyda nam się pogodnym obrazkiem przedstawiającym tresurę węży w cyrku. Tyle tam będzie tych kabli, drutów, mikrofonów i treserów prawdziwych, a nie oszukanych. My zaś będziemy siedzieć przed monitorami i zagryzać palce z trwogi. Jeśli jednak wam się to już znudzi i poczujecie, że nadchodzi moment krytyczny, zawsze możecie wpaść tutaj, na nasz trzepak. Ja nie jestem specjalnie odważny, ale sztukę udawania głuchego opanowałem dość dobrze i postaram się, by nie zarażono nas strachem. Postaram się, byśmy tego całego jazgotu nie słyszeli. Ktoś może zapytać jak mi się to udaje, ta pozorowana głuchota. Bardzo prosto. Trenuję często i długo. Robię to w następujący sposób: puszczam sobie nagrania z prezentacjami coachów i wyłączam głos. Fascynująca i odprężająca rzecz. A przy okazji można zobaczyć jak naprawdę wygląda diabeł.

 

W zeszłą sobotę nagraliśmy z Grzegorzem Branem spory materiał dotyczący III tomu Baśni jak niedźwiedź. Jeśli ktoś ma ochotę go wysłuchać, proszę bardzo, oto link. http://www.pch24.pl/grzegorz-braun-i-gabriel-maciejewski-o-ksiazkach-z-cyklu--basn-jak-niedzwiedz--,14338,i.html

 

Zapraszam oczywiście na stronę www.coryllus.pl, do księgarni multibook.pl, do sklepu FOTO MAG przy metrze Stokłosy oraz do księgarni Tarabuk w Warszawie przy Browarnej 6.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (74)

Inne tematy w dziale Polityka