coryllus coryllus
3107
BLOG

Fetyszysta w jesionce

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 20

 W relacjach damsko męskich mamy właściwie przez cały czas do czynienia z sytuacjami typowymi, które interpretowane indywidualnie prowadzą do różnych perypetii i przez to właśnie miłość jest wdzięcznym tematem dla teatru i filmu.

Zacznę dziś od opisania sytuacji typowej, ale wcale nie sympatycznej. Zacznę od opisania sytuacji patologicznej, z którą zetknąłem się dwa razy, a jeśli ja się z nią zetknąłem dwa razy, to znaczy, że jest to rzecz nagminna. Chodzi o tak zwanych namolnych staruszków atakujących sprzedawczynie w sklepie albo kiosku. Moje przykłady pochodzą właśnie z takich miejsc: ze sklepu i z kiosku. Rzecz wygląda zwykle tak: starzejący się, samotny mężczyzna, który poświęca swój czas wyłącznie wiązaniu krawatów, przymierzaniu małych, śmiesznych kapelutków kupowanych na bazarach, perfumowaniu się tanimi wodami oraz spacerom, dostaje nagle tak zwanego szmergla. Samotność jest czymś straszliwym jak wiemy i nikomu nie życzę, by został na stare lata samotny, nie można jednak, o czym dobrze wiemy tolerować wybryków rozbuchanych starców, bo kończy się to źle. Samotni mężczyźni po sześćdzieściątce, a także starsi mają sporo wigoru, szczególnie jeśli całe życie byli rolnikami i pracowali na świeżym powietrzu. Oni wcale nie mają ochoty na spotkania w osiedlowym klubie emeryta i na grę w domino. Ci którzy nie odnajdą się w jakiejś działalności społecznej bądź religijnej chodzą po sklepach i oglądają pracujące tam sprzedawczynie. Kiedy zaś już sobie upatrzą jedną lub kilka cały swój czas poświęcają na adorację tych nieszczęsnych istot. Teraz do ad remu czyli do przykładów. Pierwszą taką sytuację miałem okazję obserwować dawno temu, jeszcze w szkole. Do pani w kiosku przychodził całkowicie niewyjściowy, siwiuteńki dziadunio, który nie bacząc na ludzi stojących w kolejce, w tym dorastającą młodzież czyli mnie, opowiadał głośno, śmiejąc się przy tym jakie, to nieprzystojne rzeczy robiłby wraz z panią kioskarką, gdyby ta tylko mu na nie pozwoliła i dała się zaciągnąć do jego mieszkania położonego po drugiej stronie miasta. To jest bardzo charakterystycznych rys tej sytuacji – dziadki przechodzą spacerem całe miasto, żeby pogawędzić ze swoją ofiarą. Nigdy nie uprawiają swojego ponurego procederu u siebie na wsi czy na osiedlu.

W czasie kiedy dziadunio wyrzucał z siebie chaotyczne zdania opisujące wyuzdany seks oraz bieliznę pani kioskarki, ona sama klęła w żywy kamień próbując go odpędzić, a my – klienci nie wiedząc co zrobić patrzyliśmy w ziemię i każdy z nas miał tylko tę nadzieję, że uda mu się jak najszybciej zrobić zakupy a potem odejść od lady. Nie pamiętam by ktoś powiedział temu dziadkowi, żeby się uspokoił. Ja na pewno tego nie zrobiłem, bo miałem 16 lat i byłem chłopcem bardzo nieśmiałym.

W czasie tego słowotoku wielokrotnie powtarzał nasz bohater jedno sformułowanie. Brzmiało ono: czerwone majtki. Był to więc normalny, starzejący się fetyszysta w jesionce, jakich wielu kręciło się i nadal kręci po Polsce.

Pikanterii całej sprawie dodawał fakt, że kiosk ów ustawiony był na wprost bramy koszar ZOMO, które to koszary mieściły się obok naszej szkoły. Mężem zaś owej pani, był oficer pracujący w tych koszarach. Wszyscy o tym wiedzieli, trudno więc przypuszczać, by nie wiedział o tym nasz fetyszysta od czerwonych majtek. Wiedział, oczywiście, że wiedział, ale jednak nie czuł strachu, nie obawiał się zomowców, ich pałek i pistoletów. Codziennie przychodził do kiosku i opowiadał swoje wesołe kawałki, a pani kioskarka płakała w budce całkowicie bezradna. Fenomen ten jest niesłychanie łatwy do wyjaśnienia. Otóż dziadunio nie od razu zaczął – jak sądzę – od wygłaszania przemów nieprzystojnych. Najpierw był miły i grzeczny, a pewnie także zaznaczył delikatnie i to kilka razy jeszcze, jak to jego temperament nigdy nie został należycie zrealizowany, bo świętej pamięci małżonka, miast oddawać mu się regularnie i często, wolała przystrajać kwieciem przydrożną kapliczkę. Pani kioskarka zaś przychodziła do pracy zwykle w kolorowej bluzce zapinanej z przodu, ale tak jakoś zawsze się zdarzało, że nie wszystkie guziki tej bluzki były pozapinane jak należy. Nosiła także bardzo krótką spódnicę, a na krzesełku siadała zawsze tak, że – uwaga, uwaga – widać było jej czerwone majtki.

Myślę więc, że pomiędzy tych dwojgiem doświadczonych życiowo i pełnych dobrych chęci, choć deczko niedopasowanych wizualnie ludzi doszło do jakiegoś porozumienia. Sprawa się jednak jak to mówią rypła, bo dziadunio okazał się za bardzo zdecydowany i zmienił nieopatrznie taktykę na taką bardziej filmową. Jak się to wszystko skończyło nie wiem, bo przestałem chodzić do tego kiosku zdegustowany rozgrywającymi się tam scenami.

Drugi przypadek zaobserwowałem już jako dorosły człowiek i był on o wiele bardziej podejrzany. Oto pewna sprzedawczyni w sklepie zapytała mnie ze łzami w oczach, czy ja, jako reporter lokalnej gazety nie mam jakiegoś wpływu na namolnych staruszków. Zdziwiłem się, bo jaki ja mogę mieć na kogokolwiek wpływ, zastanówcie się sami. Zapytałem jednak o co chodzi dokładnie i wtedy pani zza lady opowiedziała mi o swoim ciężkim życiu, które stało się takim właśnie z powodu pewnego pana w kapelutku, w czerwonej koszuli i gustownym zielonym krawacie. Człeczyna ów, samotny wdowiec, przyjeżdżał codziennie do sklepu, w którym pracowała i robiąc duże zakupy, czynił jej nieprzystojne propozycje. Co prawda one zawsze kończyły się propozycją podsumowującą dotyczącą małżeństwa, ale jak twierdziła sprzedawczyni był to tak zwany pic na wodę, bo wszyscy przecież wiedzieli, że ona ma męża. Ten staruszek także to wiedział, a więc jego propozycja była bez wartości. Zapytałem dlaczego pani owa nie opowie o wszystkim mężowi. Machnęła tylko ręką. Był to czas kiedy miałem zrobić wywiad z nowym komendantem policji, bo takie dostałem zadanie od naczelnego. Postanowiłem, tak bardziej prywatnie, zapytać komendanta, jak kobieta powinna zareagować w takiej chwili. I zapytałem. On zaś powiedział mi to co pewnie usłyszałbym od każdego innego funkcjonariusza, że trzeba złożyć zawiadomienie i wtedy przyjedzie radiowóz, wylegitymuje delikwenta i wyjaśni mu, w których momentach przekracza obowiązujące prawo i co mu za to grozi. Pobiegłem więc to sprzedawczyni, która mi się zwierzyła ze swojego problemu i opowiedziałem jej o rozmowie z komendantem. A wtedy....uwaga, uwaga....nigdy nie zgadniecie co się stało....Otóż okazało się, że ten komendant to jej kolega ze szkoły i ona go dobrze zna. I sami powiedzcie czy to nie dziwne? Jeszcze dziwniejsze było to, że pani owa wkrótce przestała pracować w naszym sklepie i nigdy więcej jej nie widziałem.

Kiedy byłem w święta u mojej teściowej, która czytuje właściwie tylko GW i „Politykę”, zajrzałem do periodyku zatytułowanego „Duży format”. Znalazłem tam reportaż o kilku kobietach, które postawione zostały w sytuacji prawie identycznej jak wymienione wyżej sprzedawczynie. Była to, jak ustaliliśmy na samym początku, sytuacja typowa. One jednak nie rozpoznały jej należycie i przez to właśnie ich życie stało się nie do wytrzymania. Co takiego zrobiły te panie? Otóż one zaangażowały się w działalność ruchu palikota. Ja to celowo piszę małymi literami, żeby zachować właściwe proporcje. Uczyniły to ponieważ – jak same deklarują – chciały, żeby w Polsce było lepiej, dojrzalej, przejrzyściej, a przede wszystkim chciały żeby ten Kościół się już przestał szarogęsić i żeby kobiety wreszcie zyskały należną im pozycję. Ich rzeczniczką w ruchu palikota została posłanka Wanda Nowicka. I tu właśnie zaczęły się problemy, bo od pamiętnego głosowania pomiędzy Nowicką a palikotem doszło do sprzeczki, w której padły ubliżające kobiecej godności słowa o gwałcie. I sami powiedzcie, czy to nie przypomina tej sytuacji sprzed kiosku stojącego naprzeciwko koszar ZOMO? Co z tego, że Palikot jest młodszy od tamtego dziadunia w jesionce. Nie ma to znaczenia. Istota sprawy kryje się gdzie indziej.

Mamy oto strony, a strony te składają deklaracje. One się całkowicie nie pokrywają z rzeczywistymi dążeniami stron, bo te są głęboko ukryte. Kłopot polega na tym, że one są ukryte na różnych głębokościach. Najpłycej ukryte są dążenia tych pań, które wstąpiły do ruchu palikota deklarując chęć dekatolicyzacji Polski oraz wywalczenia większej swobody dla kobiet. Istoty owe w rzeczywistości chciały, i pewnie im to obiecano, dostać się do sejmu z pierwszych miejsc na listach wyborczych. Liczyły na pieniądze oraz występy w mediach i już widziały siebie oczyma wyobraźni jak stoją na sejmowej mównicy i gromią tych podłych biskupów co nie szanują płci pięknej. Podobnie jednak jak w przypadku pani w czerwonych majtkach, ich dyskretne pragnienia zostały wyszydzone i odrzucone, bo na czołówkach list wyborczych znaleźli się jacyś rozenkowie i ludzie im podobni.

Trochę głębiej ukryte są rzeczywiste dążenia palikota i jego towarzyszy z pierwszych miejsc list wyborczych. Oni deklarowali także różne dobre chęci, ale w rzeczywistości chodziło im i chodzi nadal – jak sądzę – o reprezentowanie interesów różnych wpływowych, obcych, lobby. Palikot został odsunięty na boczny tor i dlatego panie, które zostały przezeń oszukane płaczą teraz i zagryzają zęby, opowiadając reporterowi GW, że z pierwszego miejsca do sejmu dostałby się nawet orangutan, a co dopiero taki rozenek. On zapewne ma zamiar powrócić, ale one pewnie już nie mają żadnej nadziei. To znaczy w sferze deklaracji nadzieję te pokładają w Wandzie Nowickiej. I ona jest tutaj najważniejsza.

Najgłębiej bowiem ukryte są rzeczywiste dążenia Wandy Nowickiej, która w naszym paralelnym opowiadaniu pełni rolę bramy do koszar ZOMO. I naprawdę nie wiadomo co się za tą bramą kryje. Ponieważ tak się składa, że zawodowe obowiązki zmuszają mnie do czytania książek teścia pani Wandy Nowickiej, znanego czarownika Andrzeja Nowickiego, który już od jakiegoś czasu nie żyje, powiem Wam, że kiedy prawdziwe intencje pani Wandy zostaną ujawnione może być naprawdę ciekawie.

Bo co do tego, że palikot ani nikt z jego otoczenia nie ma najmniejszych szans na to by panią Wandę zgwałcić nie można mieć żadnych wątpliwości.

Wróćmy teraz na chwilę do Andrzeja Nowickiego. Człowiek ten w pasjonujący sposób pisał o postaciach takich jak Giordano Bruno czy Vanini, nie starczyło dla nich miejsca w III tomie Baśni, ale w IV pojawią się na pewno. Pojawi się w nim również sam Andrzej Nowicki wraz ze swoim fantastycznym dorobkiem, który dookreśla się czasem przymiotnikiem „naukowy”. Na razie chciałem Wam w skrócie zaprezentować to co znajduje się w najnowszym tomie Baśni jak niedźwiedź i tradycyjnie już zaprosić na stronę www.coryllus.pl

 

Szanowni Państwo

 

„Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie. Tom III” jest już gotowa. Choć wyrasta ona wprost z ducha i klimatu poprzedniego tomu, czyli opowieści o kopalniach, hutach i upadku królestwa Węgier, jest jednak całkiem od ostatniej części różna. Tak jak poprzednio, również w III tomie Baśni narracja toczy się na kilku poziomach. I trudno doprawdy, mnie samemu, autorowi, ocenić który z tych poziomów jest najważniejszy. Zacznijmy od rzeczy podstawowych. Rozważania w tomie II miały za podstawę historię Śląska, Górnych Węgier i Prus. Tom III opowiada o leżącym na Mazowszu księstwie Czerskim, które ma w herbie smoka, o Rusi Czerwonej, Mołdawii oraz Litwie i Czechach. Poprzednio pisałem o węglu i stali, a w tomie III opowiadam o sprawach związanych z wydobyciem soli i eksportem mięsa. Kolejna warstwa narracyjna w III tomie „Baśni jak niedźwiedź” dotyczy funkcjonowania propagandy w drugiej połowie XVI wieku. Nie tylko obcej propagandy, ale także naszej, polsko-litewskiej. Jest nowa Baśń historią niełatwego panowania króla Stefana Batorego. Cały, osobny rozdział poświęcam rozważaniom na temat jego śmierci. Jeśli w tomie II główną postacią wyłaniającą się spoza wszystkich omawianych wydarzeń był Jakub Fugger, o tyle w tomie III rola złego ducha przypadła królowej Elżbiecie i jej najbliższym współpracownikom. Nowa Baśń jest bowiem również przekrojową historią wpływów angielskiej i brytyjskiej polityki na Europę środkową i wschodnią.

Oddając w Państwa ręce kolejną książkę mam nadzieję, że będzie ona jeszcze bardziej inspirująca niż poprzednia. Nowa Baśń ma 460 stron, czyli o ponad 100 więcej niż poprzednia. Wstęp do książki napisał Grzegorz Braun. Cena zaś w czasie promocji to jedynie 40 złotych plus koszta przesyłki. Promocja ta trwa do 15 kwietnia bieżącego roku. Na ostatniej stronie znajdziecie Państwo okładki książek które ukażą się nakładem naszego wydawnictwa jeszcze w tym roku. Są to: „Baśń jak niedźwiedź. Historie amerykańskie”, „Niedźwiedź i róża czyli tajna historia Czech” oraz „Baśń jak niedźwiedź. Kredyt i wojna”.

Pozdrawiam Państwa serdecznie i dziękuję za obecność oraz dyskusje na blogu, a także za zainteresowanie naszą ofertą.

Gabriel Maciejewski

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Polityka