coryllus coryllus
4208
BLOG

O istotnych funkcjach wielkich herezji

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 75

 Przyszło mi wczoraj do głowy, że istotną czyli najważniejszą funkcją wielkich herezji europejskich było obniżenie kosztów produkcji różnych towarów. W myśl założenia, które przyjąłem pisząc tom II Baśni jak niedźwiedź, wielki przemysł istniał właściwie zawsze, a jego wielkość była proporcjonalna do liczby ludności. Oczywiście, istniało rzemiosło cechowe, i miało ono znaczenie więcej do powiedzenia niż dziś, ale włączone było w strukturę miasta i z miastem musiało współpracować. W pomnażaniu zysków bez granic, ku czemu dążyli właściciele hut, kopalń, oraz warsztatów tkackich, bo o tego rodzaju branżach mówimy, przeszkadzały różne organizacje. Przede wszystkim przeszkadzał Kościół, który urządzał ludziom życie na swoją modłę. Swoje do powiedzenia mieli również politycy i władcy, którzy realizowali cele inne niż te, które wyznaczyli sobie właściciele miast.

Poprzez działalność Kościoła i polityków, właściciele warsztatów i wielkich zakładów produkcji stali oraz kopalń tracili zyski. Miasto traciło zyski, trzeba było więc coś wymyślić. I wtedy wymyślono wielką herezję. Ona nie powstała sama z siebie, ani też nie zrodziła się z niepokojów wewnętrznych trapiących duszę pojedynczych mistyków. Ona przyszła z zewnątrz, a jej charakter i misja związana jest z handlem i potęgą jaką daje wymiana towarów z odległym i solidnym kontrahentem.

W przypadku herezji okcytańskiej trudno mi na razie wskazać, kto też mógł nim być, ale w przypadku herezji husyckiej nie sprawia to żadnego kłopotu – chodzi o Anglię.

Żeby obniżyć koszta produkcji w jakiejś branży, najlepiej dominującej na dużym i w miarę niezależnym obszarze trzeba oderwać ludzi od Kościoła i zniechęcić ich do oddawania Kościołowi części swoich zysków. To się zawsze odbywa w ten sam sposób, poprzez nawoływanie do ubóstwa. Oczywiście, że od Kościoła oderwać trzeba także tych bogatszych, w tym ludzi zajmujących się produkcją na wielką skalę i wymianą pieniędzy w kantorach, a ich trudno do ubóstwa przekonać. Od czego jednak jest kastowość. Mamy kastę wybrańców – „doskonałych”, którzy żyją w ubóstwie, ale mają moc i „wierzących”, którzy robią pieniądze, ale nie zostaną nigdy doskonałymi, a przynajmniej nie w tym wcieleniu, w którym zarządzają warsztatami tkackimi lub siecią kantorów. Później może tak, teraz nie.

Żeby obniżyć koszta produkcji, a w przypadku Okcytanii chodziło produkcję tkacką, trzeba do tej produkcji zaangażować kobiety, one mogą pracować dłużej, nie lenią się, czują się powołane i wybrane. Im mniej dostają tym bardziej czują się wyróżnione. To się nazywa emancypacja. I zawsze wygląda tak samo. Chodzi o stworzenie kasty mało zarabiających i niekłopotliwych wołów roboczych, którym można z czystym sumieniem odmówić wszystkiego. Widzimy to również dzisiaj, a kapłanką nowej herezji jest profesor Środa, drugą zaś Kazimiera Szczuka.

Kiedy już nie trzeba płacić Kościołowi, ustawieni parami menedżerowie w czarnych szatach zwani „doskonałymi”, organizują warsztaty tkackie i zatrudniają w nich oszukane kobiety za darmo. Kiedy to się już uda, pomyśleć trzeba o jakimś zabezpieczeniu produkcji żywności oraz o ochronie. Produkcja żywności w Okcytanii była w rękach Kościoła, a konkretnie zakonów. I z tym trzeba było uporać się najpierw. Zaczęło się do podatków, a skończyło na morderstwie papieskiego legata. Przejęcie wielkoobszarowych upraw miało zabezpieczyć miasta przed widmem głodu. Zbytem produkcji nie trzeba się było martwić, bo na południu leżało kilka dużych portów: Narbona, Montpellier i położone w głębi kraju nad rzeką Orb Beziers. Była także Tuluza nad Garonną, która sprzedawała swój towar gdzie indziej i dlatego podczas krucjaty okcytańskiej utrzymała się dłużej. Tekstylia tuluzańskie były spławiane do posiadłości angielskich na zachodzie i stamtąd wywożone w świat. Póki żył Ryszard Lwie Serce, którego się wszyscy bali, nie było kłopotu, ani z herezją, ani z handlem. Potem to się zmieniło. Dlaczego porty na południu były narażone na atak krzyżowców w pierwszej kolejności? Myślę, że towar stamtąd odbierali ludzie cesarza, który miał wielką ochotę podporządkować sobie Rzym. Dlatego one właśnie zostały zaatakowane jako pierwsze. Poza tym, rozprawa z Tuluzą nie była łatwa, bo było to trzecie co do wielkości miasto w ówczesnej Europie. Po Rzymie i Wenecji. Kiedy Garonna zalała olbrzymie warsztaty tkackie na przedmieściach, miasto, czyli rządzący nim konsulowie – taki tytuł nosili włodarze miast okcytańskich – zaczęli sprzedawać udziały, by odbudować przemysł. Jak widzimy więc kapitalizm nie narodził się w Anglii w XVIII wieku, ale znaczenie wcześniej i zupełnie gdzie indziej. Poza tym nie ewoluował on ale był jak smok wykluty z jaja – gotowy do działania od razu.

Największy kłopot miała Okcytania z obroną. Miasta liczyły na baronów, z którymi zawarły sojusz przeciwko Kościołowi. Był to sojusz naturalny, ponieważ dobra baronów na południu były rozdrobnione i podzielone. Nie przynosiły takiego zysku jak dobra kościelne czy pośrednictwo w handlu tekstyliami. Wynikało to wprost z prawa dziedziczenia, które obejmowało na południu wszystkie dzieci, a na północy tylko pierworodnego syna. Naturalnym wrogiem baronów z południa byli więc mnisi z klasztorów. To był moment krytyczny, który zgubił Okcytanię. Nawet gdyby papież odwołał krucjatę, co przecież się stało, w kolonizację południa, krainy bogatej i płynącej miodem oraz mlekiem zaangażowana była taka ilość gołudupców z północy, że nie dało się tego zatrzymać. Nawet po złożeniu w Rzymie stosownych deklaracji lojalności. Wmieszały się do tego we wszystko także siły zwane potocznie „trzecimi” , a nawet „czwartymi”. Okcytańskie tekstylia były największym zagrożeniem dla tekstyliów flamandzkich produkowanych z angielskiej wełny. W zakłady na północy inwestowali zaś Włosi, którzy mieli wpływ na wybór papieża.

Baronowie z południa nie mogli obronić swojego kraju. Nawet w sojuszu z papieżem. Narobili sobie zbyt wielu wrogów swoim nierozsądnym zachowaniem i dziwaczną polityką, a poza tym jako siła wojskowa nie dorównywali członkom krucjaty.

Zupełnie inaczej było w 200 lat później w Czechach. Tam nie chodziło o produkcję tekstylną, ale o stal i wydobycie. O ile z tkacza, który czeka na przemienienie w anioła trudno zrobić wojownika, o tyle w przypadku kowala czy górnika, a nawet szewca taka zamiana jest czymś naturalnym. Miasta czeskie nie liczyły na swoich baronów. Praga, Budziejowice, Pilzno i Kutna Hora miały ich w nosie. Miasta wynajęły fachowca od wojny, który miał w głowie poukładane lepiej niż wszyscy cesarze i królowie razem wzięci. Był to Jan Żiżka z Trocnowa. I on razem ze swoimi słabo opłacanymi, oszukanymi, ale bardzo ze swojej sytuacji zadowolonymi ludźmi, rozwalał krucjatę po krucjacie, nie przejmując się przy tym zupełnie niczym. Miał Żiżka tę przewagę nad Okcytanią i jej herezją, że jego ludzie reprezentowali przemysł ciężki. Jak im zabrakło bombardy, to ściągali pięć dzwonów z kościelnych wież i sobie ją w niedługim czasie ulewali. Strzelać można było wtedy jeszcze kamieniami. W Czechach było jeszcze coś, czego w XIII wiecznej Okcytanii być nie mogło – uniwersytet. Ludzie organizujący herezję, czyli w istocie ludzie chcący obniżać koszta produkcji, po doświadczeniach okcytańskich zorientowali się, że bez przejęcia uniwersytetu herezja się nie uda. I mieli rację.

Uniwersytet praski, ciężki przemysł hutniczy i górniczy, oraz geniusz wojskowy Żiżki pchnęły Czechy na nowe zupełnie tory. Czy Czesi są z tego powodu szczęśliwsi? Być może tak, a być może nie, za mało mam danych, żeby o takich sprawach orzekać.

W XX wieku przećwiczyliśmy to wszystko raz jeszcze. Zaczęło się od likwidacji jedynej zdolnej do przeciwstawienia się wielkiej herezji organizacji kościelnej czyli jezuitów. Kościół anglikański nie miał nic do gadania kiedy wielka herezja organizowała na Wyspie przemysł lekki, a następnie ciężki i zalewała produkcją, uzyskiwaną właściwie bez kosztów cały świat. Kiedy produkcją zajęły się inne kraje, których politycy mieli inne cele niż organizatorzy wielkich herezji, trzeba było to jakoś przystopować, czyli wymyślić taką herezję, która oderwie pracowników nie tylko od Kościoła, ale także od partykularyzmów lokalnych. I wymyślono Marksa. Żeby jednak rzecz zakończyła się sukcesem, potrzebny był Jan Żiżka z Trocnowa, powiększony ze sto racy, oraz coś co zastąpi uniwersytet. A wszystko po to, by ograniczyć wpływy jednakowoż ciągle żyjącego i oddychającego Kościoła. Janem Żiżką nowych czasów został towarzysz Stalin, a uniwersytet praski zastąpiły media.

Dziś mamy kolejną już odsłonę wielkiej herezji i warto się przy tych naszych rozważaniach zastanowić nad jednym, nad tym skąd wzięła się nasza demokracja. Bo co do tego, że nie ze starożytnej Grecji to pewne, a nawet gdyby stamtąd, to co? Nie ma powodu, żeby skakać i machać marynarą. Otóż pomiędzy naszymi czasami, a antykiem nie ma literalnie żadnej łączności. Nic nas nie łączy z Grekami V wieku to jest złudzenie i propagandowy mem. Jeśli już coś nas łączy ze starożytnością to prawo rzymskie i tradycja Kościoła właśnie. Wiele natomiast łączy nas ze średniowiecznymi miastami. Ponieważ całe życie toczy się tak naprawdę w miastach. Inne formy aktywności ludzkiej zostały zabite i zamienione w jakieś atrapy określane szyderczym słowem „hobby”.

Budowę zaś europejskiej demokracji w stylu nowoczesnym, rozpoczął jak mi się zdaje syn człowieka dławiącego herezję okcytańską – Szymon de Montfort młodszy. To on zorganizował pierwszy „demokratyczny parlament”w Anglii, do którego prócz baronów doprosił jeszcze przedstawicieli miast. Kim oni byli, ci przedstawiciele miast? Ano tymi ludźmi, którzy chcieli obniżać koszta produkcji i odłączać duże grupy ludzi od Kościoła, żeby było taniej, organizatorami wielkiej herezji. I tu właśnie tkwią korzenie naszej demokracji, w którą wierzymy jak katarowie w wędrówkę dusz.

Nie będę teraz rozwijał tematu, bo się troszkę o tych sprawach rozpisałem w III tomie Baśni, który zaczniemy sprzedawać po świętach i będę jeszcze pisał o tym w tomie zatytułowanym „Kredyt i wojna”.

Przypominam wszystkim zainteresowanym, że 2 kwietnia, po świętach, w Zielonej Górze, odbędzie się mój wieczór autorski. Miejsce: kawiarnia „Pod Aniołami” ul. Prosta 47, godz: 18.00

 

Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl oraz do księgarni www.multibook.pl, http://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/ do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 34, do księgarni Wolne Słowo W Lublinie przy ul. 3 maja, do księgarni „Ukryte miasto” w Warszawie przy Noakowskiego 16, W księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, oraz do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (75)

Inne tematy w dziale Polityka