Ktoś wczoraj dołączył pod moim tekstem na niezależnej link do rozmowy Miecugowa z Janem Hartmanem. Nie wysłuchałem do końca tej dziwnej wymiany zdań, bo mam niestety swoje ograniczenia i pewne sprawy toleruję lepiej a inne gorzej. Hartmana w akcji widziałem po raz pierwszy i mam nadzieję ostatni. Fragment, który obejrzałem dotyczył spraw najistotniejszych: prokreacji i własności.
Opowiadał Jan Hartman o tym, że świat zmierza w kierunku regulacji wszystkiego właściwie, a przede wszystkim prokreacji. Przyszłość będzie zaś wyglądać w ten sposób, że ludzie będą się brzydzić przypadkowym poczęciem i zaczną planować narodziny zdrowych i pięknych dzieci, a jeśli nie będą tego chcieli robić zrobi to za nich władza. Taki totalitaryzm. Nie ma bowiem – mówi Hartman – żadnej wyraźnej intuicji moralnej, która wskazywałaby na to, że przypadkowe poczęcie jest lepsze niż zaplanowane. Tak to zrozumiałem, choć mogę się mylić, bo ja słabo rozumiem żargon naukowy i zawsze podejrzewam ludzi, którzy się nim posługują o chęć ukrycia prawdy. Prawdy jednak nie da się ukryć. Ja to wiem na pewno, bo od jakieś czasu mam na nosie specjalne okulary, które pozwalają mi widzieć rzeczy takimi jakimi one są w istocie. Nie wiem skąd mi się one wzięły na tym nosie, ale sądzę, że jakaś tajemnicza ręka założyła mi je tam w czasie kiedy pisałem II tom Baśni jak niedźwiedź. No więc Hartmann mówi, a ja wiem, że prawdy nie da się ukryć i czekam sobie spokojnie, aż on się wyłoży. Moje czekanie trwało może 15 może 25 sekund, nie więcej, bo Hartman wywalił się już na samym początku. Wrócimy do tego, ale najpierw opowiemy sobie o prokreacji wg Hartmana. Otóż jest taka znana dość piosenka, śpiewana na katolickich weselach i zabawach, której pan profesor nie może znać z oczywistych względów. Ona się zaczyna od słów: wysokie płoty tato grodził, wysokie płoty tato grodził, żeby do Kasi, do Kasi żeby, żeby do Kasi nikt nie chodził. Dalej treść jest jeszcze bardziej budująca i mówi ona o prokreacji właśnie, która jest siłą przemożną, właściwie nie dającą się opanować. Miecugow nie zaśpiewał co prawda Hartmanowi piosenki o Kasi i dziurze w desce, ale zapytał czy z tą prokreacją to będzie tak jak w Chinach. Hartmann na to odrzekł, że Chiny to jest dopiero początek, a może być znacznie gorzej. Niestety w odsłuchanym przeze mnie fragmencie, odsłuchanym, bo w pewnym momencie zamknąłem oczy, żeby nie patrzeć co Hartmann robi z rękami, nie padły jednoznaczne słowa poparcia dla chińskiego sposobu ograniczenia prokreacji.
Sądzę jednak, że Hartman przygotowuje swoje dziwaczne wizje w bardzo ściśle określonym celu. On chce nas przekonać do ograniczenia prokreacji. Nie kogoś innego, ale nas właśnie. Po czym ja to poznałem? Prawdy jak powiedziałem nie da się ukryć, a nasz filozof prócz prokreacji opowiadał także o własności, właściwie tylko o niej wspomniał. Raz jeden, ale to wystarczyło. Albowiem poznasz głupiego po śmiechu jego jak oznajmił mi kiedyś pewien kolega. I to jest najszczersza prawda. Powiedział pan profesor, bardzo wyraźnie, że od tysięcy lat jesteśmy przyzwyczajeni do pewnego rodzaju ograniczenia wolności. Chodziło mu o wolność poruszania się. Oto większość ziemi jest w prywatnych rękach i stąd Hartman wysuwa wniosek, że ludzkość ma kłopoty z poruszaniem się. W dodatku tak jest od wielu tysięcy lat i jakoś się do tego przyzwyczailiśmy, a więc do nadchodzących ograniczeń w prokreacji i do eugeniki też się przyzwyczaimy.
Ponieważ ja właśnie skończyłem III tom Baśni, a tam jest sporo o arianach, w dodatku opisanych w sposób łamiący wszelkie dotychczasowe konwencje, zauważyłem do razu, że ten wtręt o ograniczeniu wolności poruszania się poprzez własność nie jest niczym nowym. Oto w każdym heretyckim ruchu, a może w prawie każdym, pojawia się ten dziwny postulat: własność ogranicza wolność. On jest umieszczony wprost w różnych deklaracjach, albo jakoś usadzony w kącie. Jest jednak zawsze. Pomijając jego absurd, warto może się zastanowić po co powtarza się go tak często, dlaczego on ciągle wraca i do czego jest potrzebny. Sam sposób postawienia problemu zdradza nam intencję. Jeśli nie byłoby własności prywatnej, Hartman mógłby iść na siagę do sklepu monopolowego i czułby się wolny. A nie może, bo tu działeczka, tam chodniczek, a ówdzie jeszcze jakieś pole z gryką, nikomu niepotrzebne. A po co to? Nie lepiej wolność zrobić?
Mogę się mylić, nie jestem wszak badaczem, a jedynie publicystą, ale postulat ten narodzić się musiał gdzieś w zaciszu kantorów, gdzieś w domach bankowych wielkich miast Zachodu, w czasie kiedy miasta te dusiły się od nadmiaru gotówki, z którą nie było co zrobić. No i postanowiły zainwestować ją w poszerzenie wolności kosztem własności. To się zaczęło za katarów w Langwedocji na moje oko, ale być może było już wcześniej. I trwa nadal, tyle że dziś prócz przestrzeni wolności poszerza się jeszcze przestrzeń demokracji i wolnego wyboru. Żeby nam się jednak od tych walorów nie poprzewracało we łbach przychodzi Hartmann i mówi o tym, że prokreacja będzie ograniczana, bo ludzie mają tendencję do narzucania innymi różnych regulacji. Jacy ludzie, jakim innym?
Na koniec przypomnę jeszcze jeden fragment piosenki i dziurze i płocie; oj żeby nie ta dziura w desce, oj żeby nie ta dziura w desce. Byłaby Kasia, Kasia by była, byłaby Kasia panną jeszcze...I tym optymistycznym akcentem się pożegnam. Dołączę jeszcze link do rozmowy http://www.youtube.com/watch?v=H1_xoa9jixs
2 kwietnia, po świętach, w Zielonej Górze, odbędzie się mój wieczór autorski. Miejsce: kawiarnia „Pod Aniołami” ul. Prosta 47, godz: 18.00
Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl oraz do księgarni www.multibook.pl,http://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/ do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 34, do księgarni Wolne Słowo W Lublinie przy ul. 3 maja, do księgarni „Ukryte miasto” w Warszawie przy Noakowskiego 16, W księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, oraz do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie.
Inne tematy w dziale Polityka