coryllus coryllus
5265
BLOG

Niepokorni na planecie Wenus

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 54

 Już to kiedyś raz przypominałem ale czynię to ponownie, chodzi o zapomniany enerdowski film o wyprawie na Wenus. Otóż dawno temu radzieccy uczeni wymyślili, że na Wenus musi być jakieś życie i nawet wysłali tam kilka statków bezzałogowych. Może to nie były statki, ale jakieś inne urządzenia, ja nie mam pojęcia, nazwa nie jest ważna. Ekspedycje te zakończyły się porażką, bo okazało się, że na Wenus jest gorąco jak nie wiem co i żyć się tam niestety nie da, a o wprowadzaniu przodującego ustroju wśród miejscowych kosmitów to już w ogóle nie ma mowy.

Przygodę ludzi radzieckich z sąsiednią planetą wzięła potem na warsztat bratnia kinematografia wschodnioniemiecka i powstał film o tym, jak dzielni astronauci przygotowują się do wyprawy na pobliską planetę. Niewiele z tego filmu zapamiętałem. Właściwie tylko jeden ważny element: wśród astronautów był Murzyn. I oni tego Murzyna, kiedy już okazało się, że na Wenus jest bieda i ciepło i nie da się oddychać bez kasku, tam pozostawili. Bardzo mi go było żal, bo pokazywali jak biegał po tej kamiennej pustyni w okropnie krzyczał. Coś strasznego.

Ten film przypomina mi się zawsze w pewnych szczególnych sytuacjach, w tych mianowicie gdy okazuje się, że ludzie nieprzystosowani do pewnych okoliczności usiłują się w nich odnaleźć. Po czym kiedy skonstatują, że jednak się nie da, zostawiają Murzyna i wio – z powrotem do swoich ciepłych łóżek.

Tak mi się ten Murzyn wczoraj skojarzył z Cezarym Gmyzem, bo myślę, że jeśli ktokolwiek zostanie na planecie Wenus to właśnie on. Reszta wskoczy do kapsuły, Warzecha zatrzaśnie drzwi, Ziemkiewicz otrze pot z czoła, włączy guzik i ruszą z powrotem z hukiem silników.

No bo chyba nie wyobrażamy sobie sytuacji, że Cezary Gmyz wraca do „Rzeczpospolitej” i mówi: w tym Uważaku to pisał nie będę, ale Rzepa to co innego. Dla mnie jest to powiem szczerze nie do pomyślenia, ale coś jednak trzeba będzie zrobić, bo powrót na łamy Rzepy „naszych” oznaczać może tylko jedno – coś jest nie tak z budżetem w tygodniku Lisickiego. I na nic tłumaczenia Ziemkiewicza, że Chrabota poprosił go o napisanie tekstu, ponieważ tylko on – Ziemkiewicz Rafał może w Polsce pisać o endecji. Tylko on jest – zacytujmy klasyka – dysponentem tematu. Nikt inny nie może podjąć tej tematyki, bo wypadnie po prostu niewiarygodnie. Tak myśli sobie Rafał Aleksader, a ja myślę, że w jego przypadku działalność publicystyczna to nie jest jednak wyprawa na Wenus. To wielkie święto buddyjskie w mieście Lhasa, wysoko w Tybecie. Wszyscy czekają na głównego kapłana, który musi przeprowadzić skomplikowany rytuał połączony z melorecytacją znanych od tysiącleci tekstów. Jeśli tego nie zrobi niebo zwali się na kraj, góry się rozstąpią, przyjdą Chińczycy i w ogóle będzie strasznie. Nikt inny poza tym jednym facetem nie może poprowadzić tych obrzędów. Nawet jego kolega Warzecha, bo on ma taki szczękościsk, że zniekształca brzmienie niektórych słów, a to – rzecz oczywista – wabi demony. Sprawa jest poważna i stary strażnik świątynny nazwiskiem Chrabota, nie zaryzykuje. Musi czekać na mistrza ceremonii.

Chciałem teraz przypomnieć pewne fakty. Nie tak dawno napisałem siedemnasty czy osiemnasty krytyczny tekst o Rafale Ziemkiewiczu. Tekst ten, tak jak poprzednie spotkał się z reakcją dość gwałtowną. Oskarżano mnie o frustrację, o to, że zazdroszczę innym sukcesu, którego nie osiągnąłem, że nie potrafię przyciągnąć czytelnika do swojego bloga inaczej jak poprzez ataki ad personam. Ktoś nawet policzył ile razy pisałem o naszym mistrzu. Dziś wszyscy zauważyli to co jasne było już od dawna. I wszyscy o tym piszą. Nie wstyd wam ludzie? Nie wstyd wam, że dawaliście się robić w bambuko przez tyle lat? Ten rzekomo skomplikowany rytuał, ta melorecytacja nie jest tym czym wam się zdaje. To jedynie radziecki wierszyk o pochodzie pierwszomajowym deklamowany od tyłu. Dlatego tak dziwnie brzmi. A wyście myśleli, że to jakieś zaklęcia? Pomyliście się niestety.

Teraz czas na wnioski. Ziemkiewicz napisał wczoraj wprost, że Chrabota poprosił go o tekst do Rzepy, ponieważ nikogo kto mógłby napisać o endecji nie było w pobliżu sytuacja jest właściwie jasna. Zanim ją jednak opiszę, chciałbym coś podpowiedzieć Chrabocie – otóż panie redaktorze, ja na pana miejscu zamówiłbym ten tekst u Adama Michnika po prostu. To jest przecież i tak wszystko jedno, a za pomocą tego prostego zabiegu sprzedałby pan cały nakład w godzinę, może dwie. I bardzo proszę nie mówić mi teraz, że z Michnikiem pan nie rozmawia, bo to kwestia smaku.

Wracajmy do naszej analizy. Otóż wszyscy już widzimy, że chodzi o utrzymanie na powierzchni tego samego ciągle garnituru dziennikarzy. Tej samej ekipy, która będzie tłumaczyć maluczkim zawiłości świata. I nic więcej się nie liczy. Najmniej zaś to co tam sobie pisał Gmyz. I jeśli się komuś zdaje, że chodzi o to, by żłób był stale obstawiony przez naszych, to niestety się myli. Chodzi o to, by nikt inny nie miał pozwolenia na korzystanie z jakiegokolwiek żłoba. A już szczególnie ci, którzy go sobie potrafią sami wystrugać. Już wkrótce bowiem okaże się, że największym wrogiem naszych, nie jest Michnik Adam i jego gazeta, jak to nam próbuje sugerować Rafała Ziemkiewicz w swoim tekście pomieszczonym u Lisickiego. Największym wrogiem będziemy my – blogosfera, którą już się formatuje powołując do życia byty takie jak Moneta Józef. Jak to wczoraj przypomniał Rybitzki, po odejściu od Hajdarowicza Ziemkiewicz umieścił na swoim blogu 9 tekstów i nie napisał ani jednego komentarza. To jest dość wymowne. Poprzez tę pogardę, oni chcą nam powiedzieć, że prawdziwe życie jest gdzie indziej. I jeszcze przekonać, że idą walczyć z Gazownią. No, ale to jest właśnie istota tego kłamstwa, bo to Ziemkiewicz jest kolegą Dominiki Wielowieyskiej, a Semka mówi do niej Dominiczko. I o ile ten ostatni nie próbuje przynajmniej na nas kapować, o tyle ten pierwszy wcale się nie krępuje. Ja to jeszcze raz przypomnę: to Ziemkiewicz podsunął GW koncepcję na opisanie nas – blogerów i Grzegorza Brauna przy okazji – jako jakichś czarnopodniebiennych ekstremistów, którzy chcą podpalać miasta i zabijać mieszkającą tam ludność. Dziś zaś pisze, że GW to jego wróg i on sobie panie tego, nie pozwoli. Ciekawym jak tam jego proces z Michnikiem. Jakoś nie widziałem żadnej relacji z tego, jakże ważnego wydarzenia. Na koniec link do tekstu Pana Rafała, który mówi właściwie wszystko http://dorzeczy.pl/ziemkiewicz-wsciekle-plotkowanie/ 

 

Wszystkich zapraszam na stronę www.coryllus.pl Trochę nam się przesunęła wysyłka Jasnowidza, bo drukarnia przysłała nakład dopiero w poniedziałek. Myślę, że w lutym wznowimy „Dzieci peerelu”, bo hurtownie się dopominają o tę książkę. Tak jak myślałem na początku: Dzieci i Jasnowidz to książki na rynek, a nie do sieci. Sprzedają się jednak wolniej niż Baśń, bo nie mają promocji, ale powoli, powoli będziemy to zmieniać. 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (54)

Inne tematy w dziale Polityka