Dziś z rana, mój kolega, który zajmuje się czymś co zwykło określać się „pracą naukową”, przysłał mi list, który sam niedawno otrzymał. List ten zaczyna się od słów:
Szanowni Państwo,
trwają prace nad projektem ustawy o otwartych zasobach publicznych. Ustawa
ta przewiduje obowiązkowe przejmowanie przez podmioty publiczne autorskich
praw majątkowych do utworów powstałych w tych podmiotach lub przez nie
finansowanych. Oznacza to, że twórca zostanie pozbawiony swoich praw -
zgodnie z projektem ustawy będzie mógł jedynie uzyskać od podmiotu
publicznego licencję na korzystanie z własnego utworu. Przejęte utwory będą
mogły być dowolnie wykorzystywane przez wszystkich, także do celów
komercyjnych.
Jeśli to co tu jest napisane to prawda, to znaczy, że minister Boni z ministerstwa cyfryzacji nie jest tą osobą, za którą się podaje. Cóż bowiem oznaczają powyższe słowa. Ano to, że wszystko co powstanie za pieniądze ministerstwa kultury, także, na przykład pismo poświęcone „Fronda” jest własnością tegoż ministerstwa, a ono może powstałym za swoje pieniądze dobrem obrócić w dowolny sposób. Ciekawe czy będzie też mogło ingerować w kwestie obsady stanowisk w redakcji i zamiast Terlikowskiego postawi na jego miejsce choćby Ilonę Felicjańską. Bo w zasadzie czemu nie? Biorąc rzecz zaś serio. To jest chyba najpoważniejsza sprawa z jaką się kiedykolwiek zetknąłem. Oto twórca, naukowiec, magistrant wreszcie, albo muzyk z konserwatorium, poprzez fakt napisania utworu pod dachem należącym do instytucji państwowej przestaje być właścicielem praw do tego utworu. Podmiot publiczny może mu jego własną pracę wydzierżawić na nieznanych zasadach, może się z nim podzielić zyskami, z dystrybucji. Ciekawe czy sam autor będzie mógł dystrybuować swoje utwory, czy może w całości musi zdać się w tym względzie na urzędników państwowych?
Ja jako wydawca i autor powinienem się właściwie cieszyć z tego pomysłu pana ministra, likwiduje on bowiem z miejsca wszelką konkurencję lub w najgorszym razie czyni ją niewiarygodną w oczach czytelnika, co na jedno wychodzi. Jako autor baśni, pisanych w dodatku w prywatnym domu, nie ceduję praw autorskich na nikogo. Problem mają ludzie, którzy podając się za profesorów i doktorów nie mają na tyle oleju w głowie, by zorientować się dokąd nas obecny rząd prowadzi. A prowadzi nas wprost w realia znane z wielkiej, choć nieco już zapomnianej powieści napisanej przez Bolesława Prusa, pod tytułem „Faraon”. Jest to marsz z Ziemi Obiecanej do domu niewoli.
Jakie uzasadnienie dla tej bzdury podaje minister Boni? Oszczędności budżetowe rzecz jasna, a także fakt, że te tak zwane zasoby publiczne, sprawią, że wzrośnie kreatywność społeczeństwa. Rozumiecie? Kreatywność społeczeństwa! Niestety minister Boni nie napisał w jakiś jednostkach mierzył będzie ową kreatywność, ale podejrzewam, że jeszcze jeden projekt ustawy w wykonaniu pana ministra i my zmierzymy jego skuteczność. W jobach.
Ja jestem najbardziej ciekawy jak na to zareagują tak zwane środowiska. Mój kolega, który jest uczonym pełną gębą i pisze prace tak mądre, że ja nawet nie próbuje ich czytać, przysłał to do mnie. Licząc, zresztą słusznie, że ja to upublicznię. Co jednak zresztą? Co ci ludzie będą robić kiedy minister Boni zamieni ich w egipskich skrybów, którzy na zlecenie pisać będą jakieś brednie z politycznego rozdzielnika? Przypuszczam, że większość z nich odetchnie z ulgą, bo nie będzie się już musiała nad niczym głowić. Po prostu.
Protesty bowiem także są ustawiane według rozdzielnika, a przez to całkiem nieważne. Ważne jest bowiem, że w ministerstwie, ktoś ma w ogóle takie pomysły. To jest ingerencja w najgłębszą sferę prywatności. To jest rabunek jakiego jeszcze nie było i protest na jakiejś tam stronie, to niestety proszę Państwa za mało. Tylko kogo dziś stać na więcej?
Oto treść listu w całości:
trwają prace nad projektem ustawy o otwartych zasobach publicznych. Ustawa
ta przewiduje obowiązkowe przejmowanie przez podmioty publiczne autorskich
praw majątkowych do utworów powstałych w tych podmiotach lub przez nie
finansowanych. Oznacza to, że twórca zostanie pozbawiony swoich praw -
zgodnie z projektem ustawy będzie mógł jedynie uzyskać od podmiotu
publicznego licencję na korzystanie z własnego utworu. Przejęte utwory będą
mogły być dowolnie wykorzystywane przez wszystkich, także do celów
komercyjnych.
Pragniemy zwrócić Państwa uwagę na kontrowersyjne założenia w/w projektu:
1. Projekt ustawy nie wyjaśnia, czym są zasoby publiczne, przez co nie
wiadomo do końca, czego ta ustawa miałaby dotyczyć.
2. Projekt ustawy jest niejasny i pełen sprzeczności w kluczowych kwestiach
np. co do zakresu i zasad przejęcia praw autorskich.
3. Film prezentowany na stronie Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji
(MAC) - przedstawiający ideę otwartych zasobów, zawiera zmanipulowany
przekaz mówiący, że gdyby twórcy udostępniali swoją twórczość w otwartych
zasobach publicznych, wzrosłaby kreatywność społeczeństwa.
4. Argument, że twórcy są współfinansowani ze środków publicznych i na tej
podstawie powinni zgodzić się na udostępnianie owoców swojej pracy w
otwartych zasobach, stoi w sprzeczności z praktyką pobierania opłat za
rzeczy, usługi itd. finansowane ze środków publicznych (np. za autostrady).
5. W propozycji ustawy Ministerstwo powołuje się na oszczędności budżetowe.
Rodzi się pytanie dlaczego znowu kosztem autorów - dlaczego ta grupa jest
dyskryminowana przez Państwo (od 1 stycznia ograniczono twórcom możliwość
skorzystania z 50% kosztów uzyskania - teraz chce im się odebrać prawo
zarabiania na własnych utworach).
Zachęcamy do zabrania głosu w konsultacjach społecznych i wspólnej walki o
nasze prawa!
Do godź. 24.00 dnia dzisiejszego, można przekazać swoja opinię w tej
sprawie, na rządowym portalu konsultacji społecznych: www.mamzdanie.org.pl.
Bardzo prosimy o zabranie głosu.
Stanowisko twórców powinno być widoczne dla ustawodawcy.
Ja zaś raz jeszcze chciałem przypomnieć o naszych planach wydawniczych i naszych promocjach, które są niezależne od żadnego publicznego ani prywatnego podmiotu, poza autorem tego bloga oczywiście.
Wiem, że wszyscy czekają na III tom Baśni, ja czekam na tę książkę także, tym silniej, że sam muszę ją napisać. Ponieważ jestem nie tylko autorem, ale reprezentuję także wydawcę, czyli moją żonę, muszę zajmować się tym co zwykle określane jest słowem strategia sprzedażowa. Ponieważ obsługa takiego produktu jak „Baśń” jest niezwykle absorbująca, ktoś mógłby pomyśleć, że poza Baśnią nie powinniśmy wydawać niczego więcej, bo się niepotrzebnie rozpraszamy. Otóż nie. Jestem głęboko przekonany, że nie. A wiąże się to z ciągle, biorąc pod uwagę nasze dotychczasowe, wyniki, za wąskim kanałem dystrybucji. Tak się składa, że najwięcej książek sprzedaje nasz sklep www.coryllus.pl. Na drugim miejscu jest księgarnia www.multibook.pl , na trzecim zaś dopiero są hurtownie. Mieliśmy jeszcze jednego dystrybutora, ale on zrezygnował, proponując nam sprzedaż praw do tytułu, na co myśmy się rzecz jasna nie zgodzili. Ponieważ rynek książki w Polsce jest tak urządzony, że 50 sprzedanych egzemplarzy na tydzień uznawana jest przez fachowców za ilość hurtową, musimy – chcąc nie chcąc – zwiększyć ilość produktów, czego oczywiście nie robimy z żalem tylko z przyjemnością. Czynimy tak również z tego powodu, że strategia sprzedażowa na ten rok opierać się będzie na czterech wielkich imprezach targowych. Musimy być tam obecni z tego właśnie samego powodu, dla którego zwiększamy ilość produktów. Nie ma sensu stać na targach z pięcioma tytułami. Mam nadzieję, że do maja Toyah skończy swoją książkę o zespołach i będziemy mieli na Warszawskich Targach Książki naprawdę poważną ofertę. Wcześniej zaś będą jeszcze Targi Wydawców Katolickich, a na jesieni Targi w Krakowie, gdzie zamierzam być i Targi Książki Historycznej w Warszawie. Postaram się, żeby do jesieni wzbogacić naszą ofertę o dwa przynajmniej tomy Baśni. To są wszystko poważne wyzwania, jak się Kochani domyślacie i to właśnie, odciąga moje myśli od III tomu Baśni. Nie martwcie się jednak wydamy go jeszcze w zimie.
Jakie mamy plany na wiosnę? Już mówię. Pierwszy punkt tych planów został właśnie zrealizowany, wznawiamy „Pitaval prowincjonalny”, czynimy tak ponieważ na targach pyta o tę książkę bardzo wiele osób. Nie będzie to jednak ten sam „Pitaval”, nawet tytuł książki jest inny. Rzecz nazywa się obecnie „Nigdy nie oszczędzaj na jasnowidzu” i zawiera wiele nigdy nie publikowanych opowiadań. Jak niektórzy pamiętają książka traktuje o moich przygodach w mediach różnego rodzaju, od lokalnych począwszy na ogólnopolskich kończąc. Pisana jest z perspektywy, tak zwanego szarego pismaka, można się więc w pewnych momentach nieźle pośmiać. Starałem się nie wymieniać ważnych nazwisk, ale nie udało się. Trudno. Książkę, podobnie jak książkę Toyaha „Marki, dolary, banany i biustonosz marki Triumph” sprzedawać będziemy najpierw po 20 złotych plus koszta wysyłki, a kiedy nakład już do nas dotrze, co potrwa pewnie z tydzień, cena wzrośnie do 30 złotych plus koszta wysyłki. Jak widzicie na fotografii zmieniliśmy nie tylko tytuł, ale także okładkę, która teraz o wiele bardziej przyciąga wzrok.
Nowa książka „Nigdy nie oszczędzaj na jasnowidzu” dostępna jest póki jedynie co na stronie
No, a książki nasze leżą w sklepach www.multibook.pl,http://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/ , w księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 34, w księgarni Wolne Słowo w Lublinie, przy ul. 3 maja, w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie, w księgarni Ukryte Miasto przy Noakowskiego 16 w Warszawie i w każdej właściwie księgarni w kraju, która współpracuje z hurtownią Azymut. A jeśli nie leżą, to mogą się tam znaleźć na prośbę czytelnika. Zapraszam.
Komentarze
Pokaż komentarze (42)