Problem z armią jest taki, że jak się wyszkoli sapera, to nie można zeń w dwa dni, ani nawet w tydzień zrobić skutecznego kawalerzysty. Jeszcze gorzej jest w propagandzie, jak ktoś się przyzwyczaił do pisania tekstów takich jak Mazurek, albo Zalewski nie ma siły, żeby się nagle przestawił na coś innego, bo wypadnie to skrajnie fałszywie. Jeśli bloger seawolf używa słów takich jak prezydęt. To kiedy przestanie to robić przestanie być także seawolfem. Nie wierzycie? Poczekajcie.
Od dłuższego już czasu ideą tego bloga i ideą bloga Toyaha jest uporczywe omijanie tematów prostych i stymulujących najniższe gusta. My nie piszemy, że Tusk to rudy Niemiec, a Komorowski to Komoruski. My w ogóle o nich nie piszemy, bo na to po prostu szkoda czasu. Był w naszym życiu taki moment, że mieliśmy nadzieję, iż ktoś z PiS zwróci się do nas i coś nam zaproponuje, moment ten minął, mam nadzieję bezpowrotnie, a w moim przypadku był on jeszcze do tego wyjątkowo krótki. Bardzo szybko bowiem przekonałem się, że rynek tak zwanej poważnej publicystyki, rynek postpolityki i rynek polityki, rządzą się dokładnie takimi samymi prawami jak rynek czasopism ezoterycznych i kobiecych, na którym kiedyś działałem. Podstawowa zasada, dzięki której osiąga się tam sukcesy brzmi: nie zdradzaj swoim pomysłów, bo ci je ukradną. I to samo mamy wszędzie. Nikt nikomu niczego nie zaproponuje. Po prostu niczego. To jest niemożliwe, bo powiązania człowiek-budżet przebiegają w sposób dla zwykłego śmiertelnika niewidoczny. Jak ja sobie radziłem na tym rozrywkowym rynku, ktoś może spytać. Bardzo prosto, ponieważ moja sprawność warsztatowa wykracza daleko poza znane w tej galaktyce standardy, przynosiłem zawsze gotowe teksty i niczego nie planowałem. I tak właśnie udało mi się zbudować dom i jakoś przeżyć. Sztuki tej nie jest w stanie w obecnych warunkach dokonać nikt. Ja mam tego błogą świadomość i nie sądzę, by mnie ktoś z niej potrafił wybić. Na początku jeszcze zaplanowałem coś z redaktorami prowadzącymi raz czy drugi i potem już tego nie robiłem nigdy. Śmierć frajerom jak napisał Mario Puzo.
Jeśli ktoś wejdzie tu, żeby mi coś pisać o skromności i ego, wywalę go natychmiast, więc niech sobie daruje te mądrości.
Jedziemy dalej. Wyobraźcie sobie, że w nowym numerze tygodnika „W śmieci” jest kolejny wywiad z posłem Hofmanem. I tenże poseł, rzecznik prasowy PiS, osoba prominentna, mówi, że nie wolno skupiać się na krytykowaniu Tuska, bo to się zwykle odbywa wedle wyznaczonych przez tego Tuska zasad. Niesamowite prawda? Dwa lata od Smoleńska, sam nie wiem już ile przewałów propagandowych, chamstwo i kopniaki w tyłek na oczach wszystkich, tak był traktowany PiS i nie wiedział pan rzecznik co z tym zrobić. I teraz po dwóch latach wychodzi i mówi, że może potrzebna jest jakaś inna strategia, nie taka jaką narzuca PO? Ja się z panem posłem zgadzam, ja się z nim zgadzałem już wtedy kiedy on nawet nie był świadom, że podobne słowa mogą mu kiedykolwiek przejść przez gardło.
Jeszcze raz: jeśli po przeczytaniu powyższego jakiś dureń zechce mi pisać coś o ego i skromności, wyleci. Ostrzegam. Niech więc sobie da spokój.
Ponieważ ja doskonale wiem, że wielu ludzi czyta ten blog, blog Toyaha i Kamiuszka, ale nie powiedzą o tym, bo mają tak rozrośnięte ego, że gdyby na nie wleźli i spadli to nie pozostałaby po nich mokra plama, dlatego właśnie ja mogę napisać to wszystko co tutaj piszę albo jeszcze więcej.
Ci wszyscy faceci przypominają postać astrologa z VIII księgi przygód Tytusa, Romka i Atomka. Główni bohaterowie mieli tam taki aparacik, który umożliwiał im wędrówkę w czasie. No i przez ten aparacik Tytus dostał się do krzyżackiej niewoli. Siedział w lochu i przyłaził do niego astrolog-idiota, który opowiadał dyrdymały o jadach trujących wydzielanych przez planety. I on był właśnie wróżbitą wielkiego mistrza. No i astrolog mówi w pewnym momencie – jeśli kiedyś odkryją, że swoje mądrości biorę od małpy, jestem zgubiony. Dokładnie tak samo jest z facetami odpowiedzialnymi za PR i strategię w PiS. Oni są tak przejęci trującymi jadami wydzielanymi przez planety, że nic poza tym dla nich nie istnieje.
I teraz niech się pan poseł Hofman skupi: na ten numer, który pan chce przeprowadzić jest już za późno. Ja to panu mówię: stara siedząca w niewoli małpa. Za późno. Trzeba było o tym myśleć półtora roku temu. Teraz musicie się postarać o dobrą strategię wewnętrzną, bo idą po was, demontując ten cały PiS od dołu. To co powiecie i jak nie ma już znaczenia. Zresztą macie samych saperów, a chcecie szykować się do szarży. Z czym, że spytam? Z łopatkami na krótkim trzonku? Powodzenia.
Mamy też strategię medialną, która jak kłaki ze starego kożucha, albo słoma z walonków wyłazi z nowego numeru tygodnika „W sieci”. Oto Marek Pyza pisze wielki tekst o FYM-ie i maskirowce, czyni to po to jedynie po podkreślić, że Internet jest pełen świrów, ale dzielni dziennikarze z nowego tygodnika, są autentyczni i ze świrami sobie poradzą. W ramach nowej strategii w nowym tygodniku pisze Kamila Łapicka, czyli normalnie, tak jak w „Elle”, czy „Wróżce”, no i oczywiście najsławniejsza reporterka wszech czasów, vice-Kapuściński w spódnicy Maria Wiernikowska.
W środku znajduje się bardzo dobry tekst profesora Andrzeja Nowaka o Powstaniu Styczniowym oraz inne teksty o tym Powstaniu, których nie czytałem. A uczyniłem to z premedytacją, bo na okładce znowu napisali o Hobbitach. No może nie dokładnie o Hobbitach, ale o czymś podobnym. Napisali, że Powstańcy Styczniowi to prawdziwi niezniszczalni. I ja się teraz zwracam do posła Hofmana, żeby miał co mówić na kolejnej konferencji: panie pośle, ten rodzaj kokieterii jest bardzo szkodliwy, a przede wszystkim bardzo nieskuteczny.
Profesor Andrzej Nowak napisał jak powiadam bardzo dobry tekst, zapomniał tylko wspomnieć o roli Leopolda Kronenberga i Józefa Ignacego Kraszewskiego w propagowani idei insurekcyjnych. Ale to jest do nadrobienia w następnym numerze tygodnika „W śmieci”, to jest, chciałem napisać „W sieci”.
No i to jest właśnie istota owej strategii: zdystansowanie się od Internetu i pokazanie jak nam jednak jest blisko do cywilizowanych standardów GW i pism lubianych przez kobiety. Mamy Wienikowską, mamy Kamilę...A gdzie horoskop? Gdzie wróż Tomasz i wróżka Sybilla? Gdzie terapia kolorami i poradnik dla młodych małżeństw prowadzony przez Roberta Tekieli? Zapomnieliście o tym? Śpieszcie się, bo Lisicki was wyprzedzi.
Na stronie www.coryllus.pl jeszcze przez tydzień można kupować książki Toyaha po cenie promocyjnej. Tak się złożyło, że zmieniamy drukarnię i w związku z tym odstaliśmy w preznecie trochę tych tańszych Baśni jak niedźwiedź. Tom I, będziemy je sprzedawać od jutra albo pojutrza w cenie 15 złotych za egzemplarz, plus koszta wysyłki. No, a książki nasze leżą w sklepach www.multibook.pl, http://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/ , w księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 34, w księgarni Wolne Słowo w Lublinie, przy ul. 3 maja, w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie, w księgarni Ukryte Miasto przy Noakowskiego 16 w Warszawie i w każdej właściwie księgarni w kraju, która współpracuje z hurtownią Azymut. A jeśli nie leżą, to mogą się tam znaleźć na prośbę czytelnika. Zapraszam.
Inne tematy w dziale Polityka