coryllus coryllus
4741
BLOG

Mieć albo nie mieć? Oto jest pytanie!

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 58

 Ja nie wiem, czy był na świecie ktoś, kto w ludzkich umysłach poczynił większe szkody niż Wiliam Szekspir. Jedno zdanie, które napisał mimochodem jest od 400 lat obracane na wszelkie możliwe sposoby, wysysane, międlone i dziamdziane w bezzębnych ustach mędrców. Każdy gamoń, choć raz w życiu uznał za stosowne zastanawiać się publicznie, nad tym banalnym zlepkiem głosek, strojąc przy tym odpowiednią minę. - Być albo nie być? Oto jest pytanie! To nie jest żadne pytanie, tylko zwód cwanej gapy, która chce przekonać widzów w swoim teatrze, że królowa Elżbieta, a potem jej następca Jakub dobrze robili rekwirując majątki sierot po zmarłych szlachcicach, bo cóż to w końcu jest – posiadanie? Nic, marność. Bycie, to jest dopiero wartość. No i on to napisał sztukę wystawili, mieszając jeszcze do tego Polaków, bynajmniej nie bezcelowo, nie wyobrażajcie sobie, a potem było już z górki. - Być albo nie być? Oto jest pytanie! I tak do czasów współczesnych kiedy to u schyłku komuny Eryk Mistewicz zaczął prowadzić w młodzieżowym tygodniku „Na przemiał” rubrykę zatytułowaną „Wolę być”. Potem trochę to osłabło, bo lepiej jednak było mieć, ale dziś znów powraca. Oznacza owa tendencja tyle, że ktoś ma ochotę nam coś odebrać. Szekspir bowiem i jego epigoni działający na niwie propagandy polityczno-religijnej rozpoczęli budowę pewnej niezbyt złożonej, ale za to bardzo skutecznie działającej machiny. Została ona potem zmodyfikowana i ulepszona przez socjalistów utopistów, a kiedy za kolejną modernizację zabrali się Marks z Engelsem, zainstalowani początkowo w tym samym co Szekspir miejscu, całkiem rzecz jasna przypadkiem, machina wzbogaciła się o komorę amunicyjną i lufę kaliber 120 mm, na wypadek, gdyby dobre słowo nie poskutkowało.

Otóż chodzi o to, że dzieje ludzkości to nie są bynajmniej dzieje wojen jak chcą nam wmówić różni mądrale. Dzieje ludzkości to dzieje złodziejstwa dokonywanego w majestacie prawa, przez ludzi mających czas na sprawowanie władzy – co podkreślam – wobec innych, którzy tego czasu nie mają, bo są zajęci pielęgnowaniem swojej własności, czyli tak zwanym życiem po prostu. Kluczowe pytanie brzmi: skąd tamci mają czas na to, by bawić się w coś tak absurdalnego jak władza? Ja tego nie wiem, ale przypuszczam, że kupili sobie ów czas za kredyt, promocja była akurat. Reszta się zagapiła i uznała, że jednak to co mają w rękach: ziemia, poddani, konie, zabudowania, że to jest ważniejsze niż abstrakt władzy, a poza tym daje im realne możliwości przeciwstawiania się tym co władzę mają. Powiedzmy tak: gdzieniegdzie daje, a gdzieniegdzie nie. W takiej na przykład Polsce, do której maszerowały hufce Fortymbrasa dawało i one tam właśnie szły te hufce, żeby zrobić porządek i ustawić wszystko na wzór innych krajów, gdzie posiadanie było czysto teoretyczne. Czyli, żeby ustawić wszystko tak jak było w ojczyźnie Szekspira. Najdoskonalszym kraju na świecie, który osiągnął sukces. To znana prawda, do której nieustająco przekonują nas największe autorytety współczesnej i dawniejszej myśli, takie jak pan Fukuyama na przykład. Fortymbrasowi się jednak nie udało, poproszono go grzecznie, żeby jednak może zawrócił i zajął się swoimi sprawami. No i on posłuchał, a potem zainstalował się w cieśninie Sund, z czego niestety wynikały same kłopoty. Ktoś mi teraz powie, że ja zmyślam, bo to był książę norweski. Oczywiście, norweski, na tej same zasadzie na jakiej Wilhelm Bastard był Anglikiem. Porzućmy jednak te drobiazgi, bo co innego jest ważne. Otóż ciągłe rozbudowywanie machiny stworzonej jednym czarodziejskim zaklęciem: Być albo nie być? Oto jest pytanie! Doprowadziło nas w końcu do tego, że całkiem zgłupieliśmy wskutek jej działania. Wierzymy na przykład, że jesteśmy potomkami ludzi bez własności, utożsamiamy się z biednymi i niezaradnymi, współczujemy masom robotniczym wykorzystywanym przez kapitalistów, nie rozumiejąc, że jedni i drudzy mają to czego nie ma człowiek posiadający: czas na sprawowanie władzy. Jedni kupili go sobie na kredyt, a drudzy płacą za niego roboczogodzinami. To ta sama banda, która kłóci się w istocie o to kto obrabuje tych co posiadają cokolwiek realnie. Tamci bowiem nie mają nic. Abstrakcyjne cyfry na koncie albo dziury w kieszeniach, ale to jest – powtarzam – ta sama banda, która się świetnie rozumie, choć czasem jeden do drugiego strzela. Musimy to pojąć wreszcie. I owo porozumienie zaczęło się – trochę będę poetyzował – w czasach kiedy Fortymbras szedł na Pomorze. Bo on chciał iść i iść i iść tym Pomorzem aż do Kaliningradu, gdzie już czekali na niego ci drudzy. Można mi oczywiście nie wierzyć, albo się z tego wyśmiewać. Wszystko można, ale do czasu.

Na czym polega istota tego zabójczego złudzenia. Na tym mianowicie, że my jesteśmy przekonani o tym iż nic nie mamy, albo że to co mamy należy nam się sprawiedliwie. Wtłoczono nam bowiem do głów skalę porównawczą, dzięki której poznaliśmy nędzę chłopa, robotnika, dowiedzieliśmy się jak posiadacze wykorzystywali swoich pracowników i jakie to było okropne. No i pamiętamy jak wiele oni mieli i widzimy jak mało mamy my i wydaje nam się, że to „mało” to jest w sam raz. I uważamy jeszcze, że słusznie spotkała ich za to kara. Tak właśnie sądzi większość, łudząc się, że te resztki własności, które ma dzisiaj, te nędzne klitki nazywane mieszkaniami, w których dawniej nikt by grabi nie trzymał, bo byłoby ich szkoda, te precjoza ze śmietnika, to złoto sfałszowane i te biedne banknoty, że to się wszystko nam należy, że jest nasze i nikt już nie będzie nam tego odbierał. Nie kochani, jesteście w błędzie, albowiem dzieje ludzkości to dzieje złodziejstwa dokonywanego w majestacie prawa przez ludzi posiadających rzecz najważniejszą – czas na sprawowanie władzy, czas, który sobie kupili na kredyt. I nie chodzi tutaj o to, że jest jakaś skala, a na niej czerwona strzałka, która mówi, że odtąd dotąd własność pojedynczego człowieka jest bezpieczna. Ona nie jest bezpieczna nigdy. Po prostu nigdy. Chodzi bowiem o to, by własność i prawa do niej ulegały nieustannym przemianom. To jest najważniejsze, a celowi temu służą rozmaite handlowe filozofie, którym zwykle dla zmyłki nie dodaje się przymiotnika „handlowy”.

Walka posiadaczy z władzą rozpoczęła pewnie bardzo dawno temu, ale na nasze użytek przyjąć możemy, że ma ona początek w roku 1066, w roku lądowania Normanów w Anglii. Na całym zaś świecie Bożym był jeden tylko kraj, w którym posiadacze dóbr realnych wygrali swoją wojnę z władzą i kredytem. Tym krajem była Rzeczpospolita Obojga Narodów. Za co zresztą została potem zniszczona. Nam te kwestie przedstawiono zupełnie inaczej, albowiem poddani zostaliśmy działaniu machiny wyczarowanej zaklęciem Szekspira i wierzymy w to, że owi posiadacze, zasługujący z naszej strony na największy szacunek i uwagę, to wrogowie ludzkości. No, ale cóż zrobić, obłęd ten jest niestety dziedziczny. Musimy zrozumieć prostą prawdę: większość z nas coś tam ma, jakieś biedne „cokolwiek”. I to „cokolwiek” czyni nas potomkami i spadkobiercami naszych rodzimych posiadaczy, których już nie ma w świecie realnym. Nie czyni nas za to potomkami rewolucjonistów z fabryk. Owo cokolwiek stać się może przedmiotem ataku, grabieży i zamachu w każdej właściwie chwili. W dodatku zamach ów dokonać się może w sposób skrajnie podstępny, w sposób, którego możemy nawet do końca nie zrozumieć. Tak więc wołam: posiadacze czegokolwiek, nawet najnędzniejszych dóbr, łączcie się. Łączcie się, do cholery, bo godzina wybiła.

 

Na stronie www.coryllus.pl mamy promocję książek Toyaha, zapraszam serdecznie. Mam nadzieję, że niedługo znajdzie się tam audiobook „Baśni jak niedźwiedź. Tom I”, czytać zaś owe baśnie będzie nie kto inny tylko Grzegorz Braun. Być może będziemy mieli ten audiobook już na przełomie stycznia i lutego. Na III tom Baśni trzeba będzie jeszcze chwilę poczekać, bo robota idzie wolno. Na pewno jednak ukaże się on jeszcze tej zimy. Zapraszam www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (58)

Inne tematy w dziale Polityka