W wybitnej absolutnie powieści Marii Dąbrowskiej zatytułowanej „Noce i dnie” jest taka scena: trwa jakiś wieczorek, nie pamiętam u kogo, ale raczej nie w żadnym dworze, a młoda panna Ostrzeńska obserwuje swojego przyszłego męża Bogumiła Niechcica. On zaś, były powstaniec styczniowy, który cudem uszedł z życiem z pogromu po jakiejś bitwie, gawędzi swobodnie i lekko z jakimś rosyjskim oficerem. I nawet się przy tym nie zawstydzi, a według swojej przyszłej żony powinien nie tylko się zawstydzić, ale jeszcze przerwać rozmowę, a samego oficera prasnąć w pysk. Nic takiego się oczywiście nie dzieje. I myliłby się ten, kto sugerowałby, że Dąbrowska napisała tę powieść po wojnie, a scena z Niechcicem i oficerem ma uwiarygodnić postawy konformistyczne. „Noce i dnie” to powieść z lat trzydziestych, która w dodatku nominowana była no nagrody Nobla. Nie ma więc mowy o tym, by nas autorka do czegoś przymuszała.
Mamy więc oto bohaterskiego powstańca, który jak gdyby nigdy nic gada sobie z Moskalem, a rozemocjonowana, młoda dziewczyna, która nigdy nawet broni w ręku nie miała, uważa, że to jest wprost hańba. Oto przykład pierwszy.
Czy ktoś pamięta może kim był Sokrates Starynkiewicz? Już przypominam. Otóż Sokrates Starynkiewicz, był rosyjskim generałem, który w roku 1861, jeszcze przed Powstaniem Styczniowym pacyfikował zbuntowane wioski na Lubelszczyźnie. Oczywiście nie dobrym słowem i pogadankami w świetlicach, ale za pomocą rewolweru i ściągniętych specjalnie na tę okazję z twierdzy Iwangorod Kozaków dońskich. Był także Sokrates Starynkiewicz ideologiem wielkorosyjskim, polemistą politycznym, wielkim krytykiem myśli niepodległościowej polskiej. Utrzymywał w pewnym momencie całą zgraję lojalistycznych dziennikarzy, którzy wypisywali bzdury o jedności narodów słowiańskich i zlaniu się tychże w jedno, rosyjskie morze. Sokrates Starynkiewicz miał emploi typowe, czyli – jak to napisał swego czasu Leopold Tyrmand – był to stary ubek o wyglądzie dobrotliwego pediatry. Przy całym zachowaniu proporcji oczywiście. Nie wiemy ile śmierci miał na sumieniu Sokrates Starynkiewicz, bo o jego życiu wiadomo stosunkowo niewiele. W 2005 roku pojawiła się w Polsce jego prawnuczka i przywiozła ze sobą nieznane pamiętniki czy jakieś zapiski Sokratesa Starynkiewicza, które zostały wydane u nas. Można się z nich dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy o jego życiu osobistym.
Kiedy zapytamy w Warszawie jakiegoś prymusa, miłośnika historii, jakiegoś gorącego, lokalnego patriotę, o to kim był Sokrates Starynkiewicz zrobi on najpierw mądrą minę, a potem z tą charakterystyczną dla zmanipulowanych idiotów swadą, zacznie opowiadać o wielkości i geniuszu Sokratesa Starynkiewicza, który uporządkował miasto, powiększył je, a do tego zbudował sieć wodociągów, czyli tak zwane Filtry, które dziś można zwiedzać, są bowiem obiektem zabytkowym. O Sokratesie Starynkiwiczu nie można mówić w Warszawie źle, bo się człowiek naraża na opinię chama, który nie rozumie czym jest postęp cywilizacyjny i kultura materialna. Postęp bowiem i cywilizacja to dwa bożki, którym się oddaje cześć w mieście stołecznym od zawsze, albowiem miasto to cierpi na rozmaite deficyty i niedostatki, w sferze emocji głównie. Szczególnie zaś lubią znawcy tematu podkreślać, że filtry w Warszawie powstały wcześniej niż w Moskwie, czy może w Petersburgu, już sam nie pamiętam. I to właśnie było zasługą Sokratesa Starynkiewicza, który kochał Polskę, Warszawę i do tego osobiście ponoć uzyskał u cara zgodę na różne potrzebne i poważne inwestycje w Warszawie.
Ja w tym miejscu chciałem jedynie przypomnieć, że podobną zgodę na inwestycje uzyskał w Moskwie dużo później Janosz Kadar, a stało się tak ponieważ trzeba było uspokoić Węgrów po przegranym powstaniu i zniszczeniu Budapesztu.
Starynkiewicz zaś został prezydentem Warszawy w roku 1875 i pozostawał nim do roku 1892. Później zaś piastował różne funkcje urzędowe i nadal działał dla „dobra miasta” co lubią podkreślać warsiawianiści.
Pragnę teraz zwrócić uwagę, że poza Sokratesem Starynkiewiczem nikt inny, na przykład żaden pruski czy austriacki urzędnik, na podobnie łagodne traktowanie nie zasłużył. Mnie to na przykład dziwi, a was nie? I oto jest przykład drugi.
Weźmy teraz takiego Gierka. Co on wiedział o świecie? Biedny chłopak z jakiejś wioszczyny o idiotycznej nazwie Gołonóg, który pojechał jako 16 latek do Francji. Po wielu zaś latach, na nie rozpoznanej do końca zasadzie został władcą Polski, bo tak to trzeba nazwać. Władcą, nie żadnym pierwszym sekretarzem, czy kimś innym. Zaczęło się podobnie jak w przypadku Sokratesa Starynkiewicza – od pacyfikacji. Tyle, że w latach 70 XX wieku nie pacyfikowano wiosek tylko strzelano do ludzi w mieście. Konkretnie zaś na dworcu kolejny podmiejskiej w Gdyni. Sprawa ta nie jest wyjaśniona do dziś i nikt nawet nie próbuje jej wyjaśniać. Nie ma odpowiedzi na pytanie: dlaczego w roku 1970 zabijano ludzi na Wybrzeżu? Nie wiemy też kto jest winien tej zbrodni, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy powiedzieć, że nie był to, nieżyjący już przecież Edward Gierek.
W czym Gierek przypomina Sokratesa Starynkiewicza? Moim zdaniem w tym, że obaj byli technokratami. Starynkiewicz miał uspokoić Warszawę i nadać jej nowy kształt oraz poważnie ją zmodernizować, a Gierek za pomocą – tak sądzę – zachodnich mafii komunistycznych wymógł na Moskwie zgodę na różne inwestycje w Polsce. Gierek ma jednak dużo gorszą prasę wśród niezależnie myślących Polaków, nie tylko Warszawiaków, niż Sokrates Starynkiewicz. Pewnie dlatego, że Gierka traktują oni jako zdrajcę i zaprzańca, a Satrynkiewicza jak szczerego Rosjanina, który się zakochał w Polsce. To są bardzo często spotykane projekcje, które zaburzają optykę historyczną.
Wróćmy teraz do tych mafii komunistycznych z zachodu. Nie do uwierzenia jest, by wszystkie one były tak bezwzględnie podporządkowanie Moskwie jak to się zwykło przyjmować. Były to silne i bogate organizacje, mające oparcie we własnych narodach i zakorzenione we własnych krajach bardzo głęboko. Moskwa mogła nimi sterować i penetrować je na dość poważną głębokość, ale miało one jednak sporo samodzielności. No i chciały robić interesy ponieważ z Moskwą, ponieważ szykowały się na całkowite zdobycie władzy i potrzebne im były pieniądze. W komunistycznych mafiach zaś zawsze było tak, że nikt nikomu nie dawał niczego za darmo. Wszystko trzeba było kupić, albo zdobyć z bronią w ręku. No i komuniści kupowali albo zdobywali. Gierek robił interesy z komunistami z Włoch i Francji. Dzięki temu mieliśmy w Polsce fabrykę Fiata, a po miastach jeździły autobusy marki Berliet. Były to poważne interesy, które wiele ułatwiały włoskim i francuskim komunistom, a do tego jeszcze – nikt chyba nie wierzy w to, że czerwoni w tych krajach nie mieli zgody na działalność lub byli nielegalni – wzmacniały owe biznesy pozycję gospodarczą tych krajów. Do Polski i innych demoludów sprzedawano wiele rzeczy i to napędzało koniunktury we Włoszech i Francji. Są jednak jeszcze inne kraje na zachodzie Europy i one istniały także za Gierka. Z tymi krajami towarzysz Edward nie robił interesów i nie ratował ich podupadającego przemysłu. Jest na przykład taki kraj jak Wielka Brytania. On co prawda jest bardzo bogaty i ma kolonie, zwane obecnie Brytyjską Wspólnotą Narodów, co gwarantuje mu zbyt produkcji przemysłowej, ale kraj ów prowadzi także politykę. Ta zaś wymierzona jest od zawsze w kontynent i jego potęgi.
Teraz zróbmy pauzę.
Gierka się w Polsce nie lubi i w obecnej chwili mamy wielki come back demonstracyjnej niechęci do towarzysza pierwszego sekretarza. Bo cóż on zrobił? No przede wszystkim zmienił konstytucję, w której znalazł się zapis o wiecznej przyjaźni ze Związkiem Radzieckim, a wcześniej tego nie było, nawet za Bieruta. Zapis ów traktuje się więc jak zdradę poważną. No, ale mamy w dziejach inne, o wiele gorsze zdrady. Taki na przykład Bolesław Krzywousty bez mrugnięcia okiem zrzekł się praw do korony, a nikt go zdrajcą nie nazywa. Ktoś powie, że przykład zbyt odległy? A to czemu? Polityczne przykłady są aktualne zawsze, niezależnie od epoki. Albo do znudzenia powtarzane gawędy o tym jak to królowie polscy powinni zająć Prusy, a oni tego nie zrobili i przyczynili się w ten sposób do późniejszej klęski Polski. Nie jest to zdrada?
Zastanówmy się serio, co zrobił Gierek: on tylko dodał do całkowicie fikcyjnego dokumentu, jakim była nieważna ze swojej istoty konstytucja PRL równie fikcyjny zapis. Zrobił to zapewne z polecenia towarzyszy radzieckich, którzy uznali, że taka jest cena za zgodę na różne inwestycje w Polsce.
No, ale co to za inwestycje? Jedna trasa szybkiego ruchu do Katowic i huta oparta o przestarzałe technologie. Nie było warto. No i te kredyty, które trzeba było spłacać latami. Zdrada, chybione decyzje gospodarcze i do tego zadłużenie. A potem jeszcze Kaczyński wstaje i mówi, że Gierek był z jakichś niezrozumiałych powodów fajny. To jest przecież skandal.
Co z tym wszystkim zrobić? Postaram się wyjaśnić. Otóż prócz fałszywego narzędzia optycznego do oglądania historii jakim jest lupa wyprodukowana w XIX wieku przez miłośników Sokratesa Starynkiewicza, mamy do dyspozycji jeszcze jedno, równie złe narzędzie. To jest taki przyrząd, który każe nam patrzeć na historię najnowszą poprzez dwa pojęcia: kapitalizm i socjalizm. Otóż nie było żadnego kapitalizmu i nie było żadnego socjalizmu. A co było? Dawno temu ktoś podjął decyzję, że należy rozbroić i maksymalnie zubożyć Rosję. Dokonało się to w wyniku rewolucji październikowej i ideologii leninowskiej. Niestety nie można mieć wszystkiego i szybko bardzo okazało się, że zubożona Rosja jest gotowym na wszystko gangsterem, który swoje ubóstwo zamierza zlikwidować poprzez rabunek wojenny. I to właśnie stało się faktem, w dodatku zorganizowanym tak sprytnie, że za całe zło owego wojennego rabunku oskarżono Niemcy. Po wojnie, kiedy Rosja podreperowała nieco swoją sytuację poprzez wywóz wszystkiego co się dało z krajów podbitych, rozpoczęła swoją starą, znaną już od czasów Piotra politykę. Zaczęła handlować ze światem. I światu się to bardzo podobało, bo w Rosji wszystko było tanie. Tak się jednak złożyło, że kraje podbite zaczęły się buntować. Najpierw wschodnie Niemcy, potem Węgry, później Polska i Czechy. O buntach owych można oczywiście mówić jak o zrywach wolnościowych, ale dobrze wiemy jakie były postulaty robotników w PRL i innych demoludach. Głównie chodziło o jedzenie. W dodatku tanie. Bunty te były krwawo tłumione, ale kilka lub kilkanaście lat po nich podbite narody, w zamian za lojalność dostawały trochę kiełbasy. Można to było opakować mniej lub bardziej atrakcyjnie. U nas komunistyczny dobrobyt prócz kiełbasy przyniósł nam tanie samochody, które się psuły, przyniósł nam trasę katowicką i hutę w tychże Katowicach, oraz inne wielkie budowy, na których można było sobie zarobić. Ludziom prostym, nie rozumiejącym ani polityki, ani historii szalenie się to podobało i nikt nie zamierzał protestować przeciwko polityce Gierka. Do chwili kiedy nie pojawiły się kartki na cukier. Wtedy zaczęło się dziać źle.
Musimy jednak zdać sobie sprawę z tego, że tak jak wszystko wcześniej, tak i owe kartki na cukier były wynikiem jakichś szantaży czyli tak zwanych ustaleń międzynarodowych, które podjęto gdzieś, w lśniących gabinetach daleko od nas. Musimy zdać sobie sprawę, że nie była to konsekwencja złej gospodarki, bo coś takiego istnieć może na poziomie gospodarstwa domowego, a nie na poziomie państwa. Gospodarki państwowe bowiem psute są celowo. Nie ma takiego systemu, którego nie dałoby się po protu doinwestować kredytem, zdyscyplinować karami i nagrodami oraz popędzić do przodu jakąś ideologią, a niechby wymyśloną na poczekaniu. Tak więc w pewnej chwili komuś nie spodobało się, że w Polsce są te budowy, ta nędzna trasa do Katowic i inne rzeczy i postanowił to zepsuć. Psucie podobnie jak budowanie wymaga motywów czyli ideologii. No i tu właśnie pojawia się ów dualizm socjalistyczno-kapitalistyczny, dzięki któremu mogliśmy zrozumieć, że komuna jest zła, a zachód dobry i kiedy już obalimy Gierka, to będziemy mogli sobie kupować piwo w puszkach i będzie cool. Był z tym Gierkiem jednak pewien kłopot. Otóż on się dość sprytnie zabezpieczył od strony piaru, bo nadał swoim poczynaniom gospodarczym charakter narodowy. Podkreślał polskość samochodu fiat, za jego panowania ruszyły różne programy badawcze w dziedzinie historii mające podkreślić wielkość i znaczenie Polski i mimo owego nieszczęsnego zapisu w konstytucji PRL, uprawiał Gierek na całego lans narodowy. I to się podobało w kraju, ale też bardzo przeszkadzało za granicą. Jeśli bowiem polski robotnik myśli tylko o kiełbasie i do tego ma samochód marki Fiat 126 p, a jeszcze jego drużyna piłkarska wygrywa, to niesłychanie trudno jest go przekonać, żeby coś zmienił. Najlepiej zacząć więc od tej kiełbasy, albo od czegoś innego. W naszym przypadku zaczęło się od cukru.
Chciałem teraz zwrócić uwagę na jeden ważny szczegół. Zanim to jednak zrobię, muszę powrócić do pewnego wątku w II tomu mojej Baśni jak niedźwiedź. W XVI wieku Polska była krajem przemysłowym. Dokładnie tak samo jak za Gierka, tyle że większym. Przemysł ten opierał się na przerobie węgierskiej miedzi w dwóch olbrzymich ośrodkach hutniczych oraz na przerobie rudy żelaza w tysiącach mniejszych ośrodków rozsianych po całym kraju. Te dwa duże ośrodki miedziowe to Kraków i Cieszyn. Jeden z nich spławiał półprodukty do Gdańska Wisłą, a drugi do Szczecina Odrą. Wszystko prosperowało jak ta lala, a cała polityka wewnętrzna późnej doby jagiellońskiej da się opisać jako rywalizacja niemieckiego kapitału z miast i polskiego z folwarków, o to kto będzie kontrolował handel metalami. Wszystko inne jest w owym czasie kwestię drugorzędną. Podobny przemysł istniał na Śląsku i w Czechach.
Przemysł środkowej Europy został wtedy zniszczony, na trzy sposoby – poprzez zbankrutowanie monarchii habsburskiej, poprzez śmierć króla Stefana oraz poprzez wojnę XXX letnią. Po tym nastąpił jeszcze Potop szwedzki i można było zaczynać wszystko do nowa, tyle że inne niż Kraków i Cieszyn ośrodki przemysłowe grały już rolę główną. Jakie? No te położone na Wyspie rzecz jasna. Druga połowa XVII i cały wiek XVIII to wielki boom angielskiego przemysłu metalowego.
Kiedy zaczynałem pisać II tom Baśni jak niedźwiedź chciałem zakończyć go na budowie huty Katowice. Było to zamierzenie piękne, ale nie do zrealizowania. Książka musiałaby mieć z 800 stron. Analogia jednak narzuca się sama. Popatrzcie kiedy rozpoczął się w Polsce kryzys, w roku 1976 oczywiście, w tym czasie Gierek rozpoczął budowę tej huty. Było to przedsięwzięcie gigantyczne, które zmieniało kraj całkowicie. Prócz huty w Mogile pod Krakowem, usytuowanej prawie dokładnie w tym miejscu gdzie stała jej XVI wieczna poprzedniczka miał powstać jeszcze jeden ośrodek przemysłowy, w odległości nie dalszej od Krakowa niż Cieszyn w XVI wieku. Nie wolno było pozwolić na budowę tego ośrodka, no i się zaczęło.
Do czego zmierzam? Otóż do tego, ze kraj nasz znajduje się zwykle w sytuacji bardzo trudnej, również w sferze narracji, opisu. Jeśli ktoś więc zabiera się do tego opisu za pomocą słów takich jak: Gierek to zdrajca, a w roku 1989 odzyskaliśmy niepodległość, to powinien się nieco zastanowić. Jarosław Kaczyński zaś nie przywołuje dokonań Gierka dlatego, że chce wprowadzić do Konstytucji jakiś nowy zapis, ale dlatego, że zdaje sobie sprawę czym w rzeczywistości jest polityka międzynarodowa. Strategie są tam rozpisywane na długość życia jednego pokolenia i jeśli politykowi uda się zapewnić względny dobrobyt jednemu choćby pokoleniu ludzi w swoim kraju, to nie jest źle. Może nie jest to sukces, ale nie jest to też klęska. Pamiętajmy bowiem, że w polityce wszystko idzie na serio i głupie decyzje skutkują śmiercią wielu ludzi, a także wygnaniem i utratą majątku. Pojmijmy więc wreszcie w co się tu gra i przestańmy się zachowywać jak 19 letnia Barbara Ostrzeńska.
Tak się bowiem składa, że żyjemy dziś w czasach bardzo do lat 70-tych podobnych, tyle, że Tusk w odróżnieniu od Gierka ma o wiele silniejsze zaplecze i on jest do nas nastawiony zdecydowanie wrogo. Tusk nie robi wewnętrznej polityki narodowej, on uprawia na każdym polu politykę międzynarodową, ci zaś którzy nie potrafią sobie z nim poradzić, również w sferze opisu, zaczynają opowiadać jaki zły był Gierek i przypominają kawały o milicji. Jest to klasyczny przykład ucieczki do tyłu.
Podstawowy problem Polski tkwi nie w tym, kto jest, a kto nie jest zdrajcą, ale w niemożności dokładnego zdefiniowania zdrady. Ta zaś wywodzi się wprost z tego faktu, że państwo nie ma doktryny. Jest to byt rozproszony na różnych polach, zaangażowany w różne rodzaje działalności, który posługuje się wieloma, prymitywnymi w istocie ideologiami, ale doktryny nie ma. Przez to właśnie, wielu ludzi uważa Tuska za patriotę, a Gierka oraz wyrażającego się o nim z sympatią Kaczyńskiego za zdrajców. Przestańcie myśleć w ten sposób. Pamiętacie film „Truman show”? Spójrzcie w niebo, za chwilę zleci wam na łeb jakiś reflektor.
Na koniec jeszcze jedno: pomysł, by rok 2013 był rokiem Edwarda Gierka jest oczywiście prowokacją, wynikającą z prymitywizmu myślowego i politycznego jego autorów. To jest zagranie „na dobrobyt” i próba przekonania ludzi, że ów dobrobyt zawdzięczają lewicy. A to są brednie. Dobrobyt lat 70 to wynik tajnych mafijnych układów pomiędzy grupami rządzącymi na zachodzie i u nas. A jakie układy ma dziś Miller? I gdzie? I co nam będzie sprzedawał? Ruskie samochody? A Kwaśniewski i jego kontakty na Ukrainie? Będziemy dzięki niemu zaopatrywani w te dziwne cukierki składające się ze słoniny oblanej czekoladą? Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić. No i rzecz najważniejsza – Gierek nie zajmował żadnego miejsce w strukturach międzynarodowych. A oni zajmują. I to jest rozróżnienie podstawowe. Niech się lepiej od niego odczepią, bo nie przypominają towarzysza Gierka w najmniejszym stopniu. Przypominają za to bardzo tych, którzy wywrócili jego stołek.
Promocja książek Toyaha!!!!
Od dziś, trzy książki Toyaha czyli Krzysztofa Osiejuka sprzedajemy w promocyjnej cenie 70 złotych plus koszta przesyłki. Oczywiście można sobie kupić każdą z tych trzech książek oddzielnie, nie ma problemu, ale wtedy są one droższe. Zapraszam.
Inne tematy w dziale Polityka