coryllus coryllus
2960
BLOG

Prymas Warzecha atakuje czyli o znawstwie

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 33

 Wszyscy pamiętamy ten dowcip: przychodzi milicjant do sklepu i mówi – poproszę episkopat. - Chyba epidiaskop – mówi na to sprzedawca. - Co mi pan tu...- woła milicjant – ja już w podstawówce byłem prymasem.

Przypomniał mi się ten niewyszukany witz kiedy przeczytałem sobie tekst Pana Łukasza Warzechy umieszczony wysoko, wysoko, a chwalący dawne dzieje, konkretnie zaś Powstanie Wielkopolskie. I właściwie mógłbym sobie dać spokój z tym tekstem i jego autorem, bo Pan Łukasz Warzecha nie pisze tam niczego ponadto co już wcześniej napisał, w poprzednich latach, na temat innych niż wielkopolskie powstań gdyby nie dwa aspekty jego wpisu. Obydwa zdradzające pewne psychologiczne deficyty autora. Oto inkryminowane fragmenty:

 

Jestem z przekonania konserwatystą w sensie stańczykowskim.”

 

Powstaniu Wielkopolskiemu i jego bohaterom – mniej widowiskowym i skromniejszym niż efektowni bohaterowie przegranych zrywów – należy się nie mniejsza chwała”.

 

Zacznijmy do drugiego fragmentu. W zasadzie należałoby pochylić czoło przed Panem Łukaszem Warzechą, za to że świadom jest on swoich własnych ograniczeń i za skromność, gdyby owa psychologiczna perspektywa nie przesłaniała mu – niczym za duży kaszkiet – całego historycznego horyzontu. Ja zupełnie nie jestem przekonany co do tego, że Powstańcy Wielkopolscy byli i są nadal mniej widowiskowi niż inni. Powstańcy Wielkopolscy i cała historia Wielkopolski w XIX wieku doczekali się długiego i wielokrotnie emitowanego filmu pod tytułem „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”. Filmu, który ja osobiście bardzo lubiłem. Doczekali się Powstańcy Wielkopolscy kilku filmów dokumentalnych oraz serialowej produkcji szpiegowskiej opowiadającej o losach tychże Powstańców w dwudziestoleciu i w czasie II wojny. Rzecz nazywała się „ Pogranicze w ogniu”. Tytuł dano trochę na wyrost, bo w film jest beznadziejnie statyczny. Nie ma, poprawcie mnie jeśli się mylę, ani jednego filmu fabularnego o Powstaniu Listopadowym, a o Powstaniu Styczniowym jest jeden film, w którym Machulski pomieścił taką ilość wątków standardowych znanych z westernów, że one całkowicie ten film dyskwalifikują. Chodzi mi o produkcję „Szwadron” nakręconą według prozy Rembeka. Nie wiem więc skąd w głowie Pana Łukasza Warzechy wzięła się konstrukcja wyrażona słowami: efektowni bohaterowie przegranych zrywów.

Oni nie są efektowni, bo my ich nie widzimy. Nie kojarzymy ich twarzy z twarzami znanych aktorów, nie znamy ani jednej reżyserskiej interpretacji psychiki Józefa Bema czy Dwernickiego. Zostało nam to odjęte i odejmowane jest nadal przez ludzi takich jak Pan Łukasz Warzecha, którzy z przekonaniem interpretują dzieje tak jak je dawno temu zaprogramowali komuniści, a może jeszcze ktoś przed nimi.

Tutaj muszę się zatrzymać, bo pamiętam, że dawno temu pokazywano w telewizji jakiś spektakl, którego bohaterem był Romuald Tragutt, nie pamiętam tytułu, ale grał go chyba Jerzy Radziwiłłowicz. Spektakl ten nie został powtórzony nigdy. Być może dobrze się stało, nie wiem, bo po latach nie potrafię go należycie ocenić.

Skąd więc w głowie Pana Łukasza Warzechy to przekonanie, że oni, ci inni bohaterowi są efektowni, a w dodatku bez przerwy lansowani jako wzór. Stąd, że mają oni swoje ciepłe miejsce w lekturach szkolnych, że jest „Warszawianka” i „Kordian”, że są „Noce i dnie” oraz „Nad Niemnem”. W żadnej z ekranizacji tych dzieł, w żadnym spektaklu według Wyspiańskiego, nie widać jednak tego o czym mówi Pan Łukasz Warzecha, czyli efektownych bohaterów. W „Warszawiance”, z tego co pamiętam ze spektaklu w teatrze telewizji, siedzi przy stole generał Chłopicki, wszyscy latają dookoła jak poparzeni, bo na zewnątrz jest prawdziwa bitwa, od której zależy wszystko. Mamy całą galerię typów psychologicznych. Wszyscy się martwią, pełno poranionych ludzi, a na koniec jeszcze ten Świderski w roli starego wiarusa. To jest ponure misterium wojny, a nie efektowna szarża.

Ponieważ zaznaczone przeze mnie fragmenty wypowiedzi Pana Łukasza Warzechy mają silny rys osobisty, spróbujmy się zastanowić przeciwko czemu w istocie protestuje autor. Otóż według mnie chce on powiedzieć, że jak ktoś jest nieefektowny, ale pracowity i umie odkładać pieniądze to także ma szansę na ślub z ładną dziewczyną. Nie sądzę, żeby za tą wypowiedzą kryły się w istocie jakieś inne treści.

Postuluje Pan Łukasz Warzecha, że w czasie najbliższych 6 lat, powinien powstać jakiś budujący film o Powstaniu Wielkopolskim, o tym jak to pokonaliśmy Niemców. Ja nie jestem takiemu filmowi przeciwny, powiem więcej – uważam, że powinno powstać ze 6 takich filmów, każdy o czymś innym. Nie one ucieszyłyby mnie jednak najbardziej.

Nie myślę też nawet o tym, by ktoś nakręcił film o Powstaniu Listopadowym. Lepiej żeby żaden polski reżyser tego nie robił, bo się potem nie pozbieramy przez 50 lat. Jest to zresztą niemożliwe z przyczyn praktycznych. Nie ma takiego budżetu, który by wytrzymał obciążenie kosztem produkcji kostiumów. Trzeba by chyba zaangażować w to jakiegoś szejka. Nie chcę także, żeby kręcono film o Powstaniu Styczniowym, bo tego Powstania nikt nie rozumie, a dowodem na to są wykrzykiwane co jakiś czas peany na cześć Wielopolskiego. Mam jednak małe marzenie, w dodatku takie, które można zrealizować w polskich warunkach budżetowych. Marzę mianowicie o tym, by nakręcono film o krakowskich Stańczykach. Przypomnijmy co o nich napisał Pan Łukasz Warzecha:

 

Jestem z przekonania konserwatystą w sensie stańczykowskim.”

 

To ważne stwierdzenie. Wyobraźmy sobie bowiem plener następujący: Kraków końca wieku XIX, Planty, rozemocjonowani dyskutanci w pelerynach, z wypielęgnowanym włosem na głowach i brodach idą do redakcji by tam składać kolejny numer swojego konserwatywnego pisma, w którym opiszą po raz nie wiem który wady narodowe Polaków, te wszystkie złe cechy, które doprowadziły do upadku kraju. Czas jest gorący, bo za parę lat zawali się monarchia, która trzyma się dzięki takim jak oni między innymi, ale Stańczycy tego nie widzą, bo oni żyją w innym czasie i inne sprawy załatwiają. Bawią się mianowicie w ulubioną grę dziennikarzy, w realizm oraz wierzą w ulubione bóstwo leni i tchórzy – w ewolucję. Ich ewolucja dotyczy Polski państwa, które w tym rozpadającym się molochu jakim są Austro-Węgry, w kraju gdzie mordują następcę tronu, potem cesarzową, ma odnaleźć spokój i przeżyć swoje najlepsze chwile, w duchu konserwatywnego, powolnego rozwoju. Nie widzą nic. I nic nie zobaczą, a to za sprawą wielkiej pracy wykonywanej nieustannie przez wydelegowanych do Krakowa wywiadowców ze Lwowa i Pragi, których szefem jest pułkownik Alfred Redl, człowiek odpowiedzialny za to, by monarchia pełna była takich właśnie kół i kółek złożonych z rozemocjonowanych inteligentów wydających swoje gazety. Budżety na te pisma specjalnym poleceniem cesarza wygospodarować miały korpusy armii stacjonujące w poszczególnych prowincjach. Na tę krakowską gadzinówkę pieniądze zaś, nie wiadomo dlaczego wydać miał praski korpus armii, gdzie później przeniesiono samego Alfreda Redla.

Ktoś powie, że to licentia poetica, bo Redl był przecież dużo młodszy od pokolenia Stańczyków. No i co z tego? Lepsza dobra licentia poetica niż słaba licentia politica. Kulminacyjną zaś scenę widzę tak: na biurko cesarza ktoś przynosi cały stos wydawanych w monarchii gadzinówek produkowanych przez tych wszystkich inteligentów. Cesarz przegląda wszystkie po kolei i w końcu wybiera jeden. Czyta z wyraźną satysfakcją i kiwa głową uśmiechając się pod nosem. My widzimy tylko okładkę pisma, a na niej tytuł: Tygodnik Lisickiego.

 

Na koniec wiadomość: do końca roku „Baśń jak niedźwiedź” sprzedawana będzie w pakiecie pod dwa tomy, w cenie 60 złotych plus koszta przesyłki. Taka świąteczna promocja, a do końca roku dlatego, żeby prawosławni też mogli sobie kupić pod choinkę tę piękną i potrzebną książkę. W promocyjnej cenie jest również „Atrapia” - 15 złotych plus koszta wysyłki. Zapraszamwww.coryllus.pl 

Czytelnikom z miasta Łodzi pragnę przypomnieć, że wszystkie książki w tym „Dzieci peerelu”, których nakład już się wyczerpał są dostępne w księgarni wojskowej w Łodzi, przy ulicy Tuwima 33. Dokonanie zakupów tam właśnie jest dużo łatwiejsze niż zamawianie książek przez mój sklep. Zapraszam.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (33)

Inne tematy w dziale Polityka