coryllus coryllus
2255
BLOG

Wymachiwanie Narutowiczem

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 13

 Jak większość z nas pamięta, bohaterami czasów PRL, prawdziwymi bohaterami, byli ludzie tacy jak Franciszek Zubrzycki, Marceli Nowotko, Paweł Finder i Małgorzata Fornalska. Prócz panteonu oficjalnego lansowanego w książkach do historii, w literaturze popularnej, w filmach i w przedstawieniach teatralnych były jeszcze panteony mniejsze, lokalne, przeznaczone do osobistej dewocji mieszkańców miast, miasteczek i wsi. W moim mieście bohaterem, o którym opowiadano dzieciom na akademiach i przy okazji różnych rocznic był niejaki Okurzały, Michał Okurzały. Przez całe dzieciństwo wierzyłem w to, że Okurzały istniał naprawdę, że był bohaterem i zginął w dramatycznych okolicznościach na lewym brzegu Wisły. Miał 21 lat. Pokrótce jego historia wyglądała tak: młody radiolegrafista I dywizji ludowego wojska polskiego, zostaje przerzucony na lewy brzeg Wisły w czasie próby uchwycenia przyczółków po tamtej stronie. Ma kierować ogniem artylerii rozstawionej na prawym brzegu. Zostaje tam okrążony, nie może się wycofać, rzecz skończyła się nadaniem przez niego ostatniej komendy, która brzmiała: artyleria, ogień na mnie. No i zginął Michał Okurzały, bohater naszego miasta, któremu poświęcono specjalną tablicę w miejscu jego śmierci. Później, po zmianie władzy, różni lokalni badacze zajęli się sprawą Okurzałego i okazało się, że cała ta historia jest dęta i zmyślona. Okurzałego nigdy nie było, a jego nazwisko zostało wymyślone w gabinetach propagandowych rezydentów, którzy prócz zmyślania historii musieli jeszcze pisać piosenki i wydawać gazety. Pod koniec lat 90 wszystko zmieniło się po raz kolejny, bo Okurzały zmartwychwstał w sensie metaforycznym i znowu zaczęto o nim pisać. Myślę, że stało się tak dlatego, żeby zatrzeć pamięć o innym bohaterze naszych okolic, o Marianie Bernaciaku, Orliku, którego nie wspominano wcale lub półgębkiem. Pojawili się nawet świadkowie śmierci Okurzałego, choć przecież nikt nie ocalał z oddziału, w którym znajdował się bohaterski radiotelegrafista. Opowiadali owi świadkowie, jak było, a było dokładnie tak jak to relacjonowano mnie i moim kolegom w szkole podstawowej – artyleria, ogień na mnie!

Nie wiem czy tablica upamiętniająca śmierć Michała Okurzałego znajduje się jeszcze w miejscu jego bohaterskiej śmierci, bo ostatni raz byłem tam dawno temu, ale myślę, że jednak jej nie ma.

Dziwne przygody Michała Okurzałego, nie ważne czy istniał on naprawdę, czy wymyśliła go Wanda Wasilewska, wskazują na to jak ważna jest pamięć i jak ważny jest przykład. Być może jest to najważniejsze narzędzie propagandowe jakim dysponują wszystkie reżimy. Dobra postać na sztandarze załatwia bardzo wiele spraw, nawet jeśli jest całkowicie lub w części fikcyjna.

Oczywiście trudno jest wykreować bohatera z niczego, zwłaszcza kiedy mamy Internet i dostęp do informacji jest powszechny, przynajmniej w teorii. O wiele łatwiej jest bohatera zawłaszczyć. A najlepiej jest przywłaszczyć sobie bohatera, a jednocześnie do przeciwnika – niczym jakąś brzydką łatę – przyszyć antybohatera. I mamy oto biednego prezydenta Narutowicza, który nie żyje od dawna i każdego roku używany jest przez czerwonych i ich spadkobierców do młotkowania opozycji. Zupełnie jakby Narutowicz był osobistym znajomym Ozjasza Szechtera i jego rodziny. Wszyscy wiemy, że to nieprawda, Narutowicz nie znał wymienionego, a nawet gdyby go poznał, wątpliwe jest raczej, by zechciał zwrócić na niego uwagę. Niektórzy jednak lubią się łudzić i my na produkcję owych złudzeń nie mamy wpływu. Ponieważ – niczym artyleria z prawego brzegu w historii o Okurzałym – na pierwsze słowa o zbrodniczym zamachu na prezydenta, tak zwana skrajna prawica zaczyna wołać: mason, mason, mason...Sytuacja rozwija się co roku w zaplanowanym i znanym kierunku. I nie ma ludzkiej siły, która by tę narrację przełamała, bo idiotyzm „naszych” objawia się w tym właśnie, że rezonują i czerpią z tego satysfakcję. Nikomu nie przyjdzie do głowy, by opowiedzieć historię prezydenta Narutowicza w sposób, który wytrąci to ważne narzędzie propagandowe z rąk Adama Michnika i jego podwładnych. Jedyną reakcją na akcję propagandową przeprowadzaną w rocznicę śmierci Narutowicza jest próba obrony i zrozumienia Niewiadomskiego. Nie jest to dobra droga, bo człowiek ten został skazany z ewidentną zbrodnię, w dodatku zbrodnię stanu i nic nie da się tutaj dodać. No może poza tym, że napisał ładną książkę o malarstwie polskim, napisał ją z wielkim znawstwem, ze smakiem, a przez swój zbrodniczy czyn, książka ta jest dziś wręcz zakazana i nikt jej nie czyta. Zamiast niej studenci czytają jakieś beznadziejne opracowania z lat późniejszych, które nie mają nawet połowy tej klasy co książka Niewiadomskiego.

Nie wiem czy ktoś studiował dokładnie biografię Eligiusza Niewiadomskiego, ale trzeba by to zrobić. Podkreślam – dokładnie. Może da się tam znaleźć jakiś ślad, który nie tyle posłużyłby do obrony zabójcy prezydenta, ale wskazałby może na udział jeszcze jakichś czynników, być może tak samo ważnych jak obsesje Niewiadomskiego. Ja tego nie wiem, bo nie znam tej biografii. Oceniam sytuację powierzchownie poprzez coroczne rekolekcje grudniowe, związane ze śmiercią Narutowicza. Rekolekcje propagandowe, które mają wskazać nam dziś potencjalnych zabójców nieistniejącego, dobrego prezydenta. To oczywiście ludzie związani z prawicą, to oni w swych pokręconych umysłach chcą mordować. To nie Ryszard Cyba, o nie. On nie jest wcale podobny do Niewiadomskiego, bo był taksówkarzem, a nie historykiem sztuki. Tak samo jak Lech Kaczyński w niczym nie przypomina Narutowicza. Nie był przecież masonem. Nie był ich, więc jego śmierć, nawet jeśli byłaby stokroć bardziej okropna, wcale się nie liczy. Nie ma znaczenia. Trzeba myśleć o Narutowiczu, bo on jest najważniejszy, trzeba myśleć o Okurzałym, żeby nie myśleć o innych, zamordowanych przez zdrajców i sprzedawczyków. I wiecie co jest najgorsze? To o czym już pisałem, że my wszyscy potrafimy jedynie rezonować, jedynie odpowiadać na te dęte prowokacje. Nic więcej. Nie ma takiej siły, która mogłaby się przeciwstawić wymachiwaniu Narutowiczem. Żaden z naszych profesorów nie napisze na ten temat nic, bo ma mało czasu, a metoda naukowa wyklucza pośpiech, żaden z naszych dziennikarzy nie napisze nic, bo nic nie rozumie i jest zwyczajnie za głupi. Pudło rezonansowe – nic więcej. Taką rolę nam wyznaczyli i my to kupujemy i mamy mnóstwo radochy, że chociaż to, że chociaż możemy sobie pobrzęczeć. Ja nie wiem czy ktoś zauważył, ale właśnie odpowiedziałem na powtarzające się często na tym blogu pytanie: co robić, panie kochany, co robić? Teraz już wiecie co robić? Mam nadzieję.

 

Na koniec wiadomość: do końca roku „Baśń jak niedźwiedź” sprzedawana będzie w pakiecie pod dwa tomy, w cenie 60 złotych plus koszta przesyłki. Taka świąteczna promocja, a do końca roku dlatego, żeby prawosławni też mogli sobie kupić pod choinkę tę piękną i potrzebną książkę. W promocyjnej cenie jest również „Atrapia” - 15 złotych plus koszta wysyłki. Zapraszam www.coryllus.pl

Czytelnikom z miasta Łodzi pragnę przypomnieć, że wszystkie książki w tym „Dzieci peerelu”, których nakład już się wyczerpał są dostępne w księgarni wojskowej w Łodzi, przy ulicy Tuwima 33. Dokonanie zakupów tam właśnie jest dużo łatwiejsze niż zamawianie książek przez mój sklep. Zapraszam. 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Polityka