coryllus coryllus
2733
BLOG

Siedmiokilogramowy liść kontra przemysł pogardy

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 28

 Każdy mógł się już wielokrotnie przekonać, jak bardzo jestem zirytowany tym co dzieje się na rynku książki. Bierze się to głównie z tego, że ludzie, którzy związali swoje życie z tym rynkiem są głęboko przewidywalni i bardzo powolni. W dodatku promują swoje książki tak, jakby je mieli sprzedawać czytelnikowi nierozgarniętemu i w jakiś szczególny sposób ograniczonemu. Na ostatnich targach tak się złożyło, że stałem obok stosika IPN. Było to pouczające doświadczenie, bo okazało się, że choć oferta Instytutu jest dużo bogatsza od mojej, to jeśli chodzi o sprzedaż poszczególnych książek zdecydowanie ich wyprzedzam. Nie powiem, poczułem się z tym dobrze. Zważywszy, że oni mają do dyspozycji całą machinę promocyjną, a ja jedynie blog i kilka życzliwych temu blogowi osób.

Ludzie byli oczywiście bardzo zainteresowani ofertą IPN, mało ich interesowało kto tam jest teraz dyrektorem, a kto zastępcą i o co chodzi w politycznych przepychankach wokół Instytutu. Niestety taka jest prawda, czy to się nam podoba czy nie. Ludzie podchodzili do stoiska i pytali o interesujące ich książki, potem płacili i odchodzili po krótkiej pogawędce ze sprzedawcą. Interesowała ich tylko treść publikacji i cena. I właśnie nad treścią, pomijając cenę, chciałbym się dzisiaj chwilę zatrzymać.

Cechą charakterystyczną dobrego autora publicysty, dobrego autora politycznego, jest natychmiastowa reakcja na bieżące wydarzenia. Człowiek zajmujący się beletrystyką nie musi spełniać takich wymogów, podobnie jak poeta, ale autor polityczny a i owszem. Patrząc na stoisko moich sąsiadów, a także na inne stoiska z dziełami autorów publicystów miałem przez cały czas wrażenie, że sprzedają jakąś bryndzę drugiej świeżości. O tym wszystkim gadało się już dawno i wielokrotnie, moim zdaniem nie powinno już być tego na półkach, ale te książki ciągle tam są, bo trzeba je sprzedać. W całej ofercie brakowało mi rzeczy zdecydowanie nowych i komentujących bieżącą politykę. Nie przeczytałem książki Igora Janke – jeszcze – choć się do tego zobowiązałem, ale jeden Viktor Orban wiosny nie czyni, tym bardziej, że jego misja trwa już ładnych parę lat i winna mieć w Polsce kilka co najmniej opracowań. Tu mała dygresja i spostrzeżenie, które mówi wszystko o tym jak traktuje się treści na rynku książki w Polsce. Jedynym bohaterem, o którym napisano kilka, a może nawet kilkanaście książek, bohaterem historycznym, jest niedźwiedź Wojtek z armii generała Andersa. I tyle. Naliczyłem aż pięć książek o Wojtku. O Orbanie była jedna, a o Putinie żadnej. Nie wiem dlaczego nikt nie sprzedawał książki Piotra Semki o Lechu Kaczyńskim. Nie wiem też dlaczego sprzedawano książkę Goćka, która leżała na stoisku z grami planszowymi.

Tym co najbardziej rzucało się w oczy na targach książki historycznej był jakiś przedziwny rodzaj opóźnionego zapłonu, wynikający chyba z niezrozumienia przez wydawców swojej misji, z jakiejś podwójnej asekuracji i lęku, że się nie sprzeda. Nie może, być tak, kochani, że się nie sprzeda, jeśli się wydaje książkę, to z jakimś zamysłem, jak sądzę i nadzieją na zysk. Na targach stoiska zawalone były książkami, które nie schodziły, a za to miały bardzo kolorowe, narracyjne okładki. Pełno było na nich płonących samolotów, czołgów i martwych ludzi, często jeszcze okaleczonych.

Najbardziej jednak zdziwiło mnie to, że jakiś pan napisał – z opóźnionym zapłonem – książkę pod tytułem „Przemysł pogardy”. Książka ta jest jednym z wielu curiosów na naszym rynku. Jest to bowiem zestaw wycinków prasowych, w których autorzy z tygodników i dzienników flekują Lecha Kaczyńskiego. Napisane zostało owo dzieło dwa i pół roku po śmierci prezydenta i reprezentuje nurt w literaturze określany mianem „odgrzewane kotlety na wynos”. Książka się oczywiście sprzedaje, bo każdy lubi sobie poprzeglądać raz jeszcze ten cały publicystyczny śmietnik i wzruszyć się i zapłakać nad nieszczęściem naszego pana prezydenta i jego żony. Ja chciałbym tylko zapytać gdzie w tym jest miejsce na odwagę i na bunt, bo jakoś go nie widzę. Od roku sprzedajemy książkę Toyaha, pod tytułem „O siedmiokilogramowym liściu”, która jest dokładnie tym samym co „Przemysł pogardy”, ale napisanym przez autora z warsztatem, klasą i pomysłami. Toyah relacjonował bowiem na swoim blogu na bieżąco, słowo po słowie, grymas po grymasie i przekleństwo po przekleństwie, nagonkę na Lecha Kaczyńskiego. Czynił to konsekwentnie od dawna i jeszcze dawał do tych swoich opisów komentarze świadczące o tym jak głęboko przeciwnicy Lecha Kaczyńskiego się mylą i jak silnie racja i prawda przyrośnięte są do nas i naszych poglądów. Toyah napisał książkę, która liczy ponad 400 stron, kosztuje niewiele, a na każdej stronie mamy nie tylko emocje i pasję, ale również prawdę. „Siedmiokilogramowy liść” jest bowiem zapisem na bieżąco tego co działo się w dniach prezydentury Lecha Kaczyńskiego, zapisem reakcji ludzi, którzy prezydenta nie lubili, albo wręcz nienawidzili, zapisem ich słów i komentarzem do ich czynów. Jest to kawał porządnej politycznej publicystyki, nie mający nic wspólnego ze zbiorem prasowych wycinków, sprzedawanych w jednym kawałku. W dodatku zebranych w długi czas po śmierci głównego bohatera tej książki.

O czym świadczy obecność tej książki na rynku? Otóż moim zdaniem świadczy ona o tym, że wydawcy książek bardzo chcieliby reagować na wydarzenia polityczne tak jak wydawcy pracy. Nie znają jednak dobrych autorów i są za mało mobilni, boją się poza tym i mają dziwny nawyk, polegający nam tym, że nie dowierzają samym sobie i nie podejmują ryzyka. Inwestują w tak zwane pewniaki, który zwykle gwarantują zysk na bardzo krótką metę. Czy to da się zmienić? Nie sądzę. Na pewno nie w segmencie książki historycznej i politycznej, gdzie na pierwszej linii sprzedażowej leżą prace doktorskie i habilitacyjne wszystkich uczonych mężów parających się historią. Rzeczy nie do czytania i nie do strawienia. Ktoś jednak uważa, że one właśnie gwarantują sukces. To jest niestety pomyłka. Rynek książki historycznej i politycznej w Polsce otwiera więc przed dynamicznymi autorami nieograniczone wręcz perspektywy, większość bowiem konkurencji zachowuje się jak wielki, tłusty mamut, który wpadł w pułapkę i nie może się ruszyć. I nie rozumie, że trąbienie na postrach nic mu nie pomoże.

Pozostaje mi jedynie wyrazić radość z tego powodu i wydawać kolejne książki. Nie mam wyjścia.

 

Na koniec wiadomość: do końca roku „Baśń jak niedźwiedź” sprzedawana będzie w pakiecie pod dwa tomy, w cenie 60 złotych plus koszta przesyłki. Taka świąteczna promocja, a do końca roku dlatego, żeby prawosławni też mogli sobie kupić pod choinkę tę piękną i potrzebną książkę. W promocyjnej cenie jest również „Atrapia” - 15 złotych plus koszta wysyłki. Zapraszam www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (28)

Inne tematy w dziale Polityka