Pamiętacie tego faceta? „Tour de Lance” - krzyczały nagłówki gazet. Był wszędzie, w każdym sportowym piśmie, w każdym sportowym programie. Poznałem chłopaka, który jechał rowerem przez kilkaset kilometrów po to tylko, żeby zobaczyć jak Lance pokonuje jakiś alpejski odcinek trasy. Lance był jego idolem, mistrzem i guru. Pamiętacie jak Lance zachorował, jak opowiadał ze łzami w oczach, że ma raka i może umrzeć? Ja to wszystko pamiętam, bo mało kto wydawał mi się tak podejrzany i bezczelny jak Lance Armstrong właśnie. I proszę – okazało się, że 24 sierpnia tego roku Lance został zdyskwalifikowany wstecznie od roku 1998, odebrano mu medale i tytuły, jego zwycięstwa unieważniono, a jego samego ośmieszono. Czy Lance się tym przejął? Nie sądzę. W nim jest tyle pychy, że pewnie nawet nie zwrócił na to uwagi. Jest mnóstwo możliwości dla kogoś takiego jak on. Jest także mnóstwo ludzi, którzy gotowi są zaprzeczyć oczywistościom, byle tylko móc dalej wierzyć w wielkiego Lance'a Armstronga.
Po co ja to piszę? Tak nam się tutaj ostatnio dobrze gadało o tym co najgorsze i nagle napatoczył się ten Armstrong. Ja go naprawdę dobrze pamiętam, szczególnie zaś ten moment, kiedy ogłoszono, że jest chory, a potem on wyzdrowiał. Ponieważ tak jak każdy boję się śmierci, choroby i cierpienia było mi trudno zwątpić w Lance'a, ale coś wtedy mi w duszy zaśpiewało – nie wierz temu facetowi. I ja mu nie uwierzyłem. I bałem się tej niewiary, bo jak człowiek ma przed sobą kogoś kto z jasnym okiem mówi – mam raka i niedługo umrę – to można jedynie pochylić głowę. A ja nie pochyliłem, bo przypomniało mi się, że rak jądra jest bardzo trudny do wyleczenia, a wczoraj przeczytałem, że w czasie kuracji można się szprycować dowolnymi środkami poprawiającymi kondycję i nikt takiemu sportowcowi nie może nic powiedzieć i nic zrobić. Powiem też, że poza Lance'em nie znałem nikogo kto tak otwarcie obnosiłby się ze swoją chorobą. No może jeszcze Michał Wiśniewski, który także ostatnio ogłosił, że jest chory. Znałem za to kilku ludzi z poważną depresją, którzy zamykali się w domach i w samotności czekali co będzie. Nie biegali po ulicy opowiadając o tym jak im się ciężko żyje i jak mają przechlapane. Może dlatego, że nie byli sławnymi sportowcami, nie wiem. Nie wiem też jakbym się sam zachował w takiej sytuacji, bo tego nie wie przecież nikt. Skupmy się jednak na faktach – Lance był chory na poważną chorobę, wyzdrowiał, zwyciężał, a teraz go zdyskwalifikowano. On zaś drwi sobie z tego wszystkiego, bo zajmuje się dziś promocją zdrowia i organizuje wyścigi kolarskie na rzecz walki z rakiem. Czy ma złudzenie nieśmiertelności? Nie wiem, ale kiedy na nich patrzę, na nich wszystkich, mam wrażenie, że oni są pewni tego iż będą żyli wiecznie. I nic tej pewności w nich zmącić nie może, a już na pewno nie jakieś badania lekarskie i jakieś słabe wyniki. To jest betka przy dzisiejszej medycynie. I myślę, że jeśli ktokolwiek na świecie dotknął Zła, to właśnie oni. Warto przyjrzeć się co było w puli. W przypadku Lance'a – sukces. Lance podpisał cyrograf opiewający na sukces i ten sukces osiągnął. Teraz jednak przyszła pora rozliczeń, ale to tylko przedsmak, a być może nawet bonus. Dyskwalifikacja bowiem nie obniża Lance'owi nastroju, on sprawia mu satysfakcję, bo Lance wie, że może już wszystko. I będzie tak myślał do końca, do chwili aż po niego przyjdą. Dopiero wtedy Lance przestanie wierzyć w nieśmiertelność. Nie wcześniej.
Przejdźmy teraz do Ernesta Skalskiego. Napisałem o nim wczoraj szyderczy lekko tekst, w którym tytułowałem go przez cały czas panem Ernestem Skalskim. Tekst dotyczył kuriozalnej recenzji książki Zychowicza, którą napisał Skalski. Recenzji wprost idiotycznej i tak pokrętnej, że tylko ostatni durnie nie mogli zorientować się jaka jest jej intencja. Mimo podłości wyglądającej z każdego akapitu tego tekstu ja konsekwentnie tytułowałem autora panem Ernestem Skalskim. Dziś za to pan Ernest Skalski pomieścił inną opowieść, o innej książce. I już na samym jej początku znajdujemy fragment:
Ante scriptum;
’’Interno of Choices: Poles and the Holocaust”(”Piekło wyborów: Polacy a Zagłada”)Wyd. RYTM, Warszawa, 2011
Ujadaczom z Salonu24 całkowicie wystarczy zorientowanie się co to za książka. Przeczytanie rozmowy z przedstawicielem MSZi recenzji profesora dr. hab. Zdzisława Macha z Instytutu Europeistyki i Centrum Badań Holocaustu Uniwersytetu Jagiellońskiego może być dla nich zbędnym wysiłkiem. A zrozumienie tego co czytają przeważnie przerasta ich możliwości intelektualne. Zresztą, mogłoby być dyskomfortowe, bo może zmusiłoby do myślenia. Po co, skoro oni i tak z góry już wiedzą swoje. By bluzgnąć wystarczy im słowo – wskazówka, swoisty tag
Chciałem zwrócić uwagę administracji, że pan Ernest Skalski obraża czytelników i użytkowników salonu nazywając ich ujadaczami. I mimo to jego tekst nie jest zwinięty, a wręcz przeciwnie, eksponuje się go na samej górze. Kto to są ujadacze? To wszyscy ci, którzy mają inne zdanie niż pan Ernest Skalski i jego otoczenie. Co lansuje pan Ernest Skalski tym razem? Kolejną pracę historyka z dorobkiem trzech książek i tytułem profesora, który opisuje Polaków jako istoty mające jeden tylko sens w życiu – poświęcać się dla Żydów. Daje nam ów człeczyna pewną szansę w tym swoim paszkwilu, bo pisze, że wybory okupacyjne Polaków były trudne, wręcz piekielne. Co za odkrywczość myśli, doprawdy...Skalski zaś zaczyna prezentację tej publikacji od nazwania nas ujadaczami.
I nie ma się co kochani obrażać, bo Skalski tak musi. On jest w tym podobny bardzo do Lance'a Armstronga. Jemu się też wydaje, że kupił sobie nieśmiertelność. Mam jednak wrażenie, że cyrograf, który podpisał jest nieco słabszy niż ten kolarski i Skalskiemu nie dane będzie łudzić się do końca. Mam wrażenie graniczące z pewnością, że przed śmiercią czeka go jeszcze seria upokorzeń, klęsk i całe kubły szyderstwa. Postaram się – kiedy już do tego przyjedzie - stać jak najdalej od miejsca gdzie tłum będzie pastwił się nad Skalskim. Bo mam dziwną pewność, że będzie to tłum jego kolegów i znajomych, a ja z tymi ludźmi nie chcę mieć do czynienia.
Jest w tym wszystkim jeszcze jeden wątek – taki, który powraca w tekstach ludzi takich jak Skalski i Kłopotowski, ten wątek bezwzględnej wyższości jednych nad drugimi. Ja bym był bardzo ostrożny w lansowaniu tych tez, nie dlatego bynajmniej, że zapowiedziano iż pierwsi będą ostatnimi i na odwrót. Może się zdarzyć tak, że strategia tych pierwszych zmieni się tu na Ziemi, bo zmienić się będzie musiała. I co wtedy? Gdzie będzie Kłopotowski, gdzie Skalski i gdzie profesor Mach ze swoimi trzema książkami napisanymi w ciągu 23 lat? Powiecie, że to niemożliwe? Poczekajmy.
Tak jak codziennie przypominam o książkach. Można je kupić w księgarniach: Tarabuk, Browarna 6 w Warszawie, Ukryte Miasto, Noakowskiego 16 w Warszawie, Sklep FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, w Warszawie oczywiście. I jeszcze księgarnia Multibook, księgarnia Karmelitów przy Działowej 25 w Poznaniu, księgarnia Biały Kruk w Kartuzach, Księgarnia Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim, księgarnia Wolne Słowo, ul. 3 maja 31 w Katowicach. No i jeszcze www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl i strona www.coryllus.pl
Przypominam także, że w dniach 7-9 września będziemy z Toyahem na targach książki w Katowicach, w Spodku. Stoisko numer 26, prawie naprzeciwko sceny.
Inne tematy w dziale Polityka