Ponieważ na blogach Toyaha i Kamiuszka dyskusja o obrazku z kościoła w Łomnicy w dość przewidywalny sposób przekształciła się w dyskusję o tym co robić wobec zła, chciałem się na tyle na ile mogę do tej wymiany zdań włączyć.
Na blogu Kamiuszka pojawiło się pytanie: czy można walczyć z Szatanem, czy też trzeba to zostawić ludziom do tego celu przeznaczonym niejako z urzędu, samemu zajmując się jedynie ochroną tego co dla człowieka najważniejsze. Życia między innymi. Ja nie wiem co trzeba, wiem natomiast, że każda skuteczna akcja wymaga właściwego rozpoznania. On zaś – Tenktórynigdynieomijażadnychokazji – jak nazywa go Toyah – On – Czak Władymirowicz Noriega przede wszystkim uniemożliwia nam właściwe rozpoznanie sytuacji i utrudnia jak może każdemu z nas podjęcie decyzji właściwej i słusznej. To właśnie nazywamy kuszeniem. Czak Władymirowicz Noriega fałszuje znaki. To jest jego najważniejsze zadanie – chyba – bo przecież nie wiem tego na pewno.
Ponieważ zajmujemy się na naszych blogach polityką postaramy się zrozumieć owe fałszerstwa poprzez politykę właśnie. Bardzo dobrze pamiętam dzień kiedy to dwaj Polacy wybrali się do Chile by tam wręczyć generałowi Pinochetowi ryngraf. Byli to Tomasz Wołek i Michał Kamiński. Wołek jest tutaj postacią mniej interesującą, bo sam nam już dawno wyjaśnił, jakiego rodzaju motywami się kierował. Zastanawiająca bardziej postawa Michała Kamińskiego i ludzi, którzy byli wtedy podwładnymi Tomasza Wołka i pisali o tym wydarzeniu tak, jakby było to coś porównywalnego z wizytą Jana Pawła II w kraju.
Nie wierzę w to, że w środowisku tak małym, tak zwartym jak środowisko warszawskich dziennikarzy, część przynajmniej ludzie nie rozumiała i nie wiedziała kim był i jest nadal Tomasz Wołek. To jest po prostu nie możliwe. A jednak! Urósł Wołek wtedy bardzo, a opisywali go najtężsi publicyści polityczni jak bohatera, który pojechał złożyć hołd innemu bohaterowi. I ja doskonale rozumiem, że i dziś znajdą się tacy, którzy zapieją wysoko i krzyczeć będą, że Pinochet to bohater i polscy bojownicy przeciwko komunizmowi powinni go uhonorować.
Publicysta polityczny i dziennikarz to – w mojej ocenie – człowiek, który powinien przede wszystkim unikać tanich emocji. Do tego właśnie został powołany – do slalomu pomiędzy emocjami. Jeśli miast je omijać, zbiera te muldy pomiędzy nogi to znaczy tyle jedynie, że jest propagandystą, a jego rola na stoku jest inna niż deklarowana. I tak było z Tomaszem Wołkiem. Dla tak zwanego zachodu i jego opinii Pinochet to mały Hitler i koniec. Nie zmieniło tego i nie zmieni nic, choćbyśmy robili nie wiem co. Nie mamy na to wpływu. Decyzja by honorować generała czymkolwiek, w dodatku z pozycji jakiegoś tam dziennikarzyny, z jakiegoś odległego europejskiego kraju była kuriozalna i głupia. Był to jeden z pierwszych eventów, który pozwolił definiować polską prawicę poprzez głupotę, powierzchowność i agresję. I tak już zostało. I nikt wtedy, ani Wildstein, ani Skwieciński, ani Krasowski nie powiedzieli, że to głupi pomysł. Może tak pomyśleli, ale głośno nie było tego słychać.
Tomasz Wołek namaszczony na wodza polskiej prawicy pojechał uhonorować człowieka, który nie miał żadnych politycznych przyjaciół w świecie zwanym cywilizowanym. A do świata tego aspirowaliśmy wówczas wszyscy. W opinii przeciwników prawicy, Tomasz Wołek i Michał Kamiński po prostu się wyłożyli. W opinii zwolenników tego rodzaju zagrań dokonali przełomu i okazali bezkompromisowość. Według mnie byli narzędziem Czaka. Sfałszowali znak i uporczywie w tym fałszu utrzymywali tych, za których z racji wykonywanych zawodów wzięli odpowiedzialność – czytelników i wyborców. Wołek zdemaskował się pierwszy, a Kamiński drugi, po wielu latach. A my dziś możemy tylko analizować, nie zawsze poprawnie, tamto wydarzenie i zastanawiać się dlaczego ulegamy takim fałszom. Możemy się także zastanawiać nad tym kim wówczas był naprawdę Michał Kamiński i dlaczego jego polityczna kariera potoczyła się tak gładko mimo jego deficytów i nieciekawego sposobu prezentowania własnych racji. Być może był po prostu ideowym, młodym człowiekiem, który wierzył w to co robi. Nie wiem. Wielu rzeczy nie wiem. Nie wiem na przykład, jaką trasą lecieli oni to tego Chile, czy przyjął ich sam generał Pinochet, czy może jakiś adiutant, jak przebiegło spotkanie z generałem oraz czy wzruszył się on mocno na widok ryngrafu. Być może zachowały się jakieś zdjęcia dokumentujące to spotkanie, ale ja ich nie widziałem. Wiem za to, że możliwości fałszowania przekazu są przeogromne i bywa czasem tak, że człowiek, który deklaruje wyjazd na Madagaskar, a następnie przysyła stamtąd kartki pocztowe, nie rusza się w rzeczywistości ze swojego mieszkania na Saskiej Kępie.
Najgorszym i najcięższym przykładem sfałszowania znaku jest oczywiście to co działo się i dzieje wokół Tragedii Smoleńskiej. I nie chodzi mi tu bynajmniej o zachowanie tych, którzy drwią lub negują znaczenie tej Tragedii. Chodzi mi o takich jak FYM, a także o tych, którzy sprzedają Białą Księgę po 90 złotych za sztukę, a tę drugą po 65 złotych. To oni zostali wyznaczeni na fałszerzy znaków, to ich pycha powoduje, że każdy człowiek głęboko przeżywający Smoleńsk sprowadzony został do roli klienta. Oni zaś dystrybuują emocje dotyczące najważniejszego w ostatnim czasie wydarzenia dotyczącego Polski i Polaków. Jeśli ktoś mi nie wierzy, niech poczeka parę lat. Maski spadną i wszystko stanie się jasne. Będzie tak wyraźne jak w przypadku Wołka i Kamińskiego oraz ich wizyty u Pinocheta, a może nawet jaśniejsze. I już dziś widać jak trudno jest osobom ważnym i poważnym zachować się wobec takich sytuacji, bo Czak przecież nie żartuje. On się w ogóle na żartach nie zna. To jest istota szalenie poważna i traktująca wszystko bardzo serio. Trzeba więc wielkiej odwagi, by wobec zastawionych przezeń pułapek zachować się właściwie i nie ulec pokusie. Mało kogo na to stać. Trzeba też wielkiego uporu.
Pojawiła się ostatnio, akurat po wizycie Cyryla, opinia jakiegoś niezależnego instytutu z Teksasu, który zdradził światu, że NATO nie obroni Polski przed agresją ze wschodu. Bronić nas będzie jedynie przed agresją z zachodu. Kilka osób od razu rozpoczęło dyskusję na ten jakże frapujący temat. Co to jest – pytam – niezależny instytut z Teksasu? Czy to ta sama jakość co dziennik „Prawda”? A może „Komsomolskaja Prawda”. I od kogo ten instytut jest niezależny? Od rządu USA? To raczej zrozumiałe. Zależny byłby odeń wtedy gdyby jego siedziba mieściła się gdzieś w Austrii albo w Szwecji. Ten z Teksasu jest zależny od kogoś innego. Być może od Czaka. To popularne imię w Teksasie. Być może od kogoś innego.
Nie wiemy, czy szef tego instytutu w ogóle potrafi wskazać właściwie strony świata, a ekscytujemy się tym jak szczerbaty sucharami. Doradzałbym spokój. Wygląda bowiem na to, że nie potrafi. Nie wiadomo też gdzie dokładnie w Teksasie jest ten instytut i jak wyglądają jego prognozy dla innych krajów i regionów. Czy nie mają w sobie tego samego szwungu i lekkości formuł. Wszak Czak interesuje się nie tylko Polską.
Wróćmy teraz do kościoła w Łomnicy i znajdującego się tam do niedawna obrazu. Tam także sfałszowano znak i stało się to dlatego, że nowy proboszcz całkiem słabo radzi sobie z właściwym rozpoznawaniem okoliczności i intencji. Pokusa, której uległ nie miała mieć z pozoru wielkich konsekwencji. To co się jednak wydarzyło zaskoczyło tego księdza zupełnie. I tak jak my wszyscy jest on dziś całkowicie bezradny wobec tej lawiny kłamstw, którą sam przecież uruchomił. I nikt dziś nie wie jak to się skończy.
Ponieważ przekonany jestem, że jednym z dobrych sposobów obrony przed pokusą jest uporczywe trzymanie się konkretów chciałbym przypomnieć gdzie można kupić nasze książki: Tarabuk, Browarna 6 w Warszawie, Ukryte Miasto, Noakowskiego 16 w Warszawie, Sklep FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, w Warszawie oczywiście. I jeszcze księgarnia Multibook, księgarnia Karmelitów przy Działowej 25 w Poznaniu, księgarnia Biały Kruk w Kartuzach, Księgarnia Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim, księgarnia Wolne Słowo, ul. 3 maja 31 w Katowicach. No i jeszcze www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl i strona www.coryllus.pl
Przypominam także, że w dniach 7-9 września będziemy z Toyahem na targach książki w Katowicach, w Spodku. Stoisko numer 26, prawie naprzeciwko sceny.
Inne tematy w dziale Polityka